Paradoksalnie, im silniejsza obecność NATO w Polsce, tym większe prawdopodobieństwo Hiroszimy nad Wisłą – zauważa Andrzej Talaga w komentarzu pt. „Czy Polsce grozi atak atomowy?”.
Jak podkreśla na portalu rp.pl Andrzej Talaga „nie ma mowy o zajmowaniu Europy, a nawet naszego kraju, tym razem chodzi wyłącznie o państwa bałtyckie oraz północno-wschodnią Polskę, ale nie jako cel właściwy, ale w ramach operacji odcinającej pomoc dla Estonii, Litwy i Łotwy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Talaga uważa, iż „Rosjanie wiedzą, że nie są w stanie wygrać wojny konwencjonalnej z NATO, nie chcą też wchodzić w pełnowymiarowy konflikt nuklearny, ponieważ – pomimo redukcji arsenałów – Rosja i Ameryka nadal dysponują potencjałem wystarczającym do wzajemnego wyniszczenia się. Wyjściem z tej pułapki ma być właśnie strzał nuklearny na postrach”.
Jak może zatem, zdaniem autora komentarza, wyglądać wspomniany „strzał nuklearny”? W grę wchodzą dwie opcje: „uderzenie w siły idące z pomocą zaatakowanym państwom, czyli wojska amerykańskie, ale także brytyjskie czy niemieckie” lub „pokazowy cios wycelowany w miasto na szeroko pojętej trasie przemieszczania się sił posiłkowych”.
„Wiemy z przeprowadzanych przez Rosjan ćwiczeń, że ofiarami mogą być Warszawa i Sztokholm” – zauważa publicysta, konstatując, iż „zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku najbardziej prawdopodobnym miejscem uderzenia nuklearnego będą ziemie polskie. Konsekwencje takiej eksplozji są nieznane”.
Publicysta nie ma wątpliwości, że „wymogi strategii, długofalowy interes państwa polskiego, każe walczyć pomimo zagrożenia ciosem atomowym, bo uległość zachęci do dalszej agresji, ale będzie to straszna decyzja wymagająca wielkiego hartu ducha naszych przyszłych przywódców”.
„Będą mieli taką odwagę?” – pyta Andrzej Talaga.
Źródło: rp.pl
luk