Zarówno Donald Trump jak i Władimir Putin błędnie postrzegają naturę polityki międzynarodowej. Ignorują Boga, a to On jest panem historii. Pisze o tym włoski historyk, Roberto de Mattei.
Podczas gdy w pokoju szpitala Gemelli następca św. Piotra zmaga się ze śmiercią, dwaj potężni władcy świeccy, Donald Trump i Władimir Putin, negocjują przyszłość Ukrainy i Europy.
To, co wydaje się dialogiem między prezydentem USA a szefem Federacji Rosyjskiej, jest w rzeczywistości siłowaniem się na rękę.
Wesprzyj nas już teraz!
Prezydent USA dąży do ustanowienia preferencyjnej osi z Rosją, aby oddzielić ją od Chin, które są głównym przeciwnikiem USA w skali globalnej.
Strategicznym celem Putina jest natomiast podważenie sojuszu transatlantyckiego, oddzielenie Europy od Stanów Zjednoczonych i osłabienie Zachodu.
Obaj przywódcy są przekonani o imperialnej misji swoich narodów. W swoim przemówieniu inauguracyjnym w Białym Domu 20 stycznia 2025 r. Trump wyraził w formule „America First” ideę „oczywistego przeznaczenia” Stanów Zjednoczonych na świecie.
Ze swojej strony Putin zawsze wyrażał pragnienie przywrócenia Rosji do granic i stref wpływów Związku Radzieckiego, którego rozpad zawsze uważał za „największą katastrofę geopolityczną stulecia”.
Różnica między tymi dwiema wizjami nie polega tylko na tym, że strategia Trumpa w sprawie Ukrainy została opracowana przez jego doradców dopiero w ostatnich tygodniach, podczas gdy strategia Putina wyraża konsekwencję kogoś, kto kierował Federacją Rosyjską przez dwadzieścia pięć lat.
Główna asymetria polega na tym, że plan Trumpa, naznaczony surowym realizmem, interpretuje politykę jako grę o władzę, zmieniającą się w zależności od pozycji na szachownicy światowej dominacji. W tej perspektywie Ukraina może stać się kartą przetargową, podporządkowaną interesom wielkich mocarstw.
Z drugiej strony Putin ma swoją filozofię historii, nakreśloną w przemówieniu wygłoszonym 12 lipca 2021 r. w Klubie Wałdajskim i w wielu innych dokumentach. W jego geofilozoficznej wizji Ukraina ma zostać wchłonięta pod względem terytorium, języka, kultury i wiary religijnej przez odradzającą się Rosję, nie tylko w jej dawnych granicach, ale przede wszystkim w jej nowej imperialnej misji przeciwko umierająćemu Zachodowi.
Putin rozumuje w kategoriach uniwersalnego zderzenia cywilizacji, Trump w kategoriach warunkowych interesów politycznych i gospodarczych. Oba te podejścia opierają się jednak na kłamstwie.
Putin opiera swoją narrację na fabrykacji, która zaprzecza prawdziwemu pochodzeniu Kijowa. Kijów przez całą historię należał do chrześcijańskiej cywilizacji średniowiecza, a nie do moskiewskiego Wschodu. Trump z kolei chce usprawiedliwić swój polityczny zwrot, zaprzeczając prawdzie o rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie, która rozpoczęła się już w 2014 r. wraz z aneksją Krymu.
Europejscy przywódcy są zbulwersowani: pełna hipokryzji demokratyczna narracja o prawach człowieka i samostanowieniu narodów po raz kolejny rozpada się na kawałki. Dziś, od Putina do Trumpa, ale także od Xi Jinpinga do Erdogana, istnieje tylko „prawo silniejszego”, które zostało sformułowane przez ateńskiego historyka Tukidydesa.
W piątej księdze „Wojny peloponeskiej”, poświęconej opisowi długiej wojny, w której Sparta zmierzyła się z Atenami pod koniec V wieku, Tukidydes opowiada o dialogu między ambasadorami ateńskimi a przedstawicielami małej wyspy Melos, która była oblegana przez potężną flotę ateńską. Mieszkańcy Melos odrzucili ateńskie rządy i zostali bezlitośnie eksterminowani. Dlatego po stwierdzeniu, że prawo obowiązuje tylko między tymi, którzy są równi pod względem siły, Tukidydes potwierdza istnienie prawa natury, przyjętego również przez bogów, zgodnie z którym silniejszy sprawiedliwie podporządkowuje sobie słabszego.
W stwierdzeniu Tukidydesa jest prawda. Natura zawsze ukazuje nam przewagę siły. Zakładając jednak, że w przyrodzie panuje prawo silniejszego, pojawiają się pytania: z czego składa się siła? A także: czy siła naprawdę zawsze jest nierozerwalnie związana ze sprawiedliwością?
Jedyna prawdziwa odpowiedź na te pytania pochodzi z arystotelesowsko-tomistycznej philosophia perennis, a przede wszystkim z nauczania Kościoła katolickiego. Wyjaśnia ono, że prymat, jaki rozumny człowiek przypisuje prawdzie i sprawiedliwości, nie jest iluzoryczną abstrakcją. Człowiek posiada życie nadprzyrodzone, które ma swój początek w łasce. To rzeczywistość, która przekracza i przewyższa wszelką naturę i wprowadza nas w sferę tego, co boskie i niestworzone. Dlatego św. Tomasz mógł napisać, że najmniejszy stopień uczestnictwa w łasce uświęcającej, rozpatrywany w pojedynczej jednostce, przewyższa naturalne dobro całego wszechświata (Summa theologiae, I-II, 113, 9 ad 2).
Ci, którzy odczytują ludzkie wydarzenia wyłącznie w świetle siły materialnej, rozumują jak Stalin, który w Jałcie, w obliczu żądań Piusa XII dotyczących porządku europejskiego, zapytał: „Ile dywizji ma papież?”. Ale w 1953 r., na wieść o śmierci sowieckiego przywódcy, Pius XII miał powiedzieć do bliskiej osoby: „Teraz Stalin zobaczy, ile dywizji mamy tam na górze!”.
Ostatnie słowo należy zawsze do Boga, przed którego trybunałem staje każdy człowiek, nawet papież. Oto powód, dla którego Franciszek, Wikariusz Chrystusa, jest dziś przedmiotem modlitw katolików na całym świecie. Najważniejsze nie jest zdrowie jego ciała, ale duszy, która stoi u progu wieczności. Modlitwy katolików dotyczą w tym czasie także przyszłości Kościoła, od której zależy los światowego społeczeństwa, właśnie ze względu na pierwszeństwo porządku duchowego przed naturalnym.
Prymat ducha nad materią mówi nam, że pokój nie jest możliwy bez poszanowania zasad prawa naturalnego i Bożego, których nie można bezkarnie naruszać. „Wiemy bowiem – ostrzegał Pius XII – że to, co się czyni bez Boskiego przebłagania, zawodzi i jest jałowe, zgodnie ze zdaniem psalmisty: 'Jeśli nie Pan buduje dom, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą’” (przemówienie Optatissima pax, 18 grudnia 1947 r.).
Według Pisma Świętego ten, kto słucha głosu Mądrości, „będzie sądził narody” (Syr 4, 15). Głos Mądrości mówi nam, że prawdziwa i jedyna siła, która porusza wszechświatem, nie jest ekonomiczna, militarna czy energetyczna, ale duchowa. Ten, kto czerpie tę siłę od Boga, Stwórcy i Pana nieba i ziemi, niczego się nie obawia. To dlatego prawdziwy katolik nie daje się dziś uwieść żadnemu przywódcy czy ideologii politycznej, ale dąży słowem i czynem do wierności Ewangelii i jej prawu. Jego hasłem przewodnim jest: God first! Tylko Bóg!
Roberto de Mattei
Źródło: corrispondenzaromana.it
Pach