W ciągu dziesięciu lat od października 2018 roku amerykańska administracja przekaże Izraelowi – swojemu sojusznikowi na Bliskim Wschodzie – 38 mld dol. Umowa opiewająca na rekordową kwotę ma pomóc Tel Awiwowi zbudować m.in. najnowocześniejszy system obrony antyrakietowej. Nie wszyscy w Izraelu są jednak z niej zadowoleni.
Obie strony oficjalnie okrzyknęły porozumienie MOU, które zostanie podpisane w przyszłą środę, „największą dwustronną umową o pomocy wojskowej w historii USA”, wskazując na wzrost z około 3 miliardów dol. rocznie z poprzedniej umowy do ponad 3,8 mld dol. w bieżącej transakcji.
Wesprzyj nas już teraz!
„Ta oszałamiająca suma jest zarazem świadectwem silnych relacji USA-Izrael, które pozostają niezmienne, pomimo napiętych stosunków między przywódcami obu krajów” – donosi gazeta „Times of Israel”.
Premier Benjamin Netanjahu rozgniewał Baracka Obamę odmową zaprzestania rozbudowy osiedli żydowskich na terytorium palestyńskim, a także sprzeciwem wobec umowy nuklearnej z Iranem. Przemówienie izraelskiego przywódcy w amerykańskim Kongresie w związku z planowanym porozumieniem, było postrzegane przez wielu jako jawne spoliczkowanie prezydenta Baracka Obamy.
Zgodnie z wstępnymi ustaleniami, 5 mld dol. z planowanej sumy ma trafić na budowę systemów obrony przeciwrakietowej. Reszta kwoty – na zakup innego sprzętu wojskowego. Administracja Obamy zastrzegła, że rząd w Tel Awiwie nie będzie mógł prosić USA o dodatkową pomoc ponad to, co zostało obiecane, chyba, że doszłoby do wojny.
Raphael Ahren z „Times of Israel” komentuje, że umowa rzeczywiście opiewa na dużą kwotę, ale premier Netanjahu zabiegał o więcej. Chciał 40 mld dol., a niektórzy dziennikarze spekulowali, że mogło chodzić nawet o 50 mld dol.
Ahren podkreśla, że biorąc pod uwagę obecne zagrożenie bezpieczeństwa dla Izraela, tj. wzmocnienie Iranu i niejako otoczenie Izraela przez sojuszników irańskiej władzy, Ameryka powinna była zaoferować większą pomoc.
Porozumienie wymaga – tak jak poprzednio – by trzy czwarte sprzętu wojskowego Żydzi zakupili w Ameryce. Jedynie jedną czwartą pomocy mogą wydać na zakupy w izraelskim przemyśle zbrojeniowym. Netanjahu początkowo nie chciał zgodzić się na ten warunek, bo to cios dla rodzimej zbrojeniówki, ale w końcu ustąpił.
Izraelski lider miał prowadzić „twarde negocjacje” w sprawie pakietu pomocowego. Próbował nawet odwlec podpisanie umowy, obawiając się niekorzystnego „dealu” ze strony Demokratów, postrzeganych w Izraelu jako partia antyizraelska.
Ostatnio jednak władze w Tel Awiwie zdecydowały się „zabezpieczyć” przed „nieprzewidywalnością” ewentualnego przyszłego prezydenta Donalda Trumpa. Kandydat Republikanów, chociaż przedstawia się jako wielki przyjaciel Izraela, wywołał konsternację wielu żydowskich polityków w marcu tego roku, gdy podczas wizyty w Jerozolimie powiedział, że „spodziewa się, iż Izrael spłaci pomoc, którą otrzymuje od USA”.
Netanjahu zdecydował się sfinalizować umowę z obecną, „nielubianą” administracją. Komentator izraelskiego dziennika sugeruje, że teraz Netanjahu będzie naciskany przez administrację Obamy, by przyspieszyć negocjacje pokojowe z Palestyńczykami. A to niekoniecznie może podobać się niektórym kręgom w Izraelu.
Źródło: timesofisrael.com
AS