Za papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI bycie „wiernym papieżowi” uchodziło w niektórych kręgach niemal za najgorsze, co można powiedzieć o człowieku. Z kolei krytykę pod adresem papieża fetowano niczym gola w meczu ligi mistrzów – mówi niemiecki dziennikarz, Peter Seewald, wyjaśniając korzenie niechęci do Josepha Ratzingera.
4 maja ukazała się w Niemczech monumentalna biografia Benedykta XVI. Jej autorem jest wieloletni współpracownik emerytowanego papieża, dziennikarz Peter Seewald. W rozmowie z austriackim portalem katolickim Kath.net Seewald mówił o kilku istotnych aspektach współczesnego odbioru papieża Ratzingera.
Wesprzyj nas już teraz!
– Ratzinger z milionowymi nakładami [jego książek – red.] jest na świecie najczęściej czytanym teologiem współczesności. Istnieje przy tym duży rozziew między recepcją przez wysoko opłacanych profesorów na uniwersytetach a recepcją wśród ludu; czy też przez księży, studentów, współpracowników kościelnych. Niektórzy z tych profesorów specjalizują się nie tyle we własnych dokonaniach, ale w tym, by nie przepuszczać żadnej okazji do obmawiania Benedykta XVI w mediach – powiedział.
Dziennikarz wskazał też, że w samych Niemczech jest wciąż wielu admiratorów Josepha Ratzingera; nawet wielu protestantów jest silnie wpatrzonych w Benedykta XVI. Papież-emeryt jest dla nich „latarnią, która pomaga utrzymać właściwy kierunek”.
Pytany o to, dlaczego Benedykt XVI był i wciąż jest tak ostro krytykowany w mediach, Seewald odwołał się do Soboru Watykańskiego II.
– Po Soborze stanęły przeciwko sobie dwa odmienne obozy teologiczne i kościelnopolityczne, które w czasie Vaticanum walczyły o wpływ. Ratzinger był jednym z tych, którzy w największym stopniu ukształtowali soborową modernizację, ale zarazem był jednym z pierwszych, którzy ostrzegali przed zmienianiem znaczenia postanowień Soboru. Dla niego istniała właściwa oraz fałszywa interpretacja tego, czego chcieli Ojcowie – powiedział.
Dziennikarz dodał, że Ratzinger postrzegał się jako „progresywnego teologa, który walczył o odnowę wiary”. Przy tym bardzo mocno sprzeciwiał się reformom, które miałyby unieważniać to, co jest w Kościele istotne. Jako taki został szybko uznany za swoistego „renegata”.
Według Seewalda największą odpowiedzialność za stygmatyzacją Josepha Ratzingera/Benedykta XVI ponosi Hans Küng. Bez niego, uważa, nie byłoby nigdy tak ostrej nagonki na „pancernego kardynała”, choć oczywiście, zaznaczył dziennikarz, sam Ratzinger również „dołożył” do swojego medialnego wizerunku, a to za sprawą bezkompromisowej obrony nauki katolickiej.
Seewald zwrócił też uwagę na zastanawiającą różnicę w podejściu wielu ludzi Kościoła do papieża Benedykta XVI i papieża Franciszka.
– Za papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI bycie „wiernym papieżowi” uchodziło w niektórych kręgach niemal za najgorsze, co można powiedzieć o człowieku. Z kolei krytykę pod adresem papieża fetowano niczym gola w meczu ligi mistrzów – stwierdził.
– Dzisiaj jest dokładnie odwrotnie. Krytyka wobec papieża Franciszka jest przez dawnych krytyków papieży odbierana jako czyste bluźnierstwo. Mówi się wtedy, że „wilki” w Watykanie przypierają Bergoglia do ściany – wskazał.
Źródło: Kath.net
Pach