„Jugosłowiański” model federalizacji rozpoczyna się od czapy, czyli rządu centralnego, który podporządkowuje sobie mniejsze państwa i narzuca im jakąś ideologię. To się zawsze kończy… no właśnie, tak jak się na Bałkanach zakończyło – przekonuje Rafał Ziemkiewicz na łamach PCh24TV, odnosząc tę sytuację do procesów jakie zachodzą w Unii Europejskiej.
Według publicysty istnieją dwa sposoby jednoczenia i scalania państw. Pierwszy nazywa modelem szwajcarskim, drugi jugosłowiańskim. Proces szwajcarski to długotrwałe i oddolne zrastanie w jedną całość. Likwiduje się bariery handlowe, a wraz z integracją gospodarki ludzie przyzwyczajają się do wspólnego życia. – Do dzisiaj w Szwajcarii ludzie używają trzech języków, rozstrzyga się różne sprawy w referendach, każdy kanton ma ogromną samodzielność i dzięki temu nikt nie mówi o żadnych odśrodkowych tendencjach, żeby się jakiś kanton chciał odłączyć od federacji – zauważa.
Drugi sposób natomiast to Jugosławia, czyli „zaczynamy od czapy, czyli rządu centralnego, który podporządkowuje sobie mniejsze państwa i na dodatek narzuca im jakąś ideologię i to się kończy… no właśnie, tak jak się na Bałkanach skończyło”.
Wesprzyj nas już teraz!
W ocenie pisarza przykład, na który lubią powoływać się europejscy „federaści” czyli Stany Zjednoczone jest kompletnie nieadekwatny. – Otóż USA zostały zbudowane z kilku niezależnych państw, ale jednolitych kulturowo. Różnice kulturowe między Teksasem a Filadelfią istniały, ale były nie większe niż pomiędzy Śląskiem a Mazowszem – podkreśla.
Natomiast pomysł budowania Stanów Zjednoczonych Europy, gdzie posiadające oddzielny język historię i tradycję państwa istnieją od ponad 1000 lat „jest absolutnie bez sensu i od czapy”. – To budowanie drugiej Jugosławii, ten proces nie może się udać. On się musi skończyć tak jak się skończyło ujednolicanie obozu socjalistycznego, to znaczy wszyscy będą się czuli okradani przez tych drugich i wszyscy będą się nawzajem nienawidzić – przekonuje.
W jego ocenie te tendencje zostaną, prędzej czy później, powstrzymane. To co próbuje robić Bruksela i zwolennicy „pogłębionej integracji” nie jest bowiem poparte żadną realną siłą, którą można zmusić społeczeństwa do posłuchu. Federalizacja oparta jest na przekonaniu, że „szantaże finansowe wystarczą, że mocą dyrektyw unijnych będzie można coś osiągnąć, że wystarczy manipulacja medialna zaprzęgająca chór autorytetów”. – W pewnym momencie europejskie narody się wobec tego zbuntują i nikt nie będzie w stanie ich zapędzić do tego wspólnego kotła. Zacznie się rozwadnianie poszczególnych projektów, ograniczanie do minimum, czyli ich strony korupcyjnej bo to jest największa motywacja aby je utrzymywać – ocenia.
– Krótko mówiąc, mamy do czynienia z rodzącym się potworkiem, który im szybciej zostanie dobity tym lepiej dla wszystkich – przekonuje.
Gość Piotra Relicha uważa, że Unia Europejska do pewnego czasu była bardzo sensownym, budowanym rozważnie projektem. Natomiast był to projekt, który za swojego patrona uważał Roberta Schumana a nie Altiero Spinellego. Z czasem został zepsuty poprzez biurokratyczną czapę, którą „niestety musiał wytworzyć”. – Skoro powołuje się projekt gospodarczy i wspólne polityki to musi istnieć jakiś sąd arbitrażowy i sekretariat wykonawczy – podkreśla.
– Komisja Europejska była takim sekretariatem, a TSUE sądem. Problem polega na tym, że w pewnym momencie dodano tam Parlament Europejski, zupełnie bezsensowną instytucję, której zadaniem jest przede wszystkim korumpowanie elit państw członkowskich i to się świetnie udało. Wpompowano ogromne pieniądze aby przewerbować premierów, działaczy partyjnych. Założono, całkiem słusznie, że to Bizancjum, które obrzuci elity workami euro skorumpuje je kompletnie i kupi dla tego projektu. Tak się rzeczywiście w dużym stopniu stało – przekonuje.
Teraz natomiast mamy do czynienia z próbą autoryzacji instytucji, które UE stworzyła. KE jedynie próbuje być rządem, do czego nie ma żadnych traktatowych uprawnień, TSUE próbuje być sądem najwyższym wszystkich krajów (do czego też nie ma uprawnień). PE natomiast chce być nadrzędny wobec tego europejskiego rządu. – Wszystko idzie w kierunku budowania nowej władzy, nowej elity rządzącej Europą – podkreśla.
Natomiast potrzeba budowy takiego projektu, połączona z koniecznością odebrania wolności na poziomie państw suwerennych, wymaga uzasadnienia za pomocą podkładki ideologicznej. – Takiej podkładki szukano oczywiście w kręgu lewicowych ideologii progresywnych, natomiast jest to konglomerat jakichś wierzeń, z resztą mocno niespójnych, które w Ameryce przyjęło się określać jednym wspólnym terminem „wokeness”, czyli właściwie diabli wiedzą co – przebudzenie? – tłumaczy.
„Wokeness” to przekonanie, że „cały dotychczasowy świat jest do bani, wszystkie pomniki są do obalenia, wszystko co było dobre okazało się złe, co było nie było, czego nie było to było”. Natomiast w ocenie pisarza „czy akurat wsiadamy na temat LGBT, inkluzywności, ratowania planety, czy tego, kto kim się czuje od strony płciowej; to wszystko ideologiczna podkładka mająca uzasadniać destrukcję”.
– Bo ich jednym wspólnym mianownikiem jest niszczenie. Destrukcja jest potrzebna po to by – jak śpiewali starzy komuniści – „ruszyć z posad bryłę świata”, czyli zniszczyć wszystko doszczętnie i w to miejsce stworzyć coś nowego, gdzie „my”, czyli oświecone elity brukselskie będziemy rządzić – przypomina.
Jako, że to dość powtarzalny proces, do pewnego momentu istniały nadzieje a jego odwrócenie i przywrócenie Unii w kształcie wymyślonym przez ojców założycieli, czyli Schumana i innych. Natomiast w opinii publicysty obserwowany rozkład Unii zaszedł z daleko. – Proszę popatrzyć na projekt masowej migracji, który był procesem celowym i przemyślanym, z resztą bardzo rasistowskim. Dzisiaj biali imigranci, chrześcijanie, prawdziwi uchodźcy wojenni nie są w Unii Europejskiej mile widziani. UE woli Czarnych, Arabów, muzułmanów, ludzi obcych kultur, dlatego, że sprowadzeni w granice Europy stają się zapleczem wyborczym dla „nowej kasty” wokenessu – zauważa.
Ten „młot” służący do rozbijania państw narodowych w wielu wypadkach zadziałał. Przykładowo we Francji, ogromne protesty „żółtych kamizelek”, składające się głównie z białych mieszkańców nie są w stanie zmienić władzy.
Jednak, choć plan destrukcji udało się w dużym stopniu zrealizować, Rafał Ziemkiewicz przekonuje, że plan budowy nowej rzeczywistości się już nie uda. – Przyszłość Europy jawi się niepewnie, to będzie chaos. Oczywiście nikt otwarcie przy tym nie przyzna, że cały projekt się skończył, tak jak nikt nie mówił, że Republika Rzymska przestała istnieć i przez stulecia Rzymianie sądzili, że są republiką – ocenia.
Wojna na Ukrainie i zdecydowana postawa Ameryki powracającej do starych, reaganowskich pryncypiów uważających Rosję za „imperium zła”, które należy zneutralizować, rozbija kompletnie nadzieje eurokratów-federastów, opierających swoje marzenia na bismarckowskiej polityce Niemiec. Uważali, że Rosja jest „zwykłą kleptokracją, bandą złodziei, którzy chcą tylko okradać swój naród”. – Układ wydawał się idealny; jako, że mamy do czynienia ze złodziejami to będą sprzedawać surowce dużo taniej niż są warte, a na tej taniości Niemcy zbudują swoją dominację w Europie, stając się energetycznym hubem – analizuje.
Właśnie tym celom służyła budowa Nord Stream 2 połączona z nakręcaniem histerii klimatycznej. To właśnie na taniości rosyjskich surowców zbudowano konkurencyjność niemieckiej gospodarki, która wcale nie jest innowacyjna, ale oparta na bardzo atrakcyjnych cenach. – W momencie utraty tanich surowców z Rosji, gdy przyjdzie kupować po cenach na ogólnie przyjętych zasadach, to się okaże, że potęga niemieckiej gospodarki jest równie mocno przereklamowana jak potęga armii rosyjskiej – przekonuje publicysta.
Ten projekt się załamie, natomiast w jego ocenie nie bardzo wiadomo co dalej. Pytanie czy Polacy zdają sobie sprawę z tego co nadchodzi i czy jesteśmy na to przygotowani. Zjednoczona Prawica nie wyobraża sobie wyjścia z Unii, czy wymuszania innych warunków członkostwa. Z drugiej strony uważają, że choć nie przepadają za UE w obecnym kształcie, to teraz Niemcy dostały po nosie, obywatele poszczególnych krajów zmądrzeją, co spowoduje, że – mówiąc hasłowo – Vox, LePen czy Liga Północna zajmie miejsce ludowej międzynarodówki, socjaldemokratów i liberałowów, rozpoczynając proces budowy nowej Unii.
– Moim zdaniem to są, delikatnie mówiąc, mrzonki. Po pierwsze, ze względów demograficznych już nie jest w stanie wygrać w pełni taka formacja. Ona morze liczyć na 20-30 proc., ale co to znaczy? Gdyby we Francji wygrała LePen to spowoduje to podział kraju; z resztą Bruksela implementując działania federalizacyjne celowo rozbijała jedność państwową np. poprzez promocję euroregionów – ocenia.
W opinii publicysty, zza tej zasłony na wierzch wypłynie polityka państw narodowych. Natomiast najpierw potrzeba ustalić jej priorytety, a po drugie „posiadać narzędzia niezbędne do ich wymuszenia”. Niestety, w „tych kategoriach naprawdę mało kto myśli”.
Pytany o możliwości związane z ewentualnym wyjściem Polski z Unii Europejskiej, redaktor Ziemkiewicz przyznał, że by zrobić POLEXIT „trzeba mieć dokąd iść”. Ponieważ mimo kryzysu, Unia wciąż zbudowana jest na filarach swobodnego przepływu handlu, towarów, usług, pracowników i kapitału. Ten jednocześnie spowodował, że nie „ma powrotu do gospodarek autarkicznych, całkowicie samowystarczalnych”
– Popatrzmy na paranoją jaka dzieje się w związku z wojną. Z jednej strony Rosja pełni rolę Hitlera, no ale jak była wojna z Hitlerem to kiedy bombardował Anglię, ale jednocześnie nie dostarczał jej ropy. Teraz trwa wojna, ale rurociągi wciąż pracują. W dzisiejszym świecie nie można istnieć bez porozumień – przyznał.
Dlatego w jego opinii należy przekonać Amerykę, że Niemcy nie są wiarygodnym partnerem dla USA, a Polska powinna powalczyć o rolę regionalnego mocarstwa w tej części Europy.
– Zostawiając na boku politykę europejską, powinniśmy budować własną „unię” wespół z Bałkanami, krajami skandynawskimi, być może również i z Turcją, która jest wschodzącym mocarstwem. Liczyć na to, że wolna Ukraina i wolna Białoruś się do tego kiedyś dołączą i wspólnie wskrzesimy obszar jagielloński jako swego rodzaju alternatywę. Projekt amerykańskiego Trójmorza idzie mniej więcej w tym kierunku. Trzeba te pomysł pochwycić, i w miarę jak będzie się rozwijać, wtedy ocenimy na ile możemy posłać na bambus Niemców i Francuzów. To moim zdaniem jest jedyna polityka, którą należałoby realizować. Dążyć za wszelką cenę do statusu rozgrywającego w Środkowej Europie – sugeruje.
– Jest jednak pewien problem. Naprawdę nie jestem zwolennikiem marszałka Piłsudskiego, ale niektóre myśli miał bardzo trafne. To słynne powiedzenie, że „Polacy bardzo chcieliby niepodległości, ale żeby to kosztowało dwa grosze i dwie krople krwi”. Musimy być gotowi, że jednak więcej będzie kosztowała budowa Polski, która rzuci wyzwanie Niemcom, Rosji i – tak jak to było przed 400 laty – wygra z jednymi i z drugimi – konkludował swoją wypowiedź.
Oprac. PR
Zobacz całą rozmowę na PCH24 TV: