We wtorek rozpoczyna się w Wilnie dwudniowy szczyt NATO, którego głównym tematem będzie wytyczenie bardziej szczegółowej ścieżki wejścia Ukrainy do sojuszu obronnego, który od prawie 75 lat ma zapewniać bezpieczeństwo sojuszników europejskich i Stanów Zjednoczonych. NATO przeobraża się, a fundamentalne zmiany miały zostać zainicjowane po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. Szczyt w Wilnie ma przynieść konkretne zobowiązania dotyczące zwiększenia wydatków na obronę, produkcji broni, pomocy dla Ukrainy i zaangażowania w sprawy Indo-Pacyfiku. Stąd obecność w Wilnie partnerów z tego regionu.
Od wielu miesięcy przedstawiciele Ukrainy zabiegają nie tylko o konkretną pomoc wojskową od NATO, ale przede wszystkim o członkostwo w sojuszu. I chociaż wiedzą, że nie ma zgody na to, by ich państwo przystąpiło do paktu w trakcie trwania wojny z Rosją, to jednak chce uzyskać konkretne gwarancje oraz jasno wytyczony plan akcesji do sojuszu obronnego, o co stara się od 2008 roku.
Wesprzyj nas już teraz!
Szczyt w Wilnie w zdecydowanej mierze będzie poświęcony Ukrainie i wojnie z Rosją. Kwestia ta jest postrzegana przez dowództwo NATO jako kluczowa dla przyszłości bezpieczeństwa globalnego. Jak mawiają przywódcy sojuszu, ewentualne zwycięstwo Moskwy zachęciłoby inne „autorytarne” kraje do podążania tym samymi tropem i do łamania zasad obecnego porządku międzynarodowego, wywołując szereg niszczycielskich wojen. A do tego nie można dopuścić.
Na szczyt do Wilna – z przystankiem w Niemczech – udał się premier Australii Anthony Albanese. W szczycie wezmą udział nie tylko członkowie NATO (ponad 30 krajów), ale także partnerzy sojuszu z Azji i innych regionów (w sumie będzie obecnych około 40 przywódców z całego świata).
Albanese miał zaplanowane spotkanie w Berlinie z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem m.in. w kwestii członkostwa Ukrainy w NATO, ale także w sprawie eksportu do Niemiec paliwa wodorowego, co miałoby rozwiązać problemy gospodarcze obu krajów (w tym zobowiązania związane z dekarbonizacją gospodarki). Australia potwierdziła także, że zamierza zawrzeć umowę o wartości ponad 1 miliarda dolarów na eksport do Niemiec ponad 100 ciężkich pojazdów do przewozu broni.
Czy Ukraina zostanie przyjęta do NATO?
To jedno z częściej zadawanych pytań obecnie, chociaż Kijów wie, że nie ma zgody na to, by Ukraina mogła osiągnąć swój cel w trakcie wojny z Rosją, Oznaczałoby to bowiem bezpośrednie zaangażowanie sojuszu w wojnę. Natomiast jest szansa, że kraje sojuszu przedstawią po szczycie konkretny plan akcesyjny z wyznaczonym horyzontem czasowym i określonymi warunkami, które kraj musiałby spełnić, by być członkiem NATO.
W Wilnie państwa mogą potwierdzić swoje zobowiązanie do stałego wojennego wspierania Ukrainy poprzez konkretne dostawy coraz bardziej wyrafinowanej broni. Prace nad „całym pakietem produktów” trwają nieustannie – jak się wyraziła stała przedstawiciel USA przy NATO ambasador Julianne Smith w rozmowie z SBS World News.
Reprezentantka Białego Domu wyjaśniła, że będzie oferowane coraz bardziej praktyczne wsparcie. Ponadto Kijów może się spodziewać czegoś więcej niż to, co NATO zaoferowało Ukrainie na bukaresztańskim szczycie w 2008 roku, gdy kraj ten oficjalnie złożył wniosek o przystąpienie do NATO. Ówczesna kanclerz Niemiec Angela Merkel odrzuciła go między innymi z powodu niespełnienia „warunków politycznych” przez Kijów.
Dużo po spotkaniu obiecuje sobie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, który od kilku tygodni prowadzi intensywną kampanię zagranicą w tej kwestii.
Joe Biden stwierdził, że na obecnym etapie Ukraina nie jest gotowa by przystąpić do NATO, ale wyraził nadzieję, że tym razem uda się wytyczyć konkretną ścieżkę jej kwalifikacji. Jednym z warunków jest demokratyzacja kraju – jak tłumaczył w niedzielnej rozmowie z CNN.
Prezydent nie ma złudzeń co do tego, że na razie nie będzie porozumienia w tej sprawie. – Nie sądzę, aby w NATO była jednomyślność co do tego, czy w tej chwili, w środku wojny, wprowadzić Ukrainę do rodziny NATO, czy też nie – mówił, zdając sobie sprawę, że oznaczałoby to wypowiedzenie wojny Rosji przez cały sojusz, uwzględniwszy art. 5 traktatu, który traktuje napaść na jednego sojusznika jako atak na wszystkich.
Zełenski szuka jednak „gwarancji bezpieczeństwa” NATO, czyli utrzymania ochrony ze strony sił zewnętrznych. Może być spokojny, że państwa Paktu Północnoatlantyckiego potwierdzą obietnicę dostarczania broni, danych wywiadowczych i pomocy tak długo, jak to będzie konieczne, aby Kijów wypracował sobie korzystną pozycję do negocjowania umowy pokojowej z Moskwą.
Za zwiększeniem wsparcia aktywnie lobbuje Warszawa. Również Włochy podkreśliły ostatnio, że NATO musi zapewnić Ukrainie jeszcze bardziej okazałą pomoc.
Cztery kraje: USA, Francja, Niemcy i Wielka Brytania mają rzekomo pracować nad nową umową dotyczącą bezpieczeństwa i gospodarki Ukrainy – doniósł amerykański portal „Politico”.
Obecnie największymi darczyńcami dostarczającymi pomocy wojskowej Ukrainie są zdecydowanie Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Trzecie miejsce zajmuje jako całość UE – podał Instytut Gospodarki Światowej w Kilonii.
Niedawno prezydent Biden podpisał kontrakt na wysłanie na Ukrainę amunicji kasetowej, której stosowanie jest zabronione w 100 krajach. Duże skupiska bomb wysyłanych na znaczny obszar, mają pomóc w szybszym odbijaniu terenów spod okupacji rosyjskiej. Ukraiński minister obrony Ołeksij Reznikow z zadowoleniem przyjął decyzję. Obiecał, że amunicja nie będzie wykorzystana w Rosji.
Zwiększenie wydatków na obronę powyżej poziomu 2 proc. PKB
Podczas szczytu z pewnością będzie wywierana presja, zwłaszcza na zamożniejsze kraje europejskie, w sprawie zobowiązania do zwiększenia wydatków obronnych tak by osiągnęły ponad 2 proc. PKB. Już kilka miesięcy temu pojawiły się sugestie, że szefostwo NATO będzie zabiegało o ustalenie pułapu na poziomie 3 proc. PKB, a nie jak jest obecnie – 2 proc. PKB. Mimo tego zobowiązania, które sumiennie wypełniają np. Polska czy kraje bałtyckie, wiele innych państw wciąż nie zrealizowało.
Z pewnością będzie poruszana sprawa ułatwienia włączenia Szwecji do NATO. Akces blokują Turcy, zarzucając kandydatce brak wystarczających działań w zwalczaniu organizacji terrorystycznych (chodzi o Kurdów, którzy wciąż organizują demonstracje przeciwko polityce prezydenta Erdogana).
Ewolucja sojuszu
Sojusz Północnoatlantycki powstał w 1949 r. wraz z początkiem „zimnej wojny” z Rosją sowiecką i tworzonym przez nią blokiem. NATO składa się z 31 państw członkowskich, w tym Stanów Zjednoczonych i Kanady.
Po rozpadzie ZSRS sojusz zaangażował się w „operacje bezpieczeństwa” w Afganistanie, Iraku, Kosowie i Somalii. Blok prowadził „misje” także w Libii.
Filar współpracy wojskowej między Stanami Zjednoczonymi a Europą stopniowo się rozszerzał. Członkowie założyciele to: Belgia, Kanada, Dania, Francja, Islandia, Włochy, Luksemburg, Holandia, Norwegia, Portugalia, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone.
W 1952 r. do sojuszu dołączyły Grecja i Turcja, a w 1955 roku RFN. W 1982 NATO poszerzyło się o Hiszpanię. Po zjednoczeniu Niemiec – o byłą NRD.
W 1994 r. szef amerykańskiej dyplomacji Warren Christopher ostrzegał na łamach „Washington Post” przed zbyt szybkim zasileniem sojuszu o kraje Europy Wschodniej, strasząc, że w takim przypadku „neoimperialistyczna Rosja zostanie samospełniającą się przepowiednią”.
W ramach „resetu” z Moskwą, NATO ustanowiło w 1997 r. (Akt Stanowiący) oficjalne forum dwustronnych dyskusji, które miało przełamać brak zaufania między Rosją a krajami sojuszu.
W 2008 r. miał miejsce przełomowy szczyt NATO w Bukareszcie. Państwa sojuszu obiecały wspierać członkostwo Gruzji i Ukrainy, ale opóźniono jakiekolwiek działania w tej kwestii. Rosja groziła konsekwencjami politycznymi i wojskowymi. Kilka miesięcy później świat zaskoczyła inwazja Moskwy na Gruzję. Obszar zarówno tego państwa, jak i Ukrainy, Kreml uważał za swoją sferę wpływów.
Sześć lat później Moskwa zdecydowała się na aneksję Krymu i destabilizację wschodniej części Ukrainy, gdzie skupia się przemysł, generujący główne bogactwo kraju.
Stosunki między NATO a Rosją od tego czasu wyraźnie się pogorszyły. Sojusz zawiesił wszelką cywilną i wojskową współpracę z Moskwą.
By nieco złagodzić napięcia nowy prezydent USA Donald Trump, który doszedł do władzy w 2017 roku, podjął rozmowy z prezydentem Rosji Władimirem Putinem – wbrew opinii części członków swojej administracji, kongresmenów i dowódców wojskowych. Trump planował restrukturyzację amerykańskiej pozycji wojskowej w Europie. Zamierzał zmniejszyć obecność sił militarnych na kontynencie. Z jednej strony miała to być presja na sojuszników europejskich, by zaczęli wydawać co najmniej 2 proc. PKB na swoją obronę i odciążyli Amerykę, która przez wydatki wojskowe nie przeznaczała wystarczających środków na ożywienie gospodarcze i rywalizację z innymi konkurencyjnymi gospodarkami. Z drugiej strony Trump myślał także o większym wykorzystaniu sił NATO chociażby w Azji.
Wraz z pojawieniem się nowego prezydenta Joe Bidena napięcia między Rosją a NATO zaostrzały się, osiągając punkt kulminacyjny pod koniec 2021 i na początku 2022 r., kiedy Putin nakazał nadzwyczajne zgromadzenie sił zbrojnych na granicy z Ukrainą i zagroził szerszą inwazją, jeśli sojusz nie zobowiąże się do zaprzestania rozszerzania. Kreml oczekiwał, że przyjmowanie nowych członków NATO będzie uzależnione od zgody Rosji. Putin domagał się także usunięcia amerykańskiej broni nuklearnej z Europy, a także szeregu innych gwarancji w obliczu narastającej rywalizacji geopolitycznej związanej z transformacją ekologiczną, digitalizacją i automatyzacją.
W lutym 2022 r. Rosjanie zdecydowali się na pełnoskalową inwazję na Ukrainę.
Co istotne, już po walijskim szczycie w 2014 roku sojusz NATO zdecydował o wzmocnieniu obrony na wschodniej flance. Zintensyfikowano ćwiczenia wojskowe, otwarto nowe centra dowodzenia w Bułgarii, Estonii, na Węgrzech, Łotwie, Litwie, w Polsce, Rumunii i na Słowacji.
Chociaż początkowo były to skromne placówki, które miały wspierać nowe siły szybkiego reagowania liczące około dwudziestu tysięcy, w tym pięć tysięcy żołnierzy lądowych, planiści wojskowi NATO pracowali nad adaptacją do nowych warunków geopolitycznych.
W 2017 roku pojawiły się rotujące cztery wielonarodowe grupy bojowe – łącznie około 4500 żołnierzy – w krajach bałtyckich i Polsce. Sojusz wzmocnił obronę w regionie Morza Czarnego, tworząc w Rumunii nowe wielonarodowe siły liczące kilka tysięcy osób. Zwiększono liczbę patroli powietrznych nad wschodnimi granicami i zaczęto rutynowo wysyłać odrzutowce w celu przechwycenia rosyjskich samolotów bojowych naruszających sojuszniczą przestrzeń powietrzną. Potem pojawiły się kolejne rotacyjne brygady.
Od aneksji Krymu członkowie NATO zintensyfikowali współpracę z Ukrainą, szkoląc tamtejszych żołnierzy i służby bezpieczeństwa oraz wywiadu. Od 2018 r. Amerykanie zaczęli dostarczać na Ukrainę zaawansowaną broń obronną, w tym pociski przeciwpancerne Javelin (kwestia ta była wielokrotnie podnoszona przez stronę rosyjską w rozmowach z Amerykanami), aby pomóc w zwalczaniu wspieranych przez Rosję powstańców w regionie Donbasu.
Ukraina odbywała także wraz z sojuszem coroczne ćwiczenia wojskowe i stała się jednym z sześciu partnerów o zwiększonych szansach na współpracę z NATO. Kijów nie krył, że chce pełnego członkostwa w sojuszu.
Od czasu inwazji w 2022 r. wiele krajów członkowskich NATO, w tym Polska, udziela bezprecedensowego wsparcia Kijowowi (pomoc finansowa, dla uchodźców, wojskowa, wywiadowcza, humanitarna itp.).
Przywódcy NATO – w przeciwieństwie do interwencji po rozpadzie Jugosławii i wybuchu wojny na Bałkanach pod koniec lat 90. – nie zdecydowali się na wprowadzenie strefy zakazu lotów nad Ukrainą, obawiając się bezpośredniego włączenia sojuszu w wojnę z Rosją. Moskwa i tak ostrzega, że udzielanie pomocy w postaci coraz bardziej wyrafinowanej broni, grozi wybuchem wojny nuklearnej.
W kwietniu 2023 roku NATO poszerzyło się o nowego członka Finlandię, a Szwecja także czeka na przełamanie sprzeciwu Turcji i przyjęcie do sojuszu. Oba kraje w przeszłości unikały formalnego sojuszu wojskowego.
Stanowisko USA i innych sojuszników NATO ewoluowało od sprzeciwu wobec rozszerzenia za administracji Billa Clintona, która chciała tuż po rozpadzie Rosji sowieckiej w 1991 r. utrzymać dobre relacje z kruchym rządem prezydenta Borysa Jelcyna, aby kontynuować politykę rozbrojenia nuklearnego (chociaż niektórzy członkowie NATO byli za jego rozszerzeniem, dla utrwalenia demokratycznego systemu w byłym bloku sowieckim).
Początkowo także Wielka Brytania obawiała się osłabienia sojuszu przez rozszerzenie na wschód, a Francuzi mieli ambicję, by budować konkurencyjny wobec Waszyngtonu system obrony europejskiej.
Ostatecznie Clinton zdecydował się opracować nową inicjatywę NATO o nazwie Partnerstwo dla Pokoju (1994 r.), które miało być otwarte na kraje byłego Układu Warszawskiego i państwa spoza Europy. Do tego Partnerstwa chciało przystąpić ponad dwadzieścia krajów, w tym Gruzja, Rosja i Ukraina.
Po uruchomieniu PdP, Clinton w Pradze zapowiedział, że NATO będzie przyjmować nowych członków, na co zareagował Jelcyn, ostrzegając przed nową rywalizacją mocarstw.
NATO ewoluowało. Zamiast skupić się na zobowiązaniach traktatowych dotyczących udzielenia pomocy zaatakowanym państwom członkowskim w Europie lub Ameryce Północnej, zaczęło interweniować w innych regionach świata (m.in. rola wpływowego amerykańskiego senatora Richarda Lugara, który uważał, że NATO jako udany sojusz musi interweniować w innych strefach zagrożenia dla bezpieczeństwa USA, które leżą poza Ameryką i Europą).
Chociaż sojusznicy winni być jednomyślni co do reakcji w danym kraju, to jednak poszczególne państwa, ich grupy mogą inicjować działania poza auspicjami NATO. W ten sposób doszło w 2011 r. do akcji USA, Francji i Wielkiej Brytanii, które rozpoczęły patrolowanie sankcjonowanej przez ONZ strefy zakazu lotów w Libii, by następnie w ciągu kilku dni przekazać NATO dowództwo nad operacją. Polska i Niemcy odmówiły wówczas udziału w niej.
Dwa główne centra decyzyjne sojuszu znajdują się pobliżu Mons w Belgii oraz amerykańskim Norfolk.
Szef NATO o szczycie w Wilnie
Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg – Norweg, któremu już dwukrotnie przedłużono mandat, napisał ostatnio obszerny artykuł na temat spotkania w Wilnie. Tekst ukazał się na łamach magazynu „Foreign Affairs” w poniedziałek 10 lipca pod znamiennym tytułem: A Stronger NATO for a More Dangerous World.
Autor opisał, co sojusz musi zrobić w Wilnie oraz w późniejszym okresie, aby jeszcze lepiej adaptować się do niebezpiecznych czasów.
Stoltenberg, który ma pełnić swoją czołową funkcję do września 2024 roku, zaznaczył, że szczyt ma przede wszystkim zapewnić impet Ukraińcom i utrzymać jedność. Przywódcy mają potwierdzić „niezachwiane poparcie dla Ukrainy”, zobowiązać się do większych wydatków na obronę i „zacieśniać współpracę z partnerami z Europy i Indo-Pacyfiku w celu obrony globalnego porządku opartego na zasadach”. To są – jak się wyraził – jego główne priorytety na spotkanie w Wilnie oraz co najmniej na przyszły rok.
Szef NATO uważa, że rozpoczęty szczyt może być przełomowy, ponieważ „to, co zrobimy — lub czego nie zrobimy — teraz zdefiniuje świat, w którym żyjemy na pokolenia”. Ma się pojawić przekaz, że NATO jest silne, zjednoczone i „autorytarna agresja się nie opłaci”.
Dodał, że trzeba „przerwać błędne koło rosyjskiej agresji, a najlepszym sposobem na osiągnięcie trwałego pokoju jutra jest wsparcie Ukrainy, aby zwyciężyła jako suwerenny naród już teraz”.
Norweg potwierdził, że sojusznicy z NATO wspierają Ukrainę odkąd 30 lat temu uzyskała ona niepodległość, zapewniając przez lata szkolenia i konkretną pomoc po aneksji Krymu przez Rosję. „To wsparcie” – podkreślił – „pokazuje, że jesteśmy związani z Ukrainą na dłuższą metę”. I właśnie w Wilnie zostanie uzgodniony wieloletni pakiet wsparcia. Tylko w tym roku zobowiązania wynoszą już ponad 500 milionów dolarów. Środki mają pójść na odbudowę sektora obronnego i bezpieczeństwa, by zapewnić pełną interoperacyjność ukraińskich sił zbrojnych z siłami NATO.
Według Stoltenberga, „Ukraina jest bardziej zintegrowana z sojuszem niż kiedykolwiek wcześniej, dlatego musimy podjąć kroki, aby odzwierciedlić tę rzeczywistość”.
W Wilnie będą wzmocnione więzi polityczne. Odbędzie się pierwsze posiedzenie nowej Rady NATO –Ukraina wraz z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim. „Jest to platforma do podejmowania decyzji i konsultacji kryzysowych, w której sojusznicy z NATO i Ukraina zasiadają na równych prawach, aby rozwiązywać wspólne problemy związane z bezpieczeństwem” – czytamy.
Autor tekstu dodał, że „wszyscy sojusznicy NATO zgadzają się, iż Ukraina zostanie członkiem NATO” i że drzwi do paktu „pozostaną otwarte” także dla innych państw. „W Wilnie przedstawimy mocną wizję przyszłości Ukrainy i zbliżymy ten kraj do NATO” – zadeklarował.
Owo zobowiązanie do wspierania Ukrainy ma wynikać między innymi z tego, że ewentualna porażka Kijowa oznaczałaby złą wiadomość, iż niektóre „autorytarne państwa” mogłyby dyktować, co mają robić ich sąsiedzi. Taka sytuacja prowadziłaby do ciągłej konfrontacji z wartościami NATO oraz prawem międzynarodowym.
„Autorytarne reżimy” mogłyby myśleć, że warto osiągać swoje cele siłą. „W szczególności Chiny obserwują cenę, jaką płaci Rosja lub nagrodę, jaką otrzyma za swoją agresję. Uczą się na błędach militarnych Moskwy i reakcji społeczności międzynarodowej” – ostrzega główny dowódca sojuszu.
Stoltenberg, chociaż zastrzega, że NATO nie uważa Chin za przeciwnika i konieczna jest współpraca z Pekinem, by „sprostać dzisiejszym globalnym wyzwaniom, w tym rozprzestrzenianiu broni jądrowej i zmianie klimatu”, to jednak ubolewa z powodu „represyjnego” zachowania Państwa Środka za granicą, a także „opresyjnej polityki, która rzuca wyzwanie bezpieczeństwu, wartościom i interesom NATO”. Dodaje, że „Chiny powinny wykorzystać swoje znaczące wpływy w Rosji do zakończenia nielegalnej wojny na Ukrainie”.
Wyjaśnił także, że korzyści ekonomiczne nie mogą przysłonić sojusznikom poważnych wyzwań o najwyższej skali. „NATO jest regionalnym sojuszem Europy i Ameryki Północnej, ale wyzwania, przed którymi stoimy, mają charakter globalny” – napisał Stoltenberg, narzekając na działania chińskie związane z przejmowaniem łańcucha dostaw itp. Szczyt w Wilnie ma zwrócić uwagę na zagrożenia poza Europą, stąd zaproszono do udziału w nim partnerów z Indo-Pacyfiku: Australię, Japonię, Nową Zelandię i Koreę Południową.
NATO ma nadal wzmacniać się i inwestować w politykę odstraszania. Sojusz wraca do korzeni i ponownie skupi się na obronie zbiorowej, a nie misjach, Zresztą zwrot w strategii nastąpił po 2014 roku. „Ostatnie dziesięć lat było decydującą dekadą adaptacji, przygotowującą NATO na nieprzewidywalną przyszłość” – podkreślił szef paktu, dodając, że w tym roku wydatki na obronność europejskich sojuszników i Kanady wzrosną realnie o 8,3 proc. Ma to być największy progres od dziesięcioleci i dziewiąty rok z rzędu powiększania wydatków na obronę w całym NATO. Swoje nakłady jeszcze bardziej zwiększą Stany Zjednoczone.
Sojusz ma mieć „nowe, szczegółowe regionalne plany obronne, które są w pełni powiązane z siłami, zdolnościami oraz dowództwem i kontrolą potrzebnymi do ich wykonania”. Ponadto NATO będzie miało 300 tysięcy żołnierzy w stanie podwyższonej gotowości, w tym znaczną siłę bojową powietrzną i morską.
Zmienią się struktury dowodzenia, by odzwierciedlić nową geografię sojuszu, z członkostwem Finlandii, a wkrótce z członkostwem Szwecji. Ma to być „przełom dla europejskiego bezpieczeństwa i zapewni nieprzerwaną tarczę od Bałtyku po Morze Czarne”. Znacznie zwiększy się współpraca z przemysłem obronnym, aby pobudzić produkcję broni dla Ukrainy i całego sojuszu.
Szef NATO dał do zrozumienia, że w Wilnie sojusznicy zobowiążą się do większych wydatków na obronność niż 2 procent PKB, by zapobiegać agresjom zawczasu, a nie prowadzić potem kosztownych wojen.
Agnieszka Stelmach