12 stycznia 2022

Posługując się technikami inżynierii społecznej rządzący postępują coraz dalej w swym roszczeniu całkowitego zawładnięcia człowiekiem. Autor „proroczych” powieści George Orwell potrafił przewidzieć wiele z tego, co dziś serwują nam „władcy umysłów”, jednak nie wszystko. Czego się nie spodziewał? Co opisał z genialną intuicją? Opowiada o tym pisarz i publicysta, miłośnik oraz autor science-fiction Rafał Ziemkiewicz.

 

Jednym z pytań, które zadają sobie czytelnicy powieści Orwella jest to, dlaczego ukazał on komunizm w wydaniu ZSRS nie wprost, w skali 1:1, lecz pod sztafażem fikcyjnego, nienazwanego pod prawdziwym imieniem systemu.

Wesprzyj nas już teraz!

– Dopiero z czasem przychodziła refleksja, że to jest nie tyle relacja o komunizmie sowieckim, co wypreparowanie z niego tego, co jest, niestety, ponadczasowe. Jak dzisiaj widzimy, te wszystkie mechanizmy, które zaobserwował Orwell w kontakcie z komunistami w Hiszpanii czy też patrząc na Związek Sowiecki, one inaczej, z różnych przyczyn, za sprawą innych mocodawców, ale funkcjonują w świecie współczesnym, niestety coraz wyraźniej – wyjaśnia Rafał Ziemkiewicz.

Orwell nie zdołał na przykład przewidzieć, iż „totalitaryzm można sprywatyzować” zaś rolę wszechwładnego państwa zająć mogą wielkie korporacje, dysponujące nieraz silniejszymi narzędziami niż władza polityczna. Brytyjski pisarz nie zwrócił też uwagi, że Ministerstwo Prawdy z powieści „Rok 1984” może okazać się także świetnym biznesem.

– Kilkadziesiąt lat po napisaniu książki pojawiła się technologia, która sprawiła, że informacja będąca narzędziem władzy, zarazem stała się towarem. Powstały wielkie korporacje, które kontrolują obieg informacji na całym świecie. Zarabiają na tym pieniądze, ale równocześnie sprawują wielką władzę. W tej chwili, gdy rozmawiamy, 70 procent zawartości internetu należy do dwóch wielkich korporacji. Można powiedzieć, że nasz świat został podzielony między Oceanię i Eurazję ze świata Orwella. One tam między sobą jakiejś wojny toczą, ale na ile te wojny są prawdziwe, a na ile są pewną niezbędną dla funkcjonowania systemu dekoracją, to my nie wiemy właśnie dlatego, że informacja jest w tej chwili narzędziem władzy i narzędziem zarabiania pieniędzy jednocześnie – zauważa nasz rozmówca.

W opinii publicysty idealnym sposobem manipulowania społeczeństwem jest wirtualna wojna. Z punktu widzenia konstruktorów obecnej rzeczywistości ma ona wiele zalet. Wzbudza wielkie emocje, usprawiedliwia wszelkiego rodzaju ofiary i nadużycia. Dzisiaj obserwujemy (i siłą rzeczy, uczestniczymy w niej) wojnę z klimatem – jak zwraca uwagę Rafał Ziemkiewicz – jeszcze bardziej „nierozstrzygalną” niż powieściowa konfrontacja Oceanii z Eurazją. Z frontu takiej wojny można przesyłać tłumom, w zależności od aktualnej potrzeby, informacje o sukcesach władzy bądź takie, które w oczekiwanym stopniu wystraszą społeczeństwo. Właśnie strach bowiem jest narzędziem niezbędnym do utrzymywania ludności w należytym posłuszeństwie. „Wojnę z klimatem” można też prowadzić w nieskończoność, gdyż pewnych procesów zachodzących w przyrodzie nie sposób zatrzymać ani odwrócić. Dopiero gdy ludzie przestaną się bać, trzeba będzie wymyślić jakąś kolejną rozgrywkę.

Pisarz nawiązał do książki „Doktryna szoku” autorstwa Naomi Klein – autorki do pewnego momentu promowanej przez medialny mainstream, a obecnie niemal zupełnie wyciszonej. Tytułowe pojęcie odnosi się do bardzo starej metody socjotechnicznej pozwalającej władzom wprowadzić stan nadzwyczajny, a następnie trwale zachować jego niektóre warunki, na które w normalnej sytuacji nie byłoby społecznego przyzwolenia.

Pośród zmieniających się narracji propagandowych dyktatorskiej władzy niezbędne są też operacje na ludzkiej pamięci. „Wymazywanie” niewygodnych informacji i osób, wypełnianie przestrzeni informacyjnej faktami nieistotnymi, zaśmiecającymi tylko umysły, to kolejne użyteczne narzędzia w rękach totalitarystów. Jeśli ludzie zalewani będą zewsząd medialnym spamem, trudniej im będzie zdobyć się na krytyczną refleksję wobec opresyjnej i absurdalnej rzeczywistości.

Współczesnemu człowiekowi pakuje się do głowy tyle informacji, że nie trzeba go już straszyć. Wystarczy usunąć narzędzia. Jeśli nawet coś sobie przypomni („wydaje mi się, że czytałem miesiąc temu, iż ten człowiek mówił zupełnie coś innego niż dzisiaj”) to może jeszcze teoretycznie szukać tego w archiwach, ale kto ma czas to zrobić? Każdy sięga do przeglądarki internetowej i teraz rodzi się pytanie, czy znajdzie? W dzisiejszych czasach ważna informacja, która komuś się nie podoba, prawdopodobnie nie zostanie odnaleziona – docieka Rafał Ziemkiewicz.

Pisarz odwołuje się tu do osobistych doświadczeń związanych z próbami powracania po pewnym czasie do niektórych istotnych faktów. Dzisiaj nie zawsze wystarczy już wpisać do wyszukiwarki odpowiednie hasła. Aby ponownie przeczytać owe niewygodne informacje, często trzeba odwołać się do własnych zapisków i konkretnych adresów stron, na których były zamieszczone. – Wielokrotnie to sprawdziłem. Przeciętny człowiek prawdopodobnie albo zapomni, albo szukając wrzuci hasła kluczowe i nie znajdzie tego, co potrzebował. Pomyśli: „widocznie coś mi się pomyliło, nie było takiego zdarzenia”. Mając dokładny adres, wpisuję go i wtedy to znajduję – chodzi o publikacje sprzed siedmiu, dziesięciu lat. Ale wyszukiwarka do tego nie dotrze. Moje doświadczenie potwierdza taką spiskową teorię dziejów, że Ministerstwo Prawdy działa – opowiada pisarz.

Tragicznym przejawem przejmowania kontroli nad społeczeństwem jest „przechwytywanie” dzieci. Tym razem nie przemocą, a poprzez uwiedzenie, głównie za pomocą różnego rodzaju mediów.

– Na przykład jeśli weźmiemy wstrząsającą książkę Abigail Schrier o szaleństwie transseksualizmu, jak niszczy ono młode pokolenie zwłaszcza dziewcząt amerykańskich i jakie na tym robione są ogromne pieniądze, i jak splotła się tutaj ideologia z biznesem. Albo gdy sięgniemy po książkę amerykańskich socjologów, którzy konstatują tragiczny stan najmłodszego pokolenia, to tam wszędzie znajdziemy bardzo dokładną cezurę: 2008 rok. Do tego momentu przypadki dziewcząt, które uznają się za chłopców i zgłaszają do lekarzy z takim problemem, stanowiły ułamek procenta. Nagle, od 2008 krzywa strzela pionowo w górę: 1 500 procent wzrostu takich wypadków w ciągu kilku lat. W tym samym okresie rośnie liczba depresji, samobójstw, samookaleczeń, nie tylko dysforii płciowej, ale i wszystkich możliwych zaburzeń. Co się stało w 2008 roku? Otóż pojawiły się wówczas pierwsze smartfony i szybko rozpowszechniły w młodym pokoleniu, podobnie jak media społecznościowe. Pojawiła się technologia komunikacji, której starsze pokolenia nie znały – wyjaśnia Rafał Ziemkiewicz.

Jak ocenia z perspektywy czasu nasz rozmówca, ludzie sprawnie operujący nowoczesnymi technologiami zdołali odebrać dzieci ich rodzicom w taki sposób, że ci nawet tego nie zauważyli.

 

Not. RoM

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij