15 stycznia 2016

Dobre cechy mieszkańców I Rzeczypospolitej umożliwiły nam przetrwanie nocy okresu porozbiorowego. W życiu publicznym, w szkole, w urzędzie trzeba było stosować się do woli zaborców, ale w polskich domach obecna była Polska – mówi Joanna Puchalska, autorka książki pt. „Kresowi Sarmaci”.

 

Sporządziła Pani czternaście literackich portretów osób bardzo różnych. Wszystkich tych bohaterów łączą dwie tytułowe cechy: kresowe pochodzenie i sarmacki duch. Jak Pani natrafiła na te postaci, jakiego klucza użyła, by wybrać je do swojej pracy?

Wesprzyj nas już teraz!

Zaczęło się od moich artykułów do miesięcznika „wSieci Historii”. Pracując nad nimi dotarłam do wielu bardzo ciekawych materiałów, dla których ramy prasowego tekstu były zbyt wąskie. Szkoda mi było tych historii, które musiałam skracać. Pomyślałam, że może udałoby się wydać na ich podstawie książkę. W rozmowie z prezesem wydawnictwa „Fronda” zrodził się tytuł będący zarazem podstawowym kryterium doboru bohaterów.

Książka powstała dosyć szybko, sukcesywnie wysyłałam wydawnictwu kolejne rozdziały nie wiedząc do końca, o kim jeszcze ostatecznie napiszę w tych ostatnich.

Poszczególne postaci łączy pochodzenie – herbowe i terytorialne, obejmujące obszar Wielkiego Księstwa Litewskiego. Głównie Nowogródczyznę, Wileńszczyznę i Mińszczyznę. Wspólny jest dla nich też z pewnością patriotyzm i sarmatyzm rozumiany jako zespół cech kulturowych, religijnych, obyczajowych, społecznych. To spadek po I Rzeczypospolitej, po kulturze szlacheckiej, kontuszowo-szablowej, sejmowej. Najważniejsze dla tego sarmatyzmu i wspólne dla moich bohaterów jest umiłowanie wolności, które – jak pamiętamy – w czasach saskich zdegenerowało się i przerodziło w nadużycia, w anarchię.

Kim jest typowy bohater „Kresowych Sarmatów”?

Ci bohaterowie są różni – od pierwszej Rzeczypospolitej, przez XIX stulecie, powstania, walki o niepodległość, poprzez bardzo dla mnie interesujący konserwatyzm Wielkiego Księstwa Litewskiego, reprezentowany tu przez Edwarda Woyniłłowicza i Aleksandra Meysztowicza, aż po wiek XX. O drugim z wymienionych syn, Walerian Meysztowicz napisał, że kochał Polskę w podobny sposób jak Piłsudski. Różnica polegała na tym, że Piłsudski, panicz, stworzył PPS, wsiadł do czerwonego tramwaju i walczył zbrojnie. Meysztowicz z kolei wsiadł do dworskiej karety i zajął się polityką, między innymi jako członek Dumy. Dzięki temu walka o niepodległość Polski szła dwutorowo.

Gdy wybuchła I wojna światowa, jak ujął to Walerian Meysztowicz, jego ojciec wysiadł z tej dworskiej karety, przyjechał z ogarniętej rewolucją Rosji do Polski i zrobił wiele dla zbudowania Niepodległej. Brał m.in. czynny udział w przyłączeniu Litwy Środkowej do Polski. Był też krótko ministrem sprawiedliwości. Oczywiście, zawsze atakowany przez bardziej lewicowe stronnictwa. Przeciwnicy zarzucali mu udział w odsłonięciu pomnika Katarzyny II w Wilnie. Przedstawicieli polskich magnatów i szlachty uczestniczących w tym wydarzeniu nazywano „kataryniarzami”.

W rozdziale poświęconym Aleksandrowi Meysztowiczowi staram się przedstawić jego punkt widzenia. Wybory, jakich dokonywał nie były przecież jednoznaczne, miał sporo rozterek i wątpliwości. Nieustannie zadawał sobie pytania o słuszność tego, co robi, i szukał na te dylematy uczciwej odpowiedzi.

Poznajemy też w książce pierwowzór Mickiewiczowskiego księdza Robaka…

To moja ukochana postać. Przez zbieg okoliczności natrafiłam na XIX-wieczną powieść Ignacego Jackowskiego, pt. „Przygody litewskie albo powieść z czasu mojego”. Autor opisał tam dokładnie osobę autentyczną, księdza Fabiana Ignacego Bułhaka. To też prawdziwy szlachcic-Sarmata. Bardzo znana persona, o której z pewnością słyszał autor „Pana Tadeusza”. Sporo elementów z jego biografii odnajdujemy w postaci księdza Robaka, miał równie bujne życie przed wstąpieniem do zakonu. Był żołnierzem, politykiem, posłem na Sejm Czteroletni. Bronił Konstytucji 3 maja, potem, po rozbiorze, oskarżył Katarzynę II o gwałt i napaść na Polskę, a pozew wpłynął do sądu w Nowogródku. Brał też udział w zorganizowaniu formacji wojskowych dla powstania Jasińskiego w Wilnie. Nic dziwnego zatem, że pewnego dnia zjawili się u niego w domu żołnierze rosyjscy, zaś sam Bułhak trafił na Sybir. Kiedy wrócił, okazało się, że żona ze zgryzoty umarła, a majątek został rozgrabiony. Resztki swoich dóbr rozdał ubogim i wstąpił do zakonu bernardynów w Nieświeżu. Był kwestarzem, do czego się świetnie nadawał, gdyż wszyscy go znali. Jeździł po okolicznych dworach, zaściankach, zbierał na rzecz klasztoru gotówkę, żywność i żywy inwentarz. Przy okazji załatwiał różne sprawy polityczne, które opisuję. Jedna z nich znalazła swoje odbicie w „Panu Tadeuszu”. Mickiewicz pisze o przekradaniu się młodzieży szlacheckiej przez Niemen do Księstwa Warszawskiego, do armii Napoleona. Było to przez zaborcę traktowane jako zdrada, dezercja. Narażeni na karę byli nie tylko sami uciekinierzy, ale również ich rodziny, którym groziła konfiskata majątków. Otóż ksiądz Bułhak uratował rodziny takich młodzieńców przed karą. Namówił mianowicie sekretarza sądu w Nowogródku do rozesłania okólnych listów do tych rodzin z zapytaniem, gdzie przebywają owi młodzieńcy. Wszyscy zgodnie odpowiadali – a to, że syn wyjechał do rodziny, a to że na studia. Z odpowiedzi – do których nadawcy nie omieszkali dołączyć szynki, masła czy butelki starki – wynikało, że żaden z nieobecnych nie wyjechał do Księstwa. Sprawnik był zadowolony, bo miał na papierze, na użytek swoich władz podkładkę świadczącą o tym, że nie ma podstawy do jakichkolwiek represji.

„Ksiądz Robak” – ksiądz Fabian Ignacy Bułhak jest swego rodzaju łącznikiem pomiędzy różnymi „mikroświatami” Wielkiego Księstwa Litewskiego. Odwiedzał różnych ludzi, co daje czytelnikowi możliwość poznania rozmaitych „typów” zamieszkujących tamte tereny.

Czyli…?

Wojskowych, magnaterii, Tatarów…. Z „Powieści z czasu mojego” Jackowskiego wyraźnie wynika, iż ksiądz Bułhak swoim autorytetem ogarniał wszystkie narodowości i wyznania. Odwiedzał nie tylko katolików, ale i Żydów, i Tatarów, do których jeździł chętnie na kołduny. Mickiewicz nie był jedynym, który opisał księdza Bułhaka. Wykorzystał jego postać również Ignacy Chodźko w cudownej powieści „Pamiętniki kwestarza”, stylizowanej na szlachecki diariusz. Nasz bohater otrzymał nowe imię – brat Michał Ławrynowicz. Jeździ on po Litwie, odwiedzając różne ciekawe osoby, między innymi właśnie Tatarów. Dało mi to powód do napisania oddzielnej historii właśnie o nich. O tych „naszych” Tatarach – muzułmanach oswojonych słowiańszczyzną, bardzo zasłużonych dla Rzeczypospolitej, dla polskiego oręża, od czasów Witolda aż do kampanii wrześniowej 1939 roku.

Co jeszcze wyróżnia Pani bohaterów? Jaki jest ów kresowy Polak-Sarmata?        

No, nie jest to „aniołek”, ale z pewnością patriota, człowiek rodzinny, głęboko wierzący. Wiara jest dla nich bardzo ważna, zarówno dla katolików, jak i wspomnianych Tatarów. Życie w zgodzie w wielokulturowym społeczeństwie, którego model nie był narzucany odgórnie, jak ma to miejsce dzisiaj, ale był naturalny, wynikał z życia i z naturalnej potrzeby. Po prostu trzeba było z sąsiadami dobrze żyć.

Sarmata nie ma na ogół dobrej prasy, Pani książka przeczy jego wizerunkowi, jaki utarł się w ciągu kilku wieków…

Czarna legenda sarmatyzmu została ukuta przede wszystkim przez pisarzy oświeceniowych, a później przez PRL. Wyciągano wówczas przypadki skrajne, karykaturalne i moralnie naganne, prezentując je w formie satyrycznej bądź jako pretekst do napiętnowania całego zjawiska sarmatyzmu. Owa literatura miała charakter propagandowy, służyła pewnym celom. Także w czasach komunistycznych bardzo sprytnie ukazywano ów margines jako normę. Pamiętajmy, że zło jest w formie literackiej bardziej atrakcyjne, po prostu lepiej się sprzedaje niż dobro. W związku z tym złe obrazy Sarmatów przetrwały, a te pozytywne niekoniecznie. Dobro zawsze mniej rzuca się w oczy.

Ten negatywny obraz sarmatyzmu bardzo się rozpowszechnił, dostrzegamy go na każdym kroku, w tekstach popularnych, w podręcznikach, encyklopediach.

To jednak dobre cechy mieszkańców I Rzeczypospolitej umożliwiły nam przetrwanie nocy okresu porozbiorowego. W życiu publicznym, w szkole, w urzędzie trzeba było stosować się do woli zaborców, ale w polskich domach obecna była Polska. We dworach była Polska, tam żaden sprawnik nie miał nic do gadania. W jakim języku się mówi, jaką literaturę się czyta, co się robi. Dzięki tym wartościom w kręgach rodzinnych, sąsiedzkich, przyjacielskich ten nasz patriotyzm i polskość mogły przetrwać. Przetrwały fantastycznie.

Czy dopatruje się Pani w dzisiejszych Polakach jakichś cech swoich bohaterów?

Z całą pewnością. Wmawia się nam, że powinniśmy wszystkiego się wstydzić i za wszystko przepraszać, ale jest też bardzo dużo wspaniałych inicjatyw kulturalnych pokazujących te dobre wzorce. Mam na myśli chociażby twórczość Jacka Kowalskiego czy działalność takich placówek jak Muzeum Powstania Warszawskiego. One pokazują te dobre, pozytywne cechy Polaków i wielkie, ważne wydarzenia z naszej historii, które bardzo podnoszą na duchu. My naprawdę mamy z czego być dumni.

Co zainspirowało Panią do zajęcia się tematyką kresową?  

Pasja wzięła się stąd, że jestem genetycznie obciążona. Babka babki mojej babki była matką chrzestną Mickiewicza. Matka Mickiewicza i jego dziadek służyli u niej we dworze. Noblesse oblige, zaczęło się od Czombrowa, tego właśnie dworu pod Nowogródkiem, który prawdopodobnie był pierwowzorem Soplicowa. Moja poprzednia książka, „Dziedziczki Soplicowa”, traktowała właśnie o związkach Mickiewicza z Czombrowem i o późniejszych skutkach tych związków.

Zapewne nie wyczerpała Pani tematu fascynujących kresowian-Sarmatów?

Bardzo chciałabym wykorzystać kapitalne materiały, które udało mi się zgromadzić na temat kolejnych wspaniałych postaci. Jeżeli uda mi się wydać następną książkę, znajdzie się w niej więcej o bardzo ciekawych kulturalnych związkach polsko-białoruskich. W „Kresowych Sarmatach” poświęciłam rozdział Władysławowi Syrokomli, o którym mało kto wie, że pisał wiersze także po białorusku. Jest kilku innych pisarzy i poetów, którzy tworzyli w kilku językach – na przykład Jan Barszczewski, uważający się za Białorusina. Jego książka pt. „Szlachcic Zawalnia, czyli Białoruś w fantastycznych opowiadaniach” powstała w języku polskim po to, by objąć szerszy krąg czytelników. To kapitalne opowiadania grozy. Bardzo chciałabym kiedyś napisać i o nich, i o ich autorze jako człowieku.


Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Roman Motoła

Joanna Puchalska, „Kresowi Sarmaci”, wyd. Fronda, Warszawa 2015.








 

 

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Skutecznie demaskujemy liberalną i antychrześcijańską hipokryzję. Wspieraj naszą misję!

mamy: 144 527 zł cel: 300 000 zł
48%
wybierz kwotę:
Wspieram