Maleje prawdopodobieństwo interwencji zbrojnej USA w Syrii. Z jednej strony klęską zakończyły się starania sekretarza stanu USA Johna Kerry’ego zmontowania międzynarodowej koalicji, z drugiej w amerykańskim społeczeństwie lawinowo rośnie liczba przeciwników akcji zbrojnej. Chociaż jeszcze tydzień temu interwencja siłowa wydawała się być nieuniknioną i jedyną opcją, od wczoraj wszelkie działania wydają się skupiać na dyplomatycznym rozwiązaniu „chemicznego” kryzysu. Przełomem w sprawie okazała się propozycja Rosji objęcia syryjskiej broni chemicznej międzynarodową kontrolą w celu jej zniszczenia.
Zaledwie w ciągu tygodnia odsetek przeciwników zbrojnej interwencji USA w Syrii wzrósł z 48 do 63 proc., podczas gdy poparcie dla interwencji pozostało na niezmienionym poziomie 28 procent. Z opublikowanego w wczoraj przez ośrodek Pew Research Center sondażu wynika, że do przeciwników podjęcia akcji zbrojnej dołączają, ci którzy wcześniej byli wcześniej nie mieli wyrobionego zdania w tej sprawie.
Wesprzyj nas już teraz!
Amerykanie nie chcą wojny
Przeprowadzony przez Pew Research Center i „USA Today” w dniach 4-8 września sondaż wykazał nie tylko znaczny wzrost liczby przeciwników akcji zbrojnej, ale przede wszystkim wzrost odsetka respondentów do 45 proc., którzy zadeklarowali „bardzo silny” sprzeciw wobec uderzenia na Syrię. Jest to prawie trzy razy więcej niż odsetek respondentów deklarujących „bardzo silne” poparcie dla interwencji (16 proc.).
Największy przyrost przeciwników interwencji nastąpił wśród zwolenników partii republikańskiej. O ile tydzień wcześniej byli oni w tej kwestii podzieleni (35 proc. za, 40 proc. przeciw) o tyle według najnowszego sondażu przeciw interwencji zbrojnej w Syrii jest 70 proc. zwolenników republikanów (21 proc. za interwencją). Także wśród zwolenników partii demokratycznej przybyło przeciwników interwencji z 48 proc. przed tygodniem do 53 proc. obecnie. Jednocześnie w tej grupie przybyło respondentów popierających atak na Syrię – wzrost z 29 proc. przed tygodniem do 35 proc. obecnie.
Jednocześnie 60 proc. Amerykanów uważa, że Stany Zjednoczone nie mogą pozostać bezczynne i muszą pokazać swoją dezaprobatę dla użycia broni chemicznej w Syrii, chociaż nie są w stanie podać żadnych konkretnych propozycji. Jednak także w tej grupie większość (58 proc.) sprzeciwia się atakowi na Syrię. Ponad połowa Amerykanów (54 proc.) uważa, że Stany Zjednoczone mają moralną powinność powstrzymania przemocy wobec ludności cywilnej jednak trzy czwarte uważa, że zaatakowanie Syrii tylko pogorszy sytuację nie tylko w Syrii ale w całym regionie.
Kongresmeni nie poprą wniosku o interwencję
Przeciwna interwencji w Syrii jest większość kongresmenów. Z badania przeprowadzonego przez amerykański instytut „Think Progress” wynika, że 238 z 416 członków Izby Reprezentantów nie poprze złożonego tydzień temu przez prezydenta Baracka Obamę wniosku o akceptację interwencji zbrojnej w Syrii. Tylko 42 członków Izby Reprezentantów zapowiedziało, że na pewno lub prawdopodobnie opowie się za uderzeniem na Syrię. 136 członków Izby Reprezentantów nie zdecydowało jeszcze jak zagłosuje. W poniedziałek amerykańscy kongresmeni skończyli wakacje i prawdopodobnie w środę zajmą tą sprawą.
W wywiadzie dla telewizji NBC Obama przyznał, że nie jest pewien wyniku głosowania Kongresie w sprawie ewentualnej interwencji w Syrii. Nie wykluczył, iż Kongres wypowie się przeciwko takiej interwencji. Tego samego dnia w wywiadzie dla telewizji PBS prezydent ujawnił, że rozmawiał z prezydentem Rosji Władimierem Putinem na szczycie G20 o ewentualnym dyplomatycznym rozwiązaniu sytuacji w Syrii.
Klęska polityki Obamy w kwestii syryjskiej przekłada się na spadek jego notowań w społeczeństwie. Według Pew Research Center, po raz pierwszy od początku roku liczba respondentów negatywnie oceniających pracę prezydenta (49 proc.) przewyższyła liczbę tych, którzy go chwalą (44 proc.). Zaledwie jedna trzecia Amerykanów popiera politykę zagraniczną prezydenta, ale tylko 29 proc. aprobuje jego działania w związku z wojną domową i użyciem broni chemicznej w Syrii.
Na poglądach Amerykanów ws. ewentualnej interwencji zbrojnej w Syrii w dużym stopniu mogły zaważyć obawy przed rozprzestrzenieniem się islamskiego ekstremizmu. Amerykanie obawiają się, że akcja wojskowa w Syrii mogłaby wzmocnić rebeliantów, wśród których dominującą rolę odgrywają islamscy radykałowie. Obawy te wykorzystał syryjski minister spraw zagranicznych Walid al-Moualem. – Zadajemy sobie pytanie, jak Obama może (…) wspierać tych, którzy w swoim czasie wysadzili World Trade Center w Nowym Jorku – pytał sugestywnie minister.
Propozycja „potencjalnie przełomowa”
Chociaż jeszcze tydzień temu amerykański atak na Syrię wydawał się być tylko kwestią czasu, od wczoraj wszelkie działania wydają się ogniskować na znalezieniu rozwiązania dyplomatycznego. Przełomowa w tej kwestii może okazać się inicjatywa ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa, który zaproponował wczoraj umieszczenie syryjskiej broni chemicznej pod kontrolą międzynarodową, w celu jej późniejszego zniszczenia.
Propozycja ta nie tylko została pozytywnie przyjęta przez Syrię ale całkowicie przewartościowała dotychczasowe postawy wielu amerykańskich polityków. Wkrótce po tym lider większości demokratycznej w Senacie Harry Reid wycofał swoje poparcie dla planowanego na środę głosowania nad rezolucją ws. podjęcia akcji wojskowej przeciwko Syrii. Reid chce, by przed głosowaniem wyjaśniła się kwestia rosyjskiej propozycji.
Zadowolenia nie krył też republikański senator Rand Paul, który od początku przeciwny był wojskowej interwencji USA. – To świetny rozwój sytuacji, dyplomacja jest zawsze lepsza od wojny. Interwencja w Syrii wprowadziłaby więcej niestabilności w regionie – powiedział w CNN republikański senator.
Przychylnie do propozycji Rosji w sprawie utworzenia systemu międzynarodowego nadzoru nad syryjską bronią chemiczną odniósł się prezydent Barack Obama. – Sądzę, że wstępnie należy podejść do tej propozycji ze szczyptą soli. Stanowi ona jednak potencjalnie pozytywne wydarzenie – powiedział Obama rozmowie z telewizją NBC. Z kolei w wywiadzie dla stacji CNN prezydent określił propozycję jako „potencjalnie przełomową” i zapewnił, że Biały Dom potraktuje ją „poważnie”.
Podkreślił jednocześnie, że pojawienie się rosyjskiej propozycji było efektem groźby użycia siły przez USA. Nie ulega jednak wątpliwości, że Barack Obama poniósł całkowitą klęskę zarówno w wymiarze krajowym jak i zagranicznym w kwestii przeprowadzenia interwencji zbrojnej w Syrii, a propozycja Rosji pozwala mu przynajmniej zachować twarz.
Krzysztof Warecki/Pew Research Center/Reuters