– Francja, mówiąc krótko, jest krajem bogatym, ale jej bogactwo jest rozkradane przez wszystkich mających jaką-taką władzę – powiedział korespondent znad Sekwany Piotr Witt. Przybliżył on słuchaczom historię szokującej afery korupcyjnej, która znalazła swój sądowy finał przed rokiem. Kolejne miesiące dopisały zaś smutne post scriptum.
Jako przykład takiego właśnie obrazu państwa, felietonista Radia Wnet podał historię jednego z preparatów sprzedawanych latami przez laboratorium farmaceutyczne Servier. Ocenia się, że specyfik na odchudzanie Mediator – mówiąc potocznie – wyprawił na drugi świat od 1 500 do 2 100 osób, nie licząc tych, którzy wprawdzie przeżyli, ale doznali poważnych uszkodzeń swoich organizmów. Sprawa została dość dokładnie wyświetlona w trakcie trwającego 13 lat i zakończonego rok temu postępowania sądowego.
Wesprzyj nas już teraz!
– Wprowadzenie na rynek nowego lekarstwa nie jest we Francji sprawą prostą. Trzeba dobrze potrząsnąć kiesą, zwłaszcza kiedy chodzi o produkt aptekarski szkodliwy dla życia i zdrowia obywateli. Sprzedaż trucizny nie jest także przedsięwzięciem niemożliwym, jak tego dowodzi afera zatrutej krwi. Wstrzykiwano wówczas pacjentom i prowadzono transfuzje ze świadomością, że krew jest zakażona wirusem – mówił Piotr Witt. Część udziałów w firmie zajmującej się przetwarzaniem krwi należała do wiceministra zdrowia.
Z kolei wspomniane pigułki Mediator były sprzedawane we Francji w latach 1984 – 2010. Laboratoria Servier sprzedały ogółem za pół miliarda euro aż 134,5 mln sztuk. Pięć milionów pacjentów przyjęło w tym czasie specyfik, chociaż jego producent od dawna wiedział o szkodliwości tabletek. W Stanach Zjednoczonych zostały z tego powodu zakazane już w 1976 roku. Francuska firma zmieniła nazwę preparatu.
– Jak to było możliwe, aby we Francji, kraju najlepszej na świecie opieki zdrowotnej, zezwolono na masową sprzedaż trucizny przez następnych 15 lat? Jak wyjaśnił dziennik „Libération”, „trzeba było mnóstwa cichego wspólnictwa, skrywania, przemilczania i kompromisów” – opowiadał korespondent.
Przed dopuszczeniem do sprzedaży lekarstw podlegają one ocenie Krajowej Agencji Bezpieczeństwa Leków. – Pan Eric Abadie, urzędnik agencji odpowiedzialny za czujność farmakologiczną, byłby sądzony za przyjęcie łapówek, gdyby wcześniej nie umarł. Korzyści przyjmowała jego żona, adwokat laboratoriów Serviera. Reprezentant rządu do sprawy leków, został oskarżony również. Wystawił truciźnie opinię pochlebną – wyliczał.
– Jakże by mogło być inaczej, skoro eksperci rządowi, opiniodawcy, byli jednocześnie na pensji Serviera. Reprezentacji Ministerstwa Zdrowia również byli opłaceni. Po otrzymaniu korzystnej opinii od Agencji Bezpieczeństwa Leków, trucizna przeszła na wyższy stopień kontroli – mówił Piotr Witt.
Przewodniczący ministerialnej komisji decydującej o dopuszczeniu do sprzedaży leków „odniósł się z podziwem” do Mediatora. – Po konsultacji u Serviera uznał truciznę za bardzo zdrową dla pacjentów. Prokurator miał rację, podejrzewając, że pan Alexandre nie działał bezinteresownie, gdyż za konsultacje otrzymał 1,1 miliona euro. Poprzedni przewodniczący Komisji, pan Charles Collin, był również konsultantem firmy farmaceutycznej – wymieniał felietonista.
W tym czasie ludzie przyjmujący preparat zapadali na choroby i żegnali się ze światem. Za ich szkody na zdrowiu i życiu płaciła państwowa agencja ubezpieczeniowa.
Aferę nagłośniła Irène Frachon, lekarz z Rennes, autorka wydanej w 2010 roku książki „Mediator: 150 miligramów, a ilu zmarłych?”. Rozpoczęło się prokuratorskie śledztwo, Senat powołał własną komisję do zbadania skandalu. Swojego pełnomocnika wyznaczyło też ministerstwo zdrowia.
Raport wybielił jednak zarówno urzędników, jak i polityków zamieszanych w aferę.
– Jakże by mogło być inaczej – napisał dziennik „Le Figaro” – skoro minister wyznaczył na głównego inspektora starego przyjaciela dyrektora Agencji Leków, z którym razem napisali książkę o służbie zdrowia. Raport Senatu zredagowany pod kierunkiem senator Hermange skłaniał się w tę samą stronę, to znaczy w stronę wybielenia, co oskarżyciel publiczny zakwalifikował brutalnie jako handel wpływami – relacjonował Piotr Witt.
Ponieważ laboratorium i tak uznało raport za „zbyt napastliwy”, Senat delegował eksperta, który sporządził poprawki. Został nim profesor medycyny… opłacany przez Serviera co roku kwotą 90 tysięcy euro.
Właściciel laboratorium, 92-letni miliarder Jacques Servier nie doczekał końca procesu. Firma zmieniła szyld. Po odświeżeniu marki na Biogaran, dawny Servier zmonopolizował krajowy rynek leków. Nazwę zmodyfikowała też okryta niesławą Krajowa Agencja Leków AFSA (obecnie ANSM).
Źródło: Radio Wnet
RoM