Wraz z pojawieniem się coraz nowszych i mniejszych urządzeń do pomiaru, a także upowszechnieniem technologii informacyjnych i psychologii behawioralnej, dynamicznie rozwija się tzw. kultura life-hackingu, mająca na celu znajdowanie prostych rozwiązań skomplikowanych problemów w erze coraz większej zmienności i niepewności. Jednym z jej przejawów jest ruch Quantified Self. Jego członkowie chcą przekroczyć swoją bytowość i doznać mistycznego oświecenia.
Zjawisko quantified self(qs) związane ze zdobywaniem „czystej wiedzy” ruguje z życia prawdziwą wiarę i niszczy człowieka wskutek między innymi zbytniej koncentracji na własnym „ja” i pomijaniu działania Opatrzności Bożej. Co gorsza, wdzierając się praktycznie w każdą dziedzinę życia, sprzyja budowaniu społeczeństwa nadzoru z wyalienowanymi jednostkami egocentryków. Angielski termin quantified self zwykle nie tłumaczy się na język polski, chociaż w niektórych opracowaniach naukowych pojawiają się określenia takie jak: „policzalne ja”, „ja ilościowe”, „kwantyfikowane ja” itp.
Grupa ludzi, która identyfikuje się z tym ruchem, wskazuje, że wszystko można zmierzyć za pomocą komputerów, smartfonów i innych gadżetów elektronicznych, a także przy użyciu bardziej tradycyjnych metod np. kartki papieru i ołówka. W oparciu o pozyskane dane tworzy się wskaźniki i na ich podstawie można wyciągać daleko idące wnioski dotyczące udoskonalenia swojego ciała, czy usprawnienia działania, pomijając szerszy kontekst.
Wesprzyj nas już teraz!
Narodziny ruchu
We wrześniu 2008 r. w San Francisco – jak zauważa Joseph M. Reagle, autor książki „Hacking Life: Systematized Living and Its Discontents” – w posiadłości Kevina Kelly’ego (byłego redaktora naczelnego „Wired” i „Cool Tools”) spotkało się około trzydziestu entuzjastów zainteresowanych poprawą zdrowia, w szczególności ulepszaniem genetyki i przedłużeniem życia. Był pośród nich także Gary Wolf, kolega Kelly’ego z „Wired”. Spotkanie to miało dać początek ruchowi Quantified Self (QS), którego uczestnicy co roku podczas mitingów „Show & Tell” dzielą się najbardziej intymnymi historiami związanymi z pomiarem swoich czynności życiowych, wierząc, że zwiększą „poznanie siebie poprzez liczby” – motto QS. Kelly sugeruje, że QS nie poprzestaje na odpowiedzi na prozaiczne pytania, ale wychodzi dalej, dotykając kwestii transcendentalnych.
Ta swoista moda na mierzenie wszystkiego ma nie tylko pomóc w lepszym zarządzaniu swoim czasem, ale także przedłużyć życie, a nawet zapewnić nieśmiertelność i odpowiedzieć na główne pytania: czym jest człowiek w erze cyfrowej? Czy można zmienić ludzką naturę, a jeśli tak, to w jaki sposób? Jak pokonać ograniczenia biologii? Jak się stać „nieskończenie rozszerzalnym”? Pytania te de facto odnoszą się do koncepcji transhumanizmu i chęci wyzbycia się ograniczeń natury biologicznej oraz zapewnienia trwania po śmierci fizycznej w rzeczywistości wirtualnej.
Samopoznanie i doskonalenie przez parametryzację
QS lansuje tzw. samopoznanie ciała, umysłu i ducha. Samowiedza ma zapewnić szczęście. Ruch jest powszechny pośród pracowników Doliny Krzemowej, specjalistów branży informatycznej, analityków, ale lansowane przez nich wzorce zachowań upowszechniają się w całym społeczeństwie. Reagle uważa, że jest to swoista wariacja idei mówiącej, że „jeśli nie możesz czegoś zmierzyć, nie możesz tym zarządzać”. Samo to powiedzenie jest przypisywane konsultantowi ds. zarządzania Peterowi Druckerowi.
Reagle przypomina także inny aforyzm znanego fizyka Alberta Einsteina: „Czasem jest tak, że to, co się liczy, nie da się policzyć, a to, co daje się policzyć – nie liczy się”. Jak sugeruje, pomiary równie dobrze mogą zniekształcać obraz rzeczywistości i jak zwykle w postrzeganiu zjawisk potrzebna jest szersza perspektywa. Czasami jeden wskaźnik może przysłonić inny istotny, wykoślawiając cały obraz. W rezultacie można zaplanować działania, które nie przyniosą zamierzonego skutku.
Na swoistą modę kwantyfikowania wszystkiego, „punktozę” narzekają naukowcy recenzujący prace naukowe, obawiający się, że „w dobie metrykalizacji” i „wyścigu szczurów” możemy przeoczyć i stracić cenne prace faktycznie rozwijające stan wiedzy naukowej. Dlaczego? Bo „kiedy miara staje się celem, przestaje być dobrą miarą”. Tego zdrowego sceptycyzmu brak jednak przedstawicielom ruchu QS. W artykule „The Data-Deiven Life”, zamieszczonym w „New York Times Magazine” w 2010 r., Wolf pisał: „Tolerujemy patologie kwantyfikacji – suchą, abstrakcyjną, mechaniczną wiedzę, ponieważ wyniki są tak potężne. Mierzenie rzeczy pozwala na przeprowadzanie testów, porównywanie, eksperymentowanie. Liczby sprawiają, że problemy są mniej rezonujące emocjonalnie i bardziej prawdopodobne staje się ich racjonalne rozwiązanie”. Członkowie ruchu mierzą więc wszystko, co się da, począwszy od tego, co jedzą, przez różne funkcje życiowe, aktywność fizyczną, seksualną, poziom stresu, jakość snu, poczucie szczęścia osobistego, aż po to, co wydalają.
Na pomiarach nie kończą, lecz publicznie dzielą się swoimi doświadczeniami podczas corocznych spotkań i na bieżąco w mediach społecznościowych. Rezultatem tych działań jest niezwykle duża liczba publikowanych poradników, które mają pomóc innym osobom rozwiązać niemal wszystkie problemy w pracy i w życiu prywatnym. Skrajnym przypadkiem tej aktywności jest mierzenie ekskrementów, w tym swoich partnerów – przed i po współżyciu seksualnym. Ludzie przekraczają kolejne bariery tabu i wyzbywają się resztek intymności.
Naprzeciw ich oczekiwaniom wychodzą firmy przodujące w zaawansowanych technologiach, produkujące i sprzedające gadżety oraz urządzenia do wszelakiego rodzaju pomiarów. Przykładowo, ostatnio promowane są tzw. inteligentne toalety zaopatrzone w liczne sensory, kamery wideo skoordynowane z oprogramowaniem, które pozwalają na gromadzenie danych, w tym tzw. unikalnego odcisku analnego użytkowników. Dane mają być przechowywane w chmurze i koordynowane z informacjami z innych źródeł. Dzięki temu firmy Big Tech zyskają „całościowy obraz” człowieka, któremu podsuwać będą określone produkty i usługi, jednocześnie rozciągając nad nim coraz większą kontrolę.
Quantified Self a działy HR
Z upowszechnieniem tzw. kultury QS (właściwsze byłoby określenie anty-kultury) duże nadzieje wiążą – poza firmami Big Tech – ubezpieczyciele, korporacje biotechnologiczne i oczywiście sektor zarządzania, a w szczególności działy HR (zasobów ludzkich). Emine Saner w artykule pt. „The smart toilet era is here! Are you ready to share your analprint with big tech?”, który ukazał się 23 września br. na stronie the guardian.com., szeroko opisując komercjalizację pomysłów związanych z upowszechnieniem tzw. inteligentnych toalet oraz entuzjazm niektórych profesorów, uważających, że istnieje „niesamowita niewykorzystana szansa na dane dotyczące zdrowia”, przytacza wypowiedzi m.in. prof. Eeerke Boitena, specjalisty w dziedzinie cyberbezpieczeństwa na De Montfort University. Zwraca on uwagę na dostanie się danych w niepożądane ręce i profilowanie konsumentów. Z kolei Phil Booth, koordynator MedConfidential, prowadzący kampanię na rzecz zachowania poufności dokumentacji medycznej, przestrzega przed handlowaniem danymi przez Google, Facebooka czy Amazona. Rynek zdrowia wart jest wiele bilionów dolarów i firmy Big Tech głęboko w niego wchodzą. Google opatentował czujnik deski sedesowej już w 2016 roku…
Uczeni wyjaśniają, że poprzez szereg tzw. inteligentnych urządzeń umieszczonych w tzw. inteligentnych domach (Internet Rzeczy), przestrzeni publicznej (inteligentne miasta) oraz w zakładach pracy, de facto tworzony jest system nadzoru. Człowiek wierzy, że posiada inteligentny dom, a ten zwyczajnie – za jego zgodą – staje się więzieniem. Booth zauważa, że dane z próbek kału i moczu mogą dostarczyć różnego rodzaju informacji o stanie zdrowia określonej osoby, o ryzyku wystąpienia choroby, o tym, jaki prowadzi tryb życia, czy bierze narkotyki bądź nadużywa alkoholu. A także o tym, czy kobieta jest w ciąży, czy ktoś cierpi na bezsenność, depresję, stany lękowe itp. Analitycy ostrzegają, że dane te będą mogły być wykorzystane przez działy HR w firmach do pozbycia się niewydajnych pracowników.
Zintegrowane dane to łakomy kąsek dla policji i służb, które mogą śledzić osoby pozostawiające nie tylko odciski palców, wizerunek zarejestrowany za pomocą kamer do monitoringu, ale także – wraz z upowszechnieniem w przyszłości inteligentnych toalet – odciski analne w następstwie korzystania z toalet publicznych itp. „Wyobraź sobie świat, w którym inteligentne toalety w miejscu pracy byłyby w stanie stwierdzić, które pracownice są w ciąży, którzy pracownicy zażywają narkotyki lub są zagrożeni chorobami fizycznymi czy psychicznymi, co implikuje, że potencjalnie nie są tak wydajni lub wkrótce będą nieobecni w pracy” – ostrzega „The Guardian”.
„Ludzie kupują aplikacje do mierzenia kroków – zauważył Booth – myśląc, że to po prostu fajna nowa rzecz do monitorowania aktywności fizycznej. Ale Google to przejęło. Nagle wszystkie te naprawdę bogate dane zostają wchłonięte przez firmę, która ma inne cele”. Na własne życzenie współuczestniczymy w tworzeniu systemu „cyfrowego nadzoru”, który jest podstępnie podsuwany przez cyfrowych gigantów zmierzających do transhumanistycznej transformacji i epoki cyborgów.
„Przymus ciekawości” i transhumanizm
Sama potrzeba mierzenia wszystkiego bierze się – jak to określa Wolf, jeden z inicjatorów ruchu QS – z pewnego „przymusu ciekawości”. Jest ona charakterystyczna dla pewnego rodzaju osobowości. Śledzenie i eksperymentowanie pełni często funkcję terapeutyczną. I tak np. Kay Stoner cierpiała w młodości na potworne migreny, jako nastolatka gromadziła dane i zapisywała obserwacje w swoim dzienniku. Podobnie jak większość tak zwanych life-hackerów, miała związek z komputerami. Na podstawie własnego doświadczenia opracowała aplikację do rejestrowania objawów migreny i sposoby radzenia sobie z nią. Następnie wydała poradnik na ten temat.
Wiele osób, które przywiązuje dużą wagę do pomiarów i samokontroli w oparciu o własne doświadczenie (co zadziałało w ich konkretnym przypadku), opracowało bestsellerowe poradniki dotyczące chudnięcia, zdrowego trybu życia, odnoszenia sukcesu w biznesie i życiu seksualnym. Sami niejako „uleczając siebie” chcą „uleczać” innych. To staje się wręcz celem w życiu. Reagle przypomina, że za QS stoi transhumanizm i dążenie człowieka do przekroczenia barier biologii, optymalizacji i stania się nadczłowiekiem: zwinniejszym, mocniejszym, szybszym. Ostatecznie, by być bardziej produktywnym w życiu i biznesie w „erze zwinności”.
Poradniki Tima Ferrisa, showmana i przedsiębiorcy z Nowego Jorku, radzącego jak szybko zrzucić wagę, stać się „niedoścignionym kochankiem” i „super-człowiekiem” oraz tytanem biznesu, cieszą się ogromną popularnością. Propagatorzy ruchu QS nawiązują do popularnej w latach 70-tych fascynacji połączeniem nauki i technologii w celu zwiększenia wydajności człowieka. Jak zauważa Reagle, ulubioną mantrą Ferrisa jest powiedzenie: „Nie musisz być nadczłowiekiem, aby uzyskać nadludzkie rezultaty (…) po prostu potrzebujesz lepszego zestawu narzędzi”.
Zdaniem uczonego, to kolejna próba przekraczania swoich możliwości, tak jak niegdyś próbował Ikar czy budowniczy wieży Babel, chcący niejako przechytrzyć Pana Boga. Ani Ikarowi, który wzniósł się za wysoko, ani też twórcom wieży Babel („zjednoczonej ludzkości”) nie udało się być niczym sam Bóg. Eksperymenty zakończyły się dla nich tragicznie. Jednak dzisiaj z jakiegoś powodu ludzie myślą, iż dzięki technologii w końcu uda się im przechytrzyć naturę. W 1957 r. w swoim eseju o transhumanizmie biolog ewolucyjny Julian Huxley zasugerował, że „gatunek ludzki może, jeśli chce, przekroczyć sam siebie”. Efektem przekraczania ograniczeń biologii była forsowana przez niego eugenika, mająca służyć kontroli procesu ewolucji.
Huxley, pierwszy dyrektor generalny UNESCO, uważał, że należy wykorzystać wszelkie możliwe środki, by osiągnąć najwyższą doskonałość i cieszyć się dobrobytem oraz szczęściem na ziemi. Opowiadał się za propagowaniem wszelkich technik duchowych, które pomogą rozwinąć nadzwyczajne możliwości, osiągnąć mistyczną ekstazę. Chciał nowego świata zbudowanego na gruzach idei i instytucji ograniczających potencjalny rozwój człowieka, uniemożliwiających mu stanie się panem swojego przeznaczenia. Wierzył, że uda się zbudować świat inny od tego „paskudnego” i „brutalnego” z opisów Thomasa Hobbesa (myśliciela z XVII w.). Liczył, że technika pozwoli pozbyć się biedy, chorób, okrucieństwa, ucisku, przepracowania. Miał nadzieję, że dzięki „zmapowaniu ludzkich możliwości” człowiek stanie się „dyrektorem zarządzającym procesem ewolucji”.
Można powiedzieć, że dzisiaj nawiązują do tej idei także popularni intelektualiści, tacy jak Harari czy da Wall, przy czym ten ostatni obawia się zbytniej ingerencji w naturę, przewidując, że źle się to skończy dla ludzkości. W latach 80-tych transhumaniści zaczęli pokładać duże nadzieje w inżynierii genetycznej i nanotechnologii. Z kolei w latach 90-tych przywiązywano większą wagę do obliczeń sztucznej inteligencji. Obecnie mówi się o konwergencji NBIC (nanotechnologii, biotechnologii, informatyki i technologii kongnitywnych).
Szefowie Google, Microsoft, Facebooka i Tesli wskazują na niedaleką przyszłość inteligencji maszynowej. Część przedstawicieli Big Tech ostrzega przed konsekwencjami zmian, należy do nich np. Elon Musk, a inni entuzjastycznie liczą, że wkrótce pojawi się supermaszyna, mądrzejszy od nas „post człowiek”. Tym mają żyć technolodzy i kadra zarządzająca Doliny Krzemowej. Wizje transhumanizmu rozwija w Google Ray Kurzweil – człowiek, który codziennie bierze setki suplementów i optymistycznie wierzy, że do 2045 r. życie ludzkie stanie się niematerialne, a ludzie dzięki połączeniu z maszynami będą żyć wiecznie. Reprezentuje on nurt ekstropistów lansujących techno-gnozę, ideologię panteizmu i New Age. Przypisują oni ogromną wagę kreatywności i rozumowi. Ekstropianizm opiera się na pięciu zasadach: nieograniczonej ekspansji mądrości, skuteczności, długości życia, samo-transformacji (poprzez rozum i eksperyment); dynamicznym optymizmie (racjonalizm i działanie), inteligentnych technologiach (aby przekroczyć naturalne ograniczenia) i spontanicznym porządku, który ma się wyłonić ze zdecentralizowanej struktury społecznej.
Według Riegla twórcy ruchu QS wierzą, że uda im się znaleźć odpowiedzi na odwieczne pytania o sens istnienia człowieka jako super-doskonałego organizmu informacyjnego. Nawiązują do ideologii healthizmu, czyli koncentracji na zdrowiu – ich zdaniem najważniejszej wartości w życiu. Zdrowie jest klasyfikowane jako „indywidualna cnota”, a choroba jako „moralna ułomność”. W erze cyfrowej samoleczenie i samo-śledzenie stało się jeszcze bardziej popularne, podobnie jak i myślenie magiczne lansowane w poradnikach dla menadżerów, którzy zmieniają sposób pojmowania produktywności i wyznaczania celów do realizacji.
Gal Rimon (dyrektor GameEffective, firmy grywalizacyjnej nowej generacji, skupiającej się na zarządzaniu zmianami w organizacjach) w artykule „The Quantified Self Is the Future of HR”, który ukazał się w grudniu 2014 r na łamach portalu socialmediatoday.com, wprost stwierdza, że „przyszłość HR jest napędzana przez silne trendy leżące u podstaw Quantified Self”. Ruch powstał po to, by połączyć użytkowników i twórców narzędzi, zainteresowanych samopoznaniem poprzez samo-śledzenie. „QS również rozciąga się od tego, co fizyczne, do tego co umysłowe. Niektórzy ludzie zalecają śledzenie i ilościowe określanie swojego wewnętrznego życia emocjonalnego. Dostrzega to świat oprogramowania HR. Google, Intel, Zynga, Twitter, Oracle, Sears i LinkedIn mają jedną wspólną rzecz. Wszyscy używają metody OKR – Cele i Kluczowe Wyniki – aby dopasować swoich ludzi i zespoły”. Metoda po raz pierwszy wymyślona przez Andy’ego Grove’a w Intelu, a następnie spopularyzowana (przede wszystkim w Google w 1999 r., obowiązująca do dziś), wymaga, aby każdy określił swoje cele i wyniki pokazujące, że jest na właściwej drodze do ich osiągnięcia. OKR to ramy dla wyznaczenia celów indywidulanych, zespołowych i całej organizacji. Co kwartał bada się, jak realizowane są cele indywidualne, które są powiązane z celami zespołowymi. Cele muszą być mierzalne, by móc śledzić wyniki.
Według założyciela firmy BetterWorks, która wykorzystuje tę metodę, podstawą działania OKR jest właśnie koncepcja QS – „regularnego monitorowania angażującego i zachęcającego”. W zamyśle Big Tech jest to, by ujednolicić cele osobiste. Jak wyjaśnia Rimon, liczy się tzw. wewnętrzne życie zawodowe. Pracownicy sami określają i śledzą swoje postępy. Wzajemnie wywierają na siebie presję. Ludzie stale doświadczają emocji, wiedząc, że są nieustannie oceniani przez innych, co ma ich motywować do działań skutkujących lepszą wydajnością. Ogromną wagę przywiązuje się w tym wypadku także do grywalizacji, która ma z jednej strony napędzać rywalizację, a z drugiej dawać pracownikom poczucie spełnienia, szczęścia.
Grywalizacja wykorzystuje mechanizmy z gier w innych obszarach życia. Ma podtrzymywać zaangażowanie, uczyć pewnych nawyków i kształtować pożądane zachowania prowadzące do mistrzostwa. Wykorzystuje takie mechanizmy, jak pasek progresu, zdobywanie punktów, szybki feedback (informacja zwrotna) itp. Swoje gry mają praktycznie wszystkie korporacje, które powszechnie stosują coaching, np. Lider Przyszłości Leroy Merlin, KGHM grywalizacja budowanie marki pracodawcy, Grywalizacja rekrutacji w Deloitte, ORLEN grywalizacja wiedzy o zarządzaniu projektami i innowacyjności itd.
Ruch QS i ideologia qs może działać tylko wtedy, gdy zbierane są dane. O ile dawniej ludzie niechętnie się nimi dzielili, o tyle obecnie znikają kolejne tabu i korporacje głęboko ingerują w intymność ludzi, chcąc nie tylko kontrolować ich myśli, ale także „przeprojektować” na swoją modłę. Samo-śledzenie – jak mówią badacze – może być pomocne np. przy monitorowaniu niektórych czynności życiowych, pod warunkiem, że kompetentne osoby prawidłowo zinterpretują zdobyte dane. Może być także bardzo szkodliwe, wywoływać stres, lęki, depresję, psychozy, nie mówiąc o zagrożeniu związanym z bezpieczeństwem danych i profilowaniem.
Redukcyjne postrzeganie i absurdy parametryzacji
Na spotkaniach „Show & Tells” uczestnicy QS odpowiadają na trzy pytania: Co zrobiłeś? Jak to zrobiłeś? I czego się nauczyłeś? Naukowcy badający zjawisko QS ostrzegają przed wyciąganiem daleko idących wniosków z takich obserwacji i eksperymentów. Przypominają, że wskaźniki odzwierciedlają to, jakie znaczenie nadali im ich twórcy. Algorytmy tworzone są przez pewne osoby, wprowadzające określone dane na początku do systemu. W oparciu o to, co jest w systemie, sztuczna inteligencja pokazuje wyniki i proponuje określone rozwiązania. Sugerowane wzorce mogą jednak być iluzoryczne wskutek redukcjonistycznego obrazu rzeczywistości, a proponowane rozwiązania nie sprawdzą się w złożonych realiach jeśli nie uwzględni się bogatego kontekstu. Przekonali się o tym liczni menadżerowie wprowadzając zmiany w organizacjach, którymi kierują.
Chris Anderson, były redaktor naczelny magazynu „Wired”, w kwietniu 2016 wywołał poruszenie pośród członków ruchu QS informując, że zarzucił praktykę samo-śledzenia i mierzenia wszystkiego, bo obserwował u siebie wiele skutków negatywnych. Przyznał, że traktował ją jak swoistą wiarę. W przypadku niektórych typów osobowości samo-śledzenie przestaje pełnić funkcję utylitarną. Sam proces nadaje sens radzeniu sobie z niepewnością. Dla Marka Rittmana, analityka danych, entuzjasty Internetu Rzeczy, parametryzacja okazała się pułapką. Jedenaście godzin zajęło mu przygotowanie filiżanki herbaty. Musiał – w swoim „inteligentnym domu” – przeprogramować „system zautomatyzowanej porannej rutyny,” który się rozregulował wskutek podłączenia tzw. inteligentnego czajnika do systemu, synchronizującego wszystkie czynności w domu z danymi płynącymi z jego organizmu.
Osoby chętnie samo-monitorujące siebie (nie mylić z tymi, którym nakazuje się robić różne pomiary, w tym medyczne), to często osoby narcystyczne, zapatrzone w siebie. Tak zwana kultura oparta na QS hołubi takie osoby. Sprzyja też ich większej alienacji w społeczeństwie złożonym z coraz większej liczby egocentryków, frustrujących się z byle powodu i ciągle udających, przybierających maski, by dobrze wypaść w opinii szefów, przełożonych, sąsiadów itd. „Kultura QS” sprzyja uprawianiu bio-polityki – nowej formy zarządzania społeczeństwem poprzez skupienie się ludzi na zdrowiu jako najwyższym celu. Prowadzi do umasowienia i standaryzacji oraz wrogości wobec tych, którzy nie mieszczą się w ustalonych normach. Medycyna i kwantyfikacja przejęły funkcję nowego porządku moralnego. Kreowani są nowi dewianci, czyli ci, którzy nie chcą poddać się samo-śledzeniu. Szerzy się medykalizm i samo-tresura, charakterystyczne dla kapitalizmu kognitywnego (manipulującego ludźmi i ich emocjami). Ta „kultura”, w której człowiek stale się bada i cierpi wskutek jej wskaźniki nie mieszczą się w normach skalibrowanych przez jakichś „ekspertów” z Big Tech, psychologów, celebrytów itp., sprzyja szerzeniu się depresji i innych niepokojących stanów psychicznych.
Badania pokazują, że osoby, które spędzają dużo czasu na „optymalizacji” siebie, są bardziej narażone na stres i lęki. Jednostka bowiem zostaje sparametryzowana w swoim dążeniu do mierzalnego celu: „perfekcji”. W tej koncepcji człowiek jest traktowany jak maszyna, którą się optymalizuje, testuje, ulepsza, by lepiej pracowała na rzecz jakiegoś kolektywu. Rachel Ashman, Julia Wolny, Michael R. Solomon w opracowaniu „The Routledge Companion to Consumer Behavior” z 2018 r. sugerują, że samo-śledzenie nie dotyka jedynie osobowości narcystycznych, ale już zmienił w ogóle sposób, w jaki ludzie postrzegają samych siebie.
Dobrze prosperująca branża produkcji wszelkich sensorów zaspokaja tęsknotę za samooceną. Wiele startupów zakłada, że konsumenci będą coraz głębiej wchodzić w dziedzinę samo-śledzenia w nadziei, że staną się lepszymi, bystrzejszymi, „ulepszonymi wersjami siebie”. I będą chcieli przekazywać kolejne dane o sobie w sieci w celu uzyskania wsparcia, informacji zwrotnych, czasami nawet zawstydzenia, by osiągnąć lepsze wyniki. W konsekwencji platformy „wellness” będą tworzyć jeszcze większe zbiory danych i udostępniać je korporacjom, by śledzić nasze najintymniejsze zachowania. Uczeni dodają, że każda osoba ma osobistą strategię samoregulacji, kierując się wyznawanymi wartościami i doświadczeniem życiowym. Wykorzystuje ten zasób, aby uspokoić się, gdy jest zdenerwowana, oprzeć się pokusom, czy osiągnąć jakiś cel. Skutkiem niepowodzenia samoregulacji jest utrata kontroli, która z kolei wiedzie do uzależnień i różnych zaburzeń psychofizjologicznych.
Ashman, Wolny i Solomon sugerują, że brak „zdrowej samoregulacji” (na co wpływa system wartości wyniesionych z domu rodzinnego, doświadczenia z dzieciństwa itp.) i zastąpienie jej jakąś wydumaną normą np. życia korporacyjnego, czego skrajnym przykładem jest tzw. kultura przepracowywania się w Japonii, prowadzi do skrajnych zachowań, w tym przypadków samobójstw z obawy przed ostracyzmem społecznym. Przywołując teorię Cooley’a, który ponad sto lat temu w 1902 r. wprowadził pojęcie „ja odzwierciedlone”, podkreślającego wpływ (wyobrażonych) zewnętrznych informacji zwrotnych na kształtowanie się własnej tożsamości, twierdzą, że dziś nowe technologie silnie zakłócają proces samoregulacji. „Stare dobre czasy nerwowego ważenia się raz w tygodniu i ukradkowego zapisywania wyniku w zeszycie w dużej mierze minęły. Technologia śledzi teraz nasz postęp, nawet jeśli nie jesteśmy świadomi jej obecności. I często automatycznie dzieli się tym postępem z innymi, nawet jeśli wolelibyśmy, żeby tak się nie działo” – podkreślają autorzy „Routledge Companion to Consumer Behavior”. Dlatego tak ważne jest ustalenie właściwego stosunku do technologii i parametryzacji, by nie czerpać bezkrytycznie wskazówek z używanych przez nas gadżetów i wskaźników określających, czy jesteśmy „dobrzy”, „zdrowi”, „inteligentni” itp.
Wykorzystywanie technologii pomiarowych do celów kontroli ma długą tradycję, tyle, że – jak zwracają uwagę badacze od samoregulacji – zasady kalibracji zwykle przestawały obowiązywać, gdy pracownicy opuszczali drzwi fabryki lub bazy wojskowej. Dzisiaj zaś każdy z nas żyje w „cyfrowym akwarium”, mając dostęp do znacznie większej ilości informacji biometrycznych i technologii służących do ich udostępniania. Dlatego panuje swoista moda na porównywanie własnej normalności z „normalnością” innych. Dziś najnowsze narzędzia i aplikacje obejmują urządzenia śledzące – jawnie, jak i z ukrycia. Im bardziej ewoluuje technologia przetwarzania informacji, tym bardziej stajemy się cyborgami. „Umysł cyborga jednak nie znajduje się w jego głowie per se; raczej jego tożsamość jest kolektywnie definiowana poprzez połączenia z innymi węzłami informacyjnymi”. QS nawiązuje do bio-polityki, której celem jest samotresura i zarządzanie społeczeństwem poprzez politykę zdrowotną. Silny ostracyzm społeczny i ciągła presja związana z parametryzacją oraz samo-śledzeniem tworzy system nadzoru, z którego będzie coraz trudniej się wyzwolić i w którym każdy będzie nienawidził każdego.
Agnieszka Stelmach