21 grudnia 2023

Reakcje mediów katolickich na „Fiducia supplicans”. Udają czy nie widzą skandalu?

(Źródło: x.com /o. James Martin SJ)

Pierwsza para, którą pobłogosławił bliski Franciszkowi o. James Martin SJ, kapłan stawiany przez papieża za „wzór” wszystkim księżom na świecie, to Amerykanie Jason i Damian. Mężczyźni zawarli homoseksualny związek w protestanckim zborze „Judson Memorial Church”; w internecie chwalą się między innymi homoerotycznymi przebierankami, odwiedzaniem plaży dla gejowskich nudystów oraz obściskiwaniem z innymi mężczyznami. Taka jest rzeczywistość „błogosławieństw”, które wprowadzili do Kościoła katolickiego papież Franciszek i kard. Victor Manuel Fernández. Większość polskich katolickich mediów udaje, że tego nie widzi.

Publikacja deklaracji doktrynalnej Fiducia supplicans wywołała na całym świecie lawinę komentarzy. Episkopaty Afryki zaczęły wydawać dokumenty, w której zapowiadają, że nie będą stosować zapisów tego dokumentu. Episkopat Niemiec, przeciwnie, jest zachwycony. Duchowni i publicyści na całym świecie dostrzegają, że do Kościoła zostało wprowadzone coś zupełnie nowego: jeszcze kilka dni temu pobłogosławienie pary homoseksualnej było nielegalne, dziś stało się uprawnione. O. James Martin SJ robi już z tego użytek, tak jak wyżej opisano i przyznaje, że to rewolucja, na jaką długo czekał. Efekty Fiducia supplicans będą druzgocące: choć deklaracja w teorii zapewnia, że nie zmieniło się nauczanie Kościoła, w praktyce wysyła niezwykle mocny sygnał – homoseksualne akty nie są wcale takie złe.

W Polsce większość mediów nie chce jednak tego przyznać. Rozumiem wstrzemięźliwość: jeszcze nigdy w historii Kościoła nie wprowadzono błogosławieństw osób, które żyją w związku opartym na grzechu wołającym o pomstę do nieba. Wielu po prostu nie wie, jak zareagować, dlatego reaguje… wyparciem faktów.

Wesprzyj nas już teraz!

Na łamach „Więzi” sprawą zajął się jezuita o. Dariusz Piórkowski. „Właściwie całe oburzenie wobec tego dokumentu bierze się głównie z naszego oporu wobec bezwarunkowej miłości Boga” – napisał. Jak zauważy Czytelnik, o. Piórkowski walczy z chochołem – nie ma chyba nikogo, kogo Fiducia supplicans oburzałaby ze względu na „bezwarunkową miłość Boga”. Wszystkich oburza sugestia, jakoby Bóg mógł błogosławić związkom sodomickim.

O. Piórkowski przekonuje, że błogosławieństwa dla takich związków są… analogiczne do błogosławienia wiernych na Mszy świętej.

Pisze:

„O tym dokument nie wspomina, ale zauważmy, że na koniec mszy świętej błogosławieni są wszyscy uczestnicy liturgii niezależnie od tego, czy przyjęli komunię świętą, czy nie, niezależnie od tego, czy aktualnie żyją w grzechu, czy nie, niezależnie od tego, czy są w związkach nieregularnych, czy związkach tej samej płci”.

Oczywiście sytuacja jest nieporównywalna. Na Mszy świętej katolicy są błogosławieni niezależnie od tego, czy żyją w stanie łaski czy w stanie grzechu, bo kontekstem jest Msza święta i wspólnota Kościoła. Para homoseksualna jest błogosławiona właśnie ze względu na to/w kontekście tego, że żyje w grzechu – we wspólnocie grzechu.

To gigantyczna różnica, ale narracja, którą podjął ojciec Piórkowski, jest silnie rozpowszechniona. Również inni próbują nadać Fiducia supplicans taką „niegroźną”, fałszywą interpretację.

Ta sama „Więź” opublikowała na przykład tekst szefa mediów watykańskich Andrei Torniellego. Tornielli zestawia Franciszka z Jezusem, który „przyjmuje wszystkich”, a krytyków dokumentu Watykanu – z uczonymi w prawie, którzy „budują mury” i wykluczają. Włoch przekonuje, że skoro Pan Jezus jadał z grzesznikami, to można błogosławić osoby w parach homoseksualnych. Autor nie dostrzega kluczowej różnicy: Pan Jezus jadał z grzesznikami, ale nigdy nie błogosławił ich „drodze życia” – wprost przeciwnie, wzywał do nawrócenia. O. James Martin SJ wykonujący z radością Fiducia supplicans błogosławi aktywnym homoseksualistom, ale nie domaga się od nich zmiany życia. Akceptuje ich „takich, jakimi są” – z ich bywaniem na gejowskich plażach nudystów i przebierankami za kobiety.

W podobną narrację brnie Tomasz Terlikowski na łamach portalu Deon.pl.

Terlikowski pisze:

„Co zatem jest istotą sporu między zwolennikami nowych rozstrzygnięć, a ich krytykami? Jak się zdaje rozumienie roli Kościoła, ale także tego, co jest kluczową dla niego doktryną zbawczą. To właśnie ta kwestia jest tym, co tak naprawdę dzieli zwolenników i przeciwników myślenia Franciszka w tej sprawie”.

To oczywiście nieprawda, bo istota sprawy dotyczy czego innego: czy akty sodomskie są potępionym przez Boga grzechem czy też raczej czymś nieistotnym? Fiducia supplicans sugeruje w praktyce, że są one niewielkiego znaczenia. Pismo Święte i Tradycja Kościoła uczy, że zamykają drogę do Królestwa Bożego. Tego dotyczy „istota sporu między zwolennikami nowych rozstrzygnięć a ich krytykami”. To nie kwestia rozumienia roli Kościoła; to sprawa życia wiecznego. 

Terlikowski posuwa się też do oskarżenia krytyków Fiducia supplicans o… herezję pelagianizmu, a więc, jak pisze, przekonania, że zbawia „wierność normom moralnym”. Zbawia oczywiście tylko Jezus Chrystus, ale czy to oznacza, że… moralne życie nie ma znaczenia? Można byłoby oskarżyć zwolenników Fiducia supplicans dokładnie o taką postawę, a to przecież po prostu herezja, obecna w Kościele już od czasów niektórych sekt gnostyckich. 

Prawdziwą ofensywę w obronie nowych rozwiązań przeprowadził „Gość Niedzielny”. Jego redaktor naczelny ks. Adam Pawlaszczyk napisał artykuł „Łyżka dziegciu w beczce miodu”. „Beczką miodu” miałaby być wspaniała duszpasterska deklaracja Watykanu, „łyżką dziegciu” jakaś „niejasność”, która się z nią wiąże. „O tym, co niejasne, trzeba umieć rozmawiać” – pisze ks. Pawlaszczyk, tak, jakby jedynym problemem z dokumentem Fiducia supplicans była kwestia niewłaściwej komunikacji słusznych przecież rozwiązań.

Ks. dr Marek Spyra na łamach „Gościa…” ogłosił, że… „deklaracja niczego nowego nie otwiera”. Skoro tak, to nasuwa się proste pytanie: po co w ogóle ją ogłoszono i dlaczego cały katolicki liberalny świat uważa, że jest rewolucją, na którą czekali długimi latami? Ks. dr Spyra pisze, że gdy on sam chodzi po kolędzie, to błogosławi ludziom w ich domach niezależnie od tego, w jakiej żyją sytuacji. Podobnie jak inni ks. Spyra ignoruje istotę problemu: różnicę pomiędzy błogosławieniu ludziom po prostu, a błogosławieniu ludziom dlatego, że żyją w sodomickim związku.

Ks. Rafał Bogacki przekonuje w tym samym medium, że błogosławieństwo dla pary homoseksualnej może być wezwaniem czy okazją do nawrócenia. Na koniec stawia wprawdzie małą kontrowersję: „Pozostaje jednak jeszcze pytanie o to, czy sam udzielający błogosławieństwa, będzie potrafił wykonać ten krok właściwie”. Cóż, odpowiedź na to pytanie znamy, a drogę pokazał ks. James Martin SJ.

Wreszcie, znowu w „Gościu…”, swoje tłumaczenie Fiducia supplicans przedstawił ks. Grzegorz Strzelczyk. Porównał błogosławienie pary homoseksualnej do błogosławienia penitenta podczas spowiedzi… Napisał: „Pytanie, które trzeba sobie postawić, jest takie, czy wolno w Kościele błogosławić grzeszników?  W dokumencie jest potwierdzenie pewnej praktyki. Mianowicie, jeśli do konfesjonału przychodzi jakaś osoba i tam okazuje się, że nie możemy jej rozgrzeszyć – ze względu na to, że się nie nawraca dostatecznie, że jeszcze nie jest na tym etapie, że zerwała z grzechem – to nie udzielamy rozgrzeszenia, ale na końcu ją błogosławimy. Nie błogosławimy jej grzechowi – błogosławimy jej na jej życie. Bo chcemy, żeby Bóg jej towarzyszył”.

Czytelnik niewątpliwie gołym okiem dostrzega całkowitą nieprzystawalność obu sytuacji. W Fiducia supplicans nie ma mowy o błogosławieniu homoseksualistów osobno, po to, aby wzmocnić ich dla życia w czystości. Jest błogosławienie ich razem, w parach, po to, żeby „docenić wartości”, którymi żyją w swoich związkach. Wartości takie, jak pokazane na początku…

W „nicsięniestalizm” idzie również Katolicka Agencja Informacyjna. Jej szef Marcin Przeciszewski opublikował sążnisty artykuł przypominając o nauce Kościoła na temat homoseksualizmu: że to grzech, że trzeba odrzucać związki partnerskie, że tylko małżeństwo między mężczyzną i kobietą… Na końcu zreferował Fiducia supplicans, dodając, że trzeba odrzucić „rewolucyjne interpretacje” dokumentu. Problem w tym, że „nie ma innych interpretacji” niż rewolucyjna, bo mamy do czynienia właśnie z rewolucją.

Dobrze podsumował to zaciemnianie problemu o. prof. Dariusz Kowalczyk SJ. Na łamach portalu Opoka.org.pl jezuita stwierdził: „Powyższe dość hasłowe tłumaczenia można by jeszcze zrozumieć, gdyby dotyczyły jednostek, które mają czasem pokomplikowane życie, ale pokornie proszą o błogosławieństwo, gdyż chcą się nawrócić, zbliżyć do Boga. Tyle że w omawianym dokumencie mowa jest o parach homoseksualnych, które zasadniczo nie tyle przyznają się do słabości, co okazują dumę z bycia parą homoseksualną. A wszelkie nauki, że żyją w grzechu, odbierają jako dyskryminację i mowę nienawiści”.

Dodał następnie: „Nasuwa się pytanie: Co właściwie kapłan zrobi, kiedy pobłogosławi nie pojedyncze osoby, ale parę homoseksualną? W Deklaracji czytamy, że w przypadku błogosławienia par tej samej płci «nie zamierza się niczego legitymizować, ale chce się jedynie otworzyć własne życie na Boga, prosić Go o pomoc, by żyć lepiej» (nr 40). No tak! Ale przecież para homoseksualna, która poprosi o błogosławieństwo, zrobi to raczej nie po to, aby się rozejść, tylko po to, by dalej być parą i żyć szczęśliwie według swych przekonań, w tym na przykład sprawić sobie dziecko przy pomocy surogatki”.

Niestety, innych skutków Fiducia supplicans nie ma, bo być nie może. O ten dokument zabiegali w Kościele bynajmniej nie ci, którzy chcą wzywać ludzi do życia w czystości, ale ci, którzy chcą aprobować grzech. Mają teraz wyczekiwany  tekst w rękach, używają go i będą używać zgodnie ze swoją ideologią. Jak to się skończy, nie wiemy: rosnąca liczba biskupów odrzuca jednak błogosławienie sodomskich związków. Zrobili to niektórzy biskupi w USA, biskupi Astany w Kazachstanie, biskupi Ukrainy, biskupi z kilku krajów w Afryce, pisząc wprost, że nie godzą się na stosowanie dokumentu Stolicy Apostolskiej. Sytuacja może wywołać w Kościele ogromny wewnętrzny konflikt.

Papież Franciszek poszedł na rękę skrajnym rewolucjonistom i wywołał ogrom zgorszenia u zwykłych wierzących, którzy każdego dnia walczą o dobre, moralne, katolickie życie.  Nie wolno udawać, że nic się nie stało: doszło do autentycznego, wielkiego skandalu, który będzie mieć katastrofalne konsekwencje dla jedności Kościoła. I trzeba o tym głośno mówić.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(83)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie