Istnieje ukrywana dotąd strona Internetu, prawdziwy „Dziki Zachód”, do którego nie przybyli jeszcze szeryfowie – pisze publicysta „The Times”. Rośnie problem internetowej przestępczości, przybierającej coraz to nowsze formy.
Narkotyki, dokumenty, broń – Internet okazuje się rewolucjonizować nielegalny handel. Na funkcjonującej od roku popularnej stronie kwitnie wirtualna dilerka. Okazuje się, że to wierzchołek góry lodowej. Anonimowo w Internecie nabyć można broń, fałszywe dokumenty, zaświadczenia, przedmioty pochodzące z kradzieży a nawet… tożsamość. Rozpoczyna się epoka cyfrowego „czarnego rynku”.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak argumentuje Murad Ahmed, publicysta „The Times” zajmujący się nowymi technologiami, problem wydaje się być dzisiaj niedostrzegany, na czym zresztą zależy samym zainteresowanym. Dostęp do cyfrowego czarnego rynku wiedzie przez tzw. „Dark Web”. Satysfakcja i anonimowość nabywcy, bezkarność sprzedawcy – to cechy decydujące o dużej atrakcyjności tej formy komunikacji.
– Technologia to rzecz [etycznie] obojętna. Twojego laptopa można użyć do tego, by jedni pomogli innym uzyskać dostęp do podstawowych praw człowieka. Ale możesz wykorzystać go także do działalności przestępczej – komentuje Andrew Lewman, dyrektor wydawniczy Tor Project. – To nie komputer stanowi problem, lecz używający go człowiek.
Dyskusja nad wirtualnym wymiarem tradycyjnej przestępczości coraz wyraźniej podejmowana jest w trakcie rozmów o ściślejszej kontroli nad Internetem. Towarzyszą jej postulaty zwiększenia kompetencji służb wewnętrznych. Dochodzenie w sprawie „Silk Road”, największej platformy oferującej obrót nielegalnymi towarami, prowadzi już FBI jak i europejskie służby. Jednak do tej pory „Dark Web” pozostawało poza zasięgiem służb i wymiaru sprawiedliwości.
Źródło: Polska The Times
mat