W Sejmie ruszyły prace nad projektem ustawy o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego przez nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej. Projekt w błyskawicznym tempie przeszedł przez komisję. Czy to znaczy, że otwiera się szansa, iż równie szybko z polskich miast znikną patroni pokroju Berlinga, Nowotki czy Świerczewskiego?
Dekomunizacja przestrzeni publicznej, choć powinna nastąpić już ćwierć wieku temu, wciąż ciąży nad polskimi samorządami. Sprawa mogła być załatwiona ustawowo już sześć lat temu, bo stosowny projekt został skierowany do Senatu jeszcze w 2009 roku, ale dokument ostatecznie ugrzązł z parlamentarnych podkomisjach i nie został przyjęty.
Wesprzyj nas już teraz!
Obecnie w Sejmie rozpoczęły się prace nad kolejnym dekomunizacyjnym projektem. To ten sam, ale odświeżony i poprawiony senacki dokument. W środę trafił on pod obrady połączonych sejmowych komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Prezydium pierwotnie chciało odesłać projekt do podkomisji, ale ostatecznie przyjęto wniosek, by niezwłocznie przystąpić do prac.
Jak deklarował senator Robert Momontow (PiS), dokument przez lata oczekiwania został dopracowany tak, by proponowana forma dekomunizacji przestrzeni publicznej nie sprawiała dużych problemów samorządom. Jak wskazywał, sprawę trzeba w końcu zakończyć.
– Nie może być tak, że np. w Poznaniu składamy wieńce w hołdzie tym, co w czerwcu 1956 roku upomnieli się o swoje, a wciąż funkcjonuje ul. Popławskiego, który tłumił ten bunt – mówił.
Podobnie jest w Gdańsku, Gdyni, Białymstoku, Sejnach, Toruniu, gdzie nie obce są takie nazwiska jak np. Berling, Nowotko, Świerczewski, gdzie wspomina się Armię Ludową, a bywa, że nawet czci się 22 lipca. To wszystko dzieje się w kraju, w którym propagowanie systemów totalitarnych jest wbrew konstytucji. Dlatego, jak argumentował senator, potrzebne są szybkie działania ustawodawcze.
Projekt zakłada m.in., że nazwy budowli, obiektów i urządzeń użyteczności publicznej, w tym dróg, ulic, mostów i placów, nadawane przez jednostki samorządu terytorialnego nie mogą upamiętniać osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących komunizm lub inny ustrój totalitarny, ani w inny sposób takiego ustroju propagować. Zakazane będą też nazwy odwołujące się do osób, organizacji, wydarzeń lub dat symbolizujących represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989. Posłowie postulowali też, by rejestr ten poszerzyć o organizacje antypolskie, jak choćby ruchy banderowskie i im podobne.
Projekt reguluje kwestie techniczne przeprowadzenia koniecznych zmian, a po poprawkach poselskich, czas dany na ich dokonanie, został skrócony do 12 miesięcy od wejścia w życie ustawy. W dyskusji zadziwić mógł wniosek posła Mirosława Suchonia (Nowoczesna), który chciał, by okres przejściowy trwał aż 5 lat. Jak argumentował, utrzymanie kontrowersyjnych nazw mogło być postrzegane jako gloryfikowanie komunizmu na początku okresu przemian, a obecnie jest to kwestia wynikająca z przyjętej praktyki. Także przedstawiciele organizacji zrzeszających samorządy chcieli zyskać nieco więcej czasu na zmiany, twierdząc że procedury wymagają czasu i pieniędzy. To nie przekonało posłów komisji. Jak wskazała Anna Siarkowska (Kukiz’15) samorządy miały wystarczająco dużo czasu na zmiany, a dalsze odkładanie dekomunizacji mija się z zasadniczym celem ustawy.
Zadziwiać może fakt, że posłowie połączonych komisji po pierwszych perturbacjach tak ochoczo zabrali się do prac nad projektem, że w niespełna godzinę projekt został przyjęty wraz z poprawkami i to bez głosów przeciwnych (22 za przy 3 wstrzymujących). Wbrew wcześniejszym deklaracjom obyło się bez zwoływania podkomisji i wymuszonych kalendarzem głosowań przerw w procedowaniu nad projektem. Teraz dokument zostanie przedstawiony na sali plenarnej. Jeśli tempo prac zostanie utrzymane, dekomunizacja mogłaby ruszyć w tym roku.
Marcin Austyn