Obok husarii – w powszechnej świadomości Polaków: symbolu wojskowości dawnej Rzeczpospolitej – zawsze służyły chorągwie pancerne (lub kozackie). Nie tak drogie w wystawieniu, z mniejszą przebojowością, mogły jednak być równie skutecznie użyte w małej wojnie podjazdowej, nadal zachowując możliwości skutecznego użycia w decydującej bitwie. Były przeciwnikiem, którego nie dało się lekceważyć.
Zadaniem Ministerstwa Obrony Narodowej nie jest posiadanie broni możliwie najbardziej zaawansowanych technologicznie, a raczej takie ukształtowanie sił zbrojnych, aby relacja pomiędzy kosztami a efektami była jak najkorzystniejsza. Tak więc, dobrze jest, aby kręgosłup sił lądowych stanowiły oddziały wyposażone w sprzęt niezbyt wyśrubowany technologicznie, a za to w miarę elastyczny – umożliwiający różne jego zastosowania.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak jak wóz bojowy Anders może być husarzem przyszłości, tak służący już aktualnie w Wojsku Polskim kołowy bojowy wóz piechoty „Rosomak” jest potencjalnym kośćcem obrony i manewru na wzór chorągwi pancernych. Zadaniem brygad w niego wyposażonych nie jest pobicie sił ciężkich nieprzyjaciela, a możliwość skutecznej przed nimi obrony, oraz atak z flanki i na tyły pozycji wroga.
Przy swojej nie dużej wielkości i wadze – do trzydziestu kilo – jest on wstanie skutecznie zaatakować nawet jelenie czy łosie. Jest nieustępliwy. Gotowy jest walczyć o łup z pumą, czy nawet całą watahą wilków, z której to walki potrafi wyjść zwycięsko. Zdarzały się przypadki, nie tylko ominięcia przez niego sideł stawianych przez człowieka, ale również ich celowego niszczenia. Cechy te doskonale opisują potencjalne zagrożenie jakie dla napastnika może stwarzać oddział wyposażony w te pojazdy. Nie pozwoli on czuć mu się swobodnie ani w ataku, ani w obronie.
Jego imiennik jest agresywnym i przystosowanym do trudnych warunków życia ssakiem. Choć występuje on również w Europie, jest stosunkowo mało poznanym przez człowieka gatunkiem. Stąd może być synonimem przeciwnika niebezpiecznego i groźnego poprzez swoją tajemniczość. Pojazd ten jest produkowaną na licencji, stworzoną specjalnie dla Polski odmianą pojazdu AMV fińskiej firmy Patria. Pomimo kontrowersji, które pojawiały się krótko po jego wyborze, jest pojazdem na który z zazdrością patrzą również oddziały sojusznicze walczące w Afganistanie. Jego trzydziestomilimetrowe działko jest argumentem, który skutecznie zniechęca przeciwnika od podjęcia klasycznego ataku. Natomiast wzmocniony pancerz powstrzyma każdy atak, oprócz silnego fugasa (improvised explosive device: IED). Wersja wykorzystywana w kraju ma natomiast kosztem mniejszego opancerzenia możliwość pokonywania wszelkich przeszkód wodnych wpław, co znacznie zwiększa możliwości manewru jednostką w niego wyposażoną. Koszty użytkowania tego typu pojazdu są zauważalnie niższe niż w przypadku platform gąsienicowych. Zarazem przy podobnej dzielności w terenie, ma on wyraźnie wyższą mobilność operacyjną.
Dlaczego jednak skoro od wielu już lat nasz bohater pozostaje w czynnej służbie to jest tylko potencjalnym koniem roboczym Wojsk Lądowych? Problemem niestety pozostaje pełne skompletowanie jednostek w niego wyposażonych. Jego główna wersja nadal nie jest wyposażona w przeciwpancerne pociski Spike, transportery piechoty nadal nie mają uzbrojenia, pozostając tylko „taksówkami pola walki”. Z wozów specjalistycznych istnieje właściwie tylko ambulans. Nadal brakuje wozów dowódczych, rozpoznawczych, wozów wsparcia ogniowego (z armatą 105 mm), oraz nosicieli moździerzy. Dlatego nie nadają się one jeszcze do użycia w walnej bitwie, czy obronie kraju, a co najwyżej do działań przeciwpartyzanckich w Afganistanie.
Rosomak pozostaję dobrze zbalansowanym narzędziem, które w rękach dobrego dowódcy, może skutecznie zwalczać siły lądowe przeciwnika.
Jacek Hoga