Na polecenie przewodniczących obwodowych komisji wyborczych nr 82 i 83 w Krakowie z sali, w których odbywa się głosowanie w tzw. euro-wyborach zostały zdjęte krzyże. Mimo interwencji obywateli stolicy Małopolski symbole Kościoła Katolickiego nie zostały przywrócone. Same przewodniczące nie były w stanie wyjaśnić motywów swojej decyzji.
O sprawie portal PCh24.pl został poinformowany przez Pana Krzysztofa Wojakowskiego, z którym się skontaktowaliśmy.
– Komisje o numerach 81, 82, 83 i 84 znajdują się w czterech salach budynku Szkoły Podstawowej z Oddziałami Integracyjnymi Nr 107 przy ulicy Zdrowa 6 w Krakowie. Jestem członkiem komisji nr 81. W komisjach 82 i 83 przewodniczącymi są matka i jej córka. Te panie zarządziły obligatoryjnie, że z sali mają zostać ściągnięte krzyże, ponieważ są to symbole religijne. Tak też się stało – krzyże zostały ściągnięte – podkreślił nasz rozmówca.
Wesprzyj nas już teraz!
– Jako obywatel miasta zainterweniowałem i zapytałem, dlaczego krzyże zostały ściągnięte. W odpowiedzi usłyszałem, że stało się to na ich polecenie i tyle. Kiedy zapytałem „Dlaczego?”, odpowiedź brzmiała „Bo tak” i było to jedyne konkretne „uzasadnienie” tej decyzji. Później wspominano o jakimś fikcyjnym zarządzeniu w tej sprawie i o… łamaniu ciszy wyborczej – dodał.
Wojakowski zwrócił uwagę, że krzyże mają prawo tam wisieć. Przypomniał on, że wyrok w tej sprawie wydał Sąd Najwyższy już w 2010 roku oraz że krzyże nie naruszają ciszy wyborczej, na co przewodniczące komisji zareagowały histerycznie, a nawet agresywnie. – Zaczęła na mnie krzyczeć i się awanturować „jakim prawem podważam ich decyzje i zwracam im uwagę?” – zaznaczył.
Na tym sprawa się nie skończyła. Nasz rozmówca zadzwonił na policję z prośbą o interwencję. Niestety, jak nam relacjonował „nadkomisarz ustami swoich podwładnych poinformował, że interwencji policji w tej sprawie nie będzie. – Jeśli chcemy to możemy zgłosić w poniedziałek w komisariacie na Strzelców naruszenie uczuć religijnych i nic więcej. Policjant wyraźnie powiedział, ze działa na polecenie przełożonego. Nie może wysłać patrolu, ponieważ takie dostał polecenie – wyjaśnił.
Co ciekawe niedługo potem do Krzysztofa Wojakowskiego podeszło dwóch dobrze zbudowanych panów około czterdziestki. – Pytali jak się nazywam i o inne sprawy. Moim zdaniem była to klasyczna próba zastraszenia. Mam już prawie 60 lat i doskonale pamiętam zadymę 1989 roku. Zastraszyć się nie dam – podkreślił nasz rozmówca.
– Jako obywatel mam prawo żądać, żeby krzyże tam wisiały. W Krakowie nie podjęto w tej sprawie żadnej uchwały. Musimy reagować w takich sprawach. Jeśli dzisiaj pozwolimy na z pozoru nieistotny incydent, czyli zdjęcie krzyża, to za chwilę zażądają czegoś innego, potem jeszcze czegoś i jeszcze czegoś. Bitwy toczą się lokalnie i musimy w nich brać udział, bo to walka która trwa realnie na naszych oczach i z naszym udziałem. Musimy walczyć tu, w tym konkretnym miejscu i tym konkretnym czasie. Jeśli nie zareagujemy, jeśli się cofniemy oddajemy pole, a oni idą dalej – podsumował Krzysztof Wojakowski.
Źródło: PCh24.pl
TG