Po tegorocznych, czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego nastąpi wyraźne przesunięcie w prawo – prognozuje European Council on Foreign Relations, które przygotowało obszerną analizę na ten temat. „Populistyczne partie radykalnie prawicowe” mają zyskać mandaty w całej UE. Stracą ugrupowania centrolewicowe i zieloni. Zmiana układu sił może zagrozić wprowadzeniu kolejnej bolesnej fazy Zielonego Ładu, a także zmienić trajektorię polityki zagranicznej – martwi się progresywny think tank z siedzibą w Berlinie.
„Antyeuropejscy populiści prawdopodobnie zajmą pierwsze miejsca w sondażach w dziewięciu państwach członkowskich (Austrii, Belgii, Czechach, Francji, na Węgrzech, we Włoszech, Holandii, Polsce i Słowacji), a w kolejnych dziewięciu krajach zajmą drugie lub trzecie miejsce (Bułgaria, Estonia, Finlandia, Niemcy, Łotwa, Portugalia, Rumunia, Hiszpania i Szwecja)” – czytamy.
ECfR prognozuje, że w Parlamencie Europejskim prawie połowę mandatów mają mieć deputowani spoza „super wielkiej koalicji” trzech ugrupowań centrowych. Będzie po prostu więcej chadeków, konserwatystów i radykalnie prawicowych antyunijnych europosłów, co miałoby przełożyć się na zmiany w polityce klimatycznej, migracyjnej i zagranicznej.
Wesprzyj nas już teraz!
Think tank przeprowadził badania opinii publicznej w każdym z państw członkowskich UE i zastosował model statystyczny wyników partii krajowych ubiegających się o mandaty w Parlamencie Europejskim w poprzednich latach.
Chociaż Parlament Europejski nie jest najważniejszą instytucją UE, to jednak będzie oddziaływał na politykę Komisji Europejskiej i Rady w kwestiach chociażby polityki zagranicznej i wdrażania kolejnych etapów Europejskiego Zielonego Ładu.
Z analizy wynika, że dwie główne grupy polityczne w parlamencie: Europejska Partia Ludowa (EPL) i Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) ponownie stracą część mandatów. EPL pozostanie jednak największą siłą w parlamencie i będzie mieć największy wpływ na program UE oraz wybór przewodniczącego KE. Kluczową rolę w prowadzeniu kampanii wyborczej mają odgrywać Donald Tusk i grecki premier Kiriakos Mitsotakis.
Grupa Renew Europe (RE) i Zieloni/Wolne Przymierze Europejskie (G/EFA) również stracą mandaty, odpowiednio ze 101 do 86 i z 71 do 61. Lewica miałaby nieznacznie poprawić swoje wyniki, zyskując do 44 mandatów z obecnych 38.
Jest prawdopodobne, że włoski Ruch Pięciu Gwiazd, który ma zyskać 13 mandatów, jeśli zdecyduje się nie zasiadać w gronie posłów do Parlamentu Europejskiego niezrzeszonych (NI), może przyłączyć się do G/EFA albo do Lewicy, wzmacniając grupę S&D.
Jednak głównym zwycięzcą wyborów ma być – jak to określono „populistyczna prawica”, w tym prawicowa grupa Tożsamość i Demokracja (ID), która ma zyskać 40 mandatów i stać się siłą licząca prawie 100 europosłów.
Szacuje się, że 18 mandatów zyska Grupa Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (ECR). Gdyby Fidesz na Węgrzech (który ma zdobyć 14 mandatów) zdecydował się dołączyć do ECR, zamiast zasiadać w parlamencie jako grupa niezrzeszonych posłów, wówczas ECR może wyprzedzić RE i ID. Stanie się trzecią co do wielkości grupą polityczną w europarlamencie. Grupy ECR i ID mają stanowić łącznie jedną czwartą pośród eurodeputowanych i po raz pierwszy będą mieć więcej mandatów łącznie niż EPL czy S&D.
EPL ma stracić znaczną część mandatów w Niemczech, we Włoszech, Rumunii i Irlandii. Zyska w Hiszpanii. S&D straci dużo mandatów w Niemczech i Holandii, a najwięcej zyska w Polsce. RE straci większość mandatów we Francji i Hiszpanii, a najwięcej zyska w Czechach i we Włoszech.
ECR zdobędzie wiele mandatów we Włoszech w wyniku wyłonienia się Braci Włoch (FdI) jako jednej z największych delegacji w Parlamencie Europejskim (z 27 mandatami). Jednak w obliczu spodziewanego spadku mandatów Forza Italia do zaledwie 7 mandatów, EPL może zwrócić się do Braci Włoch z prośbą o dołączenie do ich grupy. ECR straci mandaty w Polsce, a najwięcej mandatów zdobędzie w Rumunii i Hiszpanii, oprócz Włoch. Przewiduje, że wraz z upadkiem Ligii, ID straci wiele mandatów we Włoszech, ale straty te zostaną zrekompensowane znaczącymi wzrostami we Francji, Niemczech, Holandii, Polsce, Portugalii, Bułgarii i Austrii.
G/EFA straci większość mandatów w Niemczech, Francji i Włoszech. Lewica odniesie największe zyski w Niemczech, Francji i Irlandii.
ECfR zastrzega, że są to jedynie prognozy i istnieje jakaś niepewność odnośnie tego, jakie partie dołączą do głównych sił politycznych w Parlamencie Europejskim.
Wskazuje na dwa rodzaje partii niepewnych: „(1) te, które nie są obecnie reprezentowane w parlamencie i nie są obecnie członkami europejskiej partii politycznej (co automatycznie określałoby ich przynależność do grupy); oraz (2) te, które obecnie mają posłów do Parlamentu Europejskiego, ale mogą dołączyć do innej grupy politycznej w następnym parlamencie”.
Poza Fideszem z Węgier oraz Braćmi Włochami i Ruchem Pięciu Gwiazd z Włoch jest jeszcze 25 innych partii, których przynależność do grupy pozostaje niepewna. Łącznie te partie mają zdobyć 122 mandaty w czerwcu 2024 r. i wzmocnią prawą stronę w Parlamencie. Ogólny rozkład sił pomiędzy lewicą i prawicą oraz prawdopodobny „ostry skręt w prawo” raczej nie ulegnie zmianie – czytamy.
„Wielka koalicja” EPL i S&D, która w 2019 r. po raz pierwszy straciła większość w parlamencie, w czerwcu ponownie straci i będzie miała 42 proc. ogółu mandatów w porównaniu z obecnymi 45 proc. Nawet w przypadku grupy RE „super wielka koalicja” trzech ugrupowań centrowych będzie posiadała jedynie 54 proc. mandatów w porównaniu z obecnymi 60 proc. Istnieje jednak duża niepewność co do tego, czy wszyscy europosłowie w ramach tej koalicji zastosują się do instrukcji głosowania grupowego.
S&D, G/EFA i Lewica – straci mandaty, uzyskując 33 proc. ogółu mandatów w porównaniu z obecnymi 35 proc. I nawet jeśli lewicowej koalicji uda się zapewnić sobie poparcie RE – co udało jej się w obecnej kadencji w kwestiach ochrony środowiska i praw społecznych – zgromadziłaby jedynie 45 proc. mandatów w porównaniu z 50 proc. w obecnym parlamencie.
„Centroprawicowa koalicja złożona z EPL, RE i ECR prawdopodobnie straci część mandatów, mając 48 proc. zamiast obecnych 49 proc. Jednak „populistyczna koalicja prawicowa” – złożona z EPL, ECR i ID – zwiększy swój udział w mandatach z 43 proc. do 49 proc. Ponadto większość niezrzeszonych posłów do Parlamentu Europejskiego będzie wywodzić się z partii skrajnie prawicowych. Jest więc prawdopodobieństwo stworzenia prawicowej koalicji większościowej.
Model zastosowany przez think tank przewiduje, że liczba „krytyków UE” ze strony radykalnej prawicy i radykalnej lewicy dramatycznie wzrośnie, osiągając 37 procent mandatów w porównaniu z 30 procentami w obecnym parlamencie. Grupa ta ma być bardziej słyszalna.
Zmiany w grupach politycznych i obecnych oraz potencjalnych koalicjach będą miały konsekwencje dla programu politycznego UE i kierunku przyszłego prawodawstwa unijnego. Koalicje w kwestiach politycznych w Parlamencie Europejskim zwykle nie są wynikiem formalnych porozumień. Zamiast tego grupy polityczne decydują o sposobie głosowania w konkretnych sprawach.
Z analizy dotychczasowego sposobu głosowania w Parlamencie Europejskim wynika, że w latach 2019–2024 centrowa wielka koalicja (EPL + S&D, zwykle także z RE) wygrywała w kwestiach budżetów, kontroli budżetowej, kultury i edukacji, spraw gospodarczych i monetarnych, spraw zagranicznych, rynku wewnętrznego i ochrony konsumentów, spraw prawnych oraz transportu i turystyki.
Koalicja centro-lewicowa (S&D + RE+ G/EFA + Lewica) zwykle wygrywała w kwestiach wolności obywatelskich oraz sprawiedliwości i spraw wewnętrznych, rozwoju, zatrudnienia i spraw społecznych, środowiska oraz „praw kobiet” i równości płci.
Koalicja centroprawicowa (EPL + RE + ECR, a czasem ID) zwykle wygrywała w kwestiach rolnictwa i rozwoju obszarów wiejskich, rybołówstwa, przemysłu i badań oraz handlu międzynarodowego.
Po wyborach „wielka koalicja” ma już nie być tak dominująca w sprawach gospodarczych i walutowych oraz rynku wewnętrznego i ochrony konsumentów. Większość w przyszłym parlamencie może poprzeć większą swobodę gospodarczą, fiskalną i regulacyjną dla państw członkowskich.
Prawica będzie miała także większe szanse na zwycięstwo niż Lewica w kwestii wolności obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych oraz środowiska. Wpłynie to na politykę migracyjną i azylową, egzekwowanie zasad praworządności i przede wszystkim Zielony Ład.
Wybory do Parlamentu Europejskiego będą miały nie tylko konsekwencje dla polityki unijnej, ale także polityki wewnętrznej wielu krajów.
Szacuje się, że antyeuropejskie partie prawdopodobnie zdobędą pierwsze miejsca w sondażach w dziewięciu państwach członkowskich (Austria, Belgia, Czechy, Francja, Węgry, Włochy, Holandia, Polska i Słowacja), a w kolejnych dziewięciu krajach (Bułgaria, Estonia, Finlandia, Niemcy, Łotwa, Portugalia, Rumunia, Hiszpania i Szwecja) zajmą drugie lub trzecie miejsce. Łącznie mają zdobyć około 6 proc. mandatów.
Duże zmiany mogą nastąpić w Austrii, Bułgarii, Francji i Niemczech. W tym ostatnim kraju prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD) stanie się drugą co do wielkości niemiecką partią w Parlamencie Europejskim, po odradzającej się Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej/Uni Chrześcijańsko-Społecznej (CDU-CSU).
W Polsce wybory do Parlamentu Europejskiego mają być okazją do sprawdzenia, czy „polscy wyborcy trwale odwrócili się od populistycznej prawicowej partii Prawo i Sprawiedliwość (PiS), tak jak miało to miejsce w wyborach krajowych w październiku 2023 r. Oczekujemy, że w czerwcu 2024 r. w Polsce zwycięży PiS z 31 proc. głosów. Oczekuje się, że centrowy sojusz Koalicji Europejskiej (KE) zajmie drugie miejsce z 24 proc. głosów, jeszcze bardziej zmniejszając dystans do PiS. Tymczasem nowa centrowa Trzecia Droga (TD) powinna sobie poradzić i po raz pierwszy pozyskać eurodeputowanych, jeszcze bardziej umacniając swoją pozycję kluczowego sojusznika KE w post-PiS-owskiej Polsce. W wyborach krajowych osiągnęła gorsze wyniki niż oczekiwano. Spodziewamy się, że radykalna prawica w czerwcu 2024 roku poradzi sobie znacznie lepiej, głównie dzięki odebraniu głosów PiS”.
Think tank konkluduje, że „wyniki analizy powinny pobudzić europejskich decydentów do zastanowienia się nad stawką wyborów do Parlamentu Europejskiego w 2024 r. Konsekwencje tego głosowania będą dalekosiężne dla kierunku geopolitycznego Rady Europejskiej i Komisji Europejskiej począwszy od 2024 r. Można oczekiwać, że kolejny Parlament Europejski zablokuje przepisy niezbędne do wdrożenia trudnej politycznie kolejnej fazy Zielonego Ładu – mającej wpływ na suwerenność klimatyczną UE – i będzie nalegał na ostrzejsze stanowisko w kwestiach kluczowych dla innych obszarów suwerenności UE, w tym migracji, rozszerzenia i wsparcie dla Ukrainy. Rządy krajowe będą miały poczucie ograniczeń ze względu na sposób, w jaki te wybory ukształtują debaty krajowe, wpływając na stanowiska, jakie mogą zająć w Radzie Europejskiej. Prawdopodobnie wzmocni to rosnącą oś rządów w Radzie Europejskiej, które próbują ograniczyć wpływy UE od wewnątrz – Węgier, Włoch, Słowacji, Szwecji i prawdopodobnie rządu pod przewodnictwem PVV w Holandii”.
ECfR obawia się zwycięstwa Donalda Trumpa w tegorocznych wyborach prezydenckich w USA – jak wskazują na to obecne sondaże – co z kolei przełoży się na mniejsze zaangażowanie globalne Stanów Zjednoczonych.
Może to – według ECfR – skłonić partie antysystemowe i eurosceptyczne do „odrzucania strategicznej współzależności i szerokiego spektrum partnerstw międzynarodowych w obronie europejskich interesów i wartości na rzecz bardziej ostrożnego podejścia do decyzji w zakresie polityki zagranicznej”.
Think tank apeluje więc do „postępowych decydentów”, by przygotowali naprawdę dobre narracje, aby obronić agendę klimatyczną i przyspieszyć realizację „zielonej transformacji”, dalej wspierać Ukrainę.
„Utrzymanie kampanii serc i umysłów wokół zielonej konkurencyjności jako wyboru politycznego dla Europy nie polega oczywiście wyłącznie na narracji. Należy bardziej szczegółowo przedstawić propozycje polityczne dotyczące sprawiedliwej transformacji (…)”.
„Chociaż postępowi przywódcy europejscy nie mogą i nie powinni mówić wyborcom, co mają robić, mogą stworzyć wiarygodną alternatywę dla ostrego zwrotu w prawo (…)” – wskazano.
Tłumienie poglądów konserwatywnych pod pretekstem walki z MDM
Niestety, jedną z form walki z prawicowymi poglądami wykluczanymi z debatami publicznej jest cenzura narzucana pod pretekstem walki z „mową nienawiści”, mis-, mal- i disinformation (MDM), która odbywa się w ramach działań prowadzonych przez wszelkie centra do zwalczania cyberzagrożeń.
W UE obowiązują kodeksy ds. zwalczania MDM. Swoje kodeksy mają platformy internetowe. Trwają także prace nad opracowaniem globalnego kodeksu zwalczania MDM, który ma być uzgadniany podczas Szczytu Przyszłości ONZ we wrześniu tego roku. Do wprowadzenia powszechnej cenzury z użyciem tak zwanej sztucznej inteligencji namawiał podczas tegorocznego spotkania w Davos syn G. Sorosa.
W USA właśnie toczą się postępowania przed SN i innymi sądami okręgowymi w związku z aferą związaną z zawiązaniem sojuszu agend federalnych, stanowych z platformami mediów społecznościowych i uczelni Stanforda oraz Uniwersytetu Waszyngtońskiego, które próbowały obejść prawo zakazujące ograniczania wolności wypowiedzi. Kluczowe znaczenie ma sprawa Missouri v. Biden.
Niedawno sąd okręgowy w Luizjanie wydał zabezpieczenie w związku z pozwem prokuratora generalnego stanu Missouri Andrew Bailey’a.
Prokurator poinformował kilka dni temu, że Sąd Okręgowy Stanów Zjednoczonych dla Okręgu Zachodniej Luizjany uwzględnił jego wniosek o zablokowanie najwyższym urzędnikom rządu federalnego możliwości dalszego łamania praw milionów Amerykanów wynikających z Pierwszej Poprawki. Orzeczenie sędziego liczy 155 stron i zawiera 721 przypisów.
Sędzia – jak informuje na swojej stronie Bailey – „ostro skrytykował urzędników federalnych. Zauważył, że jest to najbardziej masowy atak na wolność słowa w historii Stanów Zjednoczonych, że administracja Bidena rażąco zignorowała prawo do wolności słowa zawarte w Pierwszej Poprawce oraz że administracja Bidena wycelowała swoje działania prawie wyłącznie w wypowiedzi konserwatywne”.
Prokurator udokumentował ponad 1400 faktów z ponad 20 tys. stron dowodów ujawniających ogromne przedsięwzięcie cenzuralne koordynowane przez wiele agencji w rządzie federalnym. Postanowienie sądu wydano zaledwie dwa tygodnie po zeznaniach prokuratora generalnego Baileya przed Kongresem na temat zagrożeń, jakie to przedsięwzięcie stwarza dla prawa Amerykanów do wolności słowa.
„Złożyliśmy ten przełomowy pozew przeciwko dziesiątkom urzędników rządu federalnego, aby powstrzymać największe naruszenie Pierwszej Poprawki w historii naszego narodu, a dzisiejsze orzeczenie sądu jest ogromnym zwycięstwem w obronie prawa do swobodnego wypowiadania się bez rządowej cenzury” – komentował Bailey. „Musimy zbudować mur oddzielający technologię od państwa, aby zachować nasze prawo zawarte w Pierwszej Poprawce do wolnej, uczciwej i otwartej debaty. Missouri będzie nadal przewodzić w walce o obronę naszych najbardziej podstawowych wolności” – dodał.
Sędzia, który wydał zabezpieczenie podkreślił, że „praktycznie cała tłumiona wolność słowa dotyczyła konserwatywnej wolności słowa”. Wskazał, że „Historia laptopa Huntera Bidena była prawdziwa, a nie zwykłą rosyjską dezinformacją”, z kolei „niepowiadomienie przez FBI firm zajmujących się mediami społecznościowymi” o tym fakcie „jest szczególnie niepokojące” po tym, jak FBI fałszywie zasugerowała firmom zajmującym się mediami społecznościowymi, że historia o laptopie Huntera Bidena jest fałszywa. „Po ujawnieniu historii laptopa Huntera Bidena 14 października 2020 r. [agentka FBI Laura] Dehmlow odmówiła komentarza na temat stanu laptopa Huntera Bidena w odpowiedzi na bezpośrednie zapytanie Facebooka, chociaż FBI było w jego posiadaniu od tego czasu (grudzień 2019).”
Facebook zataił informacje w sprawie żądań Białego Domu, FBI i innych agentów federalnych, mimo że informacje te „nie naruszały zasad Facebooka” i w związku z tym w normalnych okolicznościach nie zostałyby zatajone. „Facebook zauważył, że w odpowiedzi na żądania Białego Domu cenzurował, usuwał i ograniczał wirusowe treści zniechęcające do szczepionek, które nie zawierają dezinformacji dającej się zaskarżyć”.
Była sekretarz prasowa Białego Domu Jen Psaki zagroziła „konsekwencjami prawnymi” firmom z branży mediów społecznościowych, „jeśli nie będą bardziej agresywnie cenzurować dezinformacji”.
Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego „spotkał się z firmami zajmującymi się mediami społecznościowymi, aby zarówno poinformować je, jak i wywrzeć na nie presję, aby cenzurowały treści chronione Pierwszą Poprawką”. Następnie rozszerzył słowo infrastruktura w swojej terminologii, włączając infrastrukturę kognitywną, aby stworzyć uprawnienia do monitorowania i tłumienia chronionej wolności słowa publikowanej w mediach społecznościowych”.
Chociaż znaczna część tłumienia wypowiedzi w przeszłości dotyczyła Covid-19 (w tym zakaz prezentowania prawdziwych informacji o groźnych skutkach szczepionek przeciw Covid-19) i wyborów, urzędnicy federalni „wykazali także chęć zrobienia tego w odniesieniu do innych kwestii, takich jak ceny benzyny, parodie przemówień, nazywanie prezydenta kłamcą, zmiany klimatyczne, gender i aborcja”, a także krytykę polityczną dotyczącą „wycofania się USA z Afganistanu i powrotu amerykańskiego wsparcia dla Ukrainy”.
Sędzia nakazał administracji Bidena zaprzestania „prawie dystopijnego scenariusza” „wykorzystywania swojej mocy do uciszenia opozycji”.
Sprawa Missouri przeciwko Bidenowi została złożona przez prokuratorów generalnych stanu Missouri i Luizjana w dniu 5 maja 2022 r. Trybunał uwzględnił ich wniosek w dniu 12 lipca 2022 r., otwierając drogę Missouri i Luizjanie do gromadzenia dokumentów i zbierania zeznań świadków z administracji Bidena.
Źródło: ecfr.eu, ago.mo.gov
AS