Nie pociągała nas demokracja liberalna, nie pociągało nas to, że większość może zmieniać dowolnie cokolwiek chce, ustalać porządek wartości bądź to, że tego porządku w ogóle nie ma. Nie, chcieliśmy właśnie coś zachować. Chcieliśmy odtworzyć i zachować to, co było dobre w naszej cywilizacji – mówił o początkach obchodzącego ćwierćwiecze działalności Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi jeden z jego współzałożycieli, wiceprezes Sławomir Skiba.
– Studenci, którzy chcą coś robić, chcą działać, spotykają się, poznają świat. Początek lat 90., ludzie spragnieni wolności; ludzie, którzy wolność „kochają i rozumieją” – tak Sławomir Skiba opisywał pokrótce grupę osób, które zakładały Stowarzyszenie oraz realia towarzyszące początkom organizacji. – Ci młodzi ludzie spotykają się na studiach, czytają prasę najróżniejszą, ale niekoniecznie tę głównego nurtu – zachwyconą „liberalno-demokratycznym światem”, który powstaje. I nagle rodzi się w nas taki zamysł: czy tego właśnie chcemy, czy to są nasze marzenia, także jako ludzi wierzących?
Wesprzyj nas już teraz!
Studenci, jeszcze nie tak dawni licealiści, zastanawiali się nad zaangażowaniem, któremu mogliby i chcieli poświęcić się w pełni. Zarysowaną wówczas na horyzoncie wolność Polski woleli osadzić w trwałych wartościach. Poglądami na ustrój i porządek kształtującego się na nowo po okresie PRL państwa bliscy byli idei propagowanych na łamach ówczesnego „Najwyższego Czasu”.
– Nie pociągała nas demokracja liberalna, nie pociągało nas to, że większość może zmieniać dowolnie cokolwiek chce, ustalać porządek wartości bądź to, że tego porządku w ogóle nie ma. Nie, chcieliśmy właśnie coś zachować. Chcieliśmy odtworzyć i zachować to, co było dobre w naszej cywilizacji. Stąd myśli śp. Artura Górskiego, nasze spotkania, rozmowy, kontakty, środowisko studentów, rozmów w kawiarniach czy przy piwie, a i również debat ideowych, których dzisiaj tak bardzo brakuje – opowiadał wiceprezes SKCh.
Generalne wnioski z tych koleżeńskich dysput wskazywały, że świat zachodni – a wraz z nim odradzająca się i zachłystująca otwarciem na Zachód Polska – nie zmierzają w dobrą stronę. Ideowa tożsamość środowiska zaczęła krystalizować się wokół myśli konserwatywnej, czyli wbrew wiodącemu przekonaniu o dziejowym determinizmie oraz nieuchronności przyjęcia modelu lewicowo-liberalnego.
Młodzi ludzie angażują się w działalność środowiska związanego z pismem „Pro Fide Rege et Lege”, czyli propagującego myśl monarchistyczną. Jednym z czynników mobilizujących i wzmagających determinację do pójścia w działalność społeczną był demokratyczny powrót do władzy komunistów w 1993 roku, przypieczętowany objęciem fotela prezydenckiego przez Aleksandra Kwaśniewskiego 2 lata później. Odpowiedzią była m.in. demonstracja w Krakowie pod hasłem „Kwas jest żrący”, udział w debacie konstytucyjnej, spektakularny protest przeciwko hucznym, oficjalnym obchodom rocznicy krwawej, wywracającej ład państwowy „rewolucji francuskiej”.
W połowie lat 90. młodzi krakowianie spotkali Leonardo Przybysza, Brazylijczyka polskiego pochodzenia. Na prośbę prof. Plinia Correa de Oliveiry, twórcy międzynarodowego ruchu Tradycja – Rodzina – Własność (TFP) przyjechał on do ojczyzny swoich przodków by nawiązać kontakty i współpracę z katolikami o konserwatywnych poglądach. Do grupy studentów mocno przemówił zawarty w dziele założyciela TFP spójny opis wielowiekowego procesu rewolucyjnego niszczącego chrześcijański świat. Przemówił tym mocniej, że diagnozie towarzyszyła koncepcja przeciwstawienia się destrukcji. Jest ona oparta na przeświadczeniu, że wraz z wejściem Chrystusa – Boga Człowieka w historię świata nastąpiła zasadnicza zmiana. – On przemienia świat. Zmienia go tak gruntownie, że powstaje cywilizacja. Z barbarzyńców rodzą się narody chrześcijańskie. Barbarzyńcy, którzy byli na wiele niższym poziomie niż Rzymianie, Grecy, Żydzi, przychodzą do Rzymu, przyjmują chrześcijaństwo – Galowie, Germanowie, Słowianie czy Hunowie – i poprzez to, że się z nim stykają, zaczynają tworzyć rzeczy niesamowite. Otrzymują cywilizacyjny impuls – wskazał Sławomir Skiba.
– Pan Bóg chce, żeby chrześcijanie, którzy przychodzą, zachowali ze świata antycznego to, co najlepsze, [odrzucając] jednocześnie całą dekadencję i degrengoladę. (…) Dzisiaj możemy przez analogię powiedzieć: dlaczego upadł Rzym? Dlatego, między innymi, że dopuścił do upadku rodziny – zauważył.
Rozmówca Jana Pospieszalskiego nawiązał do myśli dr. de Oliveiry o tym, że kontrrewolucjonista to ten, kto zna rewolucję i zna kontrrewolucję, nienawidzi procesu rewolucyjnego, a z miłości do kontrrewolucji uczynił oś swojego życia. – Sercem kontrrewolucji jest katolicyzm – podkreślił.
W czasach Sługi Bożego księdza Piotra Skargi najsilniejszym przejawem ducha rewolucyjnego był protestantyzm. W pismach jego ideologów znajdziemy egalitaryzm, komunizm, pacyfizm, podważanie struktur społecznych. Patron Stowarzyszenia możliwość walki z herezjami odnalazł w organizacji, strukturze Towarzystwa Jezusowego. – Stowarzyszenie i pragnienie walki jest tym, co nas funduje, w oparciu o myśl de Oliveiry i we współpracy z naszymi kolegami z ruchów obrony Tradycji, Rodziny i Własności – podkreślał wiceszef SKCh.
Od strony religijnej istotnym oparciem kształtującego się środowiska jest duchowość świętego Ludwika Marii Grignon de Montfort oraz jego „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”, a także treść fatimskich objawień Matki Bożej, myśli świętych Bonawentury czy Maksymiliana.
Od pierwszych lat działalności SKCh przyjęło metodę bezpośredniego docierania do potencjalnych wspierających – korespondencyjnie, z czasem też za pośrednictwem poczty elektronicznej. W stosunkowo krótkim czasie powstała pokaźna baza darczyńców. Kolejnymi owocami było m.in. wielkonakładowe, wciąż ukazujące się pismo „Przymierze z Maryją”, kolejne akcje społeczne, między innymi odnoszące się do projektów legalizacji związków jednopłciowych czy akcesji Polski do Unii Europejskiej. – Wystąpiliśmy wtedy z manifestem, który opublikowaliśmy jako płatne ogłoszenie na stronach „Rzeczpospolitej”. Wystąpienie nosiło tytuł: „Unia Europejska – ostatnia deska ratunku czy pocałunek śmierci dla chrześcijańskiej Polski” – wspominał wiceprezes Sławomir Skiba. – Byliśmy przeciwnikami wstępowania do takiej Unii. Stało się jak się stało, ale daliśmy świadectwo. Kiedy porównamy to, co stało się faktycznie z naszymi przewidywaniami, to one sprawdziły się w 110 procentach – podkreślał.
– We mnie, ani – jak myślę – w żadnym z nas nie było takiego poczucia „a nie mówiłem” wtedy gdy sprawdzały się te czarne scenariusze. Po pierwsze, wszyscy cierpimy z tego powodu, że sprawy zmierzają w taką, a nie inną stronę. Szkody są niewymierne – zauważył, wspominając niewykorzystane szanse obozu Zjednoczonej Prawicy z ostatnich ośmiu lat. Jedna z najpoważniejszych – a zarazem najbardziej brzemiennych w skutki z powodu grzechu zaniechania – dotyczyła cywilizacyjnego fundamentu pełnej ochrony życia człowieka.
Sławomir Skiba zwrócił uwagę na „pisaną bądź niepisaną” współpracę pasterzy Kościoła w Polsce z poprzednim obozem władzy w sprawie powstrzymania projektu „Stop Aborcji” z 2016 roku. Pod pretekstem zapisu o karalności matek zabijających dzieci poczęte, inicjatywa ustawodawcza współinicjowana i wspierana przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Księdza Piotra Skargi została cynicznie „utrącona” rok po objęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość oraz koalicjantów. – Ilekroć przegrywa prawica, przegrywają katolicy, to dzieje się tak dlatego, że są niekonsekwentni; dlatego, że się boją, nie wierzą we własne siły, zaczynają liczyć głosy – zauważył, powołując się na przykład króla Dawida, którego największym grzechem okazało się zdawanie na własne siły, zamiast oparcia na Panu Bogu.
W puencie rozmowy Jan Pospieszalski spytał o perspektywy stojące przed SKCh: – Czy dziś, z perspektywy 25 lat, patrząc na rozliczne dzieła, które udało się zrealizować, na tę wielką społeczność, na to, iż także historia przyznaje, że mieliście rację; że ten rodzaj przenikliwego spojrzenia na historię, ale z perspektywy doświadczeń innych krajów też może o nas mówić dzisiaj, o nas samych, o to, w jakim miejscu dzisiaj jest Polska – czy zatem w tej chwili, w której jesteście jako stowarzyszenie, uznaje pan: „OK, możemy siąść na laurach, mamy dwa studia, sieć wspierających, dorobek filmowy, i tak dalej…”. Co zrobić, żeby wobec tego, co nas czeka, wzmocnić wysiłki i znaleźć odpowiedź na to, co jeszcze przed nami?
Jeden z liderów SKCh wskazał w tym miejscu na biblijną zasadę, której realizacja jest warunkiem koniecznym dla powodzenia misji społecznej katolików. – Nie możemy zaprzestać walczyć. Naszą racją bytu jest walka w obronie Kościoła świętego, w obronie cywilizacji chrześcijańskiej. Kiedy tracimy z pola widzenia walkę w obronie cywilizacji, przegrywamy – wnioskował.
– Kiedy upadli templariusze? Gdy skupili się na samych sobie, zaczęli myśleć, jaką są potęgą i zapomnieli o swoim powołaniu. Kiedy przegrali krzyżowcy na Bliskim Wschodzie, utracili Królestwo Jerozolimskie? Gdy się w nim rozsiedli i rękami swych poetów zaczęli pisać, że to są te wymarzone czasy biblijne, kiedy „jagnię koło lwa siądzie…”. I oni się poczuli już tam jak w niebie – zauważył Sławomir Skiba.
– Kiedy uwierzymy w to, że w poczuciu bezpieczeństwa możemy już przejść do auto-adoracji na tym świecie, tworząc sobie ułudę raju ziemskiego, to przegraliśmy. Naszym powołaniem na tym świecie jest walka i ciągła czujność – „Bądźcie nieskazitelni jak gołębie i przebieli jak węże” (por. Mt 10, 16). Jeśli choć na chwilę zapomnimy o tym, że mamy być roztropni, a zło jest i czyha tylko na nasze słabości, automatycznie przegrywamy – podsumował wiceprezes SKCh.
Źródło: PCh24.pl
Not. RoM