Nacjonaliści ukraińscy z OUN i UPA od lutego 1943 roku, do wiosny 1945 roku dokonali masowych mordów na ludności polskiej Wołynia, Galicji Wschodniej, a także części Lubelszczyzny i Polesia. Historycy szacują, że w wyniku tego zaplanowanego i konsekwentnie prowadzonego ludobójstwa zginęło około 100 tys. Polaków. Rocznica zbrodni wołyńskiej obchodzona jest 11 lipca, bowiem tego dnia 1943 roku oddziały UPA dokonały zmasowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Zamordowano 8 tys. osób, jedynie za to że byli Polakami.
Nasi rodacy ginęli w straszny sposób, nie tylko od kul ale też od siekier, pił, wideł, noży. Oprawcy z UPA nierzadko dokonywali mordów w kościołach podczas Mszy św. Nie oszczędzali dzieci, niemowląt, kobiet w ciąży i ludzi w podeszłym wieku. Ci, którzy ocaleli, do końca życia będą pamiętać. Jedną z nich jest 93-letnia, Alfreda Kołodzińska, która obecnie mieszka we wsi Hermanówka niedaleko Białegostoku.
Wesprzyj nas już teraz!
Pani Alfreda urodziła się w roku 1925 we wsi Osiecznik koło Kowla na Wołyniu. Jej ojciec, Józef Sapieja, był rolnikiem. W Osieczniku Sapiejowie posiadali gospodarstwo, na którym wychowywali pokaźną grupkę dzieci. Stanowili szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Większość mieszkańców Osiecznika, tak jak Sapiejowie, było Polakami. Wołyńską ziemię, krainę dzieciństwa, pani Alfreda wspomina w wierszu swojego autorstwa pt. „Mój Wołyń”:
Tęsknię za Wołyniem dniami i nocami
Za wołyńską ziemią, za jej urokami
Kto raz ujrzał Wołyń, już go nie zapomni
Jego lasów, kwiatów, sadów i ich cudnej woni
Ukraińcy i Polacy żyli na Wołyniu w zgodzie, wśród pięknej przyrody tej krainy. Wojna wszystko zmieniła. Pod okupacją sowiecką nacjonalizm ukraiński, nie mógł się rozwinąć, bo był z całą brutalnością zwalczany przez NKWD, jako nurt wrogi Związkowi Sowieckiemu. Zupełnie inaczej odniósł się do niego okupant niemiecki, który latem 1941 roku zajął Ukrainę. Pani Alfreda Kołodzińska, była tego świadkiem.
– Jak Niemcy wkroczyli na Wołyń, zaczęli podburzać Ukraińców przeciw Polakom. Wtedy zaczął formować się OUN, którego członkowie uznali, że warunkiem uzyskania niepodległości przez Ukrainę jest wymordowanie wszystkich Polaków – mówi pani Alfreda Kołodzińska. – My Polacy znaleźliśmy się nagle w sytuacji bez wyjścia. Bronić się nie było czym. Stanowiliśmy mniejszość w porównaniu z dużą liczbą Ukraińców. Wieści o likwidacji całych polskich osiedli, dochodziły do nas coraz częściej – wspomina Wołyniaczka.
Niemcy rozpoczęli okupację Ukrainy od eksterminacji Żydów. W tym celu wykorzystali nienawiść jaką wielu Ukraińców żywiło do wyznawców judaizmu. – Niemcy i oddziały Ukraińców zaczęli masowo mordować Żydów od lipca 1941 do zimy a potem trwało to do wiosny 1943 roku. Wszyscy Żydzi szukali ratunku. Polacy ich ratowali. U nas w gospodarstwie przechowywał się Żyd o nazwisku Wolf – mówi pani Alfreda.
W jej w pamięci pozostała straszna scena mordu jakiego dopuszczono się na Żydach w Kowlu.
– Niemcy z Ukraińcami zgotowali Żydom rzeź w Kowlu. Policjantów ukraińskich było stu, a Niemców dowodzących akcją dziesięciu. Do Żydów strzelali Ukraińcy. Niemcy zamknęli w oddzielnych budynkach dorosłych Żydów i ich dzieci. Dzieci tak płakały, że serce pękało z żalu. Nawet niemiecki oficer, który dowodził akcją, zaczął wymiotować i powiedział, że nie da rady już zabijać. Zabrano go do szpitala polowego, ale z Żydów, nikogo nie oszczędzono – wspomina pani Alfreda, na której twarzy, gdy o tym mówi, widać cierpienie.
Pani Alfreda do dziś pamięta słowa wypowiedziane wówczas przez jednego z Ukraińców: „Jak skończymy z Żydami, to potem to samo zrobimy z Polakami”. – I dotrzymali słowa – mówi Alfreda Kołodzińska.
Według jej relacji, wiosną 1943 siepacze z UPA napadali na jej rodzinną wieś Osiecznik. Ojciec pani Alfredy, wraz z innymi polskimi gospodarzami byli na to przygotowani, dlatego odparli ten atak, jednak podczas walk zginęło dziesięciu mężczyzn z Osiecznika. Pozostali przy życiu, wiedząc że Ukraińcy wrócą, zabrali swoje rodziny i schronili się w nieodległej, większej miejscowości Zasmyki. – Tam, w Zasmykach, zgromadziło się kilka tysięcy Polaków. Wieś była strzeżona przez AK. UPA kilka razy próbowało zdobyć Zasmyki, ale oddziały AK były tak sprawne, że banderowcy za każdym razem ponosili klęskę, choć liczebnie było ich o wiele więcej – mówi pani Alfreda.
Rodzina pani Alfredy ocalała, jednak ją samą Niemcy wywieźli, wraz z innymi dziewczętami ze wsi, na przymusowe roboty do Rzeszy. To co działo się później na Wołyniu, zna ona z opowiadań bliskich oraz znajomych. Na robotach przymusowych w Niemczech młoda Alfreda poznała Polaka, tak jak ona – Wołyniaka, a do tego żołnierza AK. Pobrali się. Po wojnie wrócili do Polski i osiedli we wsi Hermanówka położonej blisko Białegostoku. Życie płynęło do przodu, ale ciemne wspomnienia z Wołynia zostały w pamięci. – Mój mąż, który już nie żyje, służył w AK na Wołyniu. Widział tam straszne rzeczy. Opowiadał mi, że raz weszli do stodoły, w której banderowcy mordowali Polaków. Wszystkim obcięli głowy. Z jednej strony leżał stos ludzkich ciał bez głów, a głowy leżały na drugim stosie. Choć znam to tylko z opowieści męża, śni mi się ten koszmar po nocach – mówi pani Alferda Kołodzińska – Nic nie znaczyła dobroć i serdeczność a nawet powinowactwo. Wystarczyło, że jest się Polakiem, to był dostateczny powód wydania przez banderowców wyroku śmierci, nawet na niemowlęta czy niedołężnych starców – wspomina Wołyniaczka.
Pani Alfreda Kołodzińska po wojnie tylko raz, w roku 1998, odwiedziła Wołyń, w tym swój rodzinny Osiecznik. – Ciężko mi było patrzeć na to co tam zastałam. Tylko ruiny i totalna dewastacja. Wszędzie groby rodaków. Całą noc spać nie mogłam. Więcej już tam nie pojadę, bo ciężko to przeżywam – wyznaje pani Alfreda. Po powrocie z wyprawy na Wołyń znów napisała wiersz:
Wciąż wracają wołyńskie wspomnienia
Szumią wołyńskie cierniem
Porośnięte gaje i szumią
Łzami napełnione ruczaje
Adam Białous