„Od dwóch tygodni trwa ofensywa obrońców kontrowersyjnych zawodniczek boksu na olimpiadzie – Imane Khelif z Algierii i Lin Yu-ting z Tajwanu. Od wielu dni czytamy pouczenia, że nie są to osoby transpłciowe. Że internauci wykazują się nieuctwem. Dyskredytowane są też testy Międzynarodowej Federacji Boksu (IBA), które miały świadczyć o tym, że osoby te nie powinny walczyć z kobietami”, pisze na łamach serwisu DoRzeczy.pl Piotr Semka.
Publicysta zwraca uwagę, że istnieją dwa typy obrońców bokserek: bardziej bojowi i mniej bojowi. Ci pierwsi „wykpiwają wszelką dyskusję na ten temat, nazywając ją grzebaniem w majtkach zawodniczek”. Ponadto sugerują oni, że za całą dyskusją na ten temat stoi Rosja, która „używa politycznej propagandy transfobicznej do własnych celów”.
Ci drudzy – mniej bojowi – jak wskazuje autor „Do Rzeczy” przyznają, że „są jakieś problemy”, gotowi są nawet uznać, że trzeba się nad nimi pochylić, ale przede wszystkim podkreślają, że temat ten wymaga ogromnego szacunku dla tych, którzy zmagają się z dysforią płciową.
Wesprzyj nas już teraz!
Semka przytacza również stanowisko Algierskiej Federacji Olimpijskiej, która „grzmi, że wszelkie negowanie praw ich zawodniczki to neokolonializm i próba szykanowania państw arabskich”.
„Wszystko to jest kpiną ze zdroworozsądkowej obserwacji zwykłych ludzi. Kibice nie są specjalistami od problemów z tożsamością płciową, ale doskonale widzą, jak osoby przypominające rosłych mężczyzn tłuką zawodniczki o kobiecej sylwetce. Ale MKOl się nie cofnie i na razie nic się nie zmieni. Aż przyjdzie kolejna olimpiada i wszystko się powtórzy. Znów zwykli ludzie nie będą mogli patrzeć, jak roślejsza zawodniczka będzie okładać słabszą koleżankę. I znów ci sami mentorzy na nowo ogłoszą, że prostacy mają pokornie milczeć”, podsumowuje Piotr Semka.
Źródło: DoRzeczy.pl
TG