2 lutego 2023

Skończymy zamknięci w getcie bez mięsa, samochodów i ubrań. Projekt C40 trwa!

(GS/PCh24.pl)

Warszawa od 2007 roku należy do międzynarodowej inicjatywy C40 Cities, polegającej na transformacji miast w klimatycznym kluczu zrównoważonego rozwoju. Tylko dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero dzisiaj i nieco przypadkowo?

Klimatyści od dawna przekonują, że kluczem do wygranej z globalnym ociepleniem (z uwagi na przekraczanie kolejnych „nieprzekraczalnych terminów”, już nie wiadomo na czym polegającym) jest zaangażowanie w transformację społeczno-ekonomiczną dużych miast. Jak czytamy, duże skupiska ludzkie odpowiadają za 10 proc. wszystkich emisji gazów cieplarnianych na świecie; co więcej, wielkie miasta redukują emisje 40 proc. szybciej w porównaniu z innymi regionami. Zatem zastosowanie w przeróżnych strategiach podziału wieś-miasto jest tak samo ważne (albo ważniejsze) jak kryterium granic państwowych.

Nic więc dziwnego, że na długo przed podpisaniem Porozumienia Paryskiego – „kamienia węgielnego” dzisiejszego klimatyzmu, istniała tzw. inicjatywa C40 Cities, zrzeszająca początkowo 40 dużych miast jak Londyn, Hongkong czy Montreal. Z czasem rozrosła się do ponad „100 wiodących miast, współpracujących, by zmierzyć się z kryzysem klimatycznym”.

Wesprzyj nas już teraz!

Członkostwo w ramach C40 wiąże się z przyjemnym zastrzykiem finansowym do miejskiej kasy. Pieniądze płyną przede wszystkim z fundacji Michaela Bloomberga, amerykańskiego (żydowskiego) finansisty, polityka i filantropa, z majątkiem wycenianym na 54 miliardy dolarów. Ale wśród „darczyńców” możemy znaleźć również fundusz klimatyczny Realdania, Miasto Londyn, niemieckie Ministerstwo Środowiska, duńskie MSZ czy Open Society Foundation George’a Sorosa. Do tego dochodzi pokaźna liczba partnerów prywatnych jak Ikea, Google czy L’Oréal. Sam Bloomberg przez lata sprawował urząd burmistrza Nowego Jorku, realizując swoje wizje w praktyce.

Ale nie ma nic za darmo. Jak czytamy, „członkostwo działa na podstawie wymagań opartych na wynikach, a nie wpłatach”. Oznacza to, że każdego roku należy wykazywać konkretne inicjatywy, przekładające się na redukcję emisji CO2. Brak aktywności przez 12 miesięcy oznacza usunięcie z tego „elitarnego” grona.

Zatem Warszawa stawiała kolejne kroki na drodze do zero-emisyjności już za czasów prezydentury Hanny Gronkiewicz-Waltz, zanim ktokolwiek słyszał o „kryzysie klimatycznym”, „transformacji energetycznej” czy „śladzie węglowym”.

Wegańskie getto

Dzisiejsza dyskusja o poprawie jakości powietrza czy paraliżujących korkach niestety często przysłania dużo szerszą perspektywę. Mniejsza, gdyby chodziło jedynie o wytyczanie nowych ścieżek rowerowych, zwężanie ulic czy likwidację miejsc parkingowych. Zapominamy, że władze zawsze używają klimatycznego pretekstu do dużo głębszej ingerencji w życie mieszkańców. Przykład uchwalonej niedawno w Krakowie Strefy Czystego Transportu pokazuje, że nie cofną się nawet przed uderzeniem we własność prywatną – w tym przypadku samochody spalinowe.

W szerokiej bazie analiz inicjatywy C40 również znajdziemy wiele absurdalnych pomysłów. Przede wszystkim – opisywany już na naszych łamach – projekt gettoizacji życia codziennego w tzw. miastach 15-minutowych, zapewniających możliwość „spełnienia wszystkich potrzeb życiowych w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania, bez konieczności odbywania zbędnych podróży na dłuższe odległości”.

To również wszystkie, dobrze już znane koncepcje polegające na wyrzuceniu z obrębu miasta samochodów spalinowych (nowy patrycjat oczywiście będzie pędził po pustych drogach elektrykami) na rzecz transportu publicznego oraz tzw. mikromobilności. To także reglamentacja podróży samolotem, ograniczająca loty do zaledwie jednego w ciągu roku.

Miejscy planiści, oprócz chęci usadzania nas w miejscu i uprzykrzania życia kierowcom, chcą także determinować… skład naszej diety. Zgromadzeni w 2019 r. w Sztokholmie przedstawiciele grupy C40 radzili, jak wykorzystać politykę miejską do… redukcji spożycia mięsa i nabiału. Otwarcie wskazywali swoje cele: nie więcej niż 16 kg mięsa na osobę rocznie (dzisiaj średnia wynosi 58 kg), w tym – dobrotliwie – 1,3 kg wołowiny. Wyznaczono także nieprzekraczalną, dobową ilość spożywanych kalorii na poziomie 2500 kcal.

Ale nawet to nie wystarczy. Bloomberg et concortes oczyma m.in. Rafała Trzaskowskiego chce zaglądać również do naszej szafy. Jak czytamy, „burmistrzowie (…) mogą podjąć działania w celu ograniczenia emisji związanych z konsumpcją odzieży i tekstyliów o 39 proc. do 2030 r.”. W jakim celu? Upowszechnianie recyklingu i wynajmu (sic!) ubrań ma spowodować „zmniejszenie liczby nowych sztuk odzieży do zaledwie 3 na osobę rocznie”.

Podsumowując, ideał planistów grupy C40, to zamknięty w getcie weganin-rowerzysta, omijający szerokim łukiem inne kraje (no chyba, że autostopem), noszący tą samą parę spodni przez cały rok. Mówiąc żartobliwie, czy trzeba lepszego dowodu, że obecne programy pisze pokolenie dzieci-kwiatów z roku 68’?

Polis

Ale już na poważnie; obecnie widać jak na dłoni powracającą koncepcję miasta-państwa, niemal autonomicznego bytu politycznego, gdzie kierunki polityki nie wyznacza już dobrze pojęty interes społeczny, ale ideologiczne zacietrzewienie bliskie lewicowo-liberalnej wizji świata. Jako przykład takiej wolty niech posłuży chociażby tzw. Pakt Wolnych Miast, zawiązany w 2019 r. przez prezydentów Bratysławy, Budapesztu, Pragi i Warszawy. A gdyby ktoś pytał skąd nasi radni czerpią podobne pomysły, należy wskazać nie wyborców, lecz Nowy Jork, Brukselę czy Berlin.

Bo to także próba przebudowy całej tkanki społecznej, poprzez faworyzowanie zagranicznych turystów, nomadycznego prekariatu czy zagranicznych korporacji, kosztem mieszkańców i uciekających przed fiskalno-biurokratycznym uciskiem przedsiębiorców. A pod pretekstem walki o czyste powietrze buduje się nową, techno-komunistyczną utopię polegającą – jak wszystkie tego typu propozycje w historii – na bezwzględnym chwyceniu ludzi za twarz. Ale już nie za pomocą wojska i bagnetów, ale poprzez realizowane metodą małych kroczków, rozpisane na lata, totalitarne programy obejmujące niemal każdy aspekt naszego życia.

Obecnie naszą energię wykorzystujemy do sporów wokół transportu czy miejsc parkingowych. Ale niech nie znikają nam z oczu ostateczne cel, z którymi zaczytani w Harari’ego, Piketty’ego czy Schwaba architekci nowej rzeczywistości wcale się nie kryją. Natomiast odpowiadając na pytanie z początku tekstu; o inicjatywie C40 – jak i innych propozycjach niewybieralnych „naprawiaczy świata” – dowiadujemy się, kiedy wczorajsze wariactwa można przedstawić jako doskonałe rozwiązanie przyszłych problemów. Potrzeba tylko czasu, konsekwentnej inżynierii społecznej i… „pandemii”.

Piotr Relich

Agenda 2030. Nowy porządek świata

Schwab odcina się do Harariego? Władcy świata podzieleni w Davos!

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij