29 czerwca 2018

Roberto de Mattei o papiestwie i o katolikach wobec kryzysu w Kościele

(I, Sailko [GFDL (http://www.gnu.org/copyleft/fdl.html) or CC BY-SA 3.0 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0)], from Wikimedia Commons)

Chaos, który narasta w Kościele, dotyczy nie tylko prawd wiary odnoszących się do przykazań czy sakramentów. Wiele rozpowszechnionych pośród katolików nieporozumień dotyczy papiestwa – istoty oraz rzeczywistego znaczenia prymatu Piotrowego. Bezcennym głosem wyjaśniającym zasadnicze dla naszej wiary kwestie z punktu widzenia doktryny katolickiej – tak łatwo dziś zapominanej i tak chętnie pomijanej – jest obszerny tekst profesora Roberta de Mattei, zatytułowany „Tu es Petrus. Prawdziwe oddanie Katedrze świętego Piotra” (Tu es Petrus: la vera devozione alla Cattedra di Pietro).

 

„Znajdujemy się przed jednym z najbardziej krytycznych momentów, jakich Kościół kiedykolwiek doświadczył w swojej historii, ale jestem przekonany, że prawdziwe oddanie katedrze świętego Piotra ofiaruje nam broń, która pozwoli wyjść z tego kryzysu zwycięsko” – pisze już we wstępie włoski historyk, stojący dziś w pierwszym szeregu obrońców prawdziwej wiary, obok takich postaci jak kardynałowie Walter Brandmüller, Raymond Leo Burke i Robert Sarah czy biskup Athanasius Schneider.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Autor już na początku wskazuje na konieczność rozróżnienia pomiędzy oddaniem prawdziwym i fałszywym, analogicznie do realnej oraz zakłamanej pobożności maryjnej. Przypomina o kluczowej obietnicy złożonej przez Pana Jezusa swemu pierwszemu ziemskiemu Wikariuszowi: „Ty jesteś Piotr [skała] i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18).

 

„Prymat Piotra stanowi zatem fundament, na którym Jezus Chrystus ustanowił Swój Kościół i na którym będzie On stał aż do końca czasu. Obietnica zwycięstwa Kościoła jest jednak obwarowana uwagą, iż zostanie mu wytoczona wojna. Wojna, która do końca czasu będzie prowadzona przez piekło właśnie przeciwko Kościołowi. W centrum tej zaciętej wojny jest papiestwo. Wrogowie Kościoła, na przestrzeni dziejów, zawsze starali się zniszczyć Prymat Piotra, ponieważ rozumieli, że stanowi on widoczny fundament Mistycznego Ciała. Widoczny – ponieważ Kościół ma pierwotny i niewidoczny fundament, którym jest Jezus Chrystus, a którego wikariuszem jest Piotr.

 

Prawdziwe oddanie Katedrze Piotrowej jest pod tym względem oddaniem widoczności Kościoła i stanowi istotną część chrześcijańskiego życia duchowego” – podkreśla profesor de Mattei.

 

Autonomiczni biskupi? Demokratycznie wybierani księża?

Autor wyławia z historii Kościoła wątki i analogie odnoszące się do przyczyn oraz przejawów kryzysu, który trawi Świątynię Pańską od kilku dziesięcioleci. „Skąd my to znamy?” – zastanawiamy się, czytając o mających miejsce dwa i pół wieku temu atakach na „centralizm rzymski” i postulatach osłabienia władzy papieskiej. Jednak dzieje Kościoła i jego Magisterium nie zaczęły się pięć ani sześć dekad temu. Włoski historyk przypomina więc nam o niemieckim – a jakże! – biskupie Trewiru, który pod pseudonimem Febronius wystąpił przeciwko „centralizmowi kurii rzymskiej”, przeciwstawiając mu lokalne synody. Tezy hierarchy, Johanna Nikolausa von Hontheima, potępił papież Pius VI.

 

„We Włoszech analogiczne idee wyraził jansenistyczny biskup Pitoii, Scipione de’ Ricci. W 1786 r. Scipione de’ Ricci zwołał synod diecezjalny z zamiarem zreformowania Kościoła, chcąc sprowadzić Papieża do roli głównego sługi wspólnoty Chrystusowych pasterzy. Następnie wybuchła rewolucja francuska, a Pius VI listem Quod Aliquantum z 10 marca 1791 r. potępił konstytucję cywilną duchowieństwa, w której twierdzono, że biskupi są niezależni od papieża, że kapłani są ważniejsi od biskupów i że księża parafialni powinni być wybierani przez świeckich wiernych. Wraz z bullą Auctorem fidei z 28 sierpnia 1794 r. zostały również potępione błędy eklezjologiczne synodu Pistoii. Pius VI został jednak przytłoczony przez rewolucję. W 1796 r. flota Bonapartego najechała Półwysep Apeniński, zajęła Rzym, a 15 lutego 1798 r. proklamowano Republikę Rzymską. Papież został aresztowany i przewieziony do Valence we Francji, gdzie zmarł 29 sierpnia 1799 roku” – relacjonuje Roberto de Mattei.

 

Autor opisuje pozorny kres papiestwa, związany z poniżającymi okolicznościami śmierci Piusa VI oraz upokorzeniem jego następcy – Piusa VII przez Napoleona. Jednak w końcu to pyszny wódz doczekał się swego upadku a tron następcy świętego Piotra odzyskał swą świetność.

 

„W 1819 roku ukazała się w Lyonie książka O papieżu (Du Pape), arcydzieło hrabiego Józefa de Maistre, dzieło, które doczekało się setek przedruków i które przewidywało dogmat o nieomylności papieża, później rzeczywiście zdefiniowany przez Sobór Watykański. Książka O Papieżu jest uważana za manifest myśli kontrrewolucyjnej, przeciwstawiającej się katolickiemu liberalizmowi XIX i XX wieku. Chciałbym, pisząc te słowa, być echem tej szkoły myśli katolickiej” – zastrzega redaktor naczelny „Radici Cristiane”.

 

 „Kiedy w 1869 roku otwierano pierwszy Sobór Watykański, ścierały się dwa stronnictwa: z jednej strony byli to ultramontanie i katoliccy kontrrewolucjoniści, wspierani przez Piusa IX, który optował za zatwierdzeniem dogmatu o prymacie Piotra i o papieskiej nieomylności. Frakcję tę reprezentowali między innymi kardynał Henry Edward Manning – arcybiskup Westminster, Louis Pie – biskup Poitiers, Konrad Martin – biskup Paderborn, a także najlepsi teologowie tamtych czasów, jak ojcowie Giovanni Battista Franzelin, Joseph Kleutgen czy Henri Ramière. Z drugiej strony stanęli liberalni katolicy, przewodzeni przez prałata Mareta oraz przez Ignaza von Döllingera, rektora Uniwersytetu w Monachium.

 

Liberałowie, wsłuchani w tezy gallikańskie i koncyliarystyczne, utrzymywali że autorytet Kościoła nie opiera się wyłącznie na papieżu, ale na papieżu zjednoczonym z biskupami i uznawali dogmat o nieomylności za błędny, lub w najlepszym razie za nieszczęśliwy. Pius IX 8 grudnia 1870 roku konstytucją Pastorus aeternus ogłosił jednak dogmaty o prymacie Piotra i o papieskiej nieomylności. Dziś, oba te dogmaty stanowią dla nas cenny punkt odniesienia, na którym oprzemy prawdziwe oddanie katedrze świętego Piotra” – pisze historyk.

 

Od hierarchii do demokracji?

Roberto de Mattei prowadzi dalej swą analizę przebiegu kolejnych ataków na papiestwo. Konstatuje: „O ile podczas pierwszego soboru w Watykanie liberałowie ponieśli klęskę, o tyle już podczas drugiego soboru odnieśli zwycięstwo. Gallikanie, janseniści i przedstawiciele febronianizmu otwarcie głosili, że struktura Kościoła musi ulec demokratyzacji, i to w taki sposób, by dać więcej uprawnień księżom i biskupom. A papież pozostawałby jedynie ich reprezentantem. Konstytucja Lumen Gentium, promulgowana przez SVII w 1964 roku, była – jak większość dokumentów tego zgromadzenia – dwuznaczna, a więc sygnalizowała te tendencje, ale bez jednoznacznego, precyzyjnego opisania ich.

 

Dokument Nota explicativa praevia – a więc roboczy dokument wyjaśniający, o co ma chodzić w konstytucji – stał się zapisem kompromisu między zasadą prymatu Piotra i zasadą kolegialności biskupów. Tak też stało się z Lumen Gentium oraz inną soborową konstytucją, Gaudium et Spes, stawiającą na równi dwa cele małżeństwa: prokreację i jedność. Ale równość w przyrodzie nie istnieje. Jedna z tych dwóch zasad ma na celu ugruntowanie swojej pozycji w stosunku do drugiej. I tak jak w przypadku małżeństwa, zasada jednocząca przeważała nad prokreacją, tak w przypadku konstrukcji Kościoła zasada kolegialności narzuca się Prymatowi Papieża Rzymskiego”.

 

Włoski profesor przywołuje następnie analogie współczesne nam, katolikom XXI wieku: „Synodalność, kolegialność, decentralizacja to słowa, które dziś wyrażają próbę przekształcenia monarchicznej i hierarchicznej konstrukcji Kościoła w strukturę demokratyczną i parlamentarną. Programowym manifestem tej nowej eklezjologii jest dyskurs wygłoszony przez papieża Franciszka w dniu 17 października 2015 r. podczas obchodów pięćdziesiątej rocznicy ustanowienia Synodu Biskupów. W tym przemówieniu Franciszek wykorzystał obraz piramidy odwróconej do góry nogami, aby opisać nawrócenie papieża, które zostało już ogłoszone w wezwaniu Evangelii Gaudium z 2013 roku (nr 32). Wydaje się więc, że papież Bergoglio chce zastąpić Kościół rzymskocentryczny kościołem policentrycznym lub wielowymiarowym, według często używanego przez siebie obrazu. Odnowione papiestwo, pojmowane jako forma usługowa wobec Kościołów lokalnych, rezygnujące z prawnego prymatu lub rządów Piotra.

 

W celu demokratyzacji Kościoła progresiści starają się pozbawić go aspektu instytucjonalnego i sprowadzić go do wymiaru czysto sakramentalnego. Nazywają to przejściem od Kościoła prawnego do sakramentalnego, Kościoła komunii. Jakie będą tego konsekwencje? Na płaszczyźnie sakramentalnej Papież, jako biskup, jest równy wszystkim innym biskupom. Tym, co stawia go ponad wszystkimi biskupami i daje mu najwyższą, pełną i bezpośrednią władzę nad całym Kościołem, są jego uprawnienia zarządcze. Specyficzny munus Papieża nie polega na jego mocy uprawnień sakramentalnych, które ma takie same jak inni biskupi, ale na jego władzy jurysdykcyjnej lub rządowej, która odróżnia go od każdego innego biskupa. Urząd, który sprawuje papież, nie reprezentuje czwartego poziomu święceń po diakonacie, kapłaństwie i episkopatu. Papiestwo nie jest sakramentem, ale urzędem, ponieważ Papież jest widzialnym wikariuszem Jezusa Chrystusa” – wyjaśnia de Mattei.

 

„Po zmartwychwstaniu Jezus Chrystus powierzył Piotrowi misję rządzenia, mówiąc: Paś baranki moje, paś owce moje (J 21, 15-17). Tym słowem nasz Pan potwierdził obietnicę złożoną Księciu Apostołów w Cezarei Filipowej i uczynił go widzialnym wikariuszem na ziemi, z mocą najwyższej Głowy Kościoła i Pasterza powszechnego. Prawdziwe oddanie katedrze Piotra nie jest uwielbieniem człowieka, który zajmuje tę katedrę, ale jest miłością i uwielbieniem dla misji, którą Jezus Chrystus dał Piotrowi i jego następcom. Misja ta jest misją widzialną, wyczuwalną dla zmysłów, jak wyjaśnił Leon XIII w encyklice Satis cognitum (1896) i Pius XII w encyklice Mystici Corporis Christi (1943).

 

Kościół, podobnie jak jego Założyciel, składa się z elementu ludzkiego, widzialnego i zewnętrznego, oraz elementu Boskiego, duchowego i niewidzialnego. Jest społecznością widzialną i duchową, doczesną i wieczną, a jednocześnie ludzką (bo utworzoną dla ludzi) i Boską (ze względu na swoje pochodzenie, swój koniec i swoje nadprzyrodzone środki). Kościół jest widoczny po pierwsze ponieważ nie jest ani nurtem duchowym, ani ruchem idei, ale prawdziwą społecznością o strukturze prawnej, a po drugie, ponieważ jest społecznością nadprzyrodzoną, rozpoznawalną po swoich zewnętrznych znakach, dla tego jest zawsze jeden, święty, katolicki, apostolski i rzymski.

 

Papież jest tym, w którym ta widoczność Kościoła jest skoncentrowana i skondensowana. Takie jest znaczenie sformułowania św. Ambrożego Ubi Petrus ibi ecclesiaGdzie Piotr jest, jest Kościół – które zakłada drugie powiedzenie, przypisywane świętemu Ignacemu z Antiochii: Ubi Christus, ibi ecclesia – Gdzie jest Chrystus, tam jest Kościół. Nie ma prawdziwego Kościoła, poza Kościołem założonym przez Jezusa Chrystusa, który nadal prowadzi Go i pomaga Mu w sposób niewidoczny, podczas gdy jego wikariusz rządzi nim na ziemi w sposób widoczny” – tłumaczy autor.

 

Błąd papolatrii, błąd diarchii

W swym artykule profesor zwraca uwagę na powszechne dziś, lecz w swej istocie błędne postrzeganie osoby i urzędu papieża, zwłaszcza w kontekście jego nieomylności.

 

„Papież jest osobą, która zajmuje krzesło, katedrę: nie ma katedry bez osoby, ale istnieje niebezpieczeństwo, że osoba ta doprowadzi innych do zapomnienia o istnieniu katedry, czyli instytucji prawnej, która ją poprzedza” – ostrzega.  

 

„Papolatria jest fałszywym oddaniem papieżowi, gdyż nie widzi w panującym papieżu jednego z 265 następców Piotra, ale uważa go za nowego Chrystusa na ziemi, uosabiającego, reinterpretującego, na nowo odkrywającego Magisterium swoich poprzedników, poszerzając i doskonaląc doktrynę Chrystusa.

 

Papolatria, zanim stanie się błędem teologicznym, jest zdeformowaną postawą psychologiczną i moralną. Ci, którzy jej ulegli, są na ogół konserwatywni lub umiarkowani, i oszukują się możliwością osiągnięcia dobrych wyników w życiu bez walki, bez wysiłku. Tajemnicą ich życia jest zawsze dostosowanie się, wydobywanie z każdej sytuacji tego, co najlepsze. Ich hasłem przewodnim jest kult spokoju, zgodnie z którym nie trzeba się o nic martwić. Rzeczywistość nigdy nie miała dla nich postaci dramatu. Nie chcą, żeby życie było dramatem, bo to zmusiłoby ich do przyjęcia na siebie odpowiedzialności, której nie chcą brać. Ale ponieważ życie jest często dramatyczne, ich poczucie rzeczywistości jest odwrócone do góry nogami, zamieniane w absolutną nierealność. W obliczu obecnego kryzysu w Kościele, instynktownie go negują. A najskuteczniejszym sposobem uspokojenia własnego sumienia jest potwierdzenie, że Papież ma zawsze rację, nawet jeśli zaprzecza sobie lub swoim poprzednikom. W tym momencie błąd nieuchronnie przechodzi z poziomu psychologicznego na doktrynalny i zamienia się w papolatrię, a mianowicie w stanowisko, które stwierdza, że temu co mówi Papież musimy być zawsze posłuszni, bez względu na to co mówi czy czyni, ponieważ Papież jest jedynym i nieomylnym rządcą wiary katolickiej” – tłumaczy profesor de Mattei. Odsłania także ideologiczne korzenie papolatrii. Wywodzi się ona mianowicie z woluntaryzmu Williama Ockhama.

 

„Kiedy święty Tomasz z Akwinu potwierdzał, że Bóg, Absolutna Prawda i Najwyższe Dobro, nie może zrobić niczego sprzecznego, Ockham stwierdził, że Bóg może zrobić wszystko, nawet coś złego, ponieważ zło i dobro nie istnieją w sobie, ale są w ten sposób stworzone przez Boga. Dla świętego Tomasza coś jest nakazane lub zakazane, o ile jest to ontologicznie dobre lub złe; dla naśladowców Ockhama jest odwrotnie: coś jest dobre lub złe, o ile Bóg to nakazał lub zakazał. Gdy zasada ta zostanie przyjęta, nie tylko moralność staje się względna, ale okazuje się, że przedstawiciel Boga na ziemi, wikariusz Chrystusa, może pełnić swoją najwyższą władzę w sposób absolutny i arbitralny, a wierni są mu winni wyłącznie bezwarunkowe posłuszeństwo.

 

W rzeczywistości posłuszeństwo Kościołowi pociąga za sobą obowiązek wypełniania nie woli przełożonego, lecz jedynie woli Bożej. Z tego powodu posłuszeństwo nigdy nie jest ślepe i bezwarunkowe. Ma swoje ograniczenia w prawach naturalnych i Boskich oraz w tradycji Kościoła, której Papież jest stróżem, a nie twórcą.

 

Dla wyznawców papolatrii Papież nie jest wikariuszem Chrystusa na ziemi, który ma obowiązek przekazywania otrzymanej doktryny, ale jest następcą Chrystusa, który doskonali doktrynę swoich poprzedników, dostosowując ją do zmieniających się czasów. Doktryna Ewangelii jest w ciągłej ewolucji, ponieważ zbiega się w czasie z nauczaniem panującego Papieża. Nauczanie żywe zastępuje Magisterium wieloletnie, wyrażone w nauczaniu duszpasterskim, które zmienia się codziennie, i ma swoją regula fidei (regułę wiary)” – wyjaśnia autor.

 

Profesor de Mattei zwraca uwagę na obecną tendencję do wynoszenia na ołtarze kolejnych papieży, jednak wyłącznie „posoborowych”. Ma to prowadzić do przekonania o ich nieomylności w zakresie szerszym niż nieomylność obwarowana przez Kościół istotnymi zastrzeżeniami.

 

Historyk pisze następnie o fakcie „fałszywych przesłanek, akceptowanych przez wszystkich: istnienia pewnego rodzaju papieskiej diarchii, w której pełni swoje funkcje papież Franciszek, a inny papież, Benedykt, służy Katedrze Piotrowej przez modlitwę, a w razie potrzeby przez radę. Istnienie dwóch Papieży jest uznawane za skończoną transakcję: spór trwa jedynie o charakter ich związku. Prawda jest jednak taka, że nie ma możliwości istnienia dwóch Papieży. Papiestwa nie da się jednak w ten sposób zdemontować: może być tylko jeden wikariusz Chrystusa”.

 

Dalej prof. de Mattei obszernie omawia nieporozumienia związane z „podwójnym papiestwem”:

„Benedykt XVI miał możliwość wyrzeczenia się papiestwa, ale w konsekwencji musiałby zrezygnować z imienia Benedykta XVI, białego stroju, i tytułu papieża emeritusa: jednym słowem, musiałby definitywnie przestać być papieżem, również opuszczając Watykan. Dlaczego tego nie zrobił? Bo Benedykt XVI wydaje się być przekonany, że nadal jest papieżem, chociaż takim, który wyrzekł się sprawowania posługi Piotrowej. To przekonanie zrodziło się z błędnej eklezjologii, opartej na sakramentalnej, a nie prawnej koncepcji Papiestwa. Jeśli Petrine munus jest sakramentem, a nie urzędem, to ma charakter nieusuwalny, ale w tym przypadku nie byłoby możliwe zrzeczenie się go. Rezygnacja zakłada zaś odwołanie z urzędu, a to jest nie do pogodzenia z sakramentalną wizją Papiestwa.

 

Kardynał Brandmüller słusznie uznał za niezrozumiałą próbę doprowadzenia do pewnego rodzaju równoczesnego paralelizmu panującego Papieża i modlącego się Papieża. Dwugłowy papież byłby potwornością – mówił, dodając, że Prawo Kanoniczne nie uznaje figury papieża-emeryta (…) wydaje się, że w konsekwencji ustąpienia rezygnujący (…) nie jest już biskupem Rzymu, nawet nie jest kardynałem.

 

Jeśli chodzi o wątpliwości dotyczące wyboru papieża Franciszka, profesor Geraldina Boni przypomina, że kanoniści zawsze uczyli, iż pokojowa powszechna akceptacja Kościoła jest znakiem i nieomylnym skutkiem ważnego wyboru i prawowitego papiestwa, a przyjęcie lub przyjęcie papieża Franciszka przez lud Boży nie było jeszcze kwestionowane przez kardynałów, którzy uczestniczyli w Konklawe. Przyjęcie papieża przez Kościół powszechny jest nieomylnym znakiem jego legitymacji i uzdrawia u podstaw każdy defekt wyborów papieskich (na przykład nielegalne machinacje, spiski itp.). Jest to również konsekwencją widzialnego charakteru Kościoła i Papiestwa” – pisze naukowiec.

 

Kiedy papież przestaje być papieżem

W dalszej części swego tekstu autor powołuje się na głos kanonisty, byłego rektora Uniwersytetu Gregoriańskiego, jezuity o. Gianfranca Ghirlandy. Zakonnik w następujący sposób sprecyzował prawny charakter urzędu Piotrowego w artykule zatytułowanym „Wakat w Stolicy Apostolskiej”: Zaprzestanie sprawowania urzędu przez Papieża Rzymskiego, następuje z czterech powodów: 1) śmierć, 2) pewne i wieczne szaleństwo lub całkowita niepełnosprawność umysłowa; 3) notoryczna apostazja, herezja, schizma; 4) rezygnacja.

 

„Ojciec Ghirlanda wyjaśnia: W pierwszym przypadku Stolica Apostolska jest wolna od chwili śmierci Papieża Rzymskiego; w drugim i trzecim od chwili deklaracji kardynałów; w czwartym od chwili wyrzeczenia się.

 

O. Ghirlanda wypowiedział się więc także w sprawie papieża heretyckiego. Nie ma wzmianki o konkretnym papieżu, ponieważ w lutym 2013 roku nikt nie został jeszcze wybrany. Ojciec Ghirlanda odnosi się do przykładu akademickiego: Jest to przypadek, uznany przez doktrynę, notorycznej apostazji, herezji i schizmy, w który mógłby wpaść Papież Rzymski, ale jako doktor prywatny. Dlatego też, pomagając Duchowi Świętemu, musimy powiedzieć, że nie może on publicznie składać heretyckich deklaracji, chcąc wykorzystać swoją władzę, ponieważ gdyby to uczynił, zostałby pozbawiony urzędu. Jednak w takich przypadkach, ponieważ pierwsza władza nie jest sądzona przez nikogo (kanon 1404), nikt nie mógłby obalić Papieża Rzymskiego. Można by jedynie złożyć deklarację tego faktu – a to musieliby zrobić kardynałowie, przynajmniej ci, którzy są obecni w Rzymie. Taka ewentualność, choć przewidziana w doktrynie, jest jednak uważana za całkowicie nieprawdopodobną z powodu interwencji Opatrzności Bożej w życie Kościoła.

 

Ojciec Ghirlanda nie jest w tej ekspozycji ani tradycjonalistą, ani postępowcem, ale uczonym, który zebrał tysiącletnią tradycję kanoniczną.

 

Jeżeli w dziedzinie filozofii i teologii niekwestionowany szczyt myśli chrześcijańskiej reprezentowany jest przez Świętego Tomasza z Akwinu, w dziedzinie prawa kanonicznego, odpowiednik tej szkoły reprezentowany jest przez Gracjana (Magister Gratianus) i jego uczniów.

 

Przywołując stwierdzenie św. Bonifacego, Gracjan potwierdził, że papież nemine est iudicandus, nisi deprehendatur a fide devius (nie jest sądzony przez nikogo, chyba że odbiega od wiary).  Zasada ta została powtórzona jest w dekrecie Summa, przez Huguccio, czyli Hugona z Pizy, uznawanego za najsłynniejszego magister decretorum XII wieku.

 

Ojciec Salvatore Vacca, który prześledził historię Prima Sedes a nemine judicatur (Najwyższy urząd nie jest sądzony przez nikogo), przypomniał, że teza ta w przypadku powołania papieża heretyckiego można by tą tezę ponownie rozpatrzyć.

 

W przypadku papieża heretyckiego, zasada Prima Sedes a nemine judicatur, nie jest naruszana, przede wszystkim dlatego, że zgodnie z tradycją kanoniczną zasada ta dopuszcza tylko jeden wyjątek – przypadek herezji. Po drugie dlatego, że kardynałowie ograniczyliby się tylko do zaświadczenia o fakcie herezji, tak jak w przypadku utraty zdolności umysłowych, bez obalania Papieża Rzymskiego. Ustanie urzędu byłoby przez nich jedynie uznane i zadeklarowane.

 

Teologowie zastanawiają się, czy utrata pontyfikatu nastąpi w momencie, w którym Papież popadnie w herezję, czy tylko w przypadku, gdy herezja przejawi się lub stanie się głośna i publicznie rozprzestrzeniona.

 

Arnaldo Xavier da Silveira utrzymuje, że chociaż istnieje niezgodność w korzeniach między herezją a jurysdykcją papieską, Papież nie traci urzędu aż do czasu, gdy jego herezja się ujawni. Kościół, będąc widzialną i doskonałą społecznością, więc utrata wiary przez widzialną Głowę musiałaby być faktem publicznym. Jako że drzewo może żyć przez pewien czas po wycięciu korzeni, tak samo jurysdykcja może być utrzymywana przez posiadacza przez pewien czas, nawet po popadnięciu w herezję. Jezus Chrystus tymczasowo utrzymuje osobę papieża heretyckiego w swojej jurysdykcji, aż do momentu, gdy Kościół uzna depozycję.

 

Pewne jest natomiast to, że uznanie możliwości popadnięcia papieża w herezję w żaden sposób nie oznacza zmniejszenia miłości i nabożeństwa do Papiestwa. Oznacza to przyznanie, że Papież jest wikariuszem Jezusa Chrystusa, Głową Mistycznego Ciała Kościoła, ale nie zawsze nieskazitelnym i nie zawsze nieomylnym” – kończy ten fragment swej dogłębnej analizy Roberto de Mattei.

 

Chrześcijanin nie może wyrzec się walki

Kolejna część artykułu poświęcona została krytyce „katakumbizmu”, czyli, jak precyzuje włoski profesor, „postawy tych, którzy wycofują się z pola bitwy i chowają się w iluzji, że potrafią przeżyć bez walki. Katakumbizm jest bowiem odrzuceniem koncepcji chrześcijaństwa walczącego”.

 

Owa postawa wynika z przekonania o własnej przegranej w prowadzonej bitwie. „Katakumbista nie chce walczyć, bo jest przekonany, że przegrał już bitwę; akceptuje sytuację niższości katolików jako daną, nie analizując przyczyn, które ją determinują. Ale jeśli katolicy są dziś w mniejszości, to dlatego, że przegrali serię bitew; a przegrali te bitwy, ponieważ nie walczyli; a nie walczyli z nimi, ponieważ usunęli ideę „wroga”, odwracając się od augustyńskiej koncepcji dwóch miast walczących ze sobą w historii” – czytamy w opracowaniu.

 

„Kiedyś mówiono, że to sakrament bierzmowania uczynił nas żołnierzami Chrystusa, a Pius XII, zwracając się do biskupów Stanów Zjednoczonych, powiedział: Chrześcijanin, jeśli szanuje imię, które nosi, jest zawsze apostołem; nie wolno żołnierzowi Chrystusowemu opuszczać pola bitwy, ponieważ tylko śmierć kończy jego służbę wojskową. Musimy odzyskać tę waleczną koncepcję życia chrześcijańskiego” – nawołuje autor. W następnych słowach zaś odnosi paradygmat „Kościoła walczącego” do dzisiejszych realiów:

 

Są tacy, którzy mówią, że musimy zrezygnować z działania i walki, bo do tej pory nie pozostaje nic do zrobienia, na poziomie ludzkim. Musimy poczekać na nadzwyczajną interwencję Bożej Opatrzności. Z pewnością to Bóg sam prowadzi i zmienia historię. Ale Bóg wymaga współpracy ludzi i jeśli ludzie przestaną działać, Boża Łaska również przestanie działać. W rzeczywistości, jak zauważył święty Ambroży, Boże dary nie są przekazywane temu, kto śpi, ale temu, kto patrzy.

 

Są tacy, którzy mówią, że musimy zrezygnować nie tylko z działania, ale nawet z mowy. Czasami spotykamy kogoś, kto z palcem na ustach i oczami wyniesionymi do nieba mówi nam, że musimy milczeć i modlić się. Nic innego. Ale błędem byłoby uczynić milczenie regułą naszego zachowania, ponieważ w dniu sądu odpowiemy nie tylko za próżne słowa, ale także za tę ciszę.

 

Są powołania do milczenia, jak te wielu zakonnic i mniszek kontemplacyjnych, ale katolicy, od proboszczów do wiernych, mają obowiązek świadczyć o swojej wierze słowami i przykładem. Apostołowie zwyciężyli nad światem przez Słowo, a Ewangelia została dzięki nim rozprzestrzeniona z jednego krańca ziemi na drugi.

 

Katarzyna ze Sieny nie milczała przed Papieżami swoich czasów. Nie milczeli też biskup Münsteru, Clemens August von Galen, stojący w obliczu nazizmu, oraz kardynał Josef Mindszenty, prymas Węgier, gdy przyszło mu stanąć w obliczu komunizmu.

 

Co więcej, dziś milczenie nie jest wykorzystywane do wspomnień i refleksji, przygotowującej do walki, ale jako strategia polityczna, swoista alternatywa dla walki. Taka cisza stymuluje nas wyłącznie do hipokryzji i ostatecznego poddania się. Z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok polityka milczenia stała się więzieniem, w którym przebywa wielu konserwatystów. W tym sensie milczenie jest nie tylko grzechem dnia dzisiejszego, ale także karą za wczorajsze grzechy. Dziś to bowiem ci, którzy przez zbyt wiele lat milczą, są więźniami milczenia. Dziś wolnym może być tylko ten, który w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat nie milczał, ale mówił otwarcie i bez kompromisów, przypominając, że tylko Prawda czyni nas wolnymi. (J 8, 32)” – pisze autor.

 

Mówienie oznacza przede wszystkim publiczne świadectwo wierności Ewangelii i niezmiennej katolickiej prawdzie, a także potępienie błędów, które jej przeciwdziałają. W czasach kryzysu regułą jest to, co Benedykt XV w encyklice Ad beatissimi Apostolorum Principis z 1 listopada 1914 r. mówi przeciwko modernistom: Naszą wolą jest, aby prawo naszych przodków nadal było święte: Nie bądźmy innowacyjni, trzymajmy się tego, co zostało wydane. To święta Tradycja pozostaje kryterium rozeznawania tego, co katolickie, a co nie katolickie, czyniąc znaki Kościoła bardziej widocznymi. Tradycja jest wiarą Kościoła, którą papieże zachowali i przekazali na przestrzeni wieków. Ale Tradycja jest przed Papieżem, a nie Papież przed Tradycją” – czytamy dalej.

 

„Nie wolno nam jednak zapominać, że Kościół nie może zniknąć. Dlatego konieczne jest wspieranie apostolatu pasterzy pozostających wiernymi tradycyjnej nauce Kościoła, uczestnicząc w ich inicjatywach i zachęcając ich do mówienia, działania i kierowania zdezorientowaną trzodą.

 

Nadszedł czas, aby oddzielić się od złych pasterzy i zjednoczyć się z dobrymi, wewnątrz jednego Kościoła, w którym również żyją, na tym samym polu, pszenica i kogut (Mt 13, 24-30), pamiętając, że Kościół jest widzialny i nie ocali się w inny sposób niż za sprawą swych prawowitych pasterzy.

 

Kościół jest widoczny i ocali się z papieżem, a nie bez papieża! Musimy odnowić więź miłości i czci, która łączy nas z następcą Piotra przede wszystkim modlitwą, tak aby Jezus Chrystus dał mu i wszystkim jego prałatom konieczną siłę, aby nie zdradzić świętego depozytu wiary, a jeśli tak się stanie, aby powrócić do przewodnictwa opuszczonej owczarni.

 

A jednak, gdyby Wikariusz Chrystusa zdradził swoją misję, Duch Święty nigdy nie przestałby pomagać, nawet na chwilę, swojemu Kościołowi, w którym nawet w czasach odwrotu od wiary, resztka, nawet mała, pasterzy i wiernych będzie zawsze zachowywać i przekazywać Tradycję, ufając Boskiej Obietnicy: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata.” (Mt 28, 20)” – pisze redaktor „Radici Cristiane”.

 

„Dla tych, którzy pozostają wierni Tradycji w czasach kryzysu, wzorem jest Najświętsza Maryja Panna, która sama zachowała wiarę w Wielką Sobotę i która po Wniebowstąpieniu Pana naszego do nieba nie milczała, ale podtrzymywała z całą stanowczością rodzący się Kościół. Jej Serce było i pozostaje skarbem Kapłaństwa Kościoła.

 

Prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny Ludwika Marii Grignion de Montfort, jest również podpowiedzią dla tych, którzy prawdziwie chcą być oddani papieżowi, który w czasach mroku nie zawaha się „grzmieć będą przeciw grzechowi, huczeć przeciwko światu, uderzą na diabła i jego wspólników i przeszyją obosiecznym mieczem słowa Bożego na życie lub śmierć wszystkich, do których Najwyższy ich pośle. Ich walka z wrogami Boga przybliży triumf Niepokalanego Serca Maryi, który będzie również triumfem Papiestwa i odnowionego Kościoła – kończy swój tekst włoski historyk.

 

RoM

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 310 301 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram