Sposób przeżywania wiary chrześcijańskiej przez setki tysięcy Polaków głęboko się zmienia. Z roku na rok w siłę rosną wspólnoty charyzmatyczne. Niektóre z nich utrzymują się w pełni w granicach katolickiej ortodoksji; inne czerpią ze źródeł protestanckich czy zgoła szamanistycznych, stwarzając poważne ryzyko deprawacji wiary swoich członków. Polscy biskupi muszą dołożyć wszelkich starań, by z jednej strony wyjść naprzeciw potrzebie bardziej emocjonalnego chrześcijaństwa, którego łakną zwłaszcza ludzie młodzi, a z drugiej nie dopuścić do utraty przez polski katolicyzm jego racjonalnych rysów.
Czym jest pentekostalizm (charyzmatyzm)?
Ruch charyzmatyczny jako taki ma swoje korzenie w ewangelicko-protestanckich środowiskach Stanów Zjednoczonych. Współcześni charyzmatycy odwołują się chętnie do spotkania modlitewnego, które odbywało się przy Azusa Street w Los Angeles w 1906 roku. Miało tam dojść do tak zwanego przebudzenia czy też wylania Ducha Świętego. Od lat 50. religijność zielonoświątkowa zaczęła przenikać do Kościoła katolickiego i tradycyjnego protestantyzmu w Ameryce Północnej, a od lat 60. również w Europie. Prawdziwy „boom” nastąpił w latach 80. Dzisiaj na wszystkich kontynentach istnieją już niezliczone „wolne kościoły” czy wspólnoty o bardzo luźnej bądź nawet płynnej identyfikacji, co wiąże się z budowaniem przekonania o powstawaniu chrześcijaństwa ponaddenominacyjnego.
W roku 2019 żyło na świcie około 650 mln protestantów zielonoświątkowych. Dziś jest to już niewątpliwie wiele milionów więcej. Niestety, nie chodzi wyłącznie o przyrost naturalny, ale również o konwersje z katolicyzmu. W Ameryce Łacińskiej to ogromna plaga. W największym kraju tego kontynentu, Brazylii, katolicy stanowili w 1970 roku 90 proc. ludności. Dzisiaj – zaledwie 50 procent. Większość przechodzi do wspólnot zielonoświątkowego protestantyzmu, które zrzeszają dziś już około 30 proc. Brazylijczyków. Nieznana liczba katolików pozostaje formalnie w Kościele, ale wiąże się z takimi wspólnotami charyzmatycznymi, których katolickość jest tylko nominalna. Problem jest coraz poważniejszy także także w innych krajach – i to nie tylko Ameryki Łacińskiej.
Wesprzyj nas już teraz!
Emotywizm jako atrakcja i pułapka
Nowy ruch charyzmatyczny zyskuje sobie wielką popularność, bo bazuje na emocjach, co z niezwykłą siłą przemawia do wielu współczesnych chrześcijan. Zarówno w protestanckiej jak i katolickiej odsłonie bazuje często na domniemanych cudach i uzdrowieniach, ekstatycznych praktykach pobożnościowych, rytuałach z pogranicza psychomanipulacji. Nie sposób wyobrazić sobie nieokiełznanego charyzmatyzmu bez nabożeństw czy zgoła Mszy świętych „o uzdrowienie”, ignorujących instrukcję Kongregacji Nauki Wiary Ardens felicitatis desiderium, która reguluje problematykę modlitwy o uzdrowienie. Na spotkaniach grup charyzmatycznych często gra sentymentalna muzyka, wprowadzająca specyficzny, nieco hipnotyczny nastrój; lider wylewa z siebie nieustanny potok słów pełnych krzykliwych emocji, zapraszając do siebie kolejne osoby z tłumu i przekazując im poprzez położenie na nich rąk „moc Ducha”, która ma ich uzdrawiać. Nikt, rzecz prosta, nie bada trwałości takich domniemanych uzdrowień; można podejrzewać, że w większości przypadków chodzi o pozorny tylko efekt ustania jakiejś dolegliwości związany raczej z emocjonalnym uniesieniem, które niweluje odczuwanie danego problemu.
Niezwykle popularnym zjawiskiem we wspólnotach charyzmatycznych jest wprowadzanie wiernych w stan swoistego omdlenia, co liderzy określają mianem „spoczynku w Duchu Świętym”. Wymuszone odcięcie wiernego od kontaktu z rzeczywistością odbywa się zwykle poprzez dotyk lub pchnięcie, a otępiałym na pewien czas wiernym wmawia się, jakoby poprze utratę świadomości otwierali się na Boże działanie. Inną niezwykle popularną praktyką jest tak zwana glosolalia: lider i skupieni wokół niego wierni przez dłuższy czas wydają nieartykułowane dźwięki, co ma stanowić formę pozaracjonalnej modlitwy. Ta praktyka przybiera niekiedy skrajnie patologiczną formę, znaną jako „Toronto blessing”: lider bądź wierni doprowadzają się do stanu regularnego ogłupienia, między innymi imitując zwierzęta. „Błogosławieństwo” z Toronto jest, na szczęście, zjawiskiem tyleż krzykliwym, co zwłaszcza w Polsce dość marginalnym. Inaczej z poprzednio opisanymi praktykami, glosolalią i „spoczynkiem w Duchu”. Niestety, „spoczynek” często stosowany jest przez charyzmatycznych liderów wobec dzieci i młodzieży. W Polsce doszło przynajmniej do dwóch przypadków masowego wprowadzania nieletnich w stan otępienia, w roku 2016 w Lesznie, a w 2020 w Koszarawie. Ze względu na problemy psychiczne i fizyczne, z jakimi borykały się zahipnotyzowane dzieci w tym drugim przypadku, śledztwo wszczęła nawet prokuratura.
„Chrzest w Duchu Świętym”
Podczas gdy opisane powyżej praktyki są wykorzystywane w różnych wspólnotach w rozmaitym natężeniu, fundamentalnym elementem ruchu zielonoświątkowego jest tak zwany „chrzest w Duchu Świętym”. Rytuał udzielania takiego „chrztu” odbywa się poprzez nałożenie przez lidera wspólnoty rąk na głowę wiernego. W teorii „chrzest w Duchu” ma doprowadzić do „odrodzenia” w Chrystusie czy też „odnowienia” darów Ducha Świętego. Ów „chrzest” jest naturalnie praktyką pozasakramentalną, a jego udzielanie budzi ogromne wątpliwości z perspektywy teologicznej i socjologicznej. Nazwa rytuału może wprowadzać poważne zamieszanie, sugerując, jakoby chrzest wodą nie był dla chrześcijan wystarczający i dla prawidłowego przeżywania wiary konieczny był jeszcze drugi chrzest, „w Duchu”.
Co więcej udzielanie tego „chrztu” może prowadzić do powstawania mentalności sekciarskiej i ekskluzywistycznej, kategoryzując chrześcijan na gorszych i lepszych, w zależności od tego, czy przeszli już ten inicjacyjny rytuał. Skupienie ruchu charyzmatycznego na chrzcie dezawuuje też wartość Najświętszego Sakramentu; jest to jednak nieuniknione, skoro we wspólnotach charyzmatycznych obecni są zarówno katolicy, jak i protestanci. Udział tych drugich uniemożliwia wspólnocie koncentrację na Eucharystii, stąd potrzeba wynalezienia jakiejś zastępczej, pozasakramentalnej formy rytualnej, która będzie mogła łączyć chrześcijan niezależnie od ich przynależności do Kościoła lub „kościołów” heretyckich.
Oblicza charyzmatyzmu
Ze względu na olbrzymie zróżnicowanie ruchu charyzmatycznego trudno jest opisywać to zjawisko jako całość. W Polsce działają rozmaite środowiska, które w mniejszym lub większym stopniu czerpią z charyzmatyzmu. Przykładowo Ruch Światło-Życie, choć cechuje się elementami charyzmatycznymi, jest w dość dużej mierze poddany właściwym rygorom katolickości i koncentruje się na sakramentach, a nie na pobożności szamańskiej. Większe problemy wzbudzają grupy Odnowy w Duchu Świętym, które różnią się zakresem czerpania z wykrzywionego charyzmatyzmu w zależności od lokalnego lidera; są wszelako do pewnego stopnia kontrolowane przez władze diecezjalne. Największy problem jest z mniejszymi formacjami, które powstają oddolnie. Część z nich nie potrafi lub w ogóle nie chce zachować dystansu wobec protestantyzmu, co nierzadko generuje postawy graniczące lub nawet przekraczające granicę heretyckiego indyferentyzmu – przekonania, jakoby nie stanowiło różnicy, czy przynależy się do Kościoła katolickiego, czy też nie.
Niestety, jak dotąd Kościół katolicki w Polsce nie zdołał wynaleźć metody, która pozwoliłaby na narzucenie tym grupom w pełni ortodoksyjnego reżimu. Część biskupów ma, niestety, bezrefleksyjnie pozytywne stanowisko wobec charyzmatyzmu jako takiego. Efektem są takie wydarzenia, jak spotkanie „Już czas”, które odbyło się w lutym tego roku na terenie archidiecezji łódzkiej; zgromadzili się tam zarówno katolicy jak i protestanci – i wszyscy byli określani w oficjalnych zapowiedziach jako „liderzy Kościoła”, co całkowicie zacierało granicę między prawdą katolicyzmu a błędem protestantyzmu. Nie wszyscy hierarchowie chcą dowiedzieć się, w czym tkwi problem. Przykład: w roku 2016 ks. prof. Andrzej Kobyliński, jeden z nielicznych polskich ekspertów krytycznie zajmujących się ruchem pentekostalnym, miał wygłosić przemówienie na posiedzeniu plenarnym KEP na temat charyzmatyzmu. Jego wykład został jednak zablokowany i kapłanowi uniemożliwiono prezentację problematyki. Taka postawa ogółu biskupów ma swoje konsekwencje.
Sprawą zajął się Watykan, chcąc – w teorii – wprzęgnąć katolicki ruch charyzmatyczny na całym świecie w jedną strukturę. 9 czerwca 2019 roku, w święto Zesłania Ducha Świętego, papież Franciszek powołał do życia Charis, Międzynarodową Służbę Odnowy Charyzmatycznej. Charis działa dziś intensywnie również w Polsce. Niestety, ta watykańska struktura jest głęboko wadliwa. W jej statutach można przeczytać, że akces do Charis mogą zgłaszać grupy… niezależnie od przynależności kościelnej; podstawą jest tylko stawianie przez nich w centrum rytuału „chrztu w Duchu Świętym”. W naszym kraju to właśnie Charis patronowała skandalicznemu spotkaniu „Już czas” z lutego; widać więc w praktyce, że struktura ta jest niezdolna do ustrzeżenia charyzmatyzmu przed podstawowym zagrożeniem, czyli indyferentyzmem religijnym.
Problem będzie narastać
Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w najbliższych latach ruch charyzmatyczny będzie w Polsce rosnąć w siłę. Wynika to z głębokich zmian w religijności Polaków, którzy – a dotyczy to zwłaszcza młodych – w coraz mniejszej mierze postrzegają wiarę jako coś, co powinno kształtować ich życie w sposób uporządkowany i racjonalny, a coraz bardziej jako formę emocjonalnej terapii mającej gwarantować dobre samopoczucie. Tego rodzaju zmiany są widoczne gołym okiem, ale zostały też potwierdzone w badaniach, które przeprowadziły między innymi prof. Ewa Wysocka w 2019 roku wśród studentów na Śląsku, a później, w Krośnie, Katarzyna Mosur wśród uczniów szkół średnich. Fakty są zatem, jakie są – nie ma sensu z nimi dyskutować. Skoro współcześni Polacy poszukują w religii komponentu emocjonalnego, nacechowanego też silną wspólnotowością i zarazem pewną indywidualizacją odrębną od charakteru przeciętnego życia parafialnego, to „oferty” tego rodzaju będą się pojawiać.
Rzecz w tym, by te pragnienia odpowiednio skanalizować – i wystąpić z taką propozycją, która nie będzie wiązać się z ryzykiem deprawacji duchowej w stronę szamańskiego charyzmatyzmu. Niestety, nie można liczyć na to, że powołana przez Franciszka organizacja Charis będzie w stanie zająć się tym w sposób pożądany. Być może konieczne jest rozwinięcie już istniejących stabilnych struktur, takich jak Ruch Światło-Życie oraz Odnowa w Duchu Świętym po to, by nadać im – zwłaszcza w tym drugim wypadku – bardziej racjonalny charakter. Jeżeli sprawy zostaną pozostawione samym sobie, doczekamy się ogromnych kłopotów i doprowadzimy do tego, że religijność Polaków zatraci swój rzymskokatolicki charakter. Nawet jeżeli będzie on w przyszłości w jakimś sensie katolicki, to już na pewno nie rzymski. Tymczasem chrześcijańska tożsamość Polski ufundowana jest na rzymskości właśnie, a nie na quasi-szamanistycznych praktykach o protestanckiej proweniencji. O zachowanie tej tożsamości trzeba pilnie zadbać – podobnie jak o ustrzeżenie polskiego katolicyzmu przed popadaniem w błąd indyferentyzmu.
Paweł Chmielewski