– Cieszy mnie, że jest mnóstwo ludzi, którzy pokładają we mnie nadzieję na zmiany w kraju. Chciałbym zostać prezydentem Polski – zapowiedział Robert Biedroń. Dotąd prezydent Słupska był przez liberalne media mocno promowany i tak zachęcany do startu w wyborach, ale deklarował, że jest samorządowcem. Maski opadły.
O swoich politycznych planach Robert Biedroń opowiedział „Super Expressowi”. Tęczowy samorządowiec, który od kilku miesięcy jest mocno promowany w liberalnych mediach jako kandydat lewicy do fotelu prezydenckiego, w końcu przyznał, że chciałby zostać głową państwa. Dotąd prezydent Słupska unikał tego typu jasnych deklaracji, ale też sugerował, że w polityce jest wszystko możliwe.
Wesprzyj nas już teraz!
Póki co jednak, Biedroń szykuje się na wybory samorządowe. – Jestem gotowy do walki o prezydenturę Słupska. A co będzie w przyszłości, czas pokaże – powiedział. Taki scenariusz nie dziwi, bo wybory samorządowe odbędą się w 2018 roku, a prezydenckie dwa lata później, a Biedroń liczy na zachowanie prezydentury w Słupsku.
Do startu w wyborach prezydenckich Biedronia namawiają politycy lewicy: były prezydent Aleksander Kwaśniewski czy szef SLD Włodzimierz Czarzasty. – Robert Biedroń ma wielkie szanse być kandydatem lewicy na prezydenta. Musi tylko powiedzieć, że jest tym zainteresowany – mówił Czarzasty.
Lewicowe media już porównują szanse Biedronia w starciu z Andrzejem Dudą i Donaldem Tuskiem, dając mu spore szanse. Zapędy te nieco ostudził prof. Kazimierz Kik. Politolog ocenił, że polskie społeczeństwo jest „dość konserwatywne” i „nie jest gotowe na prezydenta Roberta Biedronia”, ale też dodał, że to polityk, który „ma przed sobą wielką polityczną przyszłość”.
Źródło se.pl
MA