W Szwecji uznano rower za narzędzie integracji imigrantów. Przybyszom oferuje się naukę jazdy na rowerze, co ma im przybliżyć skandynawski styl życia. Ofertę skierowano zwłaszcza do grupy imigrantek, co ma dodatkowo przyczynić się do ich „równouprawnienia”, przezwyciężania „uprzedzeń” i „tradycyjnej roli kobiet”.
Naukę jazdy prowadzi stowarzyszenie promocji cyklizmu „Cykelfrämjandet”. Jest to organizacja użyteczności publicznej założona jeszcze w 1934 roku. Promują kolarstwo, zdrowy tryb życia, a w ramach „postępowej” terminologii ostatnio także „stworzenie ekologicznie zrównoważonego społeczeństwa”. Dołożyli do tego nową ideę…
Ostatnio wpadli na pomysł pomocy imigrantkom w „rowerowej integracji” i dodają, że ten pomysł może się sprawdzić w Skandynawii, bo pozwala „spotykać innych ludzi”, wyjść z „wykluczenia”, czy uzyskać pewną mobilną autonomię.
Lekcje jazdy na rowerze dla dorosłych kobiet składają się z sześciu dwugodzinnych sesji. Kobiety uczą się też podstaw ruchu drogowego. Podobno kandydatek nie brakuje. W samym Sztokholmie latem korzystało z kursów ponad 500 kobiet. W krajach islamskich, a o takie imigrantki tutaj chodzi przede wszystkim, widok kobiety na rowerze jest rzadki i często nie potrafią one z jednośladów korzystać.
Ten w sumie sympatyczny pomysł ma minus: wykorzystywanie nauki jazdy na rowerze jako sposób na pokonanie kryzysu integracji migrantów może wywołać uśmiech. Nowy sens uzyskuje też propagowany wśród cyklistów termin „masa krytyczna” – chodzi tu o spotkania grup rowerzystów i ich wspólne przejazdy przez miasto. W Skandynawii chodzi raczej o pokonanie „masy krytycznej”, w postaci przyjęcia zbyt dużej liczby obcych kulturowo migrantów, którzy nie chcą się integrować. Przypomina się też krytyka spiskowych teorii dziejów, które wykpiwano przywoływaniem rzekomej odpowiedzialności niemalże za wszystko „Żydów, masonów i cyklistów”. W tym przypadku cykliści naprawiają, co masoni popsuli?
Bogdan Dobosz