Co o świecie, Europie i Polsce mówi nam ostatni rok? Czy wojna na Ukrainie to wstęp do nowego przebiegunowania świata? Kto będzie prawdziwym zwycięzcą, a kto największym przegranym? Na te i wiele innych pytań odpowiadali nasi specjalni goście w wyjątkowej ankiecie PCh24.pl podsumowującej pierwszy rok wojny na Ukrainie. Zapraszamy do lektury!
***
Prof. Henryk Głębocki
Wesprzyj nas już teraz!
Co wiemy o tej wojnie rok później, o jej uczestnikach, o nas samych? Banałem wydaje się powtarzane stwierdzenie, że pierwsza od zakończenia II wojny światowej otwarta agresja w Europie zmieniła nie tylko regionalną, ale i globalną sytuację. Zmieniła także nasze postrzeganie świata i priorytety.
Ukraina wciąż stawia opór, przejmując nieraz inicjatywę, choć niemal wszyscy oczekiwali, iż padnie w pierwszych tygodniach. Zawdzięcza to własnej determinacji, ale i wsparciu Zachodu. Wbrew oczekiwaniom i interesom przyjaciół Putinowskiej Rosji, Ukraińcy postanowili bronić swej ojczyzny. Wola ocalenia własnego kraju przywróciła pierwotne znaczenie nieraz podważanym i odrzucanym wartościom, jak patriotyzm, solidarność, gotowość poświęcenia życia za ojczyznę, wspólnotę, suwerenność. Natomiast bezpieczny i zasobny świat sytych i zadowolonych z siebie konsumentów, do którego chcieliśmy dokooptować, nawet za cenę odrzucenia własnej tożsamości czy rezygnacji z obrony interesów wspólnoty narodowej, jeśli nie rozpadł się, to został przynajmniej zarysowany w swych podstawach.
Skuteczny opór Ukrainy nie byłby możliwy bez zachodniej pomocy, ale i Polski, przez którą dociera oraz niespotykanym gestom gościnności. Myślę, że na postawie Polaków zaważyło nie tylko historyczne doświadczenie własnych zmagań z Rosją i ZSRS, głębsza wiedza o mechanizmach imperialnej przemocy i skrywającego go propagandowego kłamstwa. Widzieć w tym należy również wpływ testamentu duchowego naszych wielkich wychowawców jak kardynał Wyszyński, Jan Paweł II i dziedzictwa ruchu „Solidarności”.
Przyjęcie ponad 8 milionów wojennych uchodźców, głównie kobiet i dzieci, które przeszły przez Polskę, zmienia na naszych oczach fatalizm historii w relacjach między narodami tego regionu, kolonizowanego lub rozgrywanego przez wielkie mocarstwa. Wzrost geopolitycznej roli Polski i całej „młodszej Europy”, jest szansą i zarazem sprawdzianem dla naszych elit, dla ich dojrzałości do zagospodarowania sytuacji, której przed rokiem nawet nie byli w stanie wyobrazić sobie.
To wszystko budzi nadzieję. Równocześnie jednak trwają procesy, z którymi należy się wciąż liczyć, a które mogą w zupełnie innym kierunku poprowadzić lawinę wydarzeń uruchomionych przed rokiem. Trwa rozgrywka o kształt UE, o osłabienie lub wręcz wyeliminowanie Polski jako naturalnego lidera państw, które opierają się wizji federalizacji pod dyktandem Niemiec i Francji. Wojna nie wyhamowała tez szaleńczych projektów ideologicznych w UE, ani nawet w coraz bardziej podzielonym społeczeństwie USA. Wola powrotu do interesów z Moskwą, na chwilę ukryta za zmienioną retoryką, wciąż istnieje i tworzy synergię z niechęcią do Polski opierającej się establishmentowi UE.
Z kolei sama Rosja, choć nie dysponuje już wielomilionowymi armiami i przegrywa ofensywę za ofensywą, jednak nie rezygnuje z geopolitycznych wizji zbudowania „III Imperium”. Co ważniejsze, przepełnieni traumą rozpadu sowieckiego imperium, pełni resentymentu, Rosjanie akceptują politykę putinowskiego reżimu. Jak na razie są gotowi do ponoszenia rosnących kosztów mierzonych nie tylko ekonomicznymi skutkami sankcji, ale i życiem własnych mężów i dzieci. Nie zbuntowali się nawet wobec powszechnego poboru. Propagandowa obróbka umysłów przygotowuje ich do uznania agresji za nową „wojnę ojczyźnianą” prowadzoną z całym światem. Przedłużanie się konfliktu, jego brutalizacja, może wiele zmienić – ale na gorsze. Jeśli nawet dojdzie do rozejmu, będzie to tylko chwilowa pieredyszka. Jeśli dojdzie do zmiany przywództwa w Rosji, nie zmieni to celów strategicznych. Dopiero dotkliwa klęska może uruchomić powtarzany w dziejach proces kryzysu – odwilży – modernizacji, co nie oznacza rezygnacji z dalekosiężnych imperialnych ambicji.
Co równie istotne dla losów długotrwałego konfliktu, wojna potwierdziła także przekonanie zawarte w przemówieniu Putina, które poprzedziło atak na Ukrainę, iż może on liczyć na wsparcie (Chiny, Iran), a przynajmniej zrozumienie ze strony państw i sił chcących przeciwstawić się hegemonii Ameryki i dominacji Zachodu – od Ameryki Łacińskiej, przez kraje arabskie, Indie po państwa afrykańskie. Widać w tym powrót do strategii wypracowanej jeszcze przez Lenina i Trockiego, po zatrzymaniu marszu ich rewolucji nad Wisłą, gdy zaczęli szukać sojuszników przeciwko Zachodowi w krajach pozaeuropejskich. Wtedy także odwoływano się do poczucia krzywdy wobec Zachodu, prawdziwej czy wyobrażonej, ze strony dawnych kolonii.
Gra o losy Ukrainy, Polski, regionu, Europy, świata i naszej cywilizacji wciąż toczy się na naszych oczach.
*
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
Mija rok od inwazji Rosji na Ukrainy. Pierwsza refleksja, która rodzi się w związku z tym to myśl, że niemożliwe stało się możliwe. Dla wielu bowiem komentatorów polityki rosyjskiej wydawało się sprawą niemożliwą, by Putin dokonał realnej inwazji na Ukrainę. Jeden z wybitnych historyków i znawców problematyki rosyjskiej Ronald Suny przyznał, że nie wziął pod uwagę tego że Putin jawi się sobie samemu jako uzbrojony misjonarz, by użyć słów Robespierre’a.
Putin od początku wojny podejmuje narrację obrony cywilizacji i ortodoksji wobec inwazji złego Zachodu. Atak, inwazja, agresja, mord w tej narracji jawią się jako obrona godna najwyższego szacunku. Ta narracja Putina wspierana jest w sposób wręcz bluźnierczy przez Cerkiew moskiewską, a jej echa wybrzmiewają niestety także w polskiej Cerkwi. Takiemu sposobowi prezentacji ulegają niektórzy z komentatorów Zachodu. Już na początku wojny pojawiły się w niektórych kręgach konserwatystów amerykańskich prowokacyjne pytania: ile jest w Rosji genderowych toalet, jak często odbywają się tak zwane „parady dumy”, od kiedy są zalegalizowane związki jednopłciowe? A wszystko to po to, by pokazać konserwatyzm rosyjski w obliczu neoliberalizmu i neomarksizmu zachodniego. Jednak moralność konserwatywna, a tym bardziej chrześcijańska jest „całołodzianą szatą”. Trudno usprawiedliwiać czymkolwiek akty morderstw, gwałtów, bombardowanie obiektów cywilnych, szpitali czy szkół.
Z drugiej strony Ukraina w ciągu lat swojej niepodległości nie potrafi odbudować fundamentu wartości chrześcijańskich. Już w czasie trwania tej wojny pojawiły się informacje o kontynuacji przemysłu surogacyjnego, wieści o wnoszonych na biurko prezydenta Ukrainy projektach ustawy dotyczącej legalizacji związków jednopłciowych, co miałoby pomóc w pochówkach żołnierzy o orientacji homoseksualnej poległych na wojnie czy o podobno podpisanej konwencji stambulskiej. Wszystko to niewątpliwie wprowadza mocne odcienie szarości w uproszczony czarno-biały świat.
Na tym tle wyraziście jawi się solidarność i miłosierdzie narodu polskiego okazywana narodowi ukraińskiemu od początku agresji. Ten fenomen przechodzi do historii. Budzi podziw. Piszę te słowa dzień po debacie na Kongresie Kopernikańskim, gdzie padły ze strony dr Tory Baucuma z USA słowa niezwykłego szacunku dla naszego narodu. Ten fenomen domaga się jednak także odpowiedzi władz Ukrainy poprzez to, co można i trzeba nazwać najkrócej tematem pamięci i polityki historycznej.
Ta wojna jest po raz kolejny przestrogą przed imperializmem rosyjskim. Pokazuje, że tylko upokorzenie Rosji przez jej klęskę może coś zmienić w „duszy rosyjskiej”. Nam Polakom odsłania to, co w nas najpiękniejsze. I wreszcie odsłania także słabość Unii Europejskiej, to, co w niej najgorsze – egoizm utylitarystyczny, który niweluje potrzebę dobra.
*
Andrzej Pilipiuk
Patrząc chłodno i obiektywnie: Europa zachodnia nie wyciąga żadnych wniosków z historii. Zlekceważono bolszewików, przespano rosnące zagrożenie ze strony Hitlera, Europę środkową sprezentowano Stalinowi, a potem robiono interesy z sowietami. Obecna potęga Putina to efekt podobnych zaniedbań. Co gorsza – działania wielu europejskich polityków wskazują, że do biznesów z Rosją chcieliby jak najszybciej wrócić. Nakładane są kolejne pakiety sankcji. Normalną reakcją powinno być natychmiastowe zerwanie jakichkolwiek stosunków gospodarczych z agresorem, zamknięcie granic, wydalenie dyplomatów, internowanie wszystkich Rosjan przebywających na terenie UE. Wygrała polityka „nieeskalacji”. Analogie z okresem II wojny światowej są oczywiste. Zmiany postrzegania Rosji przez elity Starej Unii są powolne i kosmetyczne. Gdyby nie twarda postawa Polski, krajów nadbałtyckich i USA, ta wojna byłaby już przez Ukraińców przegrana.
Od strony militarnej sytuacja jest bardzo trudna. Wiosną ubiegłego roku Rosjanie uderzyli na Kijów. Ukraińcy zdołali resztką sił odeprzeć atak, ale zabrakło im już rezerw, by przeciwnika ścigać i dobić… Było to starcie równorzędnych potęg, a dla Ukrainy pyrrusowa wygrana. Obecne działania są podobne. Żadna ze stron nie uzyskuje niezbędnej przewagi. Czy około setki nowoczesnych czołgów obiecanych przez Europę i USA zmieni układ sił? Jeśli tak – to nieznacznie. To nie będzie błyskotliwe zwycięstwo w napoleońskim stylu, tylko wielomiesięcznie krwawe i mozolne odbijanie kolejnych wiosek, miasteczek i miast.
Patrząc jeszcze z innej strony – Rosja rzuca do boju kiepsko wyszkolonych rezerwistów, najemników oraz kryminalistów wypuszczonych z więzień i kolonii karnych. Oddziały tzw. „Grupy Wagnera” ponoszą wprawdzie horrendalne straty jednak z punktu widzenia Putina ma to sens. On pozbywa się rozmaitego ludzkiego śmiecia, a Ukraińcy w walkach z bandziorami tracą mniej ludzi – ale za to najbardziej wartościowych… Demografia przemawia tu na korzyść agresora. Rezerwy ludzkie federacji rosyjskiej nadal są ogromne.
Początkowo liczyłem na bunt oligarchów tracących fortuny, spisek pałacowy i śmierć lub odsunięcie Putina od władzy. W tej chwili trudno wykrzesać z siebie optymizm. Ta wojna potrwa.
*
Prof. Jakub Polit
Osobiście jestem zaskoczony, że Ukraina utrzymała się do tej pory, a jeszcze bardziej, że Zachód – przede wszystkim Stany Zjednoczone, Wielka Brytania oraz z ociąganiem Niemcy i Francja – udzieliły Ukrainie tak zdecydowanej pomocy. Bez tej pomocy prawdopodobnie Ukraina by do tej pory nie przetrwała, aczkolwiek trzeba pamiętać, że zdecydowanie największą rolę odegrała determinacja żołnierzy ukraińskich i ich kierownictwa. Pamiętajmy bowiem, że ostatecznie broń słana do Iraku czy Wietnamu Południowego niewiele tym samym Amerykanom pomogła.
Zostałem poproszony o skomentowanie stanowiska Chin, jakie w ciągu ostatnich 12 miesięcy prezentowały one wobec wojny na Ukrainie. Powiem szczerze, że ciężko jednoznacznie określić, w co gra Pekin i prawdopodobnie nie wiedzą tego również ani Rosjanie, ani dysponującymi własnymi i tajwańskimi źródłami informacji Amerykanie. Jedno wydaje się pewne: Chińczycy byli przekonani, że kampania rosyjska będzie stosunkowo szybka i łatwa, ale to się nie powiodło. Na pewno nie zwiększyło to udziałów i prestiżu Rosji w Pekinie. Z drugiej jednak strony uzależniło znacznie Moskwę właśnie od Państwa Środka, a to może w jakiejś mierze Chinom służyć.
Pozwolę sobie zwrócić również uwagę, iż obie strony wojny – Rosja i Ukraina – zapowiadają, że zrobią wszystko, aby konflikt zakończył się w tym roku ich zwycięstwem. Trudno, żeby zapowiadały coś innego… Jest to zapewne możliwe, aczkolwiek odpowiedniego wyjścia w tej chwili nie widzę. Wielu badaczy uważa, że wszystko jest proste i przewidywalne. Otóż nie! Ta wojna pokazuje jak bardzo w polityce, geopolityce, konflikcie zbrojnym etc. liczy się czynnik irracjonalny, to znaczy ideologie oraz czynnik ludzki – rozgrywki o władzę, fobie, przekonania, nadzieje wśród polityków przede wszystkim na Kremlu. Wojnę bowiem zaczął Kreml i on może ją w każdej chwili zakończyć.
*
Prof. Marek Kornat
Przede wszystkim Ukraina się broni. Broni się bohatersko. Broni się przeciw wyjątkowo paskudnemu najeźdźcy. Wciąż są rezerwy ludzi gotowych do broni. W świetle wydarzeń z 2014 r. jest to wielkim zaskoczeniem dla nas wszystkich, bo zapewne nikt tego nie przewidywał. Raz jeszcze potwierdza się stara prawda – że przyszłość jest nieprzewidywalna. Ani ideologia oświecenia, ani pozytywizm, ani marksizm – ucząc że jest inaczej – niczego nie dowiodły.
Gdyby Ukraina poddała się bez walki bądź upadła po kilkutygodniowych starciach – mielibyśmy dzisiaj śmiertelne zagrożenie Polski. Trzeba pamiętać, że nasz wschodni nieprzyjaciel i ciemiężyciel stawiał żądania wycofania wojskowej struktury NATO z tych nowych państw członkowskich Europy Środkowo-Wschodniej, które przyjęto do sojuszu po zakończeniu zimnej wojny. Spełniając je (po ewentualnym zmuszeniu przez swych sojuszników) Polska stałaby się państwem zupełnie bezbronnym, faktycznie neutralnym, nie mogącym liczyć na żadnych aliantów w chwili wojny. Właściwie to jakakolwiek polska polityka zagraniczna byłaby już niepodobieństwem.
Najazd na Ukrainę (24 lutego 2022) poprzedziła wychodząca z Moskwy oferta wielkiego układu z Zachodem. W rzeczywistości ze Stanami Zjednoczonymi. Dyktator-uzurpator rządzący Rosją chciał osiągnąć układ, którego przedmiotem byłoby wykluczenie przyjmowania do NATO nowych członków w Europie Wschodniej, przede wszystkim zabronienie takich starań Ukrainie oraz właśnie usunięcia wojskowej struktury z nowych państw członkowskich sojuszu, aby zostawić je bezbronnymi i skazanymi na łaskę losu. Rząd amerykański z obecnym prezydentem na czele – chociaż reprezentuje to samo stronnictwo polityczne co architekt Jałty Roosevelt – odrzucił ten plan.
Rosja pokazuje swoje najgorsze, zbrodnicze i niszczycielskie oblicze. Pod względem cywilizacyjnym nie ma żadnej oferty dla ludzkości. Szczyci się owszem wielką literaturą czy muzyką, mając ku temu powody, ale do cywilizacji jako metody życia zbiorowego nie wnosi właściwie niczego. Jakże dobitnie powiedział to wybitny Rosjanin (co szczególnie ważne) ponad sto dwadzieścia lat temu. Mam na myśli prof. Włodzimierza Sołowjowa: „Europa – pisał – wrogo i bojaźliwie patrzy na nas, ponieważ wobec ponurej i zagadkowej żywiołowej potęgi narodu rosyjskiego, wobec skromności i niepełnowartościowości naszych sił duchowych i kulturalnych, nasze ambicje są jawne, wyraźne i ogromne. W całej Europie rozlegają się najgłośniej krzyki naszego <nacjonalizmu> (…). A kiedy pytają się: cóż my w zamian zabranego i zniszczonego damy ludzkości, jakie pierwiastki duchowe i kulturalne wniesiemy do historii światowej – to musimy albo milczeć albo wykpiwać się bezwartościowymi frazesami”. Tak właśnie jest. Należy nadmienić, że jest przykrym zdarzeniem losu, iż czołowy dzisiaj agitator i kłamca w służbie Kremla również nosi imię Włodzimierz i jeszcze przywłaszczył sobie nazwisko wielkiego pisarza, chrześcijanina i filozofa, którego słowa przytaczam.
Oczywiście Ukrainę wspiera bronią niejeden kraj Zachodu. Każdy czołg czy samolot jest niezmiernie cenny. Ale jednak to dwa państwa grają rolę conditio sine qua non z punktu widzenia skuteczności tego wsparcia: Stany Zjednoczone i Polska. Potężna republika amerykańska ma z czego dawać, a nasz kraj umożliwia tranzyt dostaw przez swoje terytorium. To zachowanie Polski na pewno będzie znaczącą kartą naszej historii, kiedy wojna dobiegnie końca. Pokazuje bowiem znaczącą wartość tego położenia geopolitycznego w Europie, które mamy, chociaż jest ono tak bardzo trudne i w przeszłości przysparzało nam tak wiele nieszczęść. Poza tym, za ciosy i kule wschodniego nieprzyjaciela, które godziły w nas tak obficie, bierzemy obecnie jakiś rewanż.
Wszystko sprowadza się tylko do jednego – moim zdaniem – pytania. Czy dostawy broni dla armii ukraińskiej nie będą zbyt małe, aby wziąć górę nad najeźdźcą i ciemiężycielem, uzbrojonym – co widać – w przestarzałą broń postsowiecką i szukającym tej broni wszędzie gdzie się da zagranicą (w Iranie, Korei Płn. itd.)? Ale na to pytanie odpowie najbliższa przyszłość. Nadchodząca wiosna może być wyjątkowo decydującą.
*
Witold Gadowski
Ostatni rok pokazał nam, że nie wszystko, co wydawało nam się, że wiemy o świecie, tak naprawdę wiedzieliśmy. Niemal wszyscy byliśmy przekonani, że Rosja zgniecie Ukrainę, co się jednak nie stało.
Przez ostatni rok zginęło mnóstwo ludzi, a wojna nie posunęła się ani o krok. Pojawiają się pytania: dlaczego ta wojna jeszcze trwa? Jakie interesy są realizowane w czasie tej wojny? Komu ta wojna jest na rękę? Jedyne, co wiemy, że najbardziej cierpią na niej Ukraińcy – zwykli, szarzy obywatele tego kraju, którzy giną, są pozbawiani majątków, bezpieczeństwa i muszą uciekać.
Wojna jednak trwa… Rosja z niewiadomych przyczyn ją przedłuża, a jednocześnie nie może osiągnąć swoich celów strategicznych. I tutaj pojawiają się kolejne pytania: czy Rosja jest aż tak słaba? A może Rosja ma zupełnie inne cele niż te, o których mówią politycy i media?
Na Zachodzie rosyjska inwazja na Ukrainę obfituje w wiele uproszczeń i stereotypów, o których kłamliwości świat dowie się po latach, gdy już będzie można ujawnić niektóre fakty. Na pewno jest to pierwsze starcie o dominację nad światem. Dotychczas niepodzielnie taką dominację sprawowały Stany Zjednoczone. W tej chwili zaczyna się to przesuwać w stronę Azji, a szczególnie Chin. Moim zdaniem właśnie dlatego należy traktować wojnę na Ukrainie jako pierwsze starcie nowego biegunowania świata, w którym USA nie będą już niepodzielnym hegemonem.
Polska znajduje się w strefie wpływów amerykańskich, więc wmawia się nam wizję wojny całego „wolnego świata” z rosyjską satrapią. Co do rosyjskiej satrapii to rzeczywiście nie ma dyskusji. Rosja zawsze była dyktatorska i skłonna do zachowań totalitarnych. W mojej ocenie Rosja jest jednak tylko elementem w większej grze. Gdyby nie wsparcie Chin, Indii czy Iranu wówczas Rosja miałaby spore kłopoty wewnętrzne, ale właśnie dzięki wsparciu wymienionych krajów nie są one aż tak spektakularne jak zapowiadali tzw. eksperci i geostratedzy. Z drugiej strony dla krajów azjatyckich wojna na Ukrainie jest tak samo egzotyczna jak wojna w Syrii jest egzotyczna dla chociażby Polaków. I na odwrót: dla krajów azjatyckich wojna w Syrii była i jest ważna, a dla Polaków wojna na Ukrainie, ponieważ toczy się ona tuż za naszą granicą. Poza tym to my – Polacy ponosimy największe w Europie koszty tej wojny. Jaki będzie skutek ekonomiczny, polityczny i społeczny tej wojny dla nas to dopiero się okaże, kiedy zorientujemy się w jakim stanie są ostatecznie finanse państwa, nasze siły zbrojne, nasza suwerenność, a co za tym idzie możliwość podejmowania swobodnych decyzji. Wszystko przed nami. Stara prawda mówi, że w czasie wojny największe triumfy święci kłamstwo. Wojna musi ustać, żeby w ciągu kilku, kilkunastu lat można było poznać pierwsze, prawdziwe opisy, tego, co się wydarzyło.
Wielu z nas zastanawia się: Polska będzie wygranym czy przegranym wojny na Ukrainie? Chciałbym, chyba jak każdy człowiek w Polsce, który jest przy zdrowych zmysłach, żeby była wygranym, żebyśmy odsunęli zagrożenie rosyjskie na możliwie najwięcej lat i jak najdalej od naszych granic. Obawiam się jednak, że będzie inaczej, że poniesiemy ogromne koszty, które trudno będzie zrekompensować. Zachód, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, jeśli chodzi o deklaracje rekompensat są bardzo szybcy. W praktyce jak widać ich słowa i obietnice bardzo często nie mają potwierdzenia. W związku z tym obecnie to my – Polacy, kredytujemy „wysiłek” Zachodu na rzecz Ukrainy. To pokazuje, że w dużym stopniu jest to wojna Rosji ze światem wpływów amerykańskich. Pamiętajmy jednak, że Amerykanie bardzo lubią posługiwać się krajami trzecimi. To zresztą odwieczna anglo-saska metoda prowadzenia polityki, czyli bicie się rękami cudzych żołnierzy. Tak było, tak jest i tak będzie.
*
Marcin Austyn
Jeśli spojrzymy na miniony rok, na myśl przychodzą w sposób oczywisty dwa wydarzenia odciskające na nas swoje piętno: rosyjska inwazja na Ukrainę i inflacja, zwana też w niektórych kręgach (z rysą „kowidowej demencji”) „putinflacją”. I nie wiedzieć czemu, tylko gdzieś w tle pobrzmiewa melodia przyszłości szykowanej nam przez UE. Przyszłości coraz bardziej przypominającej kołchoz, niż świat wolnego człowieka.
Nie tak dawno jeszcze mówiło się z przekorą, że nic nie dzieje się przypadkowo. Do czasu. Okres tzw. pandemii pokazał nam dobitnie, że nawet jeśli na pierwszy rzut oka widać między sprawami jakiś związek, to z pewnością jest to tylko koincydencja. Nie miejsce i czas rozstrzygać z którym z tych zjawisk mamy dziś do czynienia. Faktem jest, że zbrojna napaść Rosji na Ukrainę idzie równolegle do wielkiego klimatycznego walca przetaczającego się przez UE.
Znów o niczym nie przesądzając – tocząca się wojna stała się doskonałym wytłumaczeniem dla wielu rozwiązań, które w innych okolicznościach mogłyby w niektórych krajach jeszcze napotkać na opór. A tak „ruski gaz i ropę” można dziś szybciej wymieniać na inne źródła energii – „zielone”, bo uznawane za „ekologiczne” (czytaj „niemieckie”). Zresztą… Cała „agenda klimatyczna” w ostatnim roku ruszyła jakby z kopyta, oferując nam a to zakaz sprzedaży samochodów spalinowych, to znów rozprawę z kotłami gazowymi w naszych domach, czy pomysły na włączenie naszych domostw w „system emisyjny CO2”… I tak aż po liczenie osobistego śladu węglowego.
Dziwnym trafem owe cele klimatyczne w tych obszarach idą w parze z pomysłami na „polepszanie” naszego życia poprzez eliminację transportu indywidualnego w miastach (np. Strefy Czystego Transportu), czy testowanie tego, czy jesteśmy gotowi przyjąć model miast 15-minutowych w wersji getto, wraz z ich całym „bogactwem” diet (owady – o to już się upomniała UE) i mód (ma eliminację nabiałów i mięsa, czy choćby na mniej ubrań, jak to radzi „C40 Cities”). I to też jest pokłosie tej wojny… A może jedynie koincydencja?
*
Dr Jakub Majewski
Przez rok wojny, przetoczyła się przez Polskę debata o obronności naszej ojczyzny. Nie wiem, czy ktoś dziś ma jeszcze wątpliwości, że nasze wojsko w sytuacji najazdu poradziłoby sobie gorzej niż Ukraińcy. Niestety, działania naprawcze podjęto są co najwyżej połowiczne.
Dobrze się stało, że Polska zaczęła kupować nowe uzbrojenie dla wojska. Ale sprzęt to nie wszystko. Tymczasem, nowa ustawa o wojsku była jak mieszanie herbaty bez dodania cukru – dużo zamętu bez skutku. Jak brakowało żołnierzy, tak brakuje, a poboru powszechnego nie przywrócono. Zaś doraźne zamówienia zagraniczne, nie zmieniają faktu, iż nasz rodzimy przemysł zbrojeniowy praktycznie już nie istnieje. Nie zrobiono nic, aby ułatwić nowym inwestorom wejście na ten rynek ani by wzmocnić istniejące firmy i fabryki – a przecież chociażby odrobina deregulacji już zmieniłaby wiele.
Gdy zaś o deregulacji mowa, w pierwszych dniach wojny na wschodzie, gdy w Kijowie rozdawano obywatelom karabiny, wydawało się, że również w Polsce nareszcie rząd przywróci nam dostęp do broni. Że może nastąpi też refleksja po trzech latach pandemicznej psychozy. Niestety – strach minął, a rządzący powrócili do stanu dla nich normalnego. Stanu, w którym Polacy nie są postrzegani jako fundament i raisond’etre naszej państwowości, ale jako krnąbrne dzieci, którymi się zarządza, które się przymusza, i które mają się cieszyć z zasiłku, zamiast z wolności. A potem dziwimy się, że w wojsku brakuje ochotników, a na propozycję poboru, młodzi odpowiadają „ja za NICH walczył nie będę.” Młodzi oblewają w ten sposób egzamin z obywatelstwa – ale ten sam egzamin rząd oblewa rok w rok od trzydziestu lat. Tego wojna nie zmieniła. A przecież nadal istnieje możliwość, że ta wojna nie skończy się po ukraińskiej stronie granicy…
*
Dr Bawer Aondo-Akaa
Co ostatni rok mówi nam o Zachodniej Europie? Że jej przywódcy absolutnie niczego się nie nauczyli na przykładzie II Wojny Światowej. Przecież przed jej wybuchem śp. Neville Chamberlain, ówczesny premier Wielkiej Brytanii machał ludziom przed oczami dokumentem podpisanym przez Adolfa Hitlera, w którym Fuhrer zobowiązał się na piśmie, że nikomu nie wypowie wojny, że będzie gołąbkiem pokoju i dobrym wujkiem. Ile były warte zapewnienia Hitlera pokazał 1 września 1939 roku, kiedy Niemcy zaatakowali Polskę, co zapoczątkowało hekatombę II Wojny Światowej.
Podobną sytuację mieliśmy w ostatnich kilku, kilkunastu latach. Jeden przykład: były prezydent USA pan Barack Obama robił sobie zdjęcia z Władimirem Putinem, ogłaszał reset z Rosją, potem reset resetu, potem reset resetu resetu itd. W Rosji w tym czasie działo się to, co się działo, czyli mordowano niewygodnych ludzi – dziennikarzy, opozycjonistów i innych dysydentów. Świat o tym wiedział! Mało tego – wszyscy wiedzieli, że za tymi zbrodniami stoi Putin i jego ludzie z KGB czy FSB, i co? Dalej uważano go za niemal męża stanu mimo że bliżej mu do, najdelikatniej mówiąc, gangstera.
Taka właśnie była i jest gorzka prawda o świecie…
Jeśli chodzi o naszą Najjaśniejszą Rzeczpospolitą Polską to trzeba powiedzieć wprost – my naprawdę potrafimy być solidarni! Powiem więcej: nasza solidarność nie wynika z głupoty, z jakiegoś owczego pędu, z jakiejś neomarksistowskiej dyktatury relatywizmu, że trzeba pomagać, bo ktoś jest biedny i mu się to należy. Otóż nie! Polacy pomagają, Polacy są solidarni z narodem ukraińskim, ale Polacy widzą również pewne kwestie, na które nie ma naszej zgody, i których nie odpuścimy. Jedną z nich jest to, co zrobili naszym rodakom ukraińscy nacjonaliści z OUN i UPA. My wiemy, że nie może być tak, że na Ukrainie ktoś stawia pomniki Stepanowi Banderze, nadaje ulicom jego imię, czy ogłasza jego rok. Tak być nie może i my się na to nie zgadzamy! Bandera był i jest odpowiedzialny za zamordowanie dziesiątek tysięcy Polaków. To on był szefem ukraińskich terrorystów i ludobójców, którzy nie oszczędzali nawet polskich kobiet i dzieci. Mało tego! Banderowcy mordowali samych Ukraińców! I taki człowiek ma być współczesnym bohaterem Ukrainy? Nie ma i nie może być na to naszej zgody!
My jako Polacy wiemy czym jest wojna sprawiedliwa! Jeśli dany kraj atakuje inny, tak jak w przypadku ataku Rosji na Ukrainę, to wiemy, że w tym wypadku to Ukraina jest „szlachetna”, ale tylko w tym wypadku, ponieważ oprócz sprawy Bandery dochodzi tam do wielu innych, ohydnych rzeczy. Na Ukrainie dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy dzieci są mordowanych w wyniku zbrodniczej aborcji. Na Ukrainie kwitnie surogacja, czyli nowoczesny handel dziećmi. Na Ukrainie jest wdrażany projekt sztucznych macic, czyli produkcji czy hodowli ludzi jak w „Matrixie”. My to widzimy, my musimy to widzieć, żeby rzetelnie i uczciwie ocenić całą sytuację. Pomagajmy Ukrainie, ale nie bezrefleksyjnie! Nie przymykajmy oczu na to, co się tam działo i dzieje. Nie gloryfikujmy i nie róbmy świętych za życia wszystkich Ukraińców chociażby tylko przez wzgląd na to, o czym mówiłem!
Chcę być dobrze zrozumiany: Putin jest tyranem, terrorystą i zbrodniarzem! W tej wojnie, to on jest tym złym, to on napadł, to jego rakiety codziennie mordują dziesiątki Ukraińców. W tej wojnie to Ukraina jest ofiarą, ale nie może nam to przysłaniać innych spraw. Musimy oddzielić ziarno od plew i postępować sprawiedliwie.
Ostatnia kwestia: w ostatnich dniach nasze media i nasi politycy niemalże oddali hołd prezydentowi USA Joe Bidenowi. Moim zdaniem taki hurra-optymizm jest co najmniej przesadą i nie powinniśmy aż tak mu ufać. Pamiętamy, co ten człowiek robił w czasie tzw. pandemii. Wiemy, że ten człowiek popiera i finansuje ludobójczą aborcję. Wiemy, że jest zwolennikiem zbrodniczej ideologii gender. Wiemy również, że mówi on o sobie, że jest katolikiem. Przepraszam, ale to co wymieniłem nie jest katolickie… Powiem więcej: odwieczna nauka naszego Świętego Kościoła Katolickiego mówi wprost, że ci, którzy świadomie i z premedytacją głoszą treści niezgodne z tym, co głosi Kościół, podlegają ekskomunice, która wyklucza ich ze wspólnoty Kościoła.
Ja nie oceniam Pana Bidena, bo nie jestem Panem Bogiem. Mogę jednak i mam obowiązek ocenić jego zachowanie – i to szlachetne, i to, które należy potępić.
Zebrał TK