Jeszcze parę lat temu Tomaszem Terlikowskim lewicowe matki straszyły swoje potomstwo – oczywiście jedynie tę jego część, która pomyślnie przeszła selekcję „prawa do wyboru” i dostała się na świat. Dzisiaj ten dawny katolicki radykał „napuszcza” państwowe służby na dwie czołowe organizacje pro-life, zarzucając Kai Godek i Mariuszowi Dzierżawskiemu kolportowanie rosyjskiej propagandy. Żeby było jeszcze bardziej absurdalnie – robi to na łamach magazynu „Rzeczpospolitej”, przejętej nie tak dawno przez lewicowego oberrewolucjonistę George’a Sorosa.
Tak się złożyło, że rozpoczęta tuż po przejęciu władzy przez koalicję Tuska pokazowa akcja przeciwko beneficjentom Funduszu Sprawiedliwości nie objęła ani Fundacji Pro – Prawo do Życia Mariusza Dzierżawskiego, ani Fundacji Życie i Rodzina Kai Godek. Cóż, po prostu za czasów Prawa i Sprawiedliwości obydwie organizacje okazały się odporne na pokusę sięgnięcia po państwowe dotacje i – co tu dużo mówić – tym samym ograniczenia swojej niezależności.
Wesprzyj nas już teraz!
Argumentum ad Putinum
Atak przyszedł z innej strony, i to z użyciem „rosyjskiej” artylerii. Tomasz Terlikowski sięgnął po dyżurną amunicję bojowników głównego nurtu prania mózgów, czyli: „kto nie z nami, ten z Putinem”. W sążnistym elaboracie nowonawrócona gwiazda liberalnych mediów usiłuje wpisać czołowych polskich obrońców życia w szeregi kremlowskich trolli.
„Dwie najbardziej radykalne polskie organizacje pro-life nie tylko szkodzą sprawie ochrony życia. Jeśli uważnie wczytać się w ich przekaz, widać, że propagują proputinowską narrację polityczną. Nie należy tego lekceważyć” – ostrzega publicysta w tekście „Prorosyjski pro-life” (magazyn „Plus Minus”, 7 czerwca 2024 r.).
Tomasz Terlikowski odkrywa dalej – w ślad za znanymi sobie ukraińskimi analitykami – że ponieważ Polacy z racji swych doświadczeń historycznych nie pokochają Rosji, to Kreml chce przynajmniej sprawić by znienawidzili Zachód. Stąd obecna w naszej infosferze krytyka NATO i sprzeciw wobec hojnego przekazywania polskiej broni Kijowowi; stąd retoryka obrony przed płynącą z bardziej „oświeconych” państw rewolucją kulturowo-obyczajową.
Takie właśnie wątki znalazł w publicznych wypowiedziach Kai Godek i Mariusza Dzierżawskiego autor tekstu zamieszczonego w magazynie należącym do Sorosa. Pada tam kilka cytatów, między innymi taki, przypisywany Mariuszowi Dzierżawskiemu: „Rząd ciężko pracuje nad zlikwidowaniem suwerenności Rzeczpospolitej, aby poddać nas jarzmu zboczonej ideologii. Polska armia jest w znacznym stopniu rozbrojona po przekazaniu sprzętu na Ukrainę, wojsko nie ma wyszkolonych rezerw, a politycy prowokują Rosję do wojny. Upadek Polski wydaje się nieunikniony” – to fragment wezwania do modlitwy różańcowej w intencji naszej Ojczyzny.
„Gdzie polscy politycy mówią o włączeniu się do wojny, skąd Dzierżawski wie, że Polska nie ma uzbrojenia – o to pytać nie należy, tak jak nie należy pytać, co robić, jeśli zostaniemy zaatakowani tak jak Ukraina. Odpowiedzi nasuwają się, zgodnie z rosyjską propagandą, same. Obrona jest szaleństwem” – to już wnioski Terlikowskiego. Zarówno w powyższej, jak i innych, podobnych wypowiedziach lidera Pro – Prawo do Życia widzi on przejawy moskiewskich manipulacji według wzorów zaczerpniętych z klasycznej powieści „Montaż” Vladimira Volkoffa.
Osobne akapity autor poświęcił także Kai Godek. „Tu w miejsce opowieści o mocarnej Rosji i słabej Polsce oraz niegodnego zaufania Zachodu znajdziemy nieustanne budzenie niechęci do Ukrainy i Ukraińców” – napisał. Przykłady? Zwrócenie uwagi w mediach społecznościowych na kandydującą w polskich wyborach żonę Ukraińca i „entuzjastyczne” odnotowanie dystansu rodaków do żywności sprowadzanej od wschodniego sąsiada, a wypierającej tutejsze produkty rolne.
„I aż trudno nie zadać pytania, czy szczucie na ludzi innych narodowości jest do pogodzenia z nastawieniem za życiem? Tak jak trudno nie zadać pytania, czy przekonywanie, że odruch wymiotny na widok osoby transpłciowej jest zgodny z zasadami Ewangelii, na którą często się ona powołuje” – punktował mainstreamowy neofita.
„Uprzejmie donoszę…”
Najciekawsze są zaś wnioski, do których doprowadziła autora analiza poza-prolajferskich poglądów obojga wymienionych obrońców dzieci nienarodzonych.
Otóż w puencie tekstu znajduje się sugestia w stronę aparatu państwowego. Zdaniem publicysty, powinien on uważnie przyglądać się działalności Godek i Dzierżawskiego.
„Nie będę epatował innymi analizami czy wypowiedziami ludzi, którzy przedstawiają się w Polsce jako obrońcy życia, a od lat nie tylko szkodzą samej sprawie pro-life, ale też – jak widać – propagują (nie rozstrzygam, na ile świadomie) narracje obce polskiej racji stanu i najlepszym geopolitycznym interesom naszego kraju. Już jednak tylko ta krótka wyprawa w świat tego rodzaju umysłów uświadamia, że zarówno od Fundacji Pro-Prawo do Życia, jak i od Fundacji Życie i Rodzina powinni jak najszybciej odciąć się obrońcy życia z innych organizacji, którzy jeszcze tego nie zrobili” – napisał autor.
Zwraca się on także do osób wspierających obydwie prężnie działające organizacje: „Istotne pytanie trzeba zadać także darczyńcom obu fundacji: czy rzeczywiście chcą, żeby ich środki uwiarygadniały działania organizacji, które poza radykalizmem w dziedzinie pro-life propagują także prokremlowskie narracje? Ale jest i pytanie, które warto skierować do służb polskiego państwa: czy zbadały one przepływy finansowe wewnątrz obu tych organizacji, czy kontrolują one model ich działania i czy obserwują zaskakującą, jak na obrońców życia, działalność obu środowisk?” – docieka Tomasz Terlikowski. Według niego, cytowane wypowiedzi to manipulacje, które „niezależnie od tego, z czego wynikają – służą nie Polsce, nie obronie życia i nawet nie wartościom konserwatywnym, ale wyłącznie Rosji i Putinowi”.
To brzmi już jak gra na podział konsolidującego się właśnie ponownie ruchu pro-life. Ale nie tylko: to robienie gruntu pod akcję służb państwowych przeciwko niezależnym organizacjom próbującym zatrzymać aborcyjny i genderowy walec. Zdania Polaków wobec kwestii ochrony życia są mocno spolaryzowane, ale już niechęć do rosyjskich porządków nad Wisłą – dosyć powszechna. Jeśli więc uda się skutecznie przykleić niewygodnym organizacjom łatkę sprzymierzeńców Putina – opór wobec ich pacyfikacji znacznie osłabnie albo wręcz ustanie. Czy takie intencje miał redaktor Terlikowski – nie mam pojęcia. Pozwalam tu sobie na moment zastosować logikę, którą on sam przyjął wobec prorodzinnych fundacji.
Bo co z tego, że niektóre punkty widzenia wpisujące się w polską rację stanu – w tym krytyka moralnego zepsucia Zachodu – zbieżne są z narracją Rosji? Mamy jako państwo niektóre interesy zgodne z perspektywą Kijowa. Inne zaś – jak sprzeciw wobec promowanego przez Kijów banderyzmu – pokrywające się z przekazem Kremla. Z kolei możemy słusznie obawiać się agresji Moskwy i bronić przed próbami wskrzeszenia sowieckiego imperium między innymi naszym kosztem. Czy to oznacza, że raz jesteśmy ukrofilami, a za chwilę ruskimi onucami? Otóż nie, naszą racją jest sprawa polska. Czyżby nie rozumiał tego tak bystry filozof i erudyta jak Tomasz Terlikowski? Nie chce się wierzyć.
Atak na najprężniejsze polskie organizacje pro-life następuje w momencie ostrej ofensywy legislacyjnej obozu Tuska przeciwko prawu do życia dzieci nienarodzonych. Równocześnie procedowane są w parlamencie projekty proaborcyjnych ustaw, dokonywany zamach na klauzulę sumienia lekarzy i dyrektorów szpitali, podejmowane próby upowszechnienia aborcji farmakologicznej nawet dla nieletnich bez wiedzy ich rodziców. Wszystko to idzie w parze z ofensywą permisywnej seksedukacji oraz wzmożoną propagandą obyczajowych dewiacji na ulicach miast, w pseudokulturze i instytucjach publicznych. Nadszedł więc znowu czas opowiedzenia się po którejś ze stron w cywilizacyjnej wojnie. Tomasz Terlikowski uczynił to mimo wszystko w sposób mocno zaskakujący, nawet jeśli wziąć pod uwagę obserwowaną już od dłuższego czasu, szokującą dla wielu ewolucję jego poglądów.
Roman Motoła
*****
OPINIE
Mariusz Dzierżawski: Terlikowski przeszedł od prawdy do propagandy
Tomasz Terlikowski z troską pochylił się w „Plusie Minusie” nad dwiema fundacjami, „Pro – prawo do życia” i „Życie i Rodzina”, zajmującymi się walką z aborcją. Publicysta postawił tezę, że obie organizacje nie tylko szkodzą sprawie ochrony życia, ale również propagują proputinowską narrację polityczną.
Terlikowski cytuje między innymi moje wypowiedzi mające uzasadnić tę opinię. Przytoczę je: Polska armia jest w znacznym stopniu rozbrojona po przekazaniu sprzętu na Ukrainę, wojsko nie ma wyszkolonych rezerw, a politycy prowokują Rosję do wojny. (…) Polska armia nie ma ani sprzętu, ani ludzi. Sprzęt został wysłany na Ukrainę, a jeśli chodzi o ludzi, Polska nie ma nawet przeszkolonych rezerwistów. Przystąpienie do wojny w takiej sytuacji byłoby szaleństwem, ale niestety szaleńców wśród polskich polityków nie brakuje. (…) [Amerykanie i Brytyjczycy] Intensywnie szkolili ukraińskich żołnierzy, przygotowując ich do ofensywy w roku 2023, która miała zakończyć się odzyskaniem terenów zajętych przez Rosję. Ofensywa zakończyła się jednak fiaskiem, co było przewidywane przez wielu analityków. Atakowanie ufortyfikowanych pozycji, podczas gdy przeciwnik ma przewagę w powietrzu i dziesięciokrotnie większe dostawy amunicji artyleryjskiej, to samobójstwo. Armia ukraińska poniosła ciężkie straty w ludziach i sprzęcie.
Terlikowski zastanawia się, skąd czerpię te informacje. Informacje o sytuacji polskiej armii podaje fundacja Ad Arma. Zapowiedzi zwycięstwa ofensywy ukraińskiej w roku 2023 były publikowane przed jej rozpoczęciem, jej fiasko również nie jest tajemnicą, podobnie jak przewaga Rosjan w powietrzu i w możliwościach artylerii. Co do prowokowania Rosji do wojny przytoczę tylko jedną wypowiedź Marszałka Sejmu: – Putina wgnieciemy w ziemię. Terlikowski twierdzi, że moje wypowiedzi to manipulacja, ale nie wyjaśnia na czym miałaby ona polegać. Wydaje się, że jego zdaniem wszystko, co odbiega od oficjalnej propagandy jest „proputinowską narracją”.
Interesująca jest kwestia „szkodzenia działalności pro-life”. Niestety, tej kwestii Terlikowski nie wyjaśnia. Czyżby „szkodzenie” polegało na intensywnej działalności przeciw aborcji? Artykuł kończy się wezwaniem służb do zbadania działalności obu fundacji. Całość sprawia wrażenie rozbudowanego donosu.
Kiedyś Terlikowski zajmował się przedstawianiem prawdy. Kilka lat temu stał się propagandystą. Szkoda człowieka.
Kaja Godek: poszło zlecenie na dyskredytowanie polskiego ruchu pro-life
Tego rodzaju zarzut [o uprawianie kremlowskiej propagandy – red.] z ust osoby, która wychwalała film „Zielona granica” pani Agnieszki Holland jako dzieło pomagające walczyć z dehumanizacją imigrantów; zarzut z ust osoby, która postulowała by funkcjonariusze służb strzegących granic nie mogli używać broni – wszyscy wiemy, jak się skończyły takie pomysły – taki zarzut jest bez żadnej wartości.
Oskarżanie o prorosyjskość ze strony osoby, która formułowała myśli, które można uznać za sprzyjające agresorom ze wschodu, jest zaś po prostu pokazem hipokryzji.
Co do zaś całości publicystyki Tomasza Terlikowskiego pod adresem ruchu pro-life – ale też do mnie personalnie – mogę zauważyć pewne zjawisko. Mniej więcej od wyroku Trybunału Konstytucyjnego z października 2020 roku zaczął on głosić tezę, że polski ruch pro-life jest nieskuteczny. Padały tam nazwiska różnych osób, w tym także moje. Jest to śmieszne. W momencie gdy do polskich pro-liferów dzwoniły telefony z całego świata – bo ludzie widzieli, co dzieje się w naszym kraju i chcieli powtórzyć to samo u siebie – byliśmy znakiem sprzeciwu wobec lewicowo-liberalnych trendów, które mają miejsce w świecie zachodnim. Wtedy właśnie Tomasz Terlikowski głosił tezę, że polski ruch pro-life jest nieskuteczny. Myślę, że jest to bardzo znaczące. Wygląda mi to albo na pełnienie roli „użytecznego idioty” dla środowisk, które zwalczają obronę życia, albo na świadome ustawianie się w roli osoby, która będzie kolportować pewne tezy w przestrzeni publicznej, choć pewnie sama widzi, że nie mają one pokrycia w faktach.
Po 16 maja, czyli wysłuchaniu publicznym na temat aborcji, Tomek Terlikowski średnio raz w tygodniu albo raz na dwa tygodnie pisze jakiś tekst krytyczny wobec polskich pro-liferów. To też jest znaczące. Uważam, że poszło zlecenie na atakowanie obrony życia. Podczas wspomnianego tu wysłuchania strona proaborcyjna została po prostu „rozbita w pył”. Myślę, że uruchomiły się środowiska i konkretne osoby, które mają nas dyskredytować. To wysłuchanie zostało zorganizowane bowiem po to, by posłowie mieli pretekst do prac nad legalizacją aborcji; żeby przyszli przedstawiciele środowisk lewicowych i powiedzieli, że żądają praw reprodukcyjnych, prawa do aborcji, zbliżenia polskiego prawa do wymogów prawa międzynarodowego – chociaż ochrona życia wcale nie jest z nim sprzeczna. I co się okazało? Wyszło zupełnie odwrotnie. Tego pretekstu nie ma i jeśli posłowie będą w jakikolwiek sposób szukać poszerzenia możliwości zabijania dzieci nienarodzonych, to wyraźnie zrobią to wbrew Polakom, wbrew społeczeństwu, wbrew większości. To była ogromna porażka strony proaborcyjnej i dlatego padło hasło, że w tej chwili trzeba niszczyć polskich pro-liferów a Tomasz Terlikowski realizuje tę agendę.