Kościół katolicki i cywilizacja chrześcijańska mogą wiązać z Afryką duże nadzieje nie tylko na przetrwanie, ale i na rozkwit w odrodzonej formie – mówi Sławomir Olejniczak, prezes Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej imienia Księdza Piotra Skargi w rozmowie z Jerzym Wolakiem.
Jakie wrażenie wywiera Afryka na katoliku z Zachodu?
Z katolickiego punktu widzenia można tam przede wszystkim zachwycić się pięknem stworzenia: przebogatą przyrodą, uroczymi widokami i tak dalej. Ale nie o to chodzi – takie rzeczy da się poznać z filmów krajoznawczych. Katolikowi natomiast z miejsca rzuca się w oczy dynamizm rozwoju chrześcijaństwa. Odnosi się wrażenie, jakby się człowiek znalazł gdzieś w początkach średniowiecza. Zwłaszcza że wspólnota, do której przybyłem – Misjonarze Krzyża Świętego – wywodzi się z pnia benedyktyńskiego, więc miałem takie odczucie, jakbym oglądał średniowiecznych benedyktynów (ale czarnoskórych), którzy prowadząc działalność ewangelizacyjną, jednocześnie kładli podwaliny pod cywilizację. Reasumując zatem moje afrykańskie doświadczenie powiem, że można tam dostrzec początki nowego średniowiecza.
Wesprzyj nas już teraz!
Jak to należy rozumieć?
Analogicznie jak w przypadku Europy. Stary Kontynent u zarania średniowiecza był czysto barbarzyński. W dzisiejszej Afryce jest to również mocno widoczne w postaci rozmaitych pozostałości pogańskich kultów czy oddziaływania pogańskiej mentalności. To jednak stanowi dość ciekawe podglebie przedchrześcijańskie, bo u tamtych ludów widzi się świadomość rzeczy niewidzialnych, które wspominamy w wyznaniu wiary, czyli sfery pozanaturalnej, nadprzyrodzonej.
W fałszywych religiach często te rzeczywistości bywają pomieszane. Zanim Bóg objawił się światu w osobie Jezusa Chrystusa i przedstawił prawdziwą religię, ludzie na skutek grzechu pierworodnego szukali po omacku i tworzyli fałszywe obrazy, co jednak nie znaczy, że w pogańskich wierzeniach wszystko jest w stu procentach fałszywe – najczęściej mamy tam do czynienia z pomieszaniem fałszu z prawdą. Przede wszystkim zaś jest w nich to właśnie, co tak wyraźnie można zaobserwować w Afryce, czyli świadomość istnienia ponadnaturalnej rzeczywistości niewidzialnej, która uwrażliwia tych ludzi na przesłanie ewangeliczne.
To zdecydowanie różni mentalność afrykańską od postchrześcijańskiej mentalności upadającego Zachodu przesyconej pozytywizmem, całkowitym odrzuceniem rzeczywistości nadprzyrodzonej i sprowadzaniem wszystkiego do poziomu wyłącznie materialnego. Bardzo ważne jest chociażby to, że pomimo silnych wpływów pogańskich w Afryce istnieje mocne poszanowanie prawa naturalnego z perspektywy fundamentalnych praw człowieka, jak choćby prawo do życia. Nikomu do głowy nie przyjdzie, by matka mogła zabić własne dziecko w łonie. Niedopuszczalność aborcji jest tam bardzo mocno ugruntowana. Tak samo jak świadomość wynikającego z samej natury człowieka istnienia dwóch płci – nikomu nie przyjdzie na myśl, że mogłoby być inaczej. To wpływa na kształtowanie się rodziny i relacji społecznych i jak już wspomniałem, stanowi bardzo żyzne podglebie pod zasiew Ewangelii.
Jak to się przejawia w praktyce?
Choćby tak, że afrykańskie społeczeństwa dynamicznie się rozrastają (na każdym kroku mona spotkać mnóstwo dzieci) i są bardzo żywotne. A także radosne – powszechnie obserwuje się wśród nich taką zwyczajną radość życia codziennego. Przejeżdżając przez afrykańskie wioski łatwo zauważyć, że tętnią one życiem – również po zmroku. Tu palą ognisko, tam coś pieką, nawzajem się częstują, sąsiedzi przychodzą porozmawiać. Przestępczość i patologie występują w dużych miastach, gdzie panuje anonimowość, ale to już efekt wpływów rewolucyjnej cywilizacji zachodniej. Wieś – naturalny habitat afrykański – jest zasadniczo wolna od tych rewolucyjnych aberracji.
A co jeszcze ciekawsze, w Afryce można naprawdę odetchnąć wolnością – w stosunku do tego co mamy w naszym opresyjnym systemie europejskim, gdzie prawo coraz bardziej zaczyna przypominać instrukcję obsługi życia człowieka, regulującą coraz drobniejsze szczegóły myślenia, wypowiadania się, a nawet sfery intymnej. Tam zaś czuje się większą swobodę – państwo w wiele rzeczy nie ingeruje. Oczywiście istnieje korupcja oraz inne wady życia politycznego, ale społeczeństwo sprawnie funkcjonuje pomimo to.
Afrykańska kultura jest wciąż jeszcze silnie przesiąknięta pogaństwem – coś jak u nas czasy Bolesława Chrobrego: z jednej strony chrześcijaństwo już weszło do kraju, ale z drugiej – nadal istnieje ogromna masa barbarzyńskich zaszłości.
Ale daje się zauważyć rozwój chrześcijaństwa? Widać, że zaczyna ono przeważać w kulturze i przekształcać ją?
Tak, widać to wyraźnie. Istotne w tej kwestii jest, na ile i jak Kościół katolicki powinien się inkulturować. Bo jeżeli będzie się dostosowywał do pogaństwa, to niewiele zdziała; natomiast zbierze obfity owoc, jeżeli postawi na zdrową inkulturację, czyli chrystianizację poprzez wysublimowanie dobrych elementów lokalnej kultury i eliminację złych (jak to się odbywało przed tysiącem lat w Polsce, a jeszcze wcześniej w Zachodniej Europie). Akurat we wspólnocie, którą odwiedziłem, a która ma rys bardzo tradycyjny, jest to wyraźnie widoczne. Tam dają ludziom formację katolicką praktycznie od urodzenia – a oni chcą się rozwijać w katolickiej wierze.
Siostra Maria Stieren, założycielka zgromadzenia Misjonarek Krzyża Świętego (z którego dwa lata później rozwinął się odłam męski – były to lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku) uświadomiła sobie, że trzeba tych ludzi po prostu cywilizować – bo na początku oferowano im zwykłe rozdawnictwo rozmaitych dóbr sprowadzanych z bogatszego świata, co tylko powodowało wzrost liczby potrzebujących. Siostra Maria stwierdziła więc, że nie tędy droga – tych ludzi trzeba nauczyć działania w taki sposób, by mogli samodzielnie zaspokajać swoje potrzeby. I zaczęła się praca cywilizacyjna.
Zgromadzenie otrzymało teren, który był piaszczysto-kamienistym nieużytkiem, a w tej chwili (czyli po ponad czterdziestu latach) jest to okolica żyzna i zadrzewiona, gdzie uprawia się zboża i owoce i hoduje rozmaite zwierzęta domowe. A ile praktycznej edukacji przyniosła ta praca. Niedawno zamieszkujący sąsiedni rejon muzułmanie sprzedali wspólnocie sto hektarów gruntu, zachęcając ją do podjęcia działań na owym gruncie, bo to podnosi cywilizacyjnie całą okolicę. Trudno o wyraźniejsze świadectwo skuteczności, niż gdy muzułmanie proszą katolików o pomoc…
Przy okazji warto też wspomnieć, że u początków istnienia wspólnoty okolicę zamieszkiwało niezwykle agresywne plemię znane z napadania na turystów (i nawet zabijania ich) celem kradzieży opon samochodowych, z których robili buty. Siostrze Marii usilnie doradzano przeniesienie się w inne miejsce, ona jednak zdecydowała się nie przerywać pracy misyjnej. I co? Dzisiaj połowę tego plemienia stanowią katolicy, a ogólny jego poziom cywilizacyjny znacząco się podniósł (i dawno już porzucili bandycki proceder).
Czyli widać na Czarnym Lądzie wyraźny postęp wiary i moralności chrześcijańskiej…
Owszem – powolny, ale stały. Przywołajmy chociażby niedawną reakcję biskupów afrykańskich na deklarację Fiducia supplicans. Czarni hierarchowie jednogłośnie orzekli, że w afrykańskim Kościele nie ma miejsca na aberracje. Afryka nie chce europejskiej zgnilizny pseudocywilizacyjnej. Bo w Afryce – odwrotnie niż w Europie, gdzie mamy do czynienia z sytuacją postchrześcijańską – dominuje sytuacja prechrześcijańska z perspektywą do, a nie od Kościoła. Chociaż tamtejsza gleba jest jeszcze bardzo świeża. Jeszcze nie do końca została w nią wsiana wiara; jeszcze nie w pełni ta wiara wzrosła.
A czy Afrykanie garną się do Kościoła?
Garną się. Na uroczystość religijną – taką jak święcenia diakonatu – potrafi przyjść półtora tysiąca osób z całej rozległej okolicy. Religijne uroczystości postrzegają oni jako ważne wydarzenia.
Afrykanie mają bardzo żywe poczucie sacrum. Do kwestii religijnych podchodzą bardzo poważnie. Nie ma tam miejsca na lekkie i rozrywkowe podejście jak u nas – oni mają pełną świadomość, że w kościele oddaje się cześć Prawdziwemu Bogu. A Msze w Afryce są długie, bo jej mieszkańcy bardzo lubią celebrować i nie żałują Panu Bogu swojego czasu (odwrotnie niż u nas, gdzie Msze się skraca, bo męczą uczestników). Ich zachowanie tchnie otwartością na rzeczywistość nadprzyrodzoną – widać, że autentycznie pragną pozostawać jak najdłużej w bliskości ołtarza i Chrystusa Eucharystycznego.
A potem rozrywka – jak najbardziej. I to na całego, bo Afrykanie lubią się bawić. Ale wyraźnie oddzielają od siebie sfery sacrum i profanum.
Czy zatem Afryka stanowi nadzieję ratunku dla Kościoła i cywilizacji chrześcijańskiej?
W moim odczuciu wspartym pewnym doświadczeniem jest na to spora szansa. Działanie Ducha Świętego i współpraca ludzi z Łaską Bożą na tym polu może przynieść takie owoce.
Wchodzimy właśnie w poważny zakręt historii i nie wiadomo, co się stanie (można stawiać najróżniejsze hipotezy), ale może się okazać, że jedynym wyjściem dla katolików czy ogólnie chrześcijan prześladowanych przez szatański reżim Unii Europejskiej będzie emigracja. A dokąd? Wygląda na to, że jedyną możliwością w tym względzie pozostaje kontynent afrykański.
Taką możliwość trzeba najzupełniej poważnie rozpatrywać, bo nie jest wykluczone, że któregoś dnia będziemy musieli po prostu spakować manatki i wyjść z ziemi europejskiej, z domu niewoli (Wj 20, 2), by szukać nowej ziemi obiecanej.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa ukazała się w dwumiesięczniku „Polonia Christiana” – numer 98, maj-czerwiec 2024