Dawno Stany Zjednoczone nie widziały takiej erupcji przemocy, jak w ostatni weekend w Charlottesville. 11 i 12 sierpnia odbył się tam wiec wszelkiej maści „alternatywnych prawicowców”, nacjonalistów, neokonfederatów oraz zwolenników białej supremacji. 12 sierpnia w tym miasteczku w stanie Wirginia zginęły 3 osoby. Wiele uczestników zajść odniosło też obrażenia. Nie bez winy pozostają tu rozmaici biali nacjonaliści, uznający się za alternatywną prawicę, a nawet otwarci naziści.
Organizatorzy odbywającego się pod hasłem „Zjednoczyć prawicę” zlotu w Charlottesville protestowali przeciwko planowanej likwidacji pomnika generała wojsk Konfederacji z czasów wojny secesyjnej, Roberta Lee.
Wesprzyj nas już teraz!
Stawili się też kontr-demonstranci głównie z lewackiej „Antify” i reprezentującego czarny rasizm „Black Lives Matter”. Doprowadziło to do regularnej bitwy między dwoma stronami. A także do szczególnie drastycznych wydarzeń. 12 sierpnia 20-letni James Alex Fields junior wjechał rozpędzonym samochodem w tłum kontrmanifestantów. W efekcie zginęła 32-letnia kobieta, a 19 osób zostało rannych.
Neonazistowskie inspiracje
Kim jest morderca? Jego nauczyciel historii z czasów licealnych przypisał mu neonazistowskie sympatie. Na to, że się nie mylił wskazuje również zdjęcie James Alex Fields’a juniora na tle symboliki organizacji „Vanguard America”. Ta w swoim manifeście opublikowanym na witrynie bloodandsoil.org uznaje się za promotorkę „Amerykańskiego Faszyzmu”. Odrzuca kapitalizm, materializm, wielokulturowość i demokrację. Woła o „nowego Cezara” zdolnego ożywić amerykańskiego ducha. Na stronie można również natrafić na przekonywanie o rasowej niższości Murzynów. Zbliża to organizację do „idei” neonazistowskich. Włoscy faszyści nie popierali wszak rasizmu.
Po ujęciu mordercy z Charlottesville przedstawiciele „Vanguard America” zaprzeczyli, jakoby był on związany z tą organizacją. Nawet jeśli to prawda, to neo-nazistowskie inspiracje zabójcy nie budzą wątpliwości.
Alter-prawicowcy i sataniści
Kontrowersje budzą z resztą poglądy także innych przedstawicieli środowiska związanego z obroną pomnika generała Lee. Wszak protesty w jego obronie odbywały się już wcześniej. W maju zorganizował je nieformalny lider alternatywnej prawicy (alt-right) Richard Spencer. W czerwcu zaś i lipcu zwołali je rasiści z Ku Klux Klanu. Menażeria zgromadzona na sierpniowym proteście okazała się co najmniej równie „interesująca”.
Jak podał Joe Heim z „Washington Post” znaleźli się w niej nacjonaliści, zwolennicy białej supremacji oraz członkowie grup związanych ze wspomnianą alternatywną prawicą – w tym Richard Spencer. Zdaniem tego aktywisty usunięcie pomnika generała Roberta Lee to symbol wykorzenienia białych.
Według „Southern Poverty Law Center” (splcenter.org) w sierpniowym wiecu udział zapowiedzieli także współzałożyciel „Tradycjonalistycznej Partii Robotniczej” Matthew Heimbach, Michael Hill z neo-konfederackiej Ligi Południa czy biały nacjonalista Mike “Enoch” Peinovich. Dodajmy do tego Augustusa Sol Invictusa (Augusta Słońce Niezwyciężone, przed zmianą nazwiska Austina Gillespie). To znany w kręgach alternatywnej prawicy prawnika i polityka. W 2015 roku BBC podało, że wywołał on kontrowersje z powodu wypicia krwi kozła. Augustus przyznał, że złożył go w ofierze „księciu ciemności”.
Wśród uczestników sierpniowego wiecu znalazł się również David Duke. To znany w pewnych kręgach głosiciel teorii spiskowych, antysemita i były „imperialny wielki czarownik” Ku Klux Klanu. Twierdził on, że manifestacja w obronie pomnika generała Lee to realizacja obietnic Donalda Trumpa o „odzyskaniu kraju” (przez białych).
Donald Trump jak Salomon?
Sam amerykański prezydent nie do końca się jednak zgodził z tego typu poglądem. W obliczu tragicznych wydarzeń, 12 sierpnia przebywający na urlopie prezydent potępił nienawiść i przemoc. Wybrał jednak rozwiązanie w salomonowym stylu. Nie zdecydował się bowiem na wskazanie białych rasistów jako źródła tejże przemocy. Ten fakt docenił portal alternatywnej prawicy (altright.com).
Ekstremistom, takim jak David Duke, stanowisko prezydenta nie przypadło jednak do gustu. „Poleciłbym spojrzeć w lustro i pamiętać, że to biali Amerykanie doprowadzili do twojej prezydentury, a nie radykalna lewica”, napisał aktywista i autor na „Twitterze”.
Tymczasem po drugiej liberalnej stronie barykady przeciwko amerykańskiemu prezydentowi odezwały się znaczni poważniejsze głosy. Zarówno media, jak i politycy (Demokraci ale też Republikanie) krytykowali ogólnikowość stanowiska prezydenta USA. Ich zdaniem powinien on wprost potępić białych rasistów, zamiast stwarzać wrażenie, jakoby wina leżała po obydwu stronach. Głos w sprawie zabrali między innymi kontr-kandydaci Donalda Trumpa do nominacji Republikanów z czasów kampanii prezydenckiej: Ted Cruz i Marco Rubio. Sprzeciw wyraził także republikański senator Lindsey Graham.
Zapewne wskutek krytyki, Biały Dom wystosował 12 sierpnia oświadczenie potępiające zwolenników „białej supremacji”.
Winna policja czy rasiści?
Gubernator Wirginii, Terry McAuliffe, na konferencji prasowej w sobotni wieczór stwierdził, że policja spisała się bez zarzutu, a całą odpowiedzialność za ofiary ponoszą biali ekstremiści. Innego zdania są przedstawiciele „alternatywnej prawicy”. Potępiają oni przemoc w Charlottesville, jednak winą za jej erupcję obarczają głównie niewłaściwe postępowanie sił porządkowych i lewackich kontr-manifestantów. Jak bowiem zauważają Ian Mason i Amanda House na łamach luźno związanego z alternatywną prawicą portalu Breitbart.com, przypadki zgonów nastąpiły już po rozwiązaniu głównego wiecu przez policję.
Dokładne ustalenie przebiegu wydarzeń zapewne długo pozostanie przedmiotem kontrowersji. Nie broniąc skrajnej lewicy, nie sposób jednak zaprzeczyć wzrostowi nastrojów nacjonalistycznych i rasistowskich w Stanach Zjednoczonych. W pewnym sensie to nieuniknione w kraju ze związanym z protestantyzmem dziedzictwem niewolnictwa, długotrwałego złego traktowania Murzynów, a następnie dyskryminacji białych w ramach tak zwanej akcji afirmatywnej. Ów rasizm à rebours, popierany tak przez czarnoskórych, jak i przez liberalną lewicę wzbudził oburzenie białych, zwłaszcza z klasy robotniczej. Sprzyjało to wyborczemu sukcesowi Donalda Trumpa.
Co zrobi Donald Trump ?
Zwolennicy białej supremacji, „naukowi” rasiści czy inni sympatycy alterprawicy złapali wiatr w żagle. Jak pokazuje tragedia w Charlottesville, głowę podnoszą nawet neonaziści. Ludziom z tych środowisk pewnością bliżej do Donalda Trumpa z powodu jego anty-imigranckiego i antyglobalistycznego (przynajmniej w retoryce) stanowiska. Z aktywistów tych pseudoprawicowych środowisk rekrutują się niekiedy najbardziej zagorzali zwolennicy prezydenta USA. Ludzie bardziej trumpowscy, niż sam Donald Trump.
Ten ostatni doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Dlatego też stara się zazwyczaj nie wyrażać otwarcie wrogiego stanowiska wobec wspomnianych grup. Z drugiej strony nie zamierza też ich otwarcie popierać. Wszak straciłby wówczas nie tylko resztki szacunku u liberałów. Opowiedzenie się za białymi ekstremistami i spółką wzbudziłoby bowiem sprzeciw wielu „niealternatywnych” prawicowców. Choćby z powodu występującego wśród alterprawicowców antychrystianizmu.
Okres lawirowania Donalda Trumpa dobiega więc końca. Najwyższy czas, by prezydent całkowicie jasno wyraził swoje stanowisko. Prawica prawdziwa czy prawica alternatywna? Cywilizacja chrześcijańska, o której pięknie mówił podczas wizyty w Warszawie; czy miszmasz skrajnego nacjonalizmu, rasizmu, a niekiedy otwartego antychrystianizmu? Oby prezydent najpotężniejszego państwa świata wybrał mądrze.
Marcin Jendrzejczak