8 września 2022

Skąd ta nienawiść do monarchii?

(Zamach na portugalską rodzinę królewską. Lizbona 1908. By Le Petit Journal (Bibliotheque nationale de France) [Public domain], via Wikimedia Commons)

Dzisiaj wrogowie tradycyjnego ładu swoim głównym wrogiem uczynili rodzinę i małżeństwo. Kiedyś, gdy proces niszczenia porządku był znacznie mniej zaawansowany niż obecnie, na celowniku rewolucjonistów znajdowała się przede wszystkim monarchia. Jej wrogowie potrafili dopuścić się nie tylko oszczerstw, ale i zbrodni. Dlaczego?(Przypominamy tekst opublikowany w 2018 r.)

 

1 lutego roku 1908 dwaj portugalscy republikanie, wrodzy monarchii aktywiści ze środowisk powiązanych z masonerią, przeprowadzili zamach terrorystyczny w Lizbonie. Alfredo Costa i Manuel Buiça zamordowali króla najwierniejszego (tytuł przysługujący portugalskim monarchom) Karola I Dyplomatę oraz jego najstarszego syna i następcę tronu – Ludwika Filipa. Królowej Amelii nic się nie stało, zaś Manuel (młodszy z książąt) odniósł niewielkie obrażenia.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Niespełna 19-letni książę, już jako Manuel II (później uzyska przydomek Patriota), przejął władzę w niespokojnej ojczyźnie, będąc zastraszonym śmiercią bliskich niedoświadczonym politycznie młodzieńcem. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie i tragicznie. Po niespełna półtora roku siły masońsko-republikańskie oraz socjalistyczne obaliły prawowitą monarchię katolicką Bragançów, a w kraju zapanował postępowy i antyklerykalny terror znany między innymi za sprawą historii objawień fatimskich. Uprzykrzający życie trójce pastuszków w roku 1917 reżim powstał bowiem właśnie na fali rewolucji roku 1910.

 

„Republika, do której autorstwa zupełnie słusznie i jawnie przyznawał się Portugalski Wielki Wschód, całą siłę aparatu państwowego skierowała przeciwko religii katolickiej do tego stopnia, że niektóre pomysły (na przykład poddanie użytkowników budynków kościelnych władzy świeckich komisji do spraw kultu) wyprzedzały praktyki bolszewickie, a życie religijne stało się de facto i częściowo de iure nielegalne” – pisał o stworzonej przez masonów Pierwszej Republice Portugalskiej na łamach „Pro Fide Rege et Lege” w roku 2000 prof. Jacek Bartyzel.

 

Los katolickiej monarchii w Portugalii nie jest jednak niestety wyjątkiem. Najlepiej znanym przejawem zbrodniczej działalności republikańskiej jest ścięcie króla Francji Ludwika XVI, a powstała później lista obalonych czy zamordowanych władców i zburzonych tronów jest bardzo długa.

 

Dlaczego prawowita władza królewska była nienawidzona przez tak wielu, w konsekwencji czego niemal na całym świecie rewolucjoniści rozprawili się z katolicką monarchią? Czy chodziło wyłącznie o osobiste ambicje i plany stworzenia na gruzach królestwa folwarku własnej koterii? Odpowiedź wydaje się znacznie bardziej skomplikowana, by nie powiedzieć – mroczna.

 

Rewolucjoniści nienawidzili monarchii z powodu uosabiania przez nią niebiańskiego ładu opartego na hierarchii. A więc chcąc wprowadzić w miejsce porządku chaos, postanowili uderzyć w instytucję ściśle związaną z tym ładem, a wręcz ów ład konstytuującą. Likwidacja tronów okazała się dla ich plugawych celów konieczna, bowiem jak długo istniał podział na króla i poddanych, (a więc podział stawiający tamę ludzkiej pysze – drugiej obok namiętności motywacji rewolucyjnej) – tak długo dalszy postęp dewastacji ludzkich serc i umysłów napotykał  siły hamujące. Siły kontrrewolucyjne.

 

Egalitarny, równościowy duch wrogów ładu, nie mógł również znieść faktu, że – opierając się na podziale świętego Augustyna – państwo ziemskie (civitas terrena), chociaż nie osiągnie nigdy ideału państwa Bożego (Civitas Dei), to poprzez hierarchiczny, a więc miły Bogu porządek, a także moralność życia publicznego i osobistą pobożność władcy, zbliża się do celu jako państwo uświęcone (civitas terrena spiritualisata). Wrogowie ładu – „dziwnym” trafem zwykle powiązani z osobistymi wrogami Stwórcy – postanowili więc zdesakralizować całą przestrzeń publiczną. A i do dzisiaj wszelkie przejawy wyznawania Wiary poza domowym zaciszem wywołują u nich histeryczny jazgot.

 

„Pycha prowadzi do znienawidzenia wszystkiego, co jest wyższe, a więc do stwierdzenia, że nierówność sama w sobie, na wszystkich płaszczyznach, a zwłaszcza na płaszczyźnie metafizycznej i religijnej, jest złem. To egalitarny aspekt Rewolucji. Z kolei zmysłowość sama z siebie dąży do obalenia wszelkich barier. Nie akceptuje żadnych hamulców i prowadzi do buntu przeciwko każdemu autorytetowi i każdemu prawu, czy to boskiemu, czy ludzkiemu, kościelnemu czy świeckiemu. Jest to liberalny aspekt Rewolucji” – pisał w swoim opus magnum „Rewolucja i kontrrewolucja” brazylijski myśliciel katolicki Plinio Corrêa de Oliveira.

 

Katolicka monarchia była wrogiem siewców chaosu, dopóki mogła mienić się naprawdę katolicką, dopóki trwała przy fundamentalnych zasadach ładu. Istnienie dynastycznych skansenów i „władców” zajmujących się li tylko propagowaniem zdrowego stylu życia, nie stoi na drodze ruchu dążącego do wywrócenia wszystkiego, co niegdyś uznawano za rzecz tak normalną, że nawet niepodlegającą dyskusji. Dlatego też istnieją we współczesnej Europie ustrojowe fasady monarchiopodobne, w których król (zresztą mało kiedy katolicki) dawno przestał sprawować władzę i dbać o wieczne zbawienie poddanych.

 

Dzisiejsi monarchowie-katolicy np. w Hiszpanii czy w Belgii – choć określanie ich tym mianem sprawia, że zgrzytają zęby – akceptują ustawy o zabijaniu starszych, słabszych i schorowanych poddanych, milczą, gdy krzywda dzieje się dzieciom mordowanym w łonach matek, uśmiechają się do homoseksualnych jawnogrzeszników lub rezygnują z chrześcijańskich odniesień podczas koronacyjnego ceremoniału, aby zadowolić bożka laicyzmu i lud, traktowany tak jak partie traktują elektorat. Skoro tacy są współcześni królowie-katolicy, to czegoż dopiero spodziewać się po koronowanych heretykach?

 

Monarchia wprzęgnięta w rydwan rewolucyjnej dewastacji ludzkich serc i umysłów jest już monarchią tylko w sensie politologicznym, formalnym i administracyjnym. Różni się od laickiej republiki jedynie brakiem wyborów głowy państwa. Nie ma natomiast mowy o istnieniu monarchii w sensie moralnym, gdy król prowadzi państwo w oparciu o zasady wiary katolickiej i pryncypia cywilizacji europejskiej.

 

Wedle zasady katolickiej istnieją dwa rodzaje legitymizmu: jest legitymizm krwi; drugim jest zaś, znacznie ważniejszy niż ten pierwszy, legitymizm wiary. Król jest dla swoich poddanych kimś na kształt ojca. Jeżeli demoralizuje swoich poddanych, to mimo iż jest legalnie rządzącym królem, traci prawo do korony. Brak mu legitymizmu wiary – mówił w jednym z wywiadów brazylijski tytularny następca tronu książę Bertrand Orleański-Bragança, daleko spokrewniony z zamordowanymi 110 lat temu Bragançami portugalskimi. Bertrand Brazylijski również zwraca uwagę na ścisłą łączność między stanem cywilizacji chrześcijańskiej a istnieniem monarchii.

 

Chociaż niektórzy współcześni rojaliści starają się o tym nie pamiętać, to nie istnieje inna droga do przywrócenia prawowitych monarchii, jak renowacja chrześcijańskiego ładu we własnym sercu, potem w sercach bliskich, a następnie w swoim narodzie i ludach całego świata. Żaden z monarchistów nie chce chyba na tronie „króla laickiego”, nieróżniącego się nie tylko od współcześnie panujących, ale również wszystkich liberalnych prezydentów, szczególnie, że – jak mówił książę Bertrand – „władca godny tego tytułu musi być władcą katolickim”, a „władca niekatolicki nie jest godny miana władcy”.

 

 

MW

 

 

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij