Na potrzeby kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego unijni politycy uginali się pod presją publiczną i wysyłali sygnały, że oto niektóre pozycje tzw. zielonego ładu mogą zostać zreformowane, a ambitne cele klimatyczne nieco zredukowane. Co ciekawe, takie głosy słychać i dziś z ust polityków, którzy kilka dni temu wybrali Ursulę von der Leyen na kolejną kadencję szefa Komisji Europejskiej. A ta nie pozostawiła wątpliwości – ani kroku wstecz.
Co zatem nas czeka? Czy UE zweryfikuje swoje plany, a szumne zapowiedzi szefowej KE to tylko odgrywanie roli twardego i nieustępliwego polityka? Czy zielona pętla zaciśnie nam się na szyi jeszcze mocnej, czy też może to głosiciele spowolnienia zielonego ładu i urealnienie celów mówią prawdę? A może tylko wciąż grają „pod publikę”?
W tej grupie niewątpliwie pozostał wciąż europoseł Andrzej Halicki (KO), który udzielił obszernego wywiadu „Dziennikowi Gazecie Prawnej”. Poseł był pytany m.in. o przedwyborcze wycofywanie się KE z niektórych punktów zielonego ładu i czy ów kierunek winien być kontynuowany. Halicki uznał, że „powinniśmy dokonać pewnej rewizji założeń Zielonego Ładu”.
Wesprzyj nas już teraz!
„Jesteśmy dziś, jeśli chodzi o Europę, w innym momencie niż wtedy, gdy powstawały zapisy Zielonego Ładu. Pamiętajmy, że to kilkadziesiąt różnych rozwiązań prawnych – bo to nie jest jeden pakiet, czy jeden dokument, który szeroko określamy Zielonym Ładem – które dotyczą bardzo wielu sfer, bardzo wielu dziedzin życia, nie tylko rolnictwa. One były formowane 5-10 lat temu jako propozycje, kiedy powstawała strategia Timmermansa (Frans, komisarz UE 2014-2019, wiceprzewodniczący KE 2019-2023 – przyp. aut.), którego też już w ciałach UE nie ma i były tworzone w zupełnie innej konfiguracji” – powiedział polityk w rozmowie z DGP.
Halicki zaprzeczył jednak, że owe założenia były błędne, ale jak dodał, były to „zbyt optymistyczne założenia, które nie miały również wsparcia finansowego”. Polityk KO podkreślił, że to ważny element debaty o zielonym ładzie i owe propozycje „muszą ulec zmianie, bo i realia się zmieniły”. Chodzi tu o niedotrzymywanie terminów, jak i procentów realizacji stawianych celów.
„Raczej nie mam wątpliwości dziś, że ich realizacja jest niemożliwa. Potrzebne są więc reformy – mądre, akceptowalne społeczne. Nikt nie chce ponosić kosztów, których nie akceptuje i które nie wynikają z jego decyzji. Trzeba stawać po stronie tych, którzy te koszty ponoszą, bo inaczej obywatele Europy się zbuntują, co już widzieliśmy w UE w tym roku – dodał Halicki.
Taka deklaracja daje jakąś nadzieję – o ile nie jest tylko populistycznym zagraniem. A trzeba dodać, że polityk udzielił wywiadu DGP już po wyborze nowej-starej szefowej KE, na którą zresztą jego ugrupowanie oddało głosy. Ta zaś oświadczyła na forum PE, że w kwestiach klimatu KE nie cofnie się ani o krok.
Potwierdzała to także w późniejszych wypowiedziach dla mediów. Stanie się tak choćby w przypadku celów dotyczących neutralności klimatycznej samochodów (zakaz sprzedaży nowych samochodów z silnikami spalinowymi od 2035 r.) „Osiągnięcie tego (celu) będzie oczywiście wymagało trzymania się planu i neutralnej technologii” – powiedziała szefowa KE.
Oczywiście samochody to tylko przykład. Ale wiele mówi o „rewizji” klimatycznych planów Brukseli. A trzeba dodać, że von der Leyen przypomniała, że w ramach europejskiego prawa o klimacie i strategii Fit for 55, UE zobowiązała się do zredukowania emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 55 proc. do 2030 r., także w zakresie transportu.
W marcu 2023 r. Rada UE przyjęła nowe przepisy o redukcji emisji CO2 z nowych samochodów osobowych i dostawczych – zgodnie z nimi w latach 2030-2034 emisje z nowych samochodów osobowych miały spaść o 55 proc., a z dostawczych – o 50 proc. Od 2035 r. wszystkie nowe samochody osobowe i dostawcze mają być zeroemisyjne. Czy to możliwe do zrealizowania? Jakie będą koszty takiej transformacji? To dla unijnych urzędników raczej drugorzędna sprawa. Istotne jest to, i to wyraźnie powiedziała szefowa KE, że „ten cel zostanie utrzymany”.
Ale w zakresie polityki klimatycznej jest więcej „ambitnych” celów. Przecież wciąż czekają nas duże inwestycje w zieloną energię i totalna dekarbonizacja gospodarek. Wprawdzie szefowa KE zapowiedziała nowy plan dla czystego przemysłu (ma być pokazany pierwszych 100 dniach urzędowania von der Leyen), ale nie liczmy, że będzie o mniej ambitny od dotychczasowych założeń. Już wiadomo, że ma on objąć inwestycje w infrastrukturę i przemysł zwłaszcza energetyczny. „Europa się dekarbonizuje i uprzemysławia w tym samym czasie” – mówiła von der Leyen równocześnie deklarując utrzymanie unijnych celów klimatycznych (obniżenie emisji CO2 o 90 proc. do 2040 r.).
A w kolejce przecież czekają inne ważne sektory – rolnictwo, które przed wyborami mocno walczyło z założeniami zielonego ładu znów będzie na celowniku. Bo oto czeka wyzwanie ze zmieniającym się klimatem, a co za tym idzie ekstremalne pogody i problemy z dostępem do wody. A von der Leyen już zapowiedziała plan dla rolnictwa uwzględniający ową potrzebę dostosowania się do zmian klimatycznych i strategię zrównoważonego gospodarowania zasobami wody.
Po wyborze nowej szefowej KE, także sama instytucja zajęła stanowisko na temat polityki klimatycznej. I zapowiedziała, że w latach 2024-2029 będzie trzymać się celów wyznaczonych w Europejskim Zielonym Ładzie. KE chce „tworzyć odpowiednie warunki dla przedsiębiorstw”, aby osiągnąć cele dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych.
„Musimy i będziemy trzymać się celów wyznaczonych w Europejskim Zielonym Ładzie. Kryzys klimatyczny przyspiesza w szybkim tempie. Istnieje jednocześnie równie pilna potrzeba dekarbonizacji i industrializacji naszej gospodarki. Musimy skupić się na wdrożeniu istniejących ram prawnych na rok 2030 w najprostszy, najsprawiedliwszy i najbardziej opłacalny sposób” – dość jasno poinformowała KE.
Dalej była mowa o „akceleratorze dekarbonizacji przemysłowej” (tu celem jest przemysł, szczególnie ten energochłonny) i… obniżaniu rachunków za energię dla firm i gospodarstw domowych – „odchodząc od paliw kopalnych, wzmacniając wspólne zamówienia na paliwa”. Jak będzie wyglądało obniżanie rachunków, przy jednoczesnym mocnym inwestowaniu w zielone technologie – pewnie wkrótce się przekonamy. Oby nie boleśnie. Bo możemy się odbić od efektu przeinwestowania w zielony sektor – gdzie koszty włożone w „dekarbonizację” będą już tak duże, że mówienie o taniej energii będzie ułudą. Faktem jest, że dziś KE mówi, że dzięki poczynionym inwestycjom, w ostatnim roku odnawialne źródła „osiągnęły rekordowy poziom, odpowiadając za 50 proc. wytwarzania energii elektrycznej w UE”. I deklaruje: „Nasz rynek energii musi działać lepiej, aby obniżyć ceny i zapewnić konsumentom korzyści z niższych kosztów produkcji czystej energii”. Nic tylko czekać niższych rachunków – prawda?
KE ma szerokie plany – zapowiada np. nowe partnerstwa, które mają pomóc zabezpieczyć dostawy surowców, czystej energii i czystych technologii z całego świata. „Osiągnięcie neutralności klimatycznej do 2050 r. będzie wymagało szerokiej gamy innowacyjnych technologii w obszarach od mobilności po energię. Na przykład cel neutralności klimatycznej dla samochodów na 2035 r. zapewnia przewidywalność dla inwestorów i producentów. Aby to osiągnąć, konieczne będzie podejście neutralne pod względem technologicznym, w którym e-paliwa będą miały do odegrania pewną rolę poprzez nowelizację rozporządzenia w ramach przewidywanego przeglądu” – głosi KE w swym dokumencie.
A gdzie tu miejsce na weryfikację założeń zielonego ładu czynionych „na wyrost”, na które nie przewidziano środków finansowych? Poseł Halicki może mieć w jednym rację – ona zapewne nastąpi. Tyle tylko, że narzucony nowy kierunek zielnych zmian może nas mocno zaskoczyć i okazać się zupełnie inny niż byśmy oczekiwali – jeszcze bardziej „ambitny”. W końcu… wybory już się odbyły, a planeta płonie.
Marcin Austyn
Źródła: PAP, Dziennik Gazeta Prawna