Rzecznik Praw Dziecka Andrzej Michalak zapowiedział, że podejmie z Google, właścicielem serwisu YouTube, rozmowy na temat oznaczania treści brutalnych i wulgarnych. Ma to być sposób chronienia dzieci przed szkodliwym wpływem. Strony nie doprecyzowują jednak, w jaki sposób metoda ta miałaby zyskać skuteczność. Konsekwentnie bagatelizują też szkodliwość materiałów erotycznych.
Redaktor naczelny strony antyweb.pl Grzegorza Marczaka skierował list do Rzecznika Praw Dziecka Andrzeja Michalaka i do zarządu Google Polska. W liście pojawił się postulat skuteczniejszej ochrony najmłodszych – ale nie tylko – uczestników internetu przed niewłaściwymi treściami.
Wesprzyj nas już teraz!
„W chwili obecnej na YouTube nie ma żadnych oznaczeń treści wulgarnych, drastycznych czy dozwolonych tylko dla pełnoletnich. Niestety, takich materiałów jest w naszej części serwisu bardzo dużo. Są to treści, z którymi nie powinny obcować dzieci. Dorośli również powinni być o nich informowani przed ich obejrzeniem” – czytamy.
Grzegorz Marczak uważa, że obecne mechanizmy obronne to za mało, na co dowodem jest istnienie wielu kanałów na YouTube, na których dzieci i młodzież mogą znaleźć wulgarne i brutalne treści. – YouTube już teraz zastępuje najmłodszemu pokoleniu telewizję, a twórcy treści stają się dla dzieci autorytetami. Musimy więc zadbać, aby to, co dzieci oglądają, było dla nich odpowiednie. Nie da się tego zrobić tylko z pomocą społeczności, zaangażowanie YouTube jest tutaj niezbędne – apeluje autor listu.
Inicjatywę poparł Andrzej Michalak. – Jako Rzecznik Praw Dziecka i ojciec dwójki dzieci, w pełni popieram wszelkie działania służące poprawie ochrony niepełnoletnich, w tym użytkowników serwisu YouTube – powiedział.
Jednakże druga strona – zarząd Google – nie jest już tak chętna do podchwycenia pomysłu. – Uważam, że internet jest medium, które musi być otwarte i nie sądzę, żeby społeczeństwo zaakceptowało naruszenie tej zasady – stwierdził Maciej Sojka, szef YouTube ds. pozyskiwania treści w Europie Środkowej i Wschodniej, były prezes TVN. – Trzeba porównać dwie wartości: z jednej strony rozwój, kreatywność, szybszy obieg informacji, a z drugiej strony poczucie totalnego bezpieczeństwa i kontroli – dodał.
– YouTube jest platformą technologiczną do publikacji treści i nie jesteśmy w stanie fizycznie analizować na bieżąco wszystkich treści umieszczanych w serwisie, bo co minutę trafia do niego ponad 300 godzin wideo. Dlatego opieramy się na mechanizmie flagowania, dzięki któremu każdy użytkownik może takie treści zgłosić i nasz zespół może np. nałożyć ograniczenia wiekowe na dany materiał czy go usunąć – tłumaczył Sojka.
List otwarty Grzegorza Marczaka pomija jednak kwestię treści erotycznych. Odniósł się do niej Rzecznik Praw Dziecka, naiwnie bagatelizując problem twierdzeniem, iż YouTube skutecznie usuwa tego typu treści. – Wiemy, że Google potrafi być konsekwentny, jeśli chodzi o karanie kanałów, które łamią prawa autorskie lub które są o to podejrzane. Filmy blokowane są praktycznie z automatu i nikt wtedy nie mówi o cenzurze internetu. Podobnie skuteczne praktyki są stosowane, jeśli chodzi o treści erotyczne. Z tym YouTube również radzi sobie bardzo dobrze – powiedział Andrzej Michalak.
Wygląda na to, że wobec postawy zarządu Google starania rodziców spełzną na niczym. Wszelkie oznaczenia są bowiem w najprostsze sposoby do obejścia, nie wspominając już o ogromnych ilościach materiałów nie oznaczanych we właściwy sposób. Wystarczy np. założyć fikcyjne konto na Google, wpisując datę urodzenia świadczącą o pełnoletniości. Ma racje redaktor portalu antyweb.pl, że bez współdziałania Google nie ma możliwości podjęcia jakichkolwiek efektywnych działań.
– Stoję na stanowisku, że zarówno dostawcy usług internetowych, jak i dostawcy treści zamieszczanych w sieci powinni dbać o jak najlepszą ochronę dziecka i dostarczać usługi pozwalające na bezpieczne użytkowanie sieci czy serwisu przez dzieci – potwierdził Rzecznik Praw Dziecka. – Podejmę rozmowy z Google w tej sprawie – dodał.
Źródło: polskieradio.pl
FO