Wiktor Orban stawia na Azję. Czy naprawdę uważa, że komunistyczna, islamska, konfucjańska, hinduska i buddyjska Azja to miejsce, do którego należy przyszłość? Przyszłość należy przecież wyłącznie do Chrystusa. Pisze o tym włoski profesor, historyk Roberto de Mattei.
Roberto de Mattei odwołał się na łamach „Corrispondenza Romana” do przemówienia, jakie premier Węgier Wiktor Orban wygłosił 30 lipca na obozie uniwersyteckim w Bálványos w Rumunii. Polityk wskazywał tam na wiodącą rolę Azji, sugerując, że zabezpieczenia swoich interesów narodowych Węgrzy powinni upatrywać właśnie w Azji, a nie w Zachodzie. Orban przekonywał, że zmiana w systemie globalnym, w którego centrum znajdzie się Azja, dla Węgier jest szansą, a nie zagrożeniem.
Według włoskiego historyka realizm Orbana przypomina Ostpolitik Kissingera wobec Chin oraz Casaroliego wobec ZSRR. Kissinger nie przewidział, że odprężenie w relacjach z Chinami doprowadzi do osiągnięcia przez Państwo Środka pozycji głównego przeciwnika USA; Casaroli nie przewidział z kolei upadku komunizmu i poświęcał na rzecz dialogu z Moskwą wiele, w tym głowę prymasa Węgier Józefa Mindszentego.
Wesprzyj nas już teraz!
Strategia Orbana, uważa Roberto de Mattei, zdaje się być nacechowana tym samym błędnym przekonaniem o nieodwracalności biegu historii.
W Orbanowskiej pragmatyce nie ma w ogóle wymiaru idei, uważa historyk. Choć Orban słusznie i pewnie szczerze odnosi się do chrześcijaństwa, sądzi Włoch, powinien jednak zrozumieć, że przyszłość nie należy do komunistycznej, islamskiej, konfucjańskiej, hinduskiej i buddyjskiej Azji – ale do Jezusa Chrystusa, Króla historii.
„Dla Niego wszystko jest możliwe – nawet odrodzenie dzisiejszego Zachodu, pogrążonego w zamęcie i ciemności” – podsumował.
Źródło: corrispondenzaromana.it
Pach