W związku z przekształceniem przez łódzkich jezuitów Świętego Triduum Męki, Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa w oryginalny estradowy performance oraz imprezą „Taniec dla Jezusa”, która w tym samym mniej więcej czasie odbywała się w Krakowie, mam kilka refleksji:
Obie imprezy stanowią dobre świadectwo infantylizacji kultury europejskiej. Degeneracja Europy przejawia się nie tylko w promocji zboczeń seksualnych, kryzysie męskości i ojcostwa, rozpadzie rodzin, niechęci do posiadania dzieci itd. Obecna kultura europejska jest kulturą zdziecinnienia i wiecznej rozrywki: „Bawmy się” — i to jest pierwotna przyczyna, dla której ludzie nie chcą być dorosłymi mężczyznami i kobietami, zachowywać wierności raz wybranym partnerom (lub złożonym ślubom zakonnym, zobowiązaniom kapłańskim), ponosić odpowiedzialności za wychowanie dzieci itd. Historyk zauważy, że jest to cecha typowa dla schyłkowego okresu danej cywilizacji i kończy się to zawsze tak samo: zastąpieniem zmęczonej, zniewieściałej i zdemoralizowanej populacji przez świeże, dzielne ludy barbarzyńskie nawykłe do walki, pracy i wyrzeczenia.
Wesprzyj nas już teraz!
Imprezy są dobrym świadectwem bezrefleksyjnego poddawania się przez Kościół katolicki wpływom społeczeństwa laickiego. Obie mają charakter czysto świecki, mogłyby odbyć się z okazji dnia Ziemi czy święta Unii Europejskiej, i zostały przeniesione w kontekst kościelny, mimo że zupełnie do niego nie pasują. Ale młodzież chce się bawić — zarówno ta będąca odbiorcą tych imprez, jak i organizująca je. Wyświęcenie i wręczenie celebretu (świadomie nie mówię o sutannie czy habicie, bo który młody ksiądz dzisiaj je nosi — nosi, a nie zakłada na chwilę?) nie powoduje w cudowny sposób zrodzenia się dojrzałości, odpowiedzialności, kultury, kindersztuby ani wzniesienia gustów na poziom choćby odrobinę wyższy od najpodlejszego motłochu.
Obie imprezy są kolejną oznaką, że w Kościele katolickim w Polsce wygrywają wzorce tzw. popchrześcijaństwa, które narodziły się pierwotnie w protestanckich wspólnotach „trzeciej reformy” w Ameryce. Po raz kolejny widać, że zerwanie łączności z ortodoksyjnym Wschodem pozostawiło łaciński Zachód bezbronnym wobec wszelkich racjonalistycznych i reformacyjnych herezji.
Niestety mimo smutnego doświadczenia postchrześcijańskiego Zachodu, Kościół w Polsce powtarza z opóźnieniem jego błędy. Komunistyczna „lodówka” i niechętna postawa kard. Wyszyńskiego wobec pseudokatolickich nowinek z Zachodu uchroniły nas przed dechrystianizacją kilkadziesiąt lat temu, ale obecnie to „zapóźnienie” polski establishment kościelny szybko nadrabia. Tamci, aby zrozumieć, że religia nie może istnieć bez dogmatów, tradycji, norm i zasad, musieli doprowadzić do sytuacji, że w Kościele pozostało kilka procent społeczeństwa. My mamy okazję nauczyć się na ich błędach, zamiast je powielać, ale okazja ta jest właśnie marnowana.
W tym samym czasie, gdy aktywiści katoliccy w łódzkiej świątyni i na rynku krakowskim podrygują i fikają nogami „dla Jezusa”, w Afryce i Azji ludzie tracą dla Niego swoje mienie, cierpią tortury i oddają życie. Jaki chrześcijanin, takie świadectwo. Kiedy w Europie będzie kwitł islam, Azja i Afryka będą kontynentami na wskroś przenikniętymi chrześcijaństwem. Sanguis martyrum semen christianorum. Sanguis martyrum, a nie bezustanne imprezowanie wiecznych nastolatków. Już dziś kolorowi misjonarze przybywają do Europy, a hierarchowie murzyńscy zawstydzają europejskich swoją odwagą i wiernością Chrystusowi — i jest to tylko początek. (…)
Orkiestra na Titanicu grała do tańca do samego końca.
Ps. To uczucie, kiedy jezuici piętnują cię jako pseudokatolika i lefebrystę za cytowanie dokumentów Soboru Watykańskiego II, Jana Pawła II i Konferencji Episkopatu Polski.
Czytaj więcej na „Myślach spod chustki”