Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci zainaugurowało ogólnopolską akcję sprzeciwu wobec kampanii pro-szczepionkowej, którą Ministerstwo Edukacji i Nauki wraz z Ośrodkiem Rozwoju Edukacji w najbliższych dniach prowadzić będą w polskich szkołach.
Rodzice alarmują: nakłanianie do przyjęcia zastrzyków przeciwko covid-19 nie ma uzasadnienia medycznego. Doprowadzi do segregacji oraz konfliktów w szkołach i oznacza narażenie najmłodszego pokolenia na poważne skutki zdrowotne. Narusza też prawa nauczycieli, którzy wciągnięci zostają w działalność wykraczającą poza ich kompetencje. W dodatku pedagodzy w przypadku wystąpienia powikłań poszczepiennych muszą liczyć się z prawnymi konsekwencjami nakłaniania do przyjęcia eksperymentalnych preparatów o nieprzebadanym jeszcze do końca działaniu.
Wesprzyj nas już teraz!
Organizacja złożyła w siedzibie MEiN list do ministra Przemysława Czarnka. Czytamy w nim między innymi: „Szkoła nie może być instytucją wykorzystywaną przez władze rządowe, samorządowe czy organizacje do realizacji zadań innych niż ujęte w prawie oświatowym. Zmuszanie dyrektorów szkół do organizacji tzw. punktów szczepień oraz nakładanie na nauczycieli obowiązku udziału w promowaniu i przekazywaniu niepełnych informacji o szczepieniach, a także do asystowania przy przeprowadzaniu szczepień, wykraczają poza obowiązki pracownicze”.
Jak piszą autorzy, preparaty podawane w formie zastrzyków przeciwko covid-19 zrównywane są w oficjalnej propagandzie z tradycyjnymi szczepionkami, chociaż mechanizm ich działania jest inny, w dodatku na obecnym etapie nie do końca poznany.
Szkolnej kampanii towarzyszą de facto anonimowe materiały informacyjne Ośrodka Rozwoju Edukacji. W przekonaniu stowarzyszenia, są one oparte na wybiórczych danych, a zatem zmanipulowane. „Podjęcie na ich podstawie przez rodziców decyzji o szczepieniu dzieci może mieć poważne konsekwencje prawne [KK art. 156]” – podkreślili rodzice w liście do ministra Czarnka.
– Nie ustąpimy, nie pozwolimy na tak daleko posunięte manipulacje – mówiła w środę przed siedzibą ministerstwa Magdalena Czarnik, prezes stowarzyszenia.
Obecna na prezentacji kampanii rodzicielskiej doktor Katarzyna Ratkowska przedstawiła się jako reprezentant lekarzy niezależnych od koncernów szczepionkowych. – Z medycznego punktu widzenia nie ma wskazań do stosowania tych preparatów genetycznych, które są stosowane u osób dorosłych, a także już u kilkunastoletnich jako szczepionki – podkreśliła. – Dzieci chorują na covid niezwykle rzadko. Jeżeli zdarzy im się zakażenie SARS-CoV-2, przechodzą je bezobjawowo albo łagodnie. Powikłania w postaci wieloukładowego zespołu zapalnego pojawiają się niezwykle rzadko i dają się skutecznie leczyć. Natomiast zgony, czyli to, czego obawiamy się najbardziej, u dzieci są bliskie zeru. Zdarzają się raz na 1-4 miliona – dodała.
Lekarz przytoczyła cały szereg informacji, których znajomość jest bardzo istotna dla podjęcia decyzji o zgodzie na przyjęcie preparatów reklamowanych jako szczepionki.
Na przykład, powikłania u dzieci po covid są rzadsze niż w przypadkach grypy. Z kolei notowanych jest wiele komplikacji po przyjęciu zastrzyków – przede wszystkim u dorosłych, ale coraz częściej również u osób małoletnich. Chodzi przede wszystkim o zdarzenia zakrzepowo-zatorowe, również zapalenia mózgu, mięśnia sercowego, osierdzia, napady padaczkowe. Pojawiła się wywołana „szczepionkami” nowa jednostka chorobowa VITT – autoimmunologiczna zakrzepica z małopłytkowością. Występują w niej jednocześnie krwawienia i zakrzepy, co jest bardzo niebezpieczne dla zdrowia i życia pacjentów a dotychczas miało miejsce niezwykle rzadko. W dłużej perspektywie jako efekt przyjęcia zastrzyków genetycznych mogą wystąpić choroby nowotworowe, neurodegeneracyjne czy też autoimmunologiczne. – U nas wszystkie oficjalne dane na temat powikłań są niesamowicie zaniżone. Oficjalne statystyki w medycznej bazie Stanów Zjednoczonych mówią o 1 procencie rzeczywistych przypadków. Czyli należałoby je pomnożyć przez sto. (…) W Holandii notuje się 700 niepożądanych odczynów poszczepiennych, u nas tylko 15. Czyli prawie 50 razy mniej. To pokazuje jak w Polsce są niedoszacowane oficjalne statystyki i jak fałszywą podstawę stanowią one dla działań podejmowanych przez naszych decydentów a przede wszystkim przez profesorów z Rady Medycznej – punktowała doktor Ratkowska.
– To wszystko pokazuje, że stosowanie tych preparatów u dzieci stanowi nieporównywalnie większe zagrożenie dla ich życia i zdrowia niż sam covid. Dlatego jako lekarze niezależni od koncernów szczepionkowych stanowczo przeciwstawiamy się stosowaniu tych preparatów u dzieci – powiedziała.
Jak zwróciła uwagę, polski Urząd Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych wyraził zgodę na eksperymenty firmy Pfizer na polskich niemowlętach (od 6. miesiąca życia) i najmłodszych dzieciach. Koncern aplikuje im preparaty genetyczne w ramach I oraz II fazy testów, a zatem na etapie ustalania dawki. Niezależni lekarze przez kilka tygodni próbowali uzyskać w tej sprawie informacje od Ministerstwa Zdrowia oraz wspomnianego Urzędu. W ustawowo określonym terminie otrzymali jedynie lakoniczną, niemerytoryczną odpowiedź. Na prośbę medyków wystąpił z interwencją poselską Grzegorz Braun. W efekcie okazało się, że badanie odbywało się (odbywa) bez zgody komisji bioetycznych. Lekarze nie otrzymali pomimo próśb dokumentacji z badań, a z pisemnej zgody szefa Urzędu, Grzegorza Cessaka wynika, że jego aprobata dla eksperymentu została wydana bezwarunkowo. Dokumenty producenta preparatu opatrzone zaś zostały klauzulą tajności. Złożone w tej sprawie doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zawierają wzmiankę o zagrożeniu dla zdrowia i życia dzieci oraz konieczności natychmiastowego przerwania eksperymentu. Prokuratura jednak nie spieszy się z postępowaniem.
Doktor Ratkowska przypomniała także o ignorowaniu przez instancje medyczne w Polsce skutecznych i bezpiecznych (przebadanych należycie pod kątem innych schorzeń i od dawna stosowanych) lekarstw przeciwko covid-19: amantadyny, iwermektyny, hydroksychlorochiny oraz co najmniej kilku innych. Ich powszechne stosowanie zapobiegłoby skutkom kolejnej, jesiennej fali zakażeń, blokadzie szpitali i zamknięciu państwa znanemu nam aż za dobrze z poprzednich „fal” koronawirusa.
Mecenas Karol Feret, który reprezentuje Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci podkreślił, że pro-szczepieniowa akcja MEN oraz Ośrodka Rozwoju Edukacji budzi wiele wątpliwości. W materiałach, na podstawie których w placówkach oświatowych planowane są zajęcia z uczniami, prezentuje się osoby zaszczepione jako „superbohaterów”, w antagonizmie do niezaszczepionych „egoistów”. – Takie działanie niechybnie spowoduje nałożenie na dzieci niepotrzebnej presji i może doprowadzić do pewnego rodzaju segregacji, generując liczne konflikty na tym tle – ocenił prawnik.
– Przede wszystkim moi klienci uważają, że szkoła nie jest miejscem na tego typu inicjatywy. Powinna skupiać się przede wszystkim na funkcji oświatowej, realizacji swoich zadań ustawowych. Nie należy do nich z pewnością promowanie produktów leczniczych – mówił mecenas Feret.
Adwokat przypomniał, że zgodnie z polskim porządkiem prawnym, a także chociażby ze styczniową rezolucją Rady Europy, nie można nikogo zmuszać do przyjęcia szczepionek.
– Państwo ma tak naprawdę jedynie zapewnić możliwość szczepienia. (…) Taka inicjatywa przeprowadzona w szkołach godzi w istocie w możliwość podjęcia przez pacjenta świadomej zgody na zabieg medyczny. Przecież wymaga to poinformowania uczestnika nie tylko o płynących z tego korzyściach, ale i o możliwych skutkach ubocznych czy niepożądanych odczynach.
Jak podkreślił, niewiedza o potencjalnych negatywnych skutkach przyjęcia preparatu oznacza faktyczny brak dobrowolności.
Szczegółowe informacje o rodzicielskiej akcji przeczytać można stronie kampanii: www.nie-eksperymentujcie.pl.
Źródło: PCh24.pl, Stowarzyszenie Rodzice Chronią Dzieci
RoM