Od kilku miesięcy radykalny islam płynie do Bułgarii trzema, wydaje się niekontrolowanymi, strumieniami. W tym małym bałkańskim kraju pojawia się coraz więcej muftich wysyłanych przez turecki Diyanet czyli tamtejsze ministerstwo religii. Otrzymują oni zapłaty od państwa bułgarskiego.
Są to obywatele Turcji nieznający bułgarskiego i bułgarskich realiów. Były główny mufti Bułgarii, Nedim Gendżiew uważa, że kraj ma swoich muftich i imamów, a pojawienie się w ostatnim czasie 60 imamów z Turcji, to zagrożenie dla Bułgarii jako państwa świeckiego. Nawet w meczecie w centrum Sofii zatrudnieni są tureccy imamowie.
Wesprzyj nas już teraz!
O coraz większym wpływie tureckich muzułmanów i władz w Ankarze świadczy szokujące wyznanie muftiego Gendżiewa: Zadzwonił do mnie nasz minister spraw zagranicznych. Powiedziałł mi, abym sobie dał spokój z muftijatem i podał się do dymisji. W odpowiedzi na mój pytający wzrok usłyszałem, że pan Erdogan nie życzy sobie mnie na stanowisku muftiego”.
Radykalny, niekontrolowany islam płynie do Bułgarii tuż przed przedterminowymi wyborami parlamentarnymi (26 marca). W Bułgarii trwa blokada przejść granicznych z Turcją. Bułgarzy nie wpuszczają autobusów z Turcji z osobami mającymi podwójne, tureckie i bułgarskie, obywatelstwo. Najpierw mieli oni nawoływać do głosowania w kwietniowym tureckim referendum prezydenckim, a potem w wyborach parlamentarnych w Bułgarii na partie tureckiej mniejszości.
I strumień trzeci: od kilku dni media bułgarskie informują o tzw. wewnętrznej turystyce wyborczej i zjawisku kupowaniu głosów. W kilku wioskach, gdzie dominuje ludność pochodzenia tureckiego wyznająca islam, za głosowanie na partie tureckie oferowane są spore jak na warunki bułgarskie „nagrody pieniężne”. Choć na razie nikt tego nie jest w stanie udowodnić, o środki na kupowanie głosów wyborczych podejrzewana jest Ankara.
Źródło: „Bulgarian Times”
ChS