Tak, ten tytuł stanowi świadome odwołanie do antywojennej powieści Ernesta Hemingwaya Pożegnanie z bronią. Z nie mniejszą bowiem intensywnością, jak ów amerykański pisarz sto lat temu żegnał się z karabinem, my dziś powinniśmy serdecznie się z nim przywitać.
Jesteśmy narodem praktycznie bezbronnym i na dodatek w zdecydowanej większości (jeśli ufać sondażom) niemającym potrzeby posiadania żadnej broni. Jakiż to spektakularny i historyczny blamaż – chciałoby się rzec. Jaką drogę musieliśmy pokonać, aby od dumnych i nieujarzmionych Sarmatów z przyrośniętymi do szabel pięściami, słynących z najskuteczniejszej jazdy pancernej oraz jedynej w swoim rodzaju szkoły krzyżowej walki szablą, dojść do roli gorszej od rzymskich niewolników – do pozycji pospolitych mydłków?
Jeśli w jakimś mężczyźnie na te słowa krew się wzburzyła, to i dobrze. Bo świadczyłoby to, że nie wszystko jeszcze stracone i pozostał cień nadziei. Że gdzieniegdzie tli się jeszcze nikły płomyk walecznego ducha przodków.
Wesprzyj nas już teraz!
Po kim jednak słowa te spłyną jak po kaczce, ten niech nie liczy na niczyją litość – zarówno teraz, jak i w przyszłości. Nie zasługuje na nią ten, kto ani zimny, ani gorący, albowiem – jak pisze ksiądz Piotr Skarga – taki godny jest wyrzucenia w ogień.
Na mapie Europy, obrazującej skalę dostępności broni, jesteśmy białą plamą wstydu, w całkowitej opozycji do słów piosenki Jacka Kaczmarskiego: Pod każdym sztandarem, byle nie białym…
Ale nie chodzi o to, by narzekać i biadolić jak przysłowiowe baby. I to przysłowiowe tylko, bo w rzeczywistości niejedna z naszych pań, w obliczu takiego zalewu wydelikaconych maminsynków, sama chętnie stanęłaby do walki. Jak te mężne białogłowy, które ubiegłej jesieni w szeregach oddziałów obrony terytorialnej ruszyły bronić naszej wschodniej granicy – podczas gdy niejeden facet w świeckim czy duchownym stroju, powołany czy to z urzędu, czy z Bożego nadania do obrony powierzonych mu dusz przed niebezpieczeństwem, bredził o potrzebie wrażliwości i humanitarnych korytarzy…
Panowie, czas już najwyższy przywitać się z bronią!
Kto żyw jeszcze, niech się zapali w swej gorliwości do wizji męża zbrojnego nie tylko w pancerz ducha i pas cnót – tak niezbędne do praktykowania męstwa – ale i w broń materialną, która jest podporą męstwa i honoru oraz widomym znakiem gotowości do walki i obrony przed złem.
Bo broń – jak sama nazwa wskazuje – służy do obrony, a więc i do walki. Z czym? Ze złem właśnie.
Obowiązek człowieka odpowiedzialnego
Jesteśmy moralnie zobowiązani do podjęcia czynnej walki ze złem zarówno w obronie własnej, jak i w obronie osób, za które jesteśmy odpowiedzialni przed Panem Bogiem. I o ile z obrony własnej moglibyśmy zrezygnować, decydując się świadomie na męczeństwo po wyczerpaniu innych środków obrony własnego życia, o tyle mamy święty obowiązek moralny bronienia życia, zdrowia i bezpieczeństwa naszej rodziny, osób powierzonych nam w opiekę, a także Kościoła i Ojczyzny.
Mamy obowiązek podjęcia walki aż do unieszkodliwienia wroga, w tym – jeśli zajdzie taka potrzeba – pozbawienia go życia. Nie ponosimy wówczas odpowiedzialności moralnej; nie popełniamy grzechu, zabijając tego, kto chce pozbawić życia nas samych czy naszych bliskich lub atakuje zbrojnie nasz kraj czy Kościół święty.
W celu unieszkodliwienia wroga zagrażającego temu wszystkiemu mamy obowiązek użyć siły. Na tym zasadza się w odwiecznym nauczaniu Kościoła pojęcie wojny sprawiedliwej oraz obrony własnej i bliźnich. Dlatego czcimy nie tylko męczenników świętej wiary katolickiej, ale też składamy hołd bohaterom, którzy w walce przelewali krew za wolność Ojczyzny oraz prawa Kościoła i narażali własne życie dla ratowania innych.
Prawo człowieka wolnego
Ale żeby móc walczyć, gdy zajdzie taka potrzeba, musimy posiadać niezbędne do tej walki środki i narzędzia. Mówiąc wprost, musimy posiadać broń.
Prawo do posiadania broni nie jest żadnym przywilejem dla wybranych – jak usiłują nam wmówić politycy. Prawo do posiadania broni jest jednym z podstawowych uprawnień każdego człowieka wolnego, na którym nie ciążą żadne kary. Prawo to dla dobra Ojczyzny, Kościoła, każdej rodziny i każdej osoby powinno być respektowane przez państwo. I przez wieki tak było – noszenie broni stanowiło rzecz absolutnie naturalną. Zmieniło się to całkiem niedawno.
My jednak przez te kilkadziesiąt lat zdążyliśmy przywyknąć do traktowania nas gorzej od niewolników – do tego stopnia, że sami nieraz ulegamy mitom o rzekomym niebezpieczeństwie posiadania środków skutecznej obrony własnej. I jakby tego było mało, pozwalamy nasze dzieci od najmłodszych lat, w przedszkolu i szkole, wychowywać w atmosferze pacyfizmu, aby czuły wstręt i strach najpierw wobec wszystkich zabawek militarnych, później zaś wobec wszelkiej broni.
Jak można żyć w takiej schizofrenii: czcząc pamięć bohaterów walk w obronie Ojczyzny i licząc, że ktoś nas obroni przed ewentualnym agresorem, a jednocześnie wychowując dzieci na ofiary losu, które za nic nie wezmą broni do ręki? To kto ma nas obronić? Jakiś nieznany bliżej policjant czy żołnierz? A skąd on się ma wziąć? Rozbrojony i zaczadzony pacyfizmem naród nie dostarczy rekruta dla zwycięskiej armii.
Co więc zrobisz, przeciwniku posiadania broni, kiedy przyjdą do twojego domu ludzie chcący pozbawić życia czy to ciebie, czy twoich bliskich, a w pobliżu nie będzie – z twojej własnej winy – nikogo, kto by umiał się bronią posługiwać?
Sławomir Skiba
Tekst został opublikowany w numerze 83. magazynu „Polonia Christiana” przed agresją Rosji na Ukrainę (wyd. styczeń – luty 2022).
Podpisz petycję w sprawie ułatwienia dostępu do broni:
Oddajmy broń w ręce Polaków! Rozbrojone społeczeństwo jest łatwym łupem dla agresora. Podpisz APEL