Przeczytałem w internecie na stronie babaichlop.pl bardzo ciekawą opinię o pewnym, mało dostrzegalnym wymiarze Światowych Dni Młodzieży i innych podobnych imprez. Autorka zwraca uwagę na fakt, że masowość wydarzenia przysłania treść jaka powinna za nim stać. Podobnie jest z coraz częstszymi Mszami organizowanymi na stadionach, a nawet zakrawającymi na paraliturgiczną zniewagę Majestatu „modlitwami flagami” czy tańcami.
Zgadzam się z postawioną tezą, że wiele masowych imprez w których nacisk kładzie się na „spontaniczność” spłyca wiarę katolicką. Tolerowane są na nich nadużycia liturgiczne, rozmywanie teologii a nawet herezje.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie wiem czy tak będzie na ŚDM. Wolałbym, żeby wszystko było jak należy, a kapłani udzielali komunii z należytą czcią i możliwie na kolanach, a nie z plastikowych puszek rozdzielali Ciało Pana Jezusa jak przekąski na imprezie – takie cenne porównanie przeczytałem u Państwa na PCh24 przed świętami bodaj w tekście „Gdzie jest twoja Msza”. To niezwykle dobitnie pokazuje co czasami dzieje się na wielkich uroczystościach.
„Ile w tym treści i za jąka cenę osiąga się takie rezultaty ilościowe. Liczy się sukces medialny i oszałamiające liczby. Głosy krytyki dotyczące na przykład nadużyć liturgicznych czy nawet błędów teologicznych ucisza się argumentami typu: ale przecież tylu ludzi się modliło, to było wspaniałe przeżycie, czy emocjonalnym ukrytym pod zarzutami niezdolności do zorganizowania czegoś na podobną skalę, zazdrości, braku miłości aż do nieśmiertelnego epitetu faryzeizmu, rubryzycmu i sztywniactwa. Można by stąd wyciągnąć wniosek, że dzisiejszy sukces duszpasterski wyraża się w liczbie uczestników a nie zbliżeniu ich do zbawienia” – pisze pani Monika Nowak w tekście z babaichlop.pl, który zainspirował mnie, żeby z redakcją PCh24 podzielić się i moją refleksją.
„Czy naprawdę musimy się pogodzić z takimi zjawiskami jak wypaczanie liturgii, tolerowanie błędów czy spłycanie Magisterium dla przyciągnięcia ludzi do Kościoła? Na krótką metę zadziała ale… ilu z nich zostanie na stałe, ilu z nich pozna cała głębię katolicyzmu a nie uproszczoną namiastkę? Ilu wreszcie odejdzie nie znalazłszy fundamentu lub napotkawszy trudności” – jakże to trafne pytania autorki.
Michał Karcz