Wydarzenia w Afganistanie przekonały państwa arabskie, że nie mają co liczyć na Amerykanów. Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie chcą dogadać się z Iranem w kwestii ograniczenia ryzyka otwartego konfliktu. W tym celu Bagdad organizuje w sobotę szczyt z udziałem dwóch największych zwaśnionych państw bliskowschodnich i innych państw Zatoki Perskiej. Jednocześnie Izrael ma zaprezentować nową koncepcję radzenia sobie z Teheranem w czasie wizyty premiera Naftali Bennetta w Waszyngotnie.
Iraccy urzędnicy wyrazili nadzieję, że nowy irański prezydent Ebrahim Raisi weźmie udział w spotkaniu pojednawczym z Saudami. Na szczyt mieliby przybyć także przedstawiciele Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Irak zaprosił Iran i arabskich wrogów z Zatoki na szczyt w Bagdadzie w celu uspokojenia napięć, które nasiliły się w ostatnich latach i grożą wybuchem otwartego konfliktu. Przedmiotem rozmów mają być kwestie wojny proxy w Jemenie, upadek Libanu i regionalny kryzys wodny. Na razie nie wiadomo, jaka reprezentacja przybędzie do Bagdadu.
Relacje irańsko-saudyjskie gwałtownie pogorszyły się po udanym ataku irańskim w 2019 r. na saudyjskie zakłady naftowe. W jego następstwie Arabia Saudyjska musiała wstrzymać – co prawda na krótko – aż połowę produkcji ropy. Teheran do tej pory nie przyznał się do „interwencji”, za którą Persów obwinia Rijad. Oba kraje, rywalizujące o wpływy w świecie islamskim, zerwały relacje w 2016 r. i toczą wojnę zastępczą między innymi na terenie Jemenu. Pewien przełom w relacjach nastąpił w kwietniu tego roku, gdy przedstawiciele obu krajów wznowili bezpośrednie rozmowy w Iraku.
Wesprzyj nas już teraz!
Arabia Saudyjska obawia się, że może dojść do złagodzenia sankcji wobec Iranu w związku ze wznowionymi negocjacjami nuklearnymi z administracją Bidena, której zależy na sukcesie. Urzędnicy iraccy mają nadzieję, że prezydent Iranu Ebrahim Raisi weźmie udział w zaplanowanym na sobotę szczycie i że przyjadą do Bagdadu także ministrowie Arabii Saudyjskiej i Zjednoczonych Emiratów Arabskich. – Nawet jeśli uda się nam doprowadzić do spotkania ministrów spraw zagranicznych przy jednym stole, można to uznać za przełom w celu zakończenia napięć między Irańczykami a Arabami z Zatoki – deklarował urzędnik bliski premierowi Iraku Mustafie al-Kadhimiemu. Polityk miał dodać, że otrzymał „pozytywne sygnały” w czasie bezpośrednich rozmów od urzędników irańskich i saudyjskich, z którymi wcześniej spotkał się w sprawie ewentualnego wszczęcia bezpośrednich negocjacji.
W sobotnim szczycie mają wziąć udział także przedstawiciele innych państw Zatoki Perskiej. Swój udział potwierdzili liderzy Kuwejtu. Również Egipt i Jordania zostały zaproszone na rozmowy wraz z prezydentem Turcji i Francji. Rijad i Teheran rozpoczęły bezpośrednie rozmowy w kwietniu br., aby powstrzymać napięcia. Jednocześnie mocarstwa światowe prowadziły negocjacje w sprawie wznowienia umowy nuklearnej z Iranem z 2015 roku, czemu sprzeciwiają się Arabia Saudyjska i jej sojusznicy. Saudowie chcą – podobnie jak Izrael – by przedmiotem negocjacji był także irański program rozwoju rakiet balistycznych i kwestia wspierania lokalnych bojówek militarnych. Jeszcze na początku sierpnia saudyjski minister spraw zagranicznych książę Faisal bin Farhan Al Saud ubolewał, że „ośmielony” Iran zachowuje się w negatywny sposób na całym Bliskim Wschodzie, w tym w Jemenie i Libanie oraz na wodach regionalnych.
Zjednoczone Emiraty Arabskie, sojusznik Rijadu, od 2019 r. po atakach na tankowce na wodach Zatoki Perskiej, utrzymują regularne kontakty z Teheranem w celu rozładowania napięcia. Sunnickie państwa islamskie z Zatoki Perskiej, które dotychczas polegały na wsparciu Waszyngtonu, obawiają się polityki prezydenta Joe Bidena i same próbują znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Zaniepokoiło ich nie tylko wznowienie negocjacji z Iranem, ale także chaotyczna ewakuacja z Afganistanu. „Perspektywa konfliktu regionalnego w połączeniu z postrzeganiem Waszyngtonu jako niewiarygodnego sojusznika (…) skłoniła Saudów i Emiraty do kontynuowania ograniczonej, taktycznej, dwustronnej deeskalacji z Teheranem” – twierdzi International Crisis Group w opublikowanym we wtorek raporcie.
Organizacja sugeruje, że wznowienie porozumienia nuklearnego z Iranem – jeśli dojdzie do skutku – nie przyczyni się do rozwiania obaw państw arabskich w Zatoce Perskiej przed irańską projekcją regionalnej potęgi za pośrednictwem szyickich bojówek i programu rakiet balistycznych. Zarówno Saudowie, jak i sami Irańczycy nie są zainteresowani uwikłaniem w bezpośredni konflikt wojenny. Jednak w miarę nasilenia się napięć na Bliskim Wschodzie może dojść do większej konfrontacji. Dlatego oba te państwa próbują stworzyć mechanizm zapobiegający wymknięciu się niebezpiecznych incydentów spod kontroli.
Krótko po inauguracji prezydentury Joe Bidena, USA i Iran rozpoczęły pośrednie negocjacje w celu przywrócenia porozumienia nuklearnego z 2015 r. – Wspólnego Kompleksowego Planu Działania (JCPOA). Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie są coraz bardziej zaniepokojone asertywnością Iranu. Wrogość między tymi krajami narastała i słabła od czasów rewolucji islamskiej z 1979 roku. Po amerykańskiej inwazji na Irak w 2003 r. i powstaniach z 2011 r. (tzw. arabska wiosna), w niektórych częściach świata arabskiego powstała próżnia władzy. Jednocześnie Iran zintensyfikował działania w celu zdobycia regionalej hegemonii.
Negocjacje umowy nuklearnej z 2015 r. między P5+1 (pięciu stałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ i Niemcami) a Iranem zwiększyły niepokój państw arabskich w Zatoce. Skrytykowały one umowę za skupienie się na nuklearnych ambicjach Iranu, a nie tym, co najbardziej ich martwi – niepaństwowych sojusznikach Teheranu i pociskach balistycznych. Umowa – ich zdaniem – miała ośmielić Teheran i umożliwić pozyskanie środków na rozszerzenie zasięgu regionalnego poprzez zwiększenie dostaw broni do sieci partnerów niepaństwowych w Iraku, Libanie, Syrii i Jemenie.
Sunnickie państwa zaniepokoiły się także tym, że USA faktycznie zamierzają zmniejszać swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo Zatoki Perskiej. W perspektywie Saudów i ZEA, decyzja administracji George’a W. Busha o wszczęciu inwazji na Irak doprowadziła do destabilizacji regionu i ostatecznie okazała się korzystna dla Iranu. Z kolei niechęć administracji Obamy do rzucenia się na pomoc egipskiemu prezydentowi Hosniemu Mubarakowi, który został obalony w 2011 roku, odczytano jako oznakę wycofywania się USA z Bliskiego Wschodu.
Po dojściu do władzy Donalda Trumpa liczono na twardą antyirańską politykę. Saudowie cieszyli się z wycofania się Amerykanów z JCPOA w maju 2018 r. i późniejszej kampanii „maksymalnej presji” przeciwko Iranowi, która miała na celu doprowadzenie „osłabionego” Teheranu – wskutek zduszenia jego geopolityki – do stołu negocjacyjnego. Ale ostatecznie także i Trump rozczarował Rijad i Abu Zabi, gdy zabrakło z jego strony zdecydowanej reakcji – poza retoryką – na ataki na tankowce u wybrzeży Zjednoczonych Emiratów Arabskich, mające miejsce w połowie 2019 r. oraz atak we wrześniu 2019 r. na saudyjskie zakłady naftowe, za które obwiniono Teheran. Przerażeni liderzy ZEA, zdając sobie sprawę, że nie mogą liczyć na Waszyngton, zmienili taktykę ze zdecydowanie antyirańskiej na bardziej ugodową. Wysłali do Teheranu wyższych urzędników ds. bezpieczeństwa, aby szukali sposobów na ograniczenie wrogich działań Iranu.
W tym czasie Arabia Saudyjska nie zmieniła swojego przekazu, ale nasiliła jeszcze krytykę Iranu. Kolejny zwrot akcji nastąpił w styczniu 2020 r., gdy Amerykanie zamordowali Kasema Solejmaniego, dowódcę elitarnego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej. Saudyjczycy ze spokojem przyjęli to zabójstwo, a ZEA obawiało się militarnego odwetu Iranu i wciągnięcia w otwartą wojnę. Następnie, po wybuchu kryzysu koronawirusowego na początku 2020 r., który szczególnie mocno uderzył w Iran, ZEA wysłało pomoc do swojego sąsiada – gest dobrej woli pełen symboliki. Abu Zabi zabezpieczyło swoje zakłady i wzmocniło relacje z Izraelem.
Wybór Bidena zmartwił arabskie państwa Zatoki Perskiej, ponieważ nowa administracja szybko dała do zrozumienia, że chce powstrzymania saudyjskich działań wojskowych w Jemenie i lepszego poszanowania praw człowieka w królestwie. Co ciekawe, ekipa Bidena już w pierwszych dniach urzędowania cofnęła uznanie – jeszcze za Trumpa – Huti w Jemenie jako organizacji terrorystycznej. W ramach przeglądu wielomiliardowych kontraktów na broń zawartych za poprzedniej ekipy zawiesiła także sprzedaż broni do królestwa. Opublikowano również raport wywiadu dotyczący ingerencji księcia Mohammeda bin Salmana w morderstwo dziennikarza Jamala Khashoggi w Stambule w październiku 2018 r., co potwierdziło obawy wielu saudyjskich urzędników, że nowa administracja zamierza osłabić wieloletnie partnerstwo amerykańsko-saudyjskie.
Jednocześnie administracja Bidena wszczęła negocjacje w sprawie powrotu do JCPOA. Rozpoczęcie bezpośrednich rozmów w sprawie bezpieczeństwa między Arabią Saudyjską a Iranem w marcu 2021 r. – które na razie skupią się na Jemenie – jest przełomem w relacjach między obu państwami, które zerwały wszelkie więzi dyplomatyczne w 2016 r. Kraje arabskie nie spodziewają się, by Teheran zaprzestał walki o hegemonię w regionie, która jest sposobem na przełamanie długotrwałej izolacji i sankcji. Teheran przekonuje, że program broni konwencjonalnej, w tym rakiety balistyczne, jest środkiem odstraszającym w obliczu wielu amerykańskich regionalnych baz wojskowych w Zatoce Perskiej. Jednak w obecnej sytuacji najważniejsze jest zmniejszenie zarówno ryzyka otwartego konfliktu, jak i ograniczenie napięć w Zatoce.
W tym samym czasie premier Izraela Naftali Bennett zamierza przedstawić Stanom Zjednoczonym nową strategię postępowania z Iranem. Bennett ma spotkać się w czwartek z prezydentem Joe Bidenem w Waszyngtonie, a „sednem dyskusji dyplomatycznej będzie Iran”. Izraelski lider ma przekonywać ekipę Bidena, że nuklearny program Iranu jest już bardzo zaawansowany i powrót do umowy JCPOA nie ma sensu. Grupa wysokich rangą izraelskich oficerów bezpieczeństwa i rezerwistów wezwała w środę premiera Naftaliego Bennetta do wywarcia nacisku na administrację Bidena, aby przemyślała swoje stanowisko wobec porozumienia nuklearnego z Teheranem i negocjacji z Autonomią Palestyńską. W liście otwartym HaBithonistim – grupa reprezentująca około 2400 wyższych oficerów, dowódców, emerytowanych żołnierzy i rezerwistów – wzywa Bennetta, by nie liczyć na Amerykę i przemyśleć zależność Izraela od amerykańskiej hegemonii w obliczu przejęcie Afganistanu.
„W ciągu ostatnich kilku tygodni nastąpiła znacząca zmiana w krajobrazie geopolitycznym Bliskiego Wschodu z głębokimi implikacjami i długofalowymi konsekwencjami dla Izraela” – napisali oficerowie. „Wycofanie się USA z Afganistanu i szybka dominacja talibów uwypukliły niepowodzenia obecnego podejścia do dyplomacji i strategii wojskowej. Pozbawione nowego sposobu myślenia, te radykalne frakcje terrorystyczne będą tylko rosły w siłę i wzmacniały ekstremistów wśród palestyńskich i izraelskich Arabów, a także narodu irańskiego” – czytamy. Wojskowi wezwali Bennetta do odrzucenia wszelkich starań administracji Bidena dotyczących wznowienia porozumień o statusie z Autonomią Palestyńską w oparciu o formułę procesu z Oslo oraz do przekonania Białego Domu, iż podejście przyjęte przez poprzednie administracje jest już niewykonalne .„Izrael i USA muszą powstrzymać przestarzałe monolityczne podejście do Bliskiego Wschodu, a zwłaszcza do konfliktu izraelsko-palestyńskiego (…)To są przestarzałe opcje, które od 1967 roku popierają zawodowi politycy. Pozwalają one frakcjom takim jak talibowie przejąć kontrolę i brutalizować swoich ludzi. Każde miejsce, z którego się wycofujemy, staje się siedliskiem terroru. Zdarzyło się to w Gazie z Hamasem i stało się to w Afganistanie z talibami” – wskazali izraelscy oficerowie. Ich zdaniem, świat bardzo się zmienił od czasu rządów premiera Icchaka Rabina, który rozpoczął negocjacje w Oslo. Wyjaśnili, że w latach 90-tych świat arabski znajdował się w stanie kryzysu po klęsce Iraku. Stany Zjednoczone były niezrównanym supermocarstwem, a ZSRR upadł. „I pomimo dominacji USA i zainteresowania Bliskim Wschodem w tamtych latach, wszystkie próby zawarcia skutecznej umowy z udziałem pośrednika zakończyły się niepowodzeniem” – dodano. „Ten świat już nie istnieje, a rola USA na Bliskim Wschodzie nie jest taka, jaka była. Stany Zjednoczone nie utrzymują już hegemonii sprzed 30 lat. Rosja i Iran dominują w regionie, a radykalne siły islamskie są koordynowane, szkolone i dobrze finansowane” – dodano.
„Pan, Panie premierze, jako człowiek wywodzący się ze świata innowacji, dlaczego w Pana myśli politycznej i podejściu do naszych potrzeb związanych z bezpieczeństwem narodowym nie ma innowacji? Naród Izraela potrzebuje i zasługuje na jedno przesłanie, którym należy się podzielić z prezydentem Stanów Zjednoczonych: istniejąca formuła pokoju na Bliskim Wschodzie nie działa. Czas pomyśleć o nowych rozwiązaniach” – czytamy dalej.Wojskowi zaapelowali do premiera, by pozostał stanowczy co do sprzeciwu Izraela w sprawie powrotu do JCPOA z 2015 roku i pracował nad przekonaniem prezydenta Bidena o konieczności zerwania umowy i zastąpienia jej nowym porozumieniem. „Oczekujemy, że wyjaśnisz Stanom Zjednoczonym i światu, że Jerozolima jest zjednoczoną i wieczną stolicą Izraela. Otwarcie konsulatu amerykańskiego dla Palestyńczyków w Jerozolimie stanowi de facto podział miasta i zagraża przyszłości kraju. Nie ma w tym nic innowacyjnego ani przyszłościowego. Oprócz kwestii palestyńskiej należy podkreślić, że należy dążyć do nowego porozumienia z Iranem” – czytamy. List podpisali generał dywizji (rez.) Gershon HaCohen, generał dywizji (rez.) Jerry Gershon, generał brygady (rez.) Amir Avivi, kolonizator (rez.) Itzik Ronen i podpułkownik (rez.) Yaron Buskila.
Źródło: jpost.com, crisisgroup.org, israelnationalnews.com
AS