„Spotkania Alaksandra Łukaszenki z Władimirem Putinem stają się coraz częstsze. Z wypowiedzi białoruskiego dyktatora można wysnuć wniosek, że jednym z głównych tematów rozmów z jego rosyjskim odpowiednikiem są relacje z Warszawą”, pisze we wtorek na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” Michał Potocki.
Publicysta przywołuje analizę Pawieła Usaua – politologa związanego z białoruską prawicą – opozycyjną tak wobec Łukaszenki, jak i wobec Swiatłany Cichanouskiej. Jego zdaniem „nie ma wątpliwości, że Rosjanie namawiają Łukaszenkę, by mocniej skonfliktował się z zachodnimi sąsiadami”.
„Moskwa dość mocno naciskała i najwyraźniej nadal naciska na Łukaszenkę, by Białoruś w jakimś formacie została wciągnięta do wojny. Moskwa jest zainteresowana, by Białoruś rozszerzyła przestrzeń konfliktu i napięcie z Zachodem i Ukrainą. (…) Co prowokuje mnie do takich wniosków? Dość obszerne próby Łukaszenki udowodnienia rosyjskim dziennikarzom, że udział Białorusi w dowolnym formacie konfrontacji jest bezcelowy. Intensywne usprawiedliwianie swojej pasywności z powoływaniem się na Putina”, podkreślił politolog we wpisie w mediach społecznościowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Zdaniem Potockiego aktywność Łukaszenki może niepokoić. „Do mediów przedostają się głównie didaskalia w rodzaju szpica, z którym dyktator się nie rozstaje. W połączeniu z często zakładanym mundurem i zapewnieniami, że nie chcemy wojny, ale jesteśmy na nią gotowi przypomina to wszystko raczej atmosferę rodem z filmów Tima Burtona”, czytamy w „DGP”.
„Pewnie ułatwia to stawianie hurraoptymistycznych tez w rodzaju tej byłego dowódcy wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, który uspokajał w rozmowie z Wirtualną Polską, że białoruska armia to tylko kupa złomu, którego zniszczenie zajęłoby Polsce może dwie, trzy godziny. Skrzypczak przypominał, że po 24 lutego 2022 r. Rosjanie zabrali Łukaszence znaczną część sprzętu, w tym czołgów. – Łukaszenka nie ma teraz czym straszyć. Zostało mu trochę złomu, który usprawnił, jeździ przy granicy i robi szum, jakby to była armia pancerna – mówił. Nawet jeśli tak jest – a nie zapominałbym, że białoruskie wojsko w ostatnich latach jest bezustannie szkolone – to w razie konfliktu Białorusini nie będą przy tej granicy sami. Zwłaszcza jeśli wcześniej upadnie Ukraina”, podsumowuje Michał Potocki.
Źródło: „Dziennik Gazeta Prawna”
TG
Rzecznik Kremla: Negocjacje z Ukrainą możliwe, podstawą tzw. Traktat Stambulski