Próby finansowania sztucznego zapłodnienia z miejskich pieniędzy odsłaniają nam nowy plan lewicy – budowę swoistych enklaw nienormalności w kraju rządzonym przez przeciwników procedury in-vitro. To efekt nie tylko powszechnej „demokratyzacji”, ale również miałkości i bierności miejskich, gminnych i wojewódzkich samorządowców z tak zwanej „prawicy”.
Nawołując do skoncentrowania się na samorządzie oraz na sektorze obywatelskim lewica wie co robi. To tam będą coraz częściej zapadały brzemienne w skutkach decyzje, także i te dotyczące spraw światopoglądowych, tak ważnych dla ogólnoświatowego ruchu rewolucyjnego. To w tych miejscach wykuwają się kadry, które mogą już wkrótce stanąć na czele państwa. Prawa strona polskiej sceny politycznej zdaje się tego nie dostrzegać. A pobudka może okazać się bolesna.
Wesprzyj nas już teraz!
Upajanie się „demokratyzacją” wszelkich struktur na stałe wpisało się w kanon języka lewicy. Warto przypomnieć w tym kontekście choćby postać Jacka Kuronia, oraz działalność jego ideowych spadkobierców spod znaku „Krytyki Politycznej”.
Idea „demokratyzacji” zyskuje uznanie także na niejednym salonie „otwarto-katolickim”, gdzie dopuszcza się możliwość wprowadzenia lokalnych rozwiązań dotyczących udzielania komunii rozwodnikom czy błogosławienia układom jednopłciowym.
Mechanizm operacji propagowanej przez lewicę jest bardzo prosty i czytelny. Zdobycie władzy oraz ważnych przyczółków na poziomie samorządowym stanowi doskonałe źródło dochodów, wpływów, ale – przede wszystkim – daje możliwość wprowadzania w życie pomysłów, które w skali całego kraju spotykają się z odrzuceniem i niezgodną społeczną. Realizacja tego planu jest szczególnie ważna w kontekście zdobycia władzy przez uchodzące za prawicowe PiS, które odżegnuje się od dalszego zatruwania polskiego prawodawstwa lewacką agendą.
Doskonałym przykładem jest kwestia finansowania z samorządowych budżetów procedury sztucznego zapłodnienia. Taka sytuacja ma miejsce na przykład w Częstochowie i w Łodzi. Prace nad wprowadzeniem podobnych rozwiązań trwają między innymi w Krakowie i w Gdańsku. Powstrzymanie opłacania in vitro z budżetu państwa, dało asumpt zdominowanym przez PO i lokalnych działaczy miejskich, a wielu z nich stanowi nad Wisłą forpocztę światowego ruchu rewolucyjnego do utworzenia swoistego finansowego by-passu omijającego podejmowane w Warszawie decyzje. Ta sytuacja może się w przyszłości powtarzać w wielu ważnych dla katolików sprawach tj. legalizacja homozwiązków. Nieocenioną rolę w przygotowanie gruntu pod takie rozwiązanie odgrywa słupska prezydentura Roberta Biedronia – najbardziej wyrazistego lidera środowisk „LGBT”, a zarazem swoistej ikony skrajnie lewicowych „ruchów miejskich”.
Możliwe zatem, że w Polsce rządzonej przez deklarujące konserwatyzm i prawicowość PiS, mogą pojawić się po wyborach samorządowych enklawy, swoisty „archipelag lewicowości”. Miejsca, w których będzie możliwa realizacja rewolucyjnego planu budowy, na razie w mikroskali, Nowego Wspaniałego Świata. Czy jednak właściwą metodą zapobiegania tej sytuacji jest centralizacja wszystkiego, uderzanie w samorząd i organizacje tzw. trzeciego sektora? Ta właśnie, obrana przez PiS droga może przynieść skutek odwrotny do zamierzonego.
Coraz bardziej klarowny plan budowy polskiego „archipelagu lewackości” powinien zostać zauważony, i nie może pozostać bez katolickiej odpowiedzi! Zareagujmy więc na kolejną odsłonę rewolucji – to przecież znakomita okazję dla oddolnie organizujących się katolików, których głos wciąż bywa spychany na margines! Warto w tym przypadku skorzystać z lewicowej lekcji – dlaczego nie mielibyśmy doczekać czasów, kiedy nasze małe ojczyzny stałyby się przyczółkami normalności rządzonymi w myśl katolickiej nauki społecznej?
Czyż może być lepsze zabezpieczenie na wypadek ewentualnego „przestawienia wajchy” na lewą stronę po kolejnych wyborach parlamentarnych?
Łukasz Karpiel