16 marca 2021

Reformowanie Kościoła. Dlaczego Kongres Katoliczek i Katolików przyjął błędną perspektywę

Nie można uzdrowić Kościoła przekształcając jego struktury. Zmiana może nastąpić tylko wówczas, gdy postawimy na świętość i radykalną wierność Ewangelii. Nie bijmy się z biskupami o władzę, nie ścigajmy się o wpływy. Modlitwa, pokuta, Eucharystia – oto nasze narzędzia odnowy.

 

Kongres Katoliczek i Katolików błądzi przede wszystkim w jednym: pryncypialnie marginalizując perspektywę wiary. Na Kongresie – o ile mogę go poznać z nielicznych przecież jeszcze publikowanych zapowiedzi, opinii i deklaracji – mówi się głównie o strukturalnych zmianach. Tak, jakby w ten sposób można było „uzdrawiać” czy „naprawiać” Kościół. Kościół Chrystusa nie potrzebuje jednak żadnych odgórnych „zmian strukturalnych”. Potrzebuje świętości. To nie struktury stworzą przestrzeń dla wzrastania wspólnoty wiary; to autentyczna wiara wytworzy zdrowe struktury na miarę dzisiejszych potrzeb. Tego jednak osoby w Kongres zaangażowane zdają się nie tyle nawet nie zauważać, co w ogóle nie brać pod uwagę.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Nie zaskakuje mnie to. Kongres Katoliczek i Katolików to ruch, który nie powstałby, gdyby nie ferment w liberalnych środowiskach katolickich w Niemczech. Wprawdzie inicjatorzy nie chcą, by przypinać im łatkę swoistej „opcji niemieckiej” w Polsce; ale „opcja” to przecież tylko publicystyczne sformułowanie. Idzie o ducha i inspirację. Nie mam cienia wątpliwości, że bezpośrednią przyczyną zainicjowania Kongresu jest przykład Drogi Synodalnej, którą w Niemczech rozpoczęto w grudniu 2019 roku. O tym szalenie groźnym zjawisku pisałem na łamach portalu PCh24.pl już bardzo wiele; nie będę tu zatem przypominał, czym Droga Synodalna jest i dlaczego jest tak niebezpieczna dla jedności wiary. Wystarczy przypomnieć, że przeciwko ideom Drogi wielokrotnie już wypowiadała się Stolica Apostolska. Niemiecki proces „reform” zakłada wszakże dokładnie tę samą strategię, co Kongres: reformy strukturalne są najważniejsze!

 

Profesor Fryderyk Zoll, jeden z inicjatorów Kongresu, w tekście „Opcja niemiecka” opublikowanym na stronie Kongreskk.pl odniósł się do nagrania, jakie opublikowałem kilka tygodni temu na kanale PCh24 TV. Zarzucił mi „brak argumentów”, który miałby doprowadzić mnie do próby zdezawuowania Kongresu jako „opcji niemieckiej” właśnie. Tymczasem w nagraniu przedstawiłem zupełnie jasno całkowicie racjonalne powody, dla których używam tego publicystycznego sformułowania; do tego jednak prof. Zoll się nie odniósł. W związku z tym w największym skrócie raz jeszcze wskazuję, dlaczego posługuję się taką właśnie analogią.

 

Za Odrą dyskutuje się o tym, jak podzielić władzę między świeckich i duchownych (1); jak dać większą władzę w Kościele kobietom (2); jak zmienić życie kapłańskie tak, by księża nie nadużywali władzy (3). Ostatnim wielkim tematem jest moralność seksualna (4); tu jednak nie dzieje się nic szczególnie ciekawego, bo padają po prostu propozycje odrzucenia nauki Kościoła i zastąpienia jej perspektywą rewolucyjno-psychologiczną. Ot, zwykła i jawna herezja – nie warto przekonywać, że jest inaczej, bo jest tak ewidentna. Podstawę Drogi Synodalnej stanowi jednak temat władzy. Dokładnie tak, jak jest – póki co – na Kongresie Katoliczek i Katolików. Wprawdzie na Kongresie istnieją bardzo różne grupy tematyczne, ale w wypowiedziach jego uczestników przebija się przede wszystkim jeden postulat: podzielenia się przez biskupów i księży władzą ze świeckimi.

 

Oczywiście, te problemy są same w sobie bardzo ważne. Nie wierzę jednak, by można było traktować Kościół katolicki tak, jak zwykłą organizację czy firmę. To nie jest rzeczywistość ludzka, ale Boża; stworzenie najlepszych nawet przepisów regulujących działanie struktury nie da zupełnie nic, jeżeli wśród członków Kościoła nie będzie wiary. A wiara nie rodzi się ani z transparentności, ani z udziału we władzy w parafii i diecezji; wiara rodzi się z łaski i nawrócenia. Żeby odbudować Kościół katolicki w Polsce trzeba zarazem wiele i niewiele: silnej katolickiej wiary.

 

Największe moje zaskoczenie budzi fakt, że Kongres ignoruje spojrzenie samego papieża Franciszka. Ojciec Święty już naprawdę wiele razy wypowiadał się bardzo krytycznie o przenoszeniu na łono Kościoła mechanizmów znanych ze świata demokracji parlamentarnej. Najbardziej systematyczna krytyka ducha, który zdaje się napędzać zarówno Drogę Synodalną jak i Kongres Katoliczek i Katolików, wyłożona została przezeń w liście z czerwca 2019 roku do Kościoła katolickiego w Niemczech. Papież pisał w nim między innymi tak, przestrzegając przed błędem pelagianizmu:

 

Podstawą tej pokusy [pelagianizmu – red.] jest myśl, że najlepsza odpowiedź w obliczu licznych problemów i braków polega na zreorganizowaniu rzeczy, na zmianach i na „poprawnym zszywaniu”, tak, by uporządkować i wygładzić życie kościelne, dopasowując się do współczesnej logiki albo do jednej określonej grupy. […] Stąd wydaje mi się ważne, by nie tracić z oczu tego, „czego zawsze nauczał Kościół, że nie zostajemy usprawiedliwieni naszymi dziełami ani wysiłkami, ale wyłącznie łaską Pana, który przejmuje inicjatywę”. Bez tego wymiaru Bożych cnót popadamy w niebezpieczeństwo powtórzenia za sprawą rozmaitych prób odnowy tego właśnie, co dzisiaj przeszkadza wspólnocie kościelnej głosić miłosierdzie i miłość Boga. […] Ilekroć wspólnota kościelna próbowała sama wyjść ze swoich problemów, opierając się wyłącznie na własnych siłach, własnych metodach i ufając własnej inteligencji, kończyło się to jeszcze zwielokrotnieniem i wzmocnieniem zła, które starano się przezwyciężyć.

 

To bardzo mocne słowa. I choć zostały skierowane do katolików w Niemczech wszyscy musimy się zapytać, czy nie dotyczy to także nas, w Polsce? Ależ zdecydowanie, dotyczy; dotyczy to wszystkich, którzy chcą odnawiać Kościół przede wszystkim po ludzku, niezależne od kraju, który zamieszkują. Trzeba wystrzegać się demokratycznych rozwiązań; nie dlatego, że sama demokracja jest zła (zostawiam ten problem na boku), ale dlatego, że Kościół jest zupełnie inną przestrzenią.

 

Pozwolę sobie postawić wszystkim zainteresowanym Kongresem za przykład sytuację wiary chrześcijańskiej w Europie w wiekach XII i XIII. Nikt nie zaprzeczy, że w tamtych czasach Kościół znajdował się w głębokim kryzysie. O najrozmaitszych patologiach, wielokrotnie przekraczających wytrzymałość naszej współczesnej wrażliwości, nie trzeba szerzej wspominać; są doskonale znane. Skąd przyszła odnowa? Od świętych. Święty Franciszek z Asyżu nie założył grupy reformistycznej, ale wspólnotę ewangelicznego ubóstwa i pokory; święty Dominik nie chciał na nowo układać relacji Kościół-państwo i strącać niegodnych biskupów, ale przepowiadał wiarę i praktykował pokutę; święty Tomasz wreszcie nie napisał traktatu o wadliwych strukturach i instytucjach, ale dał genialny wykład autentycznej doktryny.

 

Jestem przekonany, że tego właśnie nam trzeba. Wysiłków na rzecz świętości. Inna perspektywa nie działa, jest nieskuteczna, ba, jest po prostu szkodliwa. Tak jak pisał papież Franciszek: Ilekroć wspólnota kościelna próbowała sama wyjść ze swoich problemów, opierając się wyłącznie na własnych siłach, własnych metodach i ufając własnej inteligencji, kończyło się to jeszcze zwielokrotnieniem i wzmocnieniem zła, które starano się przezwyciężyć. Nie opierajmy się na własnych siłach. Nie bądźmy jak reformatorzy, którzy dążą do strukturalnych rewolucji. Bądźmy pokorni i dążmy do świętości. To jest droga prawdziwej odnowy.

 

Na koniec krótki przykład z historii najnowszej: „reforma” liturgiczna przeprowadzona po Soborze Watykańskim II (i w dużej mierze z intencjami Soboru niezgodna). Zaznaczam: jestem jak najdalszy od przypisywania zmianom liturgicznym odpowiedzialności za współczesny kryzys w Kościele. Idzie mi tylko o mechanizm. Katolicka liturgia została po Soborze przekształcona w sposób gruntowny. Jakie stawiano temu cele i jakie wiązano z tym nadzieje, jest jasne: odnowa, włączenie świeckich, przybliżenie Mszy świętej wiernym. Zadam tylko jedno pytanie: czy w dobie powszechnej apostazji możemy uczciwie i szczerze zadeklarować, że reforma liturgiczna spełniła oczekiwania? Odpowiedź jest oczywista: nie. Dlaczego? Czy nie dlatego, że została oparta na zaufaniu we własną inteligencję, własne metody i własne siły?

 

Święty Benedykt najpierw prowadził święte życie, później dopiero napisał regułę. Nie zmieniajmy tej kolejności.

 

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij