23 października 2021

Rok po walce o świątynie. Zabrakło pasterzy i głównych ośrodków katolickiej „formacji”

Mija rok odkąd polskie miasta stały się areną bezpardonowych ataków na kościoły i symbole katolickie. Na murach klasztorów i świątyń malowano znaki strajku kobiet, próbowano zakłócać sprawowanie Mszy Świętych. Fala antyklerykalizmu, spowodowana stwierdzeniem przez Trybunał Konstytucyjny oczywistej sprzeczności między prawem do życia a aborcją eugeniczną, napotkała jednak na opór oddolnego zrywu katolików, gotowych bronić przed profanacją tego, co najświętsze. Zdeterminowani wierni stanęli naprzeciw przytłaczającej większości aborcjonistów, niejednokrotnie ryzykując swoim zdrowiem… Wśród ich szeregów brakowało większości katolickiej młodzieży, a wyrazy poparcia dla obrońców od hierarchii pojawiały się rozczarowująco rzadko. Opowieść o obrońcach kościołów z 2020 roku, to wizerunek godnej pochwały determinacji nielicznych i bierności lwiej części katolików w Polsce.


Zaczyna Wrzeć

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października 2020 rozbudzał emocje na długo zanim został opublikowany. Jak wspominają zaangażowane w późniejsze obrony kościołów środowiska, o tym, jaką decyzję mieli podjąć sędziowie mówiło się już na kilka dni przed rozprawą. Mobilizację środowisk sprzyjających dzieciobójczemu procederowi dało się wyczuć w powietrzu, a przeciwnie nastawione do nich organizacje pro-life zwierały szeregi, by przygotować się na nadchodzące kontrmanifestacje i pikiety. Po wydaniu wyroku agresja skierowała się jednak bezpośrednio przeciwko Kościołowi. Już pierwszej niedzieli po stwierdzeniu niekonstytucyjności aborcji eugenicznej strajk kobiet manifestował swój sprzeciwu wobec decyzji TK w czasie… Mszy Świętych. Czołowe aktywistki zachęcały grupy apologetów dzieciobójstwa do organizacji protestów w czasie celebracji liturgicznych. W Toruniu i Poznaniu aborcyjni aktywiści wdzierali się z transparentami przed ołtarz, a inne bulwersujące formy zakłócenia Najświętszych Obrzędów miały miejsce w całym kraju. W następnym tygodniu napięcie tylko wzrastało. Ataki na świątynie stały się programowym elementem codziennych manifestacji feministek, a na fasadach kościołów zaczęły pojawiać się pioruny- znak strajku kobiet. Wzburzeni katolicy nie czekając przystąpili do działania…

Wesprzyj nas już teraz!

 „Nie będziecie profanować świętych miejsc”

Pierwsze spontaniczne warty w czasie nabożeństw miały miejsce wcześniej, ale skala antyklerykalnych ekscesów wyraźnie wskazała potrzebę zorganizowania się wiernych w większą i bardziej skoordynowaną całość. Z inspiracji środowisk narodowych zaczęły zawiązywać się na terenie całego kraju lokalne „Samoobrony wiernych”. Początkowo stworzone z działaczy organizacji narodowych i konserwatywnych, szybko zaczęły one poszerzać swój skład o wszystkich chętnych katolików. Stworzono w ten sposób system reagowania i regularnych wart. W pierwszych tygodniach po wyroku ochraniały one co wieczór kościoły narażone na profanacje. Pragnieniem zmobilizowanych wiernych było przede wszystkim zagwarantowanie bezpieczeństwa odprawianym pod koniec dnia Mszom Świętym. Reagowano również w czasie proaborcyjnych protestów. Wszystkie budynki sakralne położone w sąsiedztwie manifestacji były odgradzane kordonem obrońców.

W starciach z uczestnikami strajku kobiet zorganizowani katolicy znajdowali się na przegranej pozycji- W większości wypadków protestujący mieli ogromną przewagę liczebną, mimo to widok strzegących kościoła wiernych z reguły skutecznie zniechęcał do ataku. Jednak nie zawsze – Zwolennicy aborcji tak czy inaczej podejmowali próby profanacji, nie stronili również od agresji wobec obrońców. W Warszawie w stronę broniących Kościoła Św. Kazimierza wiernych rzucano szkłem, w Poznaniu stojący na straży katedry mężczyzna został zraniony nożem. Każda warta wiązała się z ryzykiem, a conocne akcje poddawały sprawdzianowi determinację działaczy Samoobrony.

Jej najlepszym świadectwem może być postawa grupy, która zatrzymała pochód protestujących na Jasną Górę. Przytłoczona przez ponad 1000 strajkujących czterdziestka katolików nie zamierzała umożliwić im przejścia pod mury sanktuarium. – Nie będziecie profanować świętych miejsc – mówił napierającym na kordon protestującym jeden z uczestników blokady. Broniący częstochowskiej świątyni wierni nie zgodzili się ustąpić mimo wezwań policji. Pytani przez strajkujących, czy chcą starcia z tysiącem ludzi odpowiadali: Tak, chcemy! Chodźcie śmiało.

https://www.facebook.com/watch/?v=2826371747597548

Wytrwałe działania samoobron ciągnęły się od dnia wydania wyroku TK, aż do lutego, kiedy skala strajków zaczęła słabnąć. Ich odwaga ostatecznie skłoniła liderów strajku kobiet do rezygnacji ze strategii uderzania w Kościół. Choć jeszcze w tydzień po wydaniu orzeczenia TK Marta Lempart mówiła o atakowaniu celebracji liturgicznych i obiektów sakralnych: Oczywiście, że tak trzeba. Trzeba robić to, co się czuje, co się myśli, to, co jest skuteczne i to, na co zasłużyli, to kiedy protesty zaczęły przybierać coraz bardziej konfrontacyjny charakter, znaczna część uczestników zaczęła się do nich zrażać. Ujawnienie prawdziwego oblicza feministek, szukających eskalacji konfliktu i gotowych do agresji przeciwko stojącym na straży własnych świętości katolików, podkopywało wizerunek strajku kobiet. Zmuszone do zmiany taktyki kierownictwo SK zaczęło ostrzegać manifestantów, by od kościołów trzymali się z daleka i zapewniało, że atakowanie Kościoła nigdy nie było celem feministycznej organizacji.

Kogo zabrakło

Niestety obrońcy mieli powody, by czuć się osamotnieni ze względu na postawę pasterzy i braci w wierze. Wielokroć biskupi i proboszczowie pomijali milczeniem działania obrońców, sami nie mając odwagi stanąć z nimi w jednym szeregu. Nie byli także skłonni udzielić im choć błogosławieństwa. W Katowicach kuria jednoznacznie potępiła zebranych dla obrony katedry wiernych, odnosząc się do nich tak, jak gdyby byli zwyczajną pikietą, i zażyczyła sobie ich odejścia. „Kuria Metropolitalna w Katowicach nie wydała jakiejkolwiek zgody manifestującym na zajmowanie terenu kościelnego, zarówno wokół katedry, jak i budynku kurii. Co więcej, w dniu wczorajszym środowisko Młodzieży Wszechpolskiej przerwało kontrmanifestację na wyraźną prośbę przedstawicieli Kurii Metropolitalnej i policjantów z zespołu antykonfliktowego. Kontrmanifestantów wyprowadzono tylnym wyjściem katedry. W efekcie tych działań uniknięto dalszej eskalacji emocji i konfliktu wśród manifestujących” – napisały władze diecezji w komunikacie prasowym dotyczącym zajść z zeszłego roku. Tymczasem obecna na miejscu działaczka MW zarzuca kurii powielanie nieprawdziwych informacji. „W tym oświadczeniu napisali nieprawdę. Nie przerwaliśmy żadnej kontrmanifestacji. Staliśmy tam otoczeni z każdej strony policją, nie było opcji wyjścia a kościół był zamknięty. Staliśmy tam dopóki tłum się nie rozszedł. Wtedy rzeczywiście otwarli kościół, ale ja tam nie weszłam, tam też spisywali i nikogo nie wypuszczali tylnymi drzwiami”, komentuje obrończyni katowickiej katedry.

„Mam nadzieję, że polski Episkopat nie padnie na kolana z wdzięczności za militarną ochronę ze strony pseudokatolików, tylko pozwoli Nam jako wspólnocie wiernych – duchownym i świeckim – zmierzyć się z obecną sytuacja bez rozpoczęcia krucjaty przeciwko Polkom i Polakom”, pisał Jacek Prusak, rzecznik Akademii Ignatianum w Krakowie. W podobnie bulwersujących słowach wypowiadał się dominikanin Łukasz Miśko. Jego zdaniem obrona świętych miejsc przekreślić mogła szanse na „dialog z tymi, którzy „czują się niezrozumiani, rozczarowani, zranieni, wściekli”. Znaleźli się kapłani, którzy w mediach społecznościowych osobiście prosili o niebronienie ich parafii. Zależało im na prowadzeniu dialogu… dialogu z antyklerykalnymi zwolennikami dzieciobójstwa, wbiegającymi z aborcyjnym transparentami przed Ołtarz.  

Wierni, którym na sercu leżała cześć katolickich świętości, nie mogli być pewni, czy duchowni, którym powierzono je w zarząd są wdzięczni za ich wysiłek i poświęcenie, czy też patrzą na nich krzywym okiem. Zdarzały się mimo wszystko wśród duchowieństwa postawy pozytywne. Najlepszy przykład dali klerowi jasnogórscy paulini, którzy zawsze z wdzięcznością odnosili się do obrońców.

Smutną prawdę o kondycji Kościoła mówi fakt, że praktycznie wyłącznie wierni zaangażowani wcześniej w jakieś struktury polityczne i społeczne zdecydowali się wziąć w ochronę Msze Święte i miejsca kultu. W szeregach obrońców trudno jednak było wypatrzeć choć członka grup, w których formuje się lwia część „katolickiej” młodzieży w kraju. Do strzeżenia Domu Bożego nie garnęli się ani członkowie Oazy, ani Odnowy w Duchu Świętym, ani duszpasterstw akademickich. Okazało się, że te środowiska nie są w stanie rozpalić u swoich członków „żarliwości o Dom Boży”, tymczasem to one najintensywniej oddziałują na młodych katolików. Dlaczego przełożeni nie uwrażliwili swoich podopiecznych na konieczność obrony symboli wiary i swobody sprawowania liturgii? W czasach brutalnej ofensywy antyklerykałów, większa część Kościoła spokojnie zajmowała się „właściwymi” swoim wspólnotom zadaniami, udając że na polskich ulicach w Październiku i następujących po nim miesiącach nie działo się nic ważnego. W świecie narastającej antykatolickiej propagandy i agresji wobec Kościoła rodzi to pesymistyczne prognozy na przyszłość, oraz stawia pod znakiem zapytania jakość współczesnej formacji.

Filip Adamus

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij