Dzisiaj

Rewolucja synodalności przeora Kościół w sposób, który trudny jest wręcz do wyobrażenia. Franciszek postanowił zatwierdzić postępujący od lat 60. XX wieku proces atomizacji katolicyzmu. Tendencje, które uważaliśmy dotąd za jednoznacznie negatywne i destrukcyjne, zyskały synodalną sankcję. Czym to się skończy?

Są takie rewolucje, które trudno zauważyć. Taki charakter ma synodalizacja Kościoła katolickiego. Rozproszone zmiany wprowadzane przez Franciszka i jego zaplecze sprawiają wrażenie mało konkretnych. Synodalne debaty, „rozmowy w Duchu”, spotkania w Rzymie owocujące dokumentami, których nikt nie czyta… Gdyby Proces Synodalny porównać do Soboru Watykańskiego II, nie byłoby w ogóle o czym mówić. Gdzie obecnym mętnym działaniom i niejasnym tekstom do uroczystej soborowej „pompy”, gdzie do wielkich deklaracji o dialogu i liturgii? A jednak to właśnie synodalizacja Kościoła może być długofalowo wydarzeniem bardziej doniosłym niż samo Vaticanum II.

Rewolucja soborowa była w gruncie rzeczy odgórna. W Rzymie zebrali się oczywiście biskupi i przyjmowali dokumenty w głosowaniach. Ostatecznie jednak w życie wdrażali je papieże. To oni podejmowali kluczowe decyzje; często bardzo arbitralne. Na przykład w sprawie liturgii. Sobór nie chciał zakazu tradycyjnej mszy ani stworzenia nowej; papież Paweł VI zrobił inaczej, traktując konstytucję „Sacrosanctum concilium” tylko jako punkt wyjścia. Podobnie było z dialogiem ekumenicznym i międzyreligijnym. Dokumenty „Nostra aetate” i „Dignitatis humanae” zawierały wiele głęboko wątpliwych stwierdzeń, ale wyprowadzenie z nich takich skandali jak Azyż 1986 czy gwałtowne odejście od nauczania na temat roli judaizmu było już osobistą inicjatywą Jana Pawła II.

Wesprzyj nas już teraz!

Z synodalnością jest trochę inaczej. Zmiany, które dotkną każdego z nas, będą przeprowadzane „na miejscu – w Europie, Polsce, każdej diecezji. Ze wszystkich pomysłów, które pojawiły się w Procesie Synodalnym w latach 2021 – 2024 istotny jest tak naprawdę tylko jeden. To nie nowe role dla kobiet w administracji kościelnej ani polityka wsłuchiwania się w głos ludu; to nawet nie błogosławienie par jednopłciowych. Ważna jest wyłącznie decentralizacja.

Decentralizacja ma wymiar totalny. Obejmuje doktrynę, moralność, duszpasterstwo, liturgię. We wszystkich tych dziedzinach w Kościele synodalnym ma panować jedność „mniej więcej”. Przyjmuje się kilka aksjomatów, a cała reszta zależy od kontekstu lokalnego.

W dziedzinie doktryny przyjmuje się na przykład, że katolicy na całym świecie powinni wierzyć w Boga oraz uznawać centralność postaci Jezusa Chrystusa. To, czy przyjmuje się Chrystusa jako jedyną drogę zbawienia, jest już kwestią dowolną. Na przykład sam papież uważa, że są różne drogi zbawienia, o czym mówił ostatnio w Singapurze i Dżakarcie.

W moralności przyjmuje się z kolei zasadę non-violence, czyli brak przemocy. W związku z tym wszyscy powinni potępić karę śmierci, wojny czy aborcję. Tam, gdzie nie chodzi o przemoc, jak w konsensualnej seksualności, panuje różnorodność. Przykładowo tylko niektórzy katolicy pozostają wierni nauczaniu Pisma Świętego na temat grzeszności aktów homoseksualnych. Inni – jak papież i wielu kardynałów, zwłaszcza w Ameryce – uważają, że nie kto z kim sypia nie ma większego znaczenia, byleby ludzie nawzajem się nie ranili.

W liturgii przyjmuje się, że chrześcijanie powinni zbierać się razem w niedzielę i celebrować Eucharystię. Kto jest dopuszczany do Komunii świętej i jak wygląda ta celebracja – to już sprawa względna. Jedni utrzymują, że obowiązuje nauka Kościoła o konieczności trwania w stanie łaski, inni chcą udzielać Ciała Pańskiego wszystkim, o ile tylko ci uznają „chrześcijańskie aksjomaty” (istnienie Boga, centralność Chrystusa, odrzucenie przemocy). Podobna różnorodność dotyczy roli kapłana i świeckich. W niektórych miejscach kobiety pełnią na przykład różne role liturgiczne, w innych nie, jak komu wygodnie.

Szczegółowej listy chrześcijańskich aksjomatów Kościoła synodalnego jeszcze nie ma; powyższe pozwala wyróżnić zwykła obserwacja katolickiej rzeczywistości XXI stulecia. Pewnie można byłoby dołączyć do nich kolejne. Najważniejszą sprawą jest w każdym razie bardzo znaczące poszerzenie przestrzeni swobody. Papież Franciszek w swoim komentarzu do dokumentu, jaki synod przyjął 26 października 2024 roku w Rzymie, postawił sprawę bardzo jasno. „Nie wszystkie dyskusje doktrynalne, moralne czy duszpasterskie powinny być rozstrzygane interwencjami Magisterium. Oczywiście, w Kościele konieczna jest jedność doktryny i działania, ale to nie przeszkadza, by istniały różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji. […] w każdym kraju lub regionie można szukać rozwiązań bardziej związanych z inkulturacją, wrażliwych na tradycje i na wyzwania lokalne” – napisał.

To ostateczne przesłanie Franciszka dla Kościoła synodalnego. Biskupi mogą robić to, co sami uważają za słuszne, oczywiście w pewnych granicach. Wskazałbym na cztery. Po pierwsze, muszą zaakceptować „chrześcijańskie aksjomaty”; to oznacza, że biskup nie może na przykład ogłosić, że Boga nie ma (choć ma „synodalne prawo” ogłosić, że Allah jest tak samo dobry, jak Bóg chrześcijan). Po drugie, muszą przyjąć „zastrzeżenie papieskie” – są tematy, w których decyzję chce podjąć sam biskup Rzymu, na przykład odnośnie udzielania sakramentu święceń kobietom. Po trzecie, powinni brać pod uwagę kontekst lokalny – swojego regionu, specyfiki powierzonego mu ludu etc. Po czwarte wreszcie, dla własnego dobra, biskup winien wziąć pod uwagę zapatrywania światopoglądowe papieża. Krytykując ekologizm albo promując tradycyjną liturgię niewątpliwie narazi się na konsekwencje, nawet jeżeli formalnie nie wystąpi przeciwko paradygmatowi synodalnemu.

Rewolucja synodalna nie wzięła się znikąd. Ogłosił ją Franciszek, zainspirował kardynał Carlo Maria Martini (zm. 2012), intelektualnie przygotowali teologowie z Niemiec i Austrii (np. Walter Kasper, Paul Zulehner, Alfons Auer [zm. 2005], Eberhard Schockenhoff [zm. 2020]), zaplecze polityczne dali Amerykanie (Blase Cupich, Joseph Tobin, Robert McElroy). W znacznej mierze synodalna decentralizacja jest jednak oficjalnym papieskim zatwierdzeniem atomizacji katolicyzmu, która następuje stopniowo od drugiej połowy XIX wieku, kiedy pojawiła się w Kościele herezja modernistyczna. Atomizacja przyspieszyła znacznie po II wojnie światowej, głównie na skutek upowszechnienia amerykańskiego liberalnego relatywizmu. Jego teza brzmi: prawda może istnieje, ale nikt nie jest w stanie tego udowodnić; dlatego dla dobra spokoju społecznego trzeba przyznać prawo pierwszeństwa „poglądom” i uznać je zasadniczo za równoważne, pod warunkiem, że nie prowadzą w bezpośredni sposób do przemocy w obrębie społeczności politycznej. Ludzie Kościoła zaczęli przenosić te polityczne liberalne kategorie na teologię. Od drugiej połowy lat 60. doktryna i moralność zaczęły być różnicowane. Papieże walczyli z tym zjawiskiem z różnym natężeniem, zależnie od osoby, czasu i sprawy; w sumie jednak zróżnicowanie doktrynalno-moralne konsekwentnie postępowało w całym Kościele, wraz z umacnianiem się relatywizmu.

Jorge Mario Bergoglio doszedł do wniosku, że czas wyciągnąć z tego wnioski i sformalizować nowy kształt katolicyzmu. Nazwał to właśnie decentralizacją, a za narzędzie przyjął synodalność.

Czy synodalna decentralizacja będzie trwała? Jej formalne zakotwiczenie w Kościele cały czas „wisi” na osobie papieża Franciszka. Na początku 2024 roku pracę nad przygotowaniem gruntownych zmian, również w prawie kanonicznym, podjęły specjalne komisje watykańskie powołane przez niego do życia. Zgodnie z pierwotnymi założeniami mają zakończyć działania w połowie tego roku, ale nie wiadomo, jakie będą dalsze koleje propozycji, które przedłożą. Czy Franciszek zdoła wdrożyć je w życie, na przykład ogłaszając nowy Kodeks Prawa Kanonicznego? Jeden Bóg raczy wiedzieć. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że większość członków Kolegium Kardynalskiego i znaczna – jak bardzo, tego ocenić nie sposób – część światowego episkopatu głęboko uwewnętrzniła relatywistyczny liberalizm. Odejście od procesu decentralizacji katolicyzmu jest w tym momencie trudne do wyobrażenia. Być może z konsekwencjami tego zjawiska będziemy musieli borykać się jeszcze przez długie dziesięciolecia. Konieczne jest dlatego, sądzę, podjęcie próby zrozumienia genezy, przebiegu i skutków synodalności. Na ten temat napisałem e-book „Synodalność. Jak zmieni się Kościół katolicki” wydany przez portal PCh24.pl. Na kilkudziesięciu stronach opisuję fundamenty procesu synodalnego, jego znaczenie dla świata i szczególnie dla Polski.

Zachęcam Państwa do lektury tego niedługiego w sumie tekstu. Bądźmy gotowi na to, co nas w Kościele czeka.

Paweł Chmielewski

WESPRZYJ NAS I ODBIERZ EBOOK AUTORSTWA PAWŁA CHMIELEWSKIEGO

WESPRZYJ NAS I ODBIERZ EBOOK AUTORSTWA PAWŁA CHMIELEWSKIEGO

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie