Postkomuniści uderzą z całą mocą, ponieważ przez lata wykształcili legion swoich zwolenników. Zapewne większość nauczycieli (i nie tylko) chętnie potwierdzi, że ma w sobie lewicową wrażliwość, że wzrusza ich los mniejszości, że denerwuje ich „zacofanie” i „zaściankowość” Kościoła katolickiego. Ludzie, którzy już zostali sformatowani przez marksizujące uniwersytety i media, są naturalnymi sprzymierzeńcami zachodzących dziś zmian – mówi profesor Tomasz Panfil w rozmowie z PCh24.pl.
Szanowny Panie Profesorze, nowa władza daje coraz jaśniej do zrozumienia, że podczas jej kadencji w Polsce nie będzie miejsca dla Żołnierzy Wyklętych i wielu innych bohaterów przelewających krew za Boga, honor i Ojczyznę. Gdyby miał Pan wskazać konkretną postać, która będzie wyznacznikiem nowej polityki historycznej rządu Donalda Tuska, to kto by to był? Kto będzie teraz „narodowym bohaterem”?
Wesprzyj nas już teraz!
Wojciech Jaruzelski.
Dlaczego?
Ponieważ całe podejście do historii najnowszej obecnego układu rządzącego można zobrazować zdaniem towarzysza generała. Jaruzelski, jak większość zapewne pamięta, powiedział: – Jeśli uznamy Kuklińskiego za bohatera, to znaczy że my wszyscy jesteśmy zdrajcami.
Prosta konstrukcja logiczna: znaczna część obecnej władzy wywodzi się z internacjonalistycznego obozu lewicowego, czyli – mówiąc wprost – od komunistów. Ci zaś, jako internacjonaliści, za swoich największych wrogów uznali, – całkiem słusznie i logicznie, patriotów – czyli tych, którzy walczą o niepodległe państwa; tych, którzy uznają, że narody mają prawo żyć w stworzonych przez siebie państwach; tych, którzy odrzucali całą obłędną frazeologię o internacjonalizmie i wszechświatowym państwie socjalistów czy komunistów. Więc to oni – patrioci – są przez komunistów zabijani, eliminowani z życia ze szczególnym zapałem i szczególną gorliwością. Tak właśnie postępował Jaruzelski.
Teraz spójrzmy na to, co objawili przedstawiciele nowej władzy. Będą oni wykreślać z programów nauczania historii wrogów swych przodków – biologicznych i ideologicznych – narodowych polskich patriotów – tych, którzy walczyli o Polskę wolną, o Polskę narodową przeciwko uznającym na różnych etapach historii, że Polska istnieć nie powinna i równie dobrze Polacy mogą się roztopić w żywiole germańskim, moskiewskim, europejskim…
Czy chce Pan powiedzieć, że nie jest tak, jak się nam to wmawia, że to co robi władza, to zwykła „nawalanka” partyjna – skoro PiS promował Żołnierzy Wyklętych, to teraz my ich wykreślimy –tylko chodzi o realizację „ideałów” głoszonych przez Marksa, Engelsa, Gramsciego, Spinelliego etc.?
To przekonanie może być niebezpieczne, bo banalizuje i zafałszowuje rzeczywistość. Moim zdaniem jest to kolejna odsłona wojny ideologicznej, która się toczy co najmniej od połowy XIX wieku, jeśli nie dłużej. Tu w ogóle nie ma znaczenia, jak się nazywają kolejne hipostazy partii narodowych czy partii międzynarodowych; partii nacjonalistycznych czy internacjonalistycznych. To jest walka między ideologią i ideą – między ideologią komunistyczną a ideą narodową, między agresywnym materializmem, a wiarą w Boga-Zbawiciela.
Idea narodowa obecna w historii praktycznie od zawsze, od kiedy możemy mówić o narodach, głosi, że narody, by skutecznie dbać o własne interesy tworzą państwa. I rzeczywiście tak jest. Jak spojrzymy na historię, to zobaczymy, że od początku XIX w. państwa były tworzone przez narody. Z wyjątkiem tych, które powstały dzięki ideologii rewolucyjnej, czyli na przykład Związku Sowieckiego. ZSRS był państwem ponadnarodowym, został utworzony przez komunistów, którzy negowali narodowość jako czynnik dominujący. Komuniści przesuwali narodowość jak mało istotną do nadbudowy, a bazą miały być interesy klasowe.
Można więc mówić, że to jakaś kolejna odsłona wojny partyjnej w Polsce, ale to nieprawda, czy też niepełna prawda. Nie o to jednak chodzi. To, co się dzieje, jest – powtórzę raz jeszcze – walką ideologii z ideą. To zmaganie toczy się na wielu płaszczyznach, w wielu sferach, co najmniej od połowy XIX wieku.
Nie lepiej w związku z tym powiedzieć, że jedynym poważnym człowiekiem, jedynym poważnym bohaterem w dziejach ludzkości był Karol Marks, o czym można się przekonać w brukselskim Muzeum Historii Europy?
Dla grupy ideologów bazujących na koncepcji państwa ponadnarodowego, wielonarodowego, internacjonalistycznego, klasowego; państwa światowego i świeckiego, państwa bez granic, Marks niewątpliwie jest wzorem i bohaterem. Co jest o tyle ciekawe, że pod koniec XX wieku wydawało się, że ideologia marksistowska skompromitowała się ostatecznie. Tymczasem, jak widzimy, marksizm odżył z jeszcze większą siłą niż w czasie zimnej wojny.
Dlaczego?
Ponieważ został odmieniony przez Gramsciego. Włoski komunista de facto zweryfikował koncepcję marksistowsko-leninowską i stwierdził, że obydwaj jej twórcy mylili się uznając za bazę ekonomię. To właśnie na ekonomii, na koncepcji walki o przechwycenie wartości dodanej, na koncepcji walki o środki produkcji Marks, Engels i Lenin chcieli zbudować rewolucję proletariacką. Gramsci zaś stwierdził, że nie ekonomia jest bazą, tylko jest nią kultura. Jeżeli chce się dokonać skutecznej rewolucji i przebudowy społeczeństw, to należy walczyć nie o przechwycenie środków produkcji, tylko przechwycenie uniwersytetów, szkół, ośrodków kultury, mediów etc. Koncepcja strategii rewolucji została ta sama, Gramsci gruntownie zmienił taktykę.
To Gramsci stwierdził, że jeśli rewolucja marksistowska ma zwyciężyć, jeżeli ma powstać nowe społeczeństwo, nowy wszechświatowy organizm, to należy walczyć o przechwycenie kultury i edukacji. Obecnie dokładnie to obserwujemy w Polsce.
Tylko dlaczego to się udaje?
Bo to trochę tak jak w siatkówce – zwyciężają ci bardziej cierpliwi.
Jak to jest, że my wszyscy twierdzimy, iż wiemy, jak oni działają, ale nie umiemy odpowiednio skontrować, zareagować na marksistowski długi marsz przez instytucje?
Marsz przez instytucje trwa co najmniej od 1968 roku. Kiedy zorientowaliśmy się, że odnosi sukcesy, to było już za późno na skuteczną reakcję, ponieważ zostały przejęte uniwersytety i media. To one kształtują współczesnego człowieka w duchu starej – nowej ideologii, którą jedni nazywają lewactwem, inni neo-liberalizmem, a w gruncie rzeczy mamy cały czas do czynienia z marksistowskim bolszewizmem, tyle tylko, że mądrzejszym.
Mimo wszystko nie słyszałem o jakiejś konkretnej próbie zatrzymania komunistów w ich marszu przez instytucje…
Lewicowy marsz, jak powiedziałem, zaczął się co najmniej w roku 1968. Środowiska konserwatywne, środowiska tradycyjne zrozumiały, co się dzieje 30 – 40 lat później, kiedy już było zbyt późno. Uniwersytety, wiodące media etc. zostały nie tyle przejęte, co „nawrócone” na ideologię komunistyczną. Nie lewicową, bo lewicowy był np. PPS. Tutaj mamy do czynienia z komunizmem!
Tak jak mówiłem, zmieniło się pojęcie bazy a jej marksistowsko-leninowskie rozumienie jest absolutnie kluczowe.
Marks i Lenin twierdzili, że byt kształtuje świadomość; byt jako element bazy. Dokładnie to samo mamy obecnie – baza kształtuje świadomość, tylko że tą bazą są gazety, telewizje, portale internetowe, uniwersytety etc. To one kształtują świadomość.
Kształtowanie świadomości siłą rzeczy musi być procesem długotrwałym, wielokierunkowym, wielowątkowym i wielopłaszczyznowym. Nie da się odwrócić tego procesu kontratakując sporadycznie i miejscowo. Polityka konserwatywna oparta na wolności człowieka z natury rzeczy jest polityką reaktywną, to znaczy – jedynie reaguje ona na negatywne zjawiska i, co gorsza, reaguje punktowo. Podam przykład: zbliża się 1 marca. Udało się środowiskom tradycyjnym, środowiskom narodowym wprowadzić do zbiorowej pamięci koncepcję Żołnierzy Wyklętych i powiązać ich pozytywnie z walką o Polskę. To był jednak tylko jeden mały przyczółek. Środowiska konserwatywne nie kontratakowały w kwestii przejmowania gazet, w kwestii przejmowania mediów. Nie kontratakowały w kwestii odpolitycznienia uniwersytetów, które stały się placówkami walczącymi o nowe, komunistyczne społeczeństwo.
Działania w jednym punkcie, działania w jednej wąskiej sferze nie są w stanie zatrzymać komunistycznego marszu przez instytucje, który jest nie tylko długi, ale i totalny. Nawet jeśli komuniści zostaną powstrzymani w jednym punkcie, to za chwilę okaże się, że to za mało, że to nic nie znaczy, bo i tak zostaniemy okrążeni przez maszerujące niepowstrzymanie naprzód inne komponenty tego marszu.
Nikt nie próbuje tego powstrzymać, bo może nawet nikt nie jest w stanie to uczynić. A może nawet nie do końca środowiska konserwatywne tego chcą…
Zjawiska, które trwa ponad 50 lat, nie da się powstrzymać z dnia na dzień. Nie da się go powstrzymać w tydzień, miesiąc, rok, 4 lata etc., nawet jeśli przeciwdziałanie byłoby kompleksowe i globalne.
Czy można powiedzieć, że nowi komuniści będą teraz działać w Polsce z jeszcze większą mocą, ponieważ mają ogromne zaplecze „rąk do pracy” wyhodowanych przez media, uniwersytety etc.?
Tak. Oni uderzą z całą mocą, ponieważ przez lata wykształcili legion swoich zwolenników. Zapewne większość nauczycieli – i nie tylko -potwierdzi, że bliska jest im lewicowa wrażliwość, że wzrusza ich los prześladowanych mniejszości, że denerwuje ich zacofanie i zaściankowość Kościoła katolickiego, więc siłą rzeczy tacy ludzie, którzy już zostali sformatowani przez uniwersytety i media są naturalnymi sprzymierzeńcami tych zmian. I wcale nie jest ważne, że w wielu przypadkach krzywdy są rzekome, prześladowania nie istnieją. Ważne, że media o nich mówią. Fakty medialne wygrywają z prawdą.
Jestem absolutnie przekonany, że środowisko nauczycielskie ze znacznie większym zapałem zacznie wdrażać zmiany zaproponowane przez nową władzę niż modyfikacje proponowane wcześniej, jak chociażby nauczanie Historii i Teraźniejszości. Jest w tym również element taktyczny: każda władza, a zwłaszcza władza bazująca na narzędziach inżynierii społecznej woli, kiedy materiał obrabiany jest bardziej podatny na obróbkę. Znacznie łatwiej rzeźbi się w miękkim drewnie lipowym niż w twardym dębie. W związku z tym trzeba zmiękczyć ten materiał -czytaj: elektorat – , ogłupić, odebrać zdolność logicznego myślenia, wyeliminować ze szkół i uniwersytetów te elementy, które uczą wciąż jeszcze samodzielnego myślenia, tworzenia łańcuchów przyczynowo-skutkowych, wyciągania wniosków z informacji, logiki, postrzegania całościowego, a nie tylko wycinkowego.
Temu mają służyć proponowane przez obecny rząd zmiany – urabianiu społeczeństwa, aby było bardziej podatne na inżynierię społeczną. Nie wolno więc uczyć o niezłomnym Zawiszy Czarnym, a już zwłaszcza nie wolno przywoływać opowieści o jego śmierci, ponieważ okazałoby się, że był on wierny danemu słowu. Zawisza Czarny nie był koniunkturalistą, nie zmieniał przynależności partyjnej, nie mówił: „w imię własnych interesów teraz zostanę Turkiem”, etc. Zawisza Czarny zginął w imię lojalności, wierności danemu słowu, walcząc o ideały. Nie o ideologię – o ideały!
To samo, przeskakując kilkaset lat do przodu, odnosi się do kolejnego materiału, który ma zostać usunięty z podstawy programowej – wątku dzieci we Wrześni. Polskie dzieci strajkowały i cierpiały w obronie nauki religii po polsku, w obronie swobody odmawiania modlitwy „Ojcze nasz” w ojczystym języku. Czyli, z punktu widzenia ideologów długiego marszu, popełniły największy grzech – upierały się przy modlitwie katolickiej odmawianej po polsku. To dwa elementy, których bolszewia nienawidzi, czyli polskość i katolicyzm. W związku z tym dzieci z Wrześni trzeba wykreślić, wykląć, żeby nie dawały „złego przykładu” dzieciom współczesnym.
Czyja postawa jest w związku z tym, według ideologów, „dobrym przykładem”?
Dobrym przykładem jest wywołany na początku towarzysz Jaruzelski. Można cynicznie odwrócić jego słowa: ponieważ Jaruzelski JEST bohaterem, jak twierdzą nowi komuniści, to generał Kukliński jest zdrajcą.
Według lewicy Jaruzelski jest bohaterem, bo doprowadził do okrągłego stołu, przy którym spotkali się Polacy przychodzący z różnych stron historycznych podziałów, bo stworzył warunki do tego, żeby Polska otworzyła się na Europę, żeby stała się nowoczesna, lewicowa jednym słowem . Taka jest dominująca narracja o okrągłym stole… A to, że Jaruzelski ma na rękach krew wielu Polaków… Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą.
Jaka jest dominująca reakcja na zmiany w nauczaniu? Są nią memy z towarzyszami Hitlera, którzy w czasie okupacji mówili wprost, że Polacy mają umieć się podpisać i wykonywać proste zadania matematyczne. Takiego samego społeczeństwa w Polsce ma chcieć ekipa Tuska…
Z jednej strony jest to naturalne skojarzenie wzmacniane dodatkowo przez inne zjawiska i przykłady historyczne. Przypomnę, że pierwszym, który wprowadził „legalną, bezpieczną aborcję na życzenie” na ziemiach Polski, był właśnie Adolf Hitler. Jeśli spojrzymy uważniej, to zauważymy, że poszczególne działania aktualnie rządzących jakoś tak zaczynają przypominać jesień 1939 roku. Byłoby to jednak zbyt proste. Argument ad hitlerum jest powszechnie uznawanym za argument oznaczający, że ten, który go użył, przegrywa dyskusję, więc lepiej go nie używać.
Zamiast dokonywać tego typu porównań, mówmy o konkretach. Nowi komuniści chcą dokładnie tego samego, czego chciała stara lewica bolszewicka, czyli przekształcenia społeczeństw w duchu internacjonalistycznym. Przeszkodami w tworzeniu struktur międzynarodowych – niezależnie od tego, czy chodzi o ZSRS, czy Unię Europejską – są dla nich dwie instytucje: państwa narodowe i Kościół katolicki.
Państwa narodowe i Kościół katolicki stawiają, z natury swojej, opór dążeniom inżynierów społecznych do tworzenia czegoś komunistycznego, lewicowego, postępowego, nowoczesnego i międzynarodowego. Znaczna część środowisk lewicowych nie mówi o sobie: „jesteśmy internacjonalistami”, tylko mówi: „jesteśmy Europejczykami”. Semantycznie jednak te dwa pojęcia oznaczają właściwie to samo – likwidację państw narodowych.
Podobny mechanizm ma miejsce w Kościele, o który również toczy się walka między tradycjonalistami a modernistami. Moderniści są górą, więc Kościół próbuje być nowoczesny, czyli szykuje sobie własną zagładę. Kościół katolicki nie ma prawa być nowoczesny! Istotą Kościoła katolickiego jest trwanie przy tym, co zostało ustanowione 2 000 lat temu przez Jezusa Chrystusa i Jego uczniów. Kościół ma pokazywać światu niezmienny kierunek, a nie podążać za zmiennymi modami. Wszelkie próby unowocześnienia Kościoła oznaczają jego odrywanie od Chrystusa, który jest drogą, prawdą i życiem.
Rozmawiał Tomasz Kolanek