W niedzielę w Turcji odbędzie się referendum prezydenckie, które może znacznie wzmocnić pozycję obecnego prezydenta Recepa Erdogana. Zakłada ono m.in., że prezydent będzie jednocześnie szefem państwa i rządu, będzie mógł sprawować władzę za pomocą dekretów oraz zdecydować samodzielnie o rozwiązaniu parlamentu. Wzrośnie także jego wpływ na wymiar sprawiedliwości. Już teraz Erdogan domaga się m.in. wprowadzenia w Turcji kary śmierci.
Wg sondażu agencji ANAR (zapytano 2000 osób) w samej Turcji na „tak” zagłosuje 51,2% wyborców. W lutym na „tak” chciało głosować 44% Turków. Ale pod koniec marca z sondażu przeprowadzonego przez agencję SONAR wynikało, że za przyznaniem Erdoganowi większej władzy zagłosowałoby już 49% uprawnionych.
Wesprzyj nas już teraz!
Widać zatem niewielki, ale stały wzrost poparcia dla Erdoğana i jego zmian w kierowaniu państwem.
Turcy, którzy mieszkają poza granicami kraju, oddali już swoje głosy. Głosowało 1,3 mln osób. Uprawnionych było 2.9 mln. Najwięcej głosów oddano w Niemczech.
W Europie tysiące osób brały udział w wiecach z udziałem tureckich polityków. Odwoływanie spotkań przed referendum w miastach europejskich wywoływało gniewne reakcje Erdoğana. Paradoksalnie zakazy te mogły wpłynąć na niezdecydowanych, którzy nigdy nie byli nawet w Turcji i potraktowali te ograniczenia jako pogwałcenie ich prawa do samodecydowania. Czyżby zatem o minimalnym zwycięstwie Erdogana zadecydowały w niedzielę głosy Turków z zagranicy?
Jeśli Turcy dadzą Erdoganowi zielone światło i dojdzie do zmiany sytemu politycznego, sprawowanie urzędu prezydenckiego będzie „ograniczone” do dwóch kadencji. Warto jednak zwrócić uwagę, że liczenie rozpocznie się od zaplanowanych na listopad 2019 wyborów. Teoretycznie, a być może i praktycznie, prezydent-premier Recep Tayyip Erdogan pozostanie przy władzy do roku 2029.
Źródło: www.hurriyetdailynews.co, www.dnevnik.bg
ChS/WMa