14 marca 2022

Rząd zwróci koszty przyjęcia uchodźców. Socjaliści kradną Polakom zasługę ich dobroczynności?

Jeżeli w natłoku informacji z ukraińskiego frontu umknęło komuś wystąpienie wiceministra spraw wewnętrznych na temat refundowania pomocy, jakiej polskie społeczeństwo udzieliło uchodźcom, to spieszę o nim przypomnieć i stanowczo potępić tę deklarację. Takimi poczynaniami warszawska władza już nie tyle strzela sobie w stopę, co leży na wznak i odstrzeliwuje to, co z tej stopy jeszcze pozostało…

Wyjątkowo kuriozalna wydaje się zapowiedź zwrotu kosztów… wstecz. Ludzie już przyjęli uchodźców, wydali jakieś pieniądze na zaopatrzenie ich potrzeb i dobrze. Ale dlaczego rząd chce im to odebrać? Dlaczego zasługa nie ma pozostać tylko i wyłącznie po stronie Polaków, którzy zdobyli się na ten gest? Dlaczego – i jakim prawem?! – rząd próbuje przywłaszczać sobie tę falę dobroci, która wylała się z serc Polaków?

Co gorsza, to kuriozum jest godne potępienia nie tylko z powodu symbolicznej „kradzieży zasług”, ale także z powodu jego głupoty. Skoro koszty zostały już poniesione przez Polaków i nikt z nich nie upominał się o ich zwrot – wszak nie nieśli pomocy dla pieniędzy ani dla poklasku, a tylko i wyłącznie z odruchu serca i braterskiej powinności względem poszkodowanych – to czyż nie jest marnotrawieniem publicznych pieniędzy taka refundacja? Nie wspomnę już nawet na co można by spożytkować te fundusze, a naglących potrzeb jest przecież niemało i będzie jeszcze więcej.

Wesprzyj nas już teraz!

Wreszcie, to szalbierstwo PR-owe i faktyczne marnotrastwo, jest niesprawiedliwe, gdyż miłosierdzie czyni się dobrowolnie i tak też zostało uczynione. Miłosierdzie wobec uchodźców wojennych jest chrześcijańską powinnością osób, które chętnie i bez namowy ze strony urzędników ją spełniły. Nie ma potrzeby obciążania wszystkich podatników już poniesionymi kosztami (dodajmy – co logiczne – że ponieśli je ci, którzy uznali, że mogą sobie na to pozwolić) w sytuacji, gdy wszyscy odczuwamy jeszcze skutki tzw. pandemii i dotkliwie uderzą w nas konsekwencje trwającej wojny.

Oczywiście, można powiedzieć, że jeżeli ktoś nie chce, to nie musi przyjąć tej refundacji i zapewne niejeden w szlachetnym odruchu tak uczyni. Ale ów zamach na oddolną, spontaniczną dobroczynność Polaków wpisuje się w typowe dla obecnego systemu przekonanie, że… Polak nie potrafi. Wbrew ludowej mądrości, polityczni decydenci ze wszystkich ugrupowań konsekwentnie i w każdej dziedzinie życia chcą nam udowodnić, że bez nich nasza zaradność jest nic nie warta, a nasza dojrzałość obywatelska musi ustąpić „opiekuńczej” roli państwa.

W tym samym czasie ta sama władza w Warszawie wymierza protekcjonalny policzek Polakom, odrzucając poprawkę do tzw. Ustawy o obronie ojczyzny, która miała przywrócić społeczeństwu prawo do obrony miru domowego, czyli znieść absurdalne ograniczenia posiadania i noszenia broni. W zamian za ten prosty – i niezbędny w dzisiejszych czasach – zapis „miłościwie” nam panujący proponują bubel w postaci „obywatelskiej karty broni”, która ani wiele nie ułatwia, ani nie rozwiązuje najbardziej palących problemów, związanych choćby z nieprzystosowaniem polskiego prawa (wywodzącego się z głębokiego PRL-u, gdy marionetkowy rząd rozbrajał ostatnich akowców!) do standardów międzynarodowych.

O tym, że warszawska wierchuszka mogłaby pofatygować się na jakieś szybkie – choćby internetowe – „referendum” w sprawie wstecznego zwrotu kosztów pomocy uchodźcom, nawet pisać nie warto. Byłoby to po prostu śmieszne, biorąc pod uwagę poziom zadufania i oderwania od rzeczywistości ekipy chowającego się za plecami swoich ministrów Jarosława Kaczyńskiego.

Szczęście w nieszczęściu, że po raz kolejny maski opadają i można mieć nadzieję, że coraz więcej osób to widzi, że coraz więcej osób odczuwa zmęczenie przekonaniem układu rządzącego o jego wyimaginowanej roli demiurga. Socjalistyczna władza przechodzi sama siebie w przywłaszczaniu sobie zasług narodu i wmawianiu nam, że jest ona jakimś mitycznym dawcą bezpieczeństwa i dobrobytu…

Oby ta zuchwałość obróciła się przeciwko warszawskim elitom ze wszystkich pozorowanych stronnictw i poszła im kiedyś w pięty bardziej niż się tego spodziewają i obawiają. Oby fakt, że nawet w obliczu wojny ci ludzie nie chcą szanować obywateli i uprawiać realnej polityki, przyczynił się do przebudzenia jak największej liczby Polaków i zrozumienia, że obecny czteropartyjny układ nigdy nie był odpowiedzią na prawdziwe problemy Polski.

Tylko sięgając do źródeł obywatelskiej samoświadomości ugruntowanej w katolickiej nauce społecznej możemy stworzyć alternatywę dla zabetonowanego postkomunistycznego systemu i skutecznie przeciwstawić się władzy, która rujnuje nasz kraj, przekonując, że nie ma dla niej alternatywy. Władza pochodzi od Boga, ale jej piastuni nie zstępują z niedosięgnionych wyżyn niebios (tak jak chcieliby, żebyśmy wierzyli), tylko kształtują się w społeczeństwie. Nasza bierność stworzyła partię czyniącą urągowisko z „Pana, który miłuje prawo i sprawiedliwość” i jej odpowiedniki w pozostałych częściach budynku przy Wiejskiej. Tylko przełamanie impasu niewiary w możliwość oddolnej inicjatywy może wydać nowe elity, które zastąpią rozzuchwalonych lokajów Rewolucji, coraz bardziej nieudolnie skrywających się pod płaszczem religijności, patriotyzmu lub innych wartości.

Filip Obara

Państwo a Naród. Dla kogo jest niepodległość?

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij