Każdy wie, że „szlachta uciskała chłopów”. Tyle, że ten aksjomat nie wyjaśnia, dlaczego chłopi po pierwszym rozbiorze Polski, obdarzeni przez austriackiego cesarza wolnością, uciekali do wciąż istniejącej Rzeczpospolitej.
„Czyż podobna uwierzyć, że wkrótce po przyznaniu wolności swym nowym poddanym w Galicji cesarz [Józef II Habsburg] zmuszony był utworzyć kordon wojskowy wzdłuż granicy, ażeby zapobiec ucieczce dawnych Polaków [chłopów], którzy znużeni wolnością, z jakiej korzystali od tak niedawna [mowa tu o reformach józefińskich lat 80. XVIII w., znoszących poddaństwo chłopów] wracali tłumnie do Polski, aby sprzedać się panom [szlachcie] i wrócić pod jarzmo niewoli”.
Ze zdumieniem notował ówczesny francuski podróżnik Fortia de Piles. Swe rozważania podsumował:
Wesprzyj nas już teraz!
„Oto, jak można odpowiedzieć tym, którzy twierdzą, że wszyscy ludzie stworzeni są do wolności”.
Piekło chłopów
Zwiedzający dawną Rzeczpospolitą obcokrajowcy, którzy przybyli do niej z zachodniej Europy, określali czasem Polskę mianem piekła dla chłopów, a położenie ich samych jako nadzwyczaj mizerne. Często narzucała im się analogia do sytuacji niewolników. Potępiali między innymi to, że władza panów rozciągała się nad życiem chłopa, czy też to, że właściciele mogli bezkarnie współżyć z żonami i córkami swoich poddanych. Nie podobały im się również stosunki pańszczyźniane, które nie pozwalały chłopom z należytą energią dbać o swoje dobro i bogacić się.
Taka właśnie, rysowana w najciemniejszych barwach, narracja historyczna, między innymi dzięki kilku dziesięcioleciom PRL-owskiej propagandy, przeniknęła do zborowej świadomości społeczeństwa polskiego. Dzisiaj każdy wie, że „szlachta uciskała chłopów”. Tyle, że ten aksjomat nie wyjaśnia, dlaczego chłopi po pierwszym rozbiorze Polski, obdarzeni przez cesarza wolnością, uciekali do wciąż istniejącej Rzeczpospolitej, oddając się w niewolę tej „diabelskiej” szlachcie, która ją niby tak bardzo gnębiła.
Czy aby na pewno piekło?
Niektórzy obserwatorzy polskich stosunków społecznych, którzy z jednej strony w tak czarnych barwach rysowali chłopską dolę, z drugiej strony ze zdumieniem konstatowali, że sami chłopi byli całkiem zadowoleni ze swego życia. Na przykład irlandzki lekarz króla Jana III Sobieskiego, Bernard O’Connor, który przebywał u boku monarchy w latach 1693-1694, notował:
„Mimo to jednak chłopi w Polsce urodzeni jako niewolnicy, nie mając żadnego pojęcia o wolności, są zadowoleni z życia. W Kurlandii są oni tak samo poddani właścicielom ziemskim, jak w Polsce, i w obu tych krajach panowie są niemal uwielbiani. Ich niewolnicy kochają ich i chętnie biją się za nich, a wszystko co posiadają, jest całkowicie do dyspozycji panów”.
Z kolei Francuz Gaspard de Tende, były dworzanin polskiego króla Jana Kazimierza Wazy, w latach 80. XVII wieku pisał:
„Wydawałoby się, że chłopi polscy powinni uważać się za najbardziej nieszczęśliwych ludzi. Jako niewolnicy, zmuszani są do pracy przez całe życie bez nadziei na choćby jeden dzień wytchnienia. Jednakże nie zdają sobie oni sobie sprawę, że ludzie ich stanu mogą mieć lepszą dolę, za młodu widzieli, że tak samo obchodzono się z ich ojcami, a ponadto mają przynajmniej zawsze z czego żyć”.
Ta ostatnia uwaga jest kluczem do zrozumienia mentalności i postawy chłopów polskich. Wspomniany na początku Fortia de Piles, któremu tak trudno było uwierzyć dlaczego obdarzeni przez cesarza wolnością chłopi uciekali do Polski, notował:
„Ci nieszczęśliwi mówili: Jeżeli mój dom się spali, jeżeli moje bydło padnie, będę zrujnowany i umrę z głodu, podczas gdy w Polsce mój pan odbuduje mi dom i da mi inną krowę i świnię; ma on interes w tym, aby mnie utrzymać, natomiast mój nowy władca, dla którego nie pracuję, pozwoli mi umrzeć nie troszcząc się o mnie”.
Nie ma chyba lepszego przykładu potwierdzającego pogląd, że to „byt kształtuje świadomość”.
Europa w szponach głodu
Mieszkańcowi Europy XXI w., zwłaszcza młodemu, któremu nigdy w życiu nie brakowało jedzenia, trudno sobie wyobrazić, że nasz kontynent jeszcze do niedawna był systematycznie nękany wprost niewyobrażalnymi klęskami głodu. Dotykały one różne kraje w różnym stopniu. Bardziej te, które miały wyższą gęstość zaludnienia, czyli kraje Europy zachodniej. Tak na przykład w północnej Italii, czyli w jednym z najbardziej cywilizowanych, a jednocześnie najbardziej zaludnionych rejonów Europy, promieniujących swą kulturą na inne jej części, raport z 1767 roku stwierdzał, że w ciągu 316 lat poprzedzających ten rok, 111 z nich było latami klęsk głodowych, a tylko 16 było latami dobrych zbiorów. Z kolei Francja, przez wieki najludniejszy kraj Europy, doświadczyła ogólnokrajowych klęsk głodu:
10 w X wieku
26 w XI wieku
2 w XII wieku
4 w XIV wieku
7 w XV wieku
13 w XVI wieku
11 w XVII wieku
16 w XVIII wieku
To zestawienie pomija setki lokalnych głodów.
Jak niszczące były to klęski świadczy kilka przykładów. W latach 1692-1694 we Francji zmarło około 2 mln ludzi, czyli około 10 proc. populacji tego kraju. W latach 1696-1697 w Finlandii, będącej wówczas częścią państwa szwedzkiego, zmarło około 30 proc. populacji. We wschodnich Prusach, w latach 1708-1711 zmarło 250 tys. ludzi, czyli 21 proc. populacji. W Irlandii w 1740 roku zmarło mniej więcej 400 tys. ludzi, czyli około 38 proc. populacji. A w Polsce?
Oaza dobrobytu
Polska na tle Europy zachodniej prezentowała się nadzwyczaj dobrze. Bardzo duża powierzchnia kraju, w połączeniu z niższą gęstością zaludniania, dość dobrą glebą (w niektórych prowincjach była ona najlepsza w Europie!), nawet przy niższym poziomie rozwoju naszego rolnictwa w stosunku do przodujących krajów Europy zachodniej, powodowały, że do końca istnienia Rzeczpospolitej, produkowaliśmy więcej żywności, niż to było potrzebne do zaspokojenia własnych potrzeb. W dobrych latach eksportowano ją. W latach złych zbiorów było jej wciąż tyle, że zaspokajała podstawowe potrzeby społeczeństwa. Rzeczpospolita właściwie nie zaznała ogólnokrajowej klęski nieurodzaju. Doświadczała co prawda klęsk lokalnych, ale to było nic, co by można porównać do tego, co się równolegle działo w różnych krajach Europy zachodniej. Polska miała jeszcze jeden atut w dłoni – ustrój społeczny. Kraj feudalny, kraj w którym chłop był własnością swojego pana, był również krajem, w którym ten pan czuł się odpowiedzialny za swoich ludzi. Wspomagał ich więc, gdy ci byli w potrzebie. Jak to wyglądało w praktyce?
Weźmy na przykład rok 1740, czyli ten czas, gdy gwałtowne i długotrwałe ochłodzenie dotknęło Europę. Gdy w Irlandii masowo umierali ludzie, proboszcz podtatrzańskiego Jazowska notował:
„Zima była strasznie ciężka, mroźna, w śniegi zbyteczne obfita, tak dalece, że na potkaniu z ciężkością rozminąć się było. Ta zima trwała przez długi czas z wielkiem uprzykrzeniem ludziom, dla wyzimowania bydła, którego wiele i w wielu miejscach od głodu pozdychało. […] Dla długiej zimy, ludzie karmiąc bydlęta ziarnem, sami potem jak siać, tak i jeść nie mieli co.
Osobliwa tylko łaska stała się w tym roku […] Adam Komorowski […] będąc dzierżawcą wsi tutejszej Jazowska, in supplementumgromady dał złp. 2000. Z tych tedy pieniędzy wielu poddanych utrzymało się zasiawszy sobie”.
Polski chłop z pewnością nie żył w raju. Ale „miał przynajmniej zawsze z czego żyć”. To poczucie bezpieczeństwa w tak ciężkich czasach było dla niego ważniejsze od wolności. Dzięki opisanym tu stosunkom społecznym, gdy tylko Polskę nie niszczyła któraś z kolejnych wojen, liczebność populacji gwałtownie rosła. Dzisiaj moglibyśmy tylko pomarzyć o takim wzroście demograficznym, którym cechowało się na przykład półwiecze 1718-1768, kiedy to liczba mieszkańców Rzeczpospolitej mniej więcej podwoiła się. Dzisiaj, w drugiej dekadzie XXI wieku Polacy powszechnie uważają, że w tak niepewnych czasach, w którym przyszło nam żyć, gdy w każdej chwili można stracić pracę, nie mogąc liczyć na efektywną pomoc państwa, nie stać ich na sprowadzanie na ten świat dzieci. Przez to liczba mieszkańców naszego kraju zamiast rosnąć, spada. Pod jednym względem przypomina to Francję XVIII wieku, w której, jak notował historyk Aleksander Świętochowski:
„Wieśniacy przestali zawierać małżeństwa, gdyż – jak mówili – nie chcą płodzić nieszczęśliwych”.
Kraj ten jest zresztą znakomitym przykładem pokazującym, że ucisk chłopa polskiego był i tak stosunkowo umiarkowany.
Oświecona Francja
W mało którym europejskim kraju XVIII wieku chłopi byli tak wyzyskiwani, jak w ówczesnej Francji. Wspomniany Świętochowski charakteryzował sytuację w tym państwie następująco:
„W najpiękniejszej okolicy Francji – według Rousseau – wieśniak kryje swój chleb i wino przed poborcami, gdyż byłby zgubiony, gdyby się dowiedziano, że on nie umiera z głodu. W niektórych prowincjach zabijano na drogach kobiety niosące chleb. Biskup szartryjski, zapytany przez króla, jak u niego żyje lud, odrzekł, że ludzie jedzą trawę jak owce i giną jak muchy. Biskup Massillon pisał do Fleury’ego: Ludność naszych wsi żyje w okropnej nędzy… Większość przez pół roku nie ma chleba jęczmiennego i owsianego, który stanowi jedyne ich pożywienie i który muszą odejmować od ust swoich i dzieci, ażeby zapłacić podatki… Murzyni naszych wysp są nieskończenie szczęśliwsi, gdyż za pracę otrzymują żywność i odzież dla siebie i swoich dzieci. Wieśniacy przestali zawierać małżeństwa, gdyż — jak mówili — nie chcą płodzić nieszczęśliwych. Nie można ich było nawet używać do pracy, gdyż przy każdej mdleli z osłabienia głodowego. W niektórych okolicach wieśniacy ścinali zielone zboże i suszyli w piecu, gdyż głód nie pozwalał im czekać dojrzałego plonu; gdzie indziej leżeli ciągle w łóżku, ażeby go znieść łatwiej. Anglik, Artur Young, podróżujący po Francji, widział ludność wychudzoną, skarlałą i tak zestarzałą w głodzie, że pewna kobieta, którą on uważał za staruszkę siedemdziesięcioletnią – tak była pomarszczona i zgarbiona – wyznała, że ma dopiero 24 lata. Prawie wszystkie dzieci umierały z powodu braku mleka w piersiach matek, a te, które ocalały, skutkiem złego pożywienia wyglądały jak kobiety brzemienne.
Zdziercą może jeszcze okrutniejszym od pana był fiskus (skarb państwa), który opodatkowywał nie tylko posiadaczów czegoś, ale również nie posiadających nic oprócz pary rąk do pracy. Jeżeli w jakiejś wsi poborcy dostrzegli chłopów otyłych lub pióra z zabitego drobiu, natychmiast podnoszono jej podatki. Pewien pan postanowił pokryć dachówką domy swoich poddanych; przestraszeni błagali go, ażeby pozostawił na dachach słomę, gdyż inaczej fiskus niewątpliwie podwyższy im podatki”.
Opinię polskiego historyka potwierdzają osiemnastowieczni podróżnicy. Na przykład Johann Georg Fisch, który wizytował Langwedocję, w 1790 roku pisał:
„Nazbyt dobrze wiadomym jest, że wieśniacy w całej Francji są bardzo biedni, również tu, na łonie najbogatszej i najurodzajniejszej natury”.
Wtórował mu Friederike Brun, który w 1791 roku podróżował przez południową cześć tego kraju:
„Lud wygląda biednie i na niedożywiony, i ta smutna bladość i marne odzienie mieszkańców zmartwiło nas zważywszy na kontrast z błogosławieństwem dobrze zagospodarowanej ziemi”.
Jak widać, główną przyczyną nieszczęść ludu francuskiego było nadmierne obciążenie go podatkami i brak między szlachtą a chłopstwem takich więzów jak w Polsce. Formalna wolność w tej sytuacji była tylko pustym słowem. Czy więc rzeczywiście nie lepiej żyło się chłopom polskim, którym, jak to w 1744 roku notował Anglik Thomas Salmon:
„Ich panowie pozostawiają wystarczająco środków do utrzymania się i swoich rodzin, i którzy rzadko są doprowadzani do takiej nędzy, do jakiej często doprowadzani są nasi pożałowania godni farmerzy i wieśniacy?”.
Pod zaborami
Upadek Rzeczpospolitej zdaniem historyków nie oznaczał natychmiastowej poprawy, lecz przeciwnie, pogorszenie sytuacji chłopa polskiego. Jerzy Topolski na przykład stwierdził:
„Ogólnie – w stosunku do czasów polskich – położenie chłopów, mimo pewnych uregulowań prawnych, nie poprawiło się, a raczej pogorszyło ze względu na zwiększenie ucisku podatkowego oraz pobór do wojska”.
Z kolei Andrzej Jezierski i Cecylia Leszczyńska o sytuacji w zaborze rosyjskim pisali:
„Zaostrzyło się poddaństwo chłopów. Pojawiła się wzorem rosyjskim sprzedaż chłopów bez ziemi. Wieś objął pobór rekruta”.
A w zaborze austriackim:
„Wprowadzono służbę wojskową dla chłopów. Początkowo trwała ona dożywotnio, a następnie została skrócona do 20 lat. W armii austriackiej w czasie wojen napoleońskich służyło około 100 tys. polskich chłopów”.
Było to około 13-14 proc. nadających się do noszenia broni wieśniaków. Jeśli któryś z nich miał „szczęście”, to kończył jako kaleka i żebrak. Przypomnieć tu trzeba, że w Rzeczpospolitej nie było przymusowego poboru chłopów do wojska. Wojsko polskie i litewskie tworzono z ochotników. Jeszcze za jej istnienia, to do Polski właśnie uciekali dezerterzy na przykład z armii pruskiej, w której nawet na tle ówczesnych norm żołnierza traktowano nadzwyczaj brutalnie.
Sytuacja chłopów w Europie XIX wieku z czasem uległa znaczącej poprawie. Wszędzie. Także i na terytoriach byłej Rzeczpospolitej. Ale zanim to nastąpiło, los chłopa polskiego gwałtownie się pogorszył. Nie ma się więc co dziwić „sierotom po Rzeczpospolitej”, które po pierwszym rozbiorze zamiast cieszyć się formalną poprawą swojego statusu, uciekały do Polski pod opiekuńcze skrzydła szlachty.
Dr Radosław Sikora