15 lutego 2014

Schizma na raty

Prace przygotowawcze poprzedzające nadzwyczajny synod biskupów wraz z towarzyszącą im dyskusją rzuciły światło na faktyczny stan Kościoła w krajach Zachodu. Przy medialnym wsparciu słychać głosy wzywające do niemożliwego historycznego kompromisu w kwestii doktryny i dyscypliny. A to jedynie początek.


Ankieta przed tegorocznym synodem – jeszcze przed ujawnieniem pierwszych wyników – okrzyknięta została krokiem „rewolucyjnym”. W końcu komunikacja Kościoła stała się wystarczająco otwarta i szczera, a dialog rzeczywisty – zatroskani komentatorzy kiwali z uznaniem głową. Słyszeliśmy, że to zapowiedź rychłej demokratyzacji, wyczekiwanej debaty nad problemami świeckich z Kościołem, wstęp do zmian w „nieludzkiej” i „rygorystycznej” doktrynie. Kościół – przekonywali dyżurni liderzy opinii – w końcu uczynił oczekiwany krok we właściwą stronę, może stać się wystarczająco ubogi, otwarty i rozumiejący.

Wesprzyj nas już teraz!

Medialna machina, wprawiona w ruch od początku pontyfikatu papieża Franciszka, przyniosła spodziewane efekty. Nie pomogły zastrzeżenia, że przedsynodalna ankieta to nie referendum, nikt nie ma prawa do majstrowania przy szóstym przykazaniu. W promocję nowej odsłony aggiornamento zaangażowali się nie tylko biskupi, którzy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce nie czekając na Rzym, ale i kardynałowie. Niemieccy prałaci po raz kolejny pokazali, że z Rzymem im po drodze, a trwa to już od lat 60-tych. Kardynał Marc Ouellet ostrzegł przed polaryzacją, wzywając do „syntezy” między nauczaniem Kościoła a „realiami”, kardynał Marx podkreślał, że nikt nie może zatrzymać dyskusji nad szóstym przykazaniem, nawet prefekt Kongregacji Doktryny Wiary. Z kolei kardynał Oscar Maradiaga na łamach prasy wezwał głównego „inkwizytora” do elastyczności, tłumacząc aluzyjnie rozczarowanej części publiki, że obecny strażnik ortodoksji jest „profesorem, niemieckim profesorem teologii”.

Głównym szwarccharakterem został kardynał Müller, przedstawiany jako najważniejszy hamulcowy. Sytuacja stała się na tyle poważna, że purpurat postanowił się wytłumaczyć przed rodakami i podkreślił, że nie jest „konserwatywnym przeciwnikiem” papieża Franciszka. Papieża, którego wizerunek został brutalnie uprowadzony przez liberalne media.

Diagnoza stanu wiary, jaką wyciągnąć można z odpowiedzi na ankietę, nie jest zaskoczeniem. Sekretarz generalny nadzwyczajnego synodu biskupów – Lorenzo Baldisseri – zauważył dyplomatycznie, że ujawnienie poufnych wyników badań może być formą nacisku na Rzym. A naciski te będą się zwiększać wraz z upływem czasu, z podobnym problemem przyszło się mierzyć Pawłowi VI w kwestii antykoncepcji. Ujawniając wyniki różnie przeprowadzanych badań konferencje episkopatów postąpiły wbrew woli Stolicy Apostolskiej. Nie po raz pierwszy, ani (niestety) nie ostatni.

Biskupi zachodniej Europy pozyskanymi informacjami są „zaniepokojeni”, mówią o „złej sytuacji”, „przepaści” między magisterium a świadomością i życiowymi decyzjami wiernych, o duszpasterstwie, które nie odpowiada „potrzebom” i „sytuacji”. Katolicy z Niemiec, Francji, Hiszpanii czy Szwajcarii odrzucają zakaz antykoncepcji, domagają się zmian w zakresie celibatu, kapłaństwa kobiet, udzielania Komunii rozwodnikom, a także redefinicji małżeństwa. Chodzić ma rzecz jasna o „sprawiedliwość”, zakończenie „dyskryminacji” i o równość.

To nie porażka, to efekt programu realizowanego od lat. Historia przepaści między chrześcijańską wiarą i moralnością a życiem Kościoła na Zachodzie zaczęła się wraz z chwilą, w której do szuflady trafiła encyklika „Humanae Vitae” wraz ze zbiorem najważniejszych katolickich wyznań wiary i orzeczeń magisterium Kościoła w sprawie wiary i moralności. Potwierdzają to teologowie znajdujący się w forpoczcie postępującej protestantyzacji, których za regularne atakowanie katolicyzmu nie spotykają żadne sankcje ze strony swoich przełożonych. Wielu głośnych duchownych intelektualistów mówi to, czego ze względów PR-owych nie mogliby otwarcie stwierdzić ich promotorzy i zwierzchnicy. W końcu religijne „doktrynerstwo” ma być jednym z błędów przeszłości, który został już szczęśliwie zażegnany przez architektów religii „pogodzonej ze światem”.

Przeszkodą pozostają „rygoryści” i „integryści” wśród laikatu i duchowieństwa – ale to sprawa rozwojowa. Pokazują to przypadki ks. Gerharda Wagnera, który okazał się zbyt konserwatywny na biskupa pomocniczego jednej z najbardziej zdewastowanych austriackich diecezji, Franza-Petera Tebartza van Elsta, który nie był wystarczająco postępowy jak na następcę liberalnego Franza Kamphausa. Potwierdza to też fala medialnej krytyki, z którą spotkał się przyjazny względem tradycjonalistów biskup ze Szwajcarii, podpadając krytyką gender-mainstreamingu. Duchowny nieopatrznie przypomniał lokalnym postępowcom, że ktoś jeszcze ośmiela się mieć inne zdanie, a w odległych krajach biskupi i wierni raz za razem oblewają egzamin z nowoczesności, sprzeciwiając się gender, aborcji i związkom osób tej samej płci.

Wracamy do klimatu z lat 60-tych i 70-tych, z tą jednak różnicą, iż ambicji staruszki teologii wyzwolenia nikt już nie bierze poważnie, a zapewnienia o „nowej wiośnie” Kościoła mogą być najłagodniej odbierane jako przejaw myślenia życzeniowego, a bardziej realistycznie jako przykład nawykowego zaklinania rzeczywistości, typowego dla posoborowego kryzysu. Stolica Apostolska – a takie wezwania są coraz bardziej natarczywe – ma w imię świętego spokoju i wygody nowoczesnego człowieka zaakceptować odejście od katolicyzmu, a najlepiej doszlusować do liderów heterodoksji. Łódź Piotrowa znalazła się w środku kolejnej burzy, być może jednej z tych zapowiadanych przez wielkie objawienia maryjne ostatnich stuleci. Niepokalane Serce Maryi zatriumfuje, o tym nie można zapominać.

Mateusz Ziomber

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij