To będzie krótki tekst. I będzie zawierał spojlery. I będzie mówił o tym, że twórcy rozpoczynający pracę dla platformy Netflix czują jakiś wewnętrzny lub zewnętrzny imperatyw by wszędzie wtrącić homoseksualizm.
Pierwszy sezon serialu „Rojst” został dobrze przyjęty przez publiczność i krytyków. Akcja dziejąca się w nienazwanym mieście Ziem Odzyskanych, mrok, tajemnica, układy, dziennikarze i policjanci – produkcja miała wszystko co potrzeba by odnieść sukces. No i do tego jeszcze aktorzy: Andrzej Seweryn, Piotr Fronczewski, Dawid Ogrodnik.
Pierwszy sezon produkowany był całkiem niedawno, bo ledwie trzy lata temu, ale dla twórców filmu minęła jakby cała epoka. W pierwszej części główne role grali mężczyźni, wokół nich toczyła się akcja, ich twarze znalazły się na plakatach promujących serial. A drugi sezon? Promują go wizerunki Magdaleny Różczki, której tylko towarzyszą, niejako w tle, bohaterowie poprzedniego sezonu.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie ma w tym oczywiście nic złego, seriale mogą przecież być o kobietach albo o mężczyznach. Niezwykle tendencyjnym obrazem naszych czasów jest jednak to, że twórcy postanowili stworzyć postać kobiecą, która nie tylko jest silniejsza i mądrzejsza od wszystkich mężczyzn wokoło, ale jest też pół-cyganką i przede wszystkim… lesbijką. Odrzuconą oczywiście przez jej niedobrą matkę.
Jakie ma to znaczenie dla fabuły serialu? Żadne. Ale z jakiegoś powodu twórcy zechcieli uczynić tę bohaterkę właśnie taką. W dodatku z powodu jej lesbijskich upodobań rozbita zostaje rodzina głównego bohatera…
Zapyta ktoś, co zmieniło się w duszach twórców Rojsta przez trzy lata od premiery pierwszego sezonu, że postanowili tak zmodyfikować pomysł na serial? Odpowiedzi mogą być różne, ale na pierwszy rzut oka wysuwa się taka: pierwszy serial tworzony był dla platformy ShowMax, drugi zaś, już dla Netflixa. Pierwsza platforma zniknęła już z Polski, druga zaś kontynuuje wśród Polaków misję nachalnego promowania nieuporządkowania w sferze seksualnej.
Twórcy serialu zapłacili więc ideologiczne wpisowe Netflixowi, a ten odpłaca im solidną promocją i sowitym wynagrodzeniem. I krok po kroku przesuwa kulturową rewolucję w Polsce w korzystnym dla swych ideowych mocodawców kierunku.
Krystian Kratiuk
***